cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 01.05.2024

Kim Pan jest, Panie Michnik?

Jakub Wojas, 26.03.2021

Fragment okładki książki "Demiurg. Biografia Adama Michnika"

Pośród ojców założycieli III RP Adam Michnik ma miejsce szczególne. Był legendą opozycji demokratycznej w PRL. Od 1968 roku nie tylko uczestniczył, ale odgrywał ważną rolę w niemal wszystkich najbardziej istotnych wydarzeniach zmierzających do obalenia komunistycznego systemu. Po 1989 roku nie pełnił ważnej funkcji publicznej, ale mimo to, przynajmniej przez jakiś czas, miał być może największy wpływ na to co się dzieje w państwie.

Konrad czasu PRLu

Nie wiem czy to prawda, czy tylko plotka, ale rzekomo w czasie protestów po zakazie wystawiania „Dziadów” Adama Mickiewicza Adam Michnik pod pomnikiem wieszcza deklamował „Wielką Improwizację” ze słynną frazą „Daj mi rząd dusz!”. Po latach okaże się, że Pan Bóg go posłucha, ale od tego momentu Adam Michnik stanie się niejako żywym wcieleniem mickiewiczowskiego Konrada, który tym razem nie tylko cierpi i walczy za ojczyznę, ale w końcu osiąga swój cel.

Właśnie na rynku wydawniczym ukazała się pierwsza, nieautoryzowana biografia Adama Michnika – Demiurg, autorstwa Romana Graczyka. Nie jest to książka ani nadmiernie krytyczna, ani afirmatywna wobec redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. Czytelnik na podstawie zebranych faktów może sam sobie wyrobić opinię na temat tej postaci. Bo życiorys Adama Michnika jest tyleż ciekawy, co niejednoznaczny.

Zobacz także:

Nasz wywiad z autorem biografii Adama Michnika

Więcej o zyciu i działalności Adama Michnika można dowiedzieć się
z książki Demiurg

Jeszcze przed 1968 rokiem, będąc uczniem liceum Adam Michnik organizował spotkania dyskusyjne „poszukując sprzeczności” otaczającej rzeczywistości epoki Gomułki. W 1964 roku, Michnik jako 18-latek odbył podróż po Europie, odwiedzając najważniejsze miejsca polskiej emigracji. Spotkał się z Zbigniewem Brzezińskim, Jerzym Giedroyciem, Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Potem wraz z grupą przyjaciół zadawał na otwartych wykładach i spotkaniach partyjnych niewygodne pytania ludziom władzy. Służba Bezpieczeństwa nazwała ich wtedy „komandosami”, bowiem skutecznie rozbijali planowany przebieg takich wydarzeń. Wyrzucenie go ze studiów za udzielenie informacji francuskiemu korespondentowi o protestach w sprawie zdjęcia „Dziadów” było powodem strajku studentów 8 marca 1968 roku. Później wyrok, więzienie i dalsza działalność w opozycji. Był w KORze i Solidarności. Wszystko to przeplatane dłuższymi i krótszymi odsiadkami.

Gdy inni łamali się na przesłuchaniach, wybierali koniunkturalizm lub emigrację on był dla nich wyrzutem sumienia. I znów trudno nie oprzeć się konradowskiemu porównaniu. Michnik dosłownie cierpiał za miliony. Nie tylko miliony zwyczajnych ludzi, ale przede wszystkim inteligentów, którzy z definicji powinni przewodzić narodowi, a nie wikłać się w mniej lub bardziej poniżające związki z władzą.

Nic dziwnego, że w czasie karnawału Solidarności, jeszcze przecież całkiem młody, Adam Michnik uchodził za żywe wcielenie bohatera romantycznego, był takim „44”. Polacy nosili go na rękach. Plotkowano, że weźmie ślub z wnuczką Marszałka Piłsudskiego, będzie „dziedzicem” wyzwolonej spod komunistów Polski. Kiedy w końcówce 1983 roku napisał z więzienia niezwykle ostry list do gen. Kiszczaka, to niektórzy ludzie opozycji uznawali ten tekst za kultowy i uczyli się go na pamięć.

Do obrazka bohatera-patrioty jednak nie pasowało środowisko, z jakiego wyszedł Michnik. To nie była rodzina poakowska, wyklętych, którzy nigdy nie zaakceptowali komunizmu. Wręcz przeciwnie. Ojciec Adama Michnika - komunista, pochodzący z niezasymilowanej rodziny żydowskiej. Matka także z pochodzenia Żydówka i także komunistka. Polskość w tej rodzinie zakorzeniła się tak naprawdę chyba dopiero po wojnie i był to jeden z tych paradoksalnych przykładów asymilacji poprzez zaangażowanie w komunizm. Adam Michnik, choć przed 1968 rokiem też uznawał się za komunistę, nie poszedł drogą swojego przyrodniego brata Stefana, który został stalinowskim sędzią. Michnik przyjął postawę buntowniczą. Najpierw komunizm chciał poprawiać, później go obalić i w ten sposób stał się ideałem dla bogoojczyźnianych środowisk, choć tak naprawdę sam nigdy do nich nie należał.

 

Sięgnąć po rząd dusz

Wtedy Adam Michnik musiał dostrzec, że w Polsce bohaterstwo bardzo łatwo przekłada się na autorytet. Ze zdaniem Michnika po prostu się liczono, a on za pomocą swoich esejów nadawał ton opozycji. W „Kościół, lewica, dialog” wyznaczył kierunek porozumienia tzw. lewicy laickiej z Kościołem w walce z komuną. Potem w 1987 roku w eseju „Kłopot” Michnik zapowiedział, jak będą wyglądać relacje jego środowiska z Kościołem już po obaleniu komunizmu. Michnik obawiał się „iranizacji” Polski – autorytarnego państwa wyznaniowo-narodowego. Przewidział tu dla liberalnego inteligenta polskiego rolę błazna, który stale będzie poddawał w wątpliwość zastany świat:

Uczestnicząc w antytotalitarnej wspólnocie, chroń swoją bezdomność; dochowując wierności narodowym korzeniom, pielęgnuj swe permanentne niezakorzenienie; w świat rozchwianych norm moralnych wnoś jasną prostotę ewangelicznych  nakazów („tak”-„tak”; „nie”-„nie”), a gładki świat urzędowych skodyfikowanych nasycaj śmiechem błazna i wystąpieniem libertyna. Bowiem przeznaczaniem twoim nie jest ani świętowanie politycznych wiktorii, ani schlebianie własnemu narodowi. Masz dochować wierności sprawom przegranym, mówić rzeczy nieprzyjemne, budzić sprzeciw. Masz zbierać cięgi od swoich i od obcych – „bo tylko tak zdobędziesz dobro, którego nie zdobędziesz”.

W 1989 roku w czasie rozmów w Magdalence Adam Michnik wznosi toast „Ja piję, Panie Generale, za taki rząd, w którym Lech będzie premierem, a Pan ministrem spraw wewnętrznych”. Wtedy wszyscy uznają to za jeden z wielu żartów Adasia, który w trakcie rozmów około okrągłostołowych sypał nimi jak z rękawa. Ale po jakimś czasie wypowiedziane w pijanym widzie słowa stają się rzeczywistością. Michnik pisze swój kolejny ważny dla polskiej historii najnowszej artykuł, „Wasz prezydent, nasz premier”. Otwiera nim drogę do stworzenia przez pierwszego niekomunistycznego premiera rządu z gen. Kiszczakiem jako ministrem spraw wewnętrznych. Transformacja ustrojowa przebiega jeśli nie po myśli Michnika, to w znacznej mierze pod jego dużym wpływem.

Zobacz także:

 

Adam Michnik jednak nie sięga wtedy po najwyższe urzędy. Jest zwykłym posłem kontraktowego sejmu, ale po rozmowach w Magdalence zyskał coś jeszcze. Stanął na czele pierwszej, niecenzurowanej, opozycyjnej gazety codziennej. Gazeta Wyborcza była haustem wolności, który w krótkim czasie stał się hegemonem na rynku medialnym. Przez ponad dekadę Wyborcza kształtowała umysły polskich inteligentów, a za nimi całego społeczeństwa. To ona decydowała co jest w kraju ważne. Była jak świecki kościół, z którego można się było dowiedzieć, co jest dobre, a co złe. Jak wówczas mówiono: „Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, dopóki nie przeczytałem o tym w Wyborczej”.

Michnik sam zresztą dzielił scenę polityczną już nie według schematu: my – demokratyczna opozycja, oni – czerwona władza, lecz „oświeceni” i „ciemnogród”. Jego postawy nie da się jednak wytłumaczyć prostym koniunkturalizmem. Michnik nie raz udowadniał, że nie zależy mu na zaszczytach czy apanażach. Jak na współczesnego Konrada przystało jemu zależy na rządzie dusz. I ten Michnik, który „cierpiał za miliony”, teraz w wolnej Polsce dał rozgrzeszenie tym milionom, którzy nie cierpieli, którzy byli uwikłani w system. Jakby do nich mówił: „Nie ważne co robiłeś wcześniej. Nie powinno się ciebie z tego rozliczać, bo to był nieludzki system, a ty jesteś nam potrzebny do budowy nowej Polski”. To przesłanie trafiło do serc i umysłów wielu inteligentów, bo było im bliskie, bo było im potrzebne, by nie czuć wyrzutów sumienia, by nikt nie grzebał w ich życiorysach i by w tani sposób poczuć się po stronie zwycięskiego obozu, który obalił komunizm.

Z kaduceuszem w ręku

Ziścił się w ten sposób konradowski sen. Adam Michnik poprzez swoje medium dostał to czego być może chciał już ‘68, co go najbardziej pociągało – rząd dusz. Ale od tego momentu Michnik nie jest już Konradem, staje się Dziennikarzem z „Wesela”. Przywołany w „Kłopocie” błazen wręcza naczelnemu Gazety Wyborczej kaduceusz polski – ten sam, który od Stańczyka otrzymał Dziennikarz w dziele Wyspiańskiego. Obdarowany nie czuje się jednak w pełni sił, by przewodzić narodowi, jest pełen wątpliwości, ubolewa nad sytuacją w kraju i kondycją narodu. Tymczasem Michnik śmiało po ten kaduceusz sięga. Błazen ostatnich Jagiellonów wyraża jednak przestrogi, bliskie temu co sam Michnik pisał w „Kłopocie”:

Znam ja, co jest serce targać

gwoźdźmi, co się w serce wbiły,

biczem własne smagać ciało,

plwać na zbrodnie, lżyć złej woli,

ale Świętości nie szargać,

bo trza, żeby święte były,

ale Świętości nie szargać:

to boli.

Pod postacią Dziennikarza z „Wesela” krył się naczelny konserwatywnego „Czasu” Rudolf Starzewski. Patrząc na to, jaki profil obecnie prezentuje Gazeta Wyborcza zdawać się może, że to odległe od Adama Michnika rejony. Nic bardziej mylnego. Adam Michnik firmował w wolnej Polsce swoim nazwiskiem reedycję sztandarowego tekstu konserwatystów krakowskich „Teki Stańczyka”. Łączyli oni krytyczne spojrzenie na dzieje Polski z postawą propaństwową i skrajnym lojalizmem wobec monarchii habsburskiej, co objawiało się niekiedy krytyką nawet niewinnych postaw patriotycznych. Naczelny Wyborczej być może wychodzi z innego punktu, ale w wielu miejscach jest bliski Stańczykom. Jego Gazeta niejednokrotnie prezentowała krytyczny stosunek do historii Polski czy osłabiała tradycyjne postawy patriotyczne. Brało się to jednak z obawy przed polskim nacjonalizmem. W czasie nagonki antysemickiej Michnik uświadomił sobie swoje pochodzenie. Nie wpłynęło to na niego tak, jak np. na Jana Tomasza Grossa, ale odtąd wiedział, że w polskich narodzie drzemie coś bardzo niedobrego, co trzeba wyplenić. To tłumaczy jego kolejne decyzje i działania.

To Wyborcza zahamowała dekomunizację i lustrację, porównując obydwa zjawiska do polowania na czarownicę i psucia państwa. Przeciwnicy Michnika widzą w tym chęć dojścia na szczyt poprzez ułatwienie dawnym komuchom przejścia suchą stopą przez transformację. Ale chodziło o coś innego. Prócz dania alibi milionom inteligentów Michnik chciał przyciągnąć postkomunistów do obozu „oświeconych”. Jeszcze za późnego PRLu stopniowo zaczął schodzić z pozycji antykomunistycznych do postawy wręcz bratania się z ludźmi dawnej władzy. Znane są jego słowa o generałach Jaruzelskim i Kiszczaku jako ludziach honoru. Do legendy przeszedł też cytat: „odpieprz się Pan od generała”, który Michnik wypowiedział chwilę przed wspólnym wywiadem z generałem Jaruzelskim w telewizji francuskiej.

Adam Michnik wybaczył i zapomniał stan wojenny, zabójstwo księdza Popiełuszki i innych kapłanów, prześladowania ludzi opozycji. Wielu uznało to za zdradę. On podpierał to chrześcijańską moralnością, nakazującą przecież wybaczać. Michnik bardziej niż odrodzenia komunistów, co po kompromitacji poprzedniego ustroju nie bardzo uznawał za realne, bał się, że czerwoni już niedługo połączą się z nacjonalizmem, jak to się stało np. w Jugosławii. Stąd wolał im też dać alibi, a nie odtrącać na margines życia politycznego. Dlatego postkomuniści, dzięki Michnikowi, stali się nie pogrobowcami Bieruta, Gomułki, a przede wszystkim Moczara, lecz prozachodnimi „Europejczykami”.

 

Gazeta Wyborcza pod jego kierownictwem jednak niekiedy przechodziła na pozycje bardzo skrajne. Ataki na żołnierzy Armii Krajowej czy artykuły typu „Patriotyzm jest jak rasizm” były naruszeniem świętości przed czym przestrzegał Stańczyk. Michnik stał się czarnym charakterem dla wielu tych, dla których jeszcze kilka lat wcześniej był herosem. On sam zresztą nie raz brutalnie zrywał znajomości, gdy te przestały być mu potrzebne czy bezwzględnie zwalczał niezgadzających się z nim niedawnych przyjaciół i to nawet tych, którzy zachowywali do niego sympatię.

Na początku lat 2000. pozycja Adama Michnika zaczęła się kruszyć. Bliskie związki z władzą i chęć dalszego powiększania rządu dusz doprowadziła w końcu do upadku. W 2002 roku koncern Agora, który jest właścicielem Gazety Wyborczej przymierzał się do kupna telewizji Polsat. W ten sposób Adam Michnik chciał poszerzyć swoje spektrum oddziaływania. Przeszkodzić w tym mogły jednak zmiany w ustawie medialnej. Pewnego dnia w gabinecie redaktora naczelnego Gazety Wyborczej zjawił się Lew Rywin, który za cenę 17,5 mln dolarów obiecywał przeforsowanie korzystnych przepisów. Dodatkowymi warunkami miało być szefowanie Rywina zakupionemu już przez Agorę Polsatowi i niekrytykowanie rządzącego SLD. Dopiero po pół roku sprawa ta ujrzała światło dzienne. Afera Rywina została ujawniona przez Gazetę Wyborczą, ale wszyscy zadawali sobie pytanie, dlaczego Rywin mógł w ogóle przyjść z czymś takim do Michnika? Dlaczego zwlekano z ujawnieniem, gdy w tym czasie korzystne dla Agory przepisy pojawiały się i znikały z projektów ustawowych? Brak satysfakcjonujących odpowiedzi na te pytania i przy okazji ujawnienie bliskich powiązań Adama Michnika z ludźmi dawnego systemu i obecnych postkomunistów mocno podkopał pozycję Gazety i jej szefa.

Żyjemy w Polsce Michnika

Z roku na roku Wyborcza słabła, a Adam Michnik był w niej coraz mniej obecny. Zmieniała się również Polska i to też nie po myśli wielkiego redaktora. Dziś Gazeta Wyborcza, choć nadal ważna, to jest cieniem tej z lat 90. i początku 2000. O ile wtedy mówiła do całej Polski, to dziś tylko do ludzi ze swojej bańki. A ta bańka jest coraz bardziej skierowana w lewo. Wyborcza już nawet nie reprezentuje poglądów swego naczelnego, który praktycznie jest tylko tytularnym szefem. Dla niektórych jej czytelników Adam Michnik jawi się wręcz jako konserwatysta.

Obecnie Gazeta Wyborcza jest na czele pochodu walki z Kościołem, ale sam Adam Michnik, wbrew wielu swoim kolegom, nie kryje się z uznaniem i szacunkiem dla dziedzictwa chrześcijaństwa. Otwarcie mówi, że nie podoba mu się antyreligijna histeria, a jego słowa, że Ewangelia to w Polsce jedyne źródło, z którego można się dowiedzieć, co jest dobre, a co złe oburzyło wielu ateistów. Inna sprawa, że sam chciał wychować Kościół katolicki według własnego wzorca, bo jak sam twierdził, „jaki będzie Kościół taka będzie Polska”. Mimo że Wyborcza usilnie próbuje wmówić, że Polacy są odpowiedzialni za mordy na Żydach w czasie wojny, to Adam Michnik nie raz za granicą lepiej niż niejeden polski ambasador zaprzeczał takim tezom, odrzucając odpowiedzialność zbiorową, wpisując relacje polsko-żydowskie w szerszy kontekst koszmaru niemieckiej okupacji. Choć broni Grossa przed atakami za jego książki, to sam bywał ich krytykiem. Gdy na zagranicznych wykładach spotyka się z oskarżeniami o polski antysemityzm, to je gasi słowami „ale ja przecież też jestem Żydem”.

Ale cóż z tego, skoro dziś Adam Michnik nawet dla swojej Gazety stał się jedynie wygodnym emblematem wyciąganym z lamusa, gdy trzeba przywalić rządowi? Michnika nie lubią zwolennicy partii Razem, którzy coraz bardziej opanowują środowisko Wyborczej. Nie może im się przecież podobać jego nieustanne poparcie dla planu Balcerowicza. Więcej przychylności redaktor znalazłby już u młodych konserwatystów, ale to, że nadal jest naczelnym Wyborczej, która jest jaka jest, a on sam odegrał źle postrzeganą w tych kręgach rolę w zatrzymaniu dekomunizacji zamyka mu na razie drogę do bycia i tu autorytetem. Adam Michnik zdaje się zdawać sobie sprawę z tego, że jego czas minął. Dokonał wiele, ale jego wybory, zwłaszcza te po ’89 roku skłaniają do zastanowienia, co zrobił z tym rządem dusz, który otrzymał? Czy dobrze wykorzystał otrzymany kaduceusz polski? Czy stosował się do uwag Stańczyka? Czy trzymał się swojego credo inteligenta, nakreślonego w „Kłopocie”?

 

Roman Graczyk w swojej obszernej książce jednak nie wyczerpuje tematu życiorysu swego bohatera. Opowieść o Michniku to też powinna być opowieść o polskiej inteligencji żydowskiego pochodzenia, o polskim bohaterstwie i polskim konformizmie w PRLu, o tym na ile Gazeta Wyborcza zastępowała przedwojenne Wiadomości Literackie, o trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego, ciągle niespełnionym marzeniu Michnika o stworzeniu jednego państwa z Polski i Ukrainy i jego nadal przecież realizowanej wizji polityki wschodniej.

Adam Michnik jest figurą, która dotychczas nie miała swojego odpowiednika w polskiej historii. Byli już wprawdzie „cierpiący za miliony”, ale żaden z nich nie dzierżąc żadnej funkcji publicznej nie uzyskał takiego wpływu na bieg spraw w państwie. To jaka jest dziś III Rzeczypospolita jest w znacznej mierze efektem sukcesów i porażek Adama Michnika. I czy chcemy tego czy nie, to wszyscyśmy z niego.

Artykuł inspirowany książką Romana Graczyka Demiurg. Biografia Adama Michnika





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA