cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Poniedziałek, 29.04.2024

Dwóch mieczów niedostatek, czyli o nagich mieczach grunwaldzkich

Łukasz Marczyk, 15.07.2018

Dwa miecze. Obraz Wojciecha Kossaka

Jednym z najsłynniejszych epizodów związanych z bitwą pod Grunwaldem było wysłanie dwóch nagich mieczy przez wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena królowi polskiemu Władysławowi Jagielle i wielkiemu księciu litewskiemu Witoldowi. Polski władca miał w odpowiedzi zapewnić krzyżackich wysłanników, że mieczów ma dostatek. Dziś jednak akurat konkretnie tych dwóch mieczów nam brakuje.

Scena opisana przez Jana Długosza i sparafrazowana przez Henryka Sienkiewicza jest bardzo teatralna. Zdaniem kronikarza krzyżacki herold wypowiedział takie oto słowa:

Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Urlich posyła tobie i twojemu bratu (…) dwa miecze, byś się starł z nim i z jego wojskiem bez ociągania się i odważniej, niż się tym chwalisz, żebyś się dłużej nie chował w lasach i gajach zwodząc go, i byś nie odsuwał walki na potem. Jeżeli zaś uważasz, że masz zbyt ciasną przestrzeń do rozwinięcia szeregów, mistrz pruski Ulrich, by cię przynęci do walki, ustąpi ci, jak daleko chcesz, z równiny, którą swym wojskiem zajął, albo wybierz jakiekolwiek pole bitwy, byś walki tylko dalej nie odkładał.

Jagiełło, już wedle Sienkiewicza, miał w odpowiedzi odrzec słynne:

Mieczów ci u nas dostatek, ale i te  przyjmuję jako wróżbę zwycięstwa, którą mi sam Bóg przez wasze ręce zsyła.

Słowa te weszły do mowy potocznej. Można jednak domniemywać, że przyczyniła się do tego bardziej od powieści noblisty jej ekranizacja w reżyserii Aleksandra Forda.

Koniec końców wersja zaproponowana przez Sienkiewicza okazała się lepsza i nośniejsza od słów, które zdaniem Długosza król powiedział wtedy w rzeczywistości:

Chociaż nie potrzebuję mieczów mych wrogów, bo mam w mym wojsku wystarczającą ich liczbę, w Imię Boga jednak dla uzyskania większej pomocy, opieki i obrony w mej słusznej sprawie przyjmuję także dwa miecze przyniesione przez was, a przysłane przez wrogów pragnących krwi i zguby mojego wojska.

Scena wręczenia dwóch nagich mieczów z filmu Krzyżacy w reż. Aleksandra Forda, Na zdjęciu widzimy heroldów w barwach Cesarstwa oraz Księstwa Szczecińskiego.

Mimo wszystko w opisie kronikarza przydałoby się kilka rzeczy uściślić. Wysłani heroldowie nie byli heroldami zakonu, lecz księcia szczecińskiego Kazimierza oraz króla węgierskiego Zygmunta Luksemburskiego. Miecze z kolei należały najprawdopodobniej do komtura tucholskiego Heinricha von Schwelborn. Wielki mistrz tym działaniem chciał skłonić Jagiełłę i Witolda do jak najszybszego rozpoczęcia bitwy. Wojska krzyżackie czekały bowiem na walkę już od kilku godzin w otwartym polu, piękąc się w lipcowym słońcu. Słusznie przewidywano, że za nie rozpoczynaniem batalii kryje się podstęp Jagiełły i Witolda. Wielki mistrz postanowił wysłać heroldów do polskiego króla, by wyzwać do bitwy. Nie był to jakiś szczególnie oryginalny gest. Wysyłanie heroldów przed bitwą czy przekazywanie dwóch nagich mieczy było praktykowanym w średniowieczu wezwaniem do walki i w żadnym stopniu nie nosiło znamion obrazy. Postawę Urlicha von Jungingena w czasie całej bitwy oceniono jako niezwykle rycerską, gdyż nie zaatakował on wroga znienacka, wyzwał do walki i sam ruszył w bój, w którym zginął.

Strona polsko-litewska odczytała jednak gest przysłania dwóch nagich mieczów jako przykład pychy i przebiegłości przeciwnika. Wpływ na to miało w szczególności aroganckie przemówienie jednego z heroldów. Jagiełło i Witold nie dali się wyprowadzić z równowagi i zastępy krzyżackie musiały jeszcze trochę postać w skwarze.

Późniejsze dzieje nagich mieczów są niemniej ciekawe. Po zwycięskiej bitwie trafiły one do wawelskiego skarbca, na którego stanie znajdowały się do 1795 r. Były one używane podczas ważnych uroczystości państwowych, noszone przed królem jako symbol Polski i Litwy. Potem udało się je pozyskać Tadeuszowi Czapskiemu, który przekazał je do kolekcji rodziny Czartoryskich, gdzie eksponowano je w Świątyni Sybilli w Puławach. Po upadku powstania listopadowego trafiły one przez proboszcza Józefa Dobrzyńskiego do parafii we Włostowie. W 1853 r. miecze zarekwirowali rosyjscy żandarmi, którzy przewieźli je do Zamościa, a następnie gdzieś dalej. Gdzie? Tego niestety nie wiemy. Być może leżą teraz gdzieś anonimowe w jakimś muzealnym magazynie w Rosji i czekają aż ktoś je odkryje.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA