cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Sobota, 02.12.2023

Polska przedmurzem chrześcijaństwa - ile w tym prawdy?

Jakub Wojas, 12.09.2022

Obraz Józefa Brandta "Walka o sztandar turecki"

W XV w. Imperium Osmańskie powiększyło się o Bałkany, zagrażając już bezpośrednio państwom rządzonym przez Jagiellonów. Choć Królestwo Polskie nie toczyło jeszcze zmagań z Turcją, to już wtedy rodził się mit „przedmurza chrześcijaństwa”, który był jednym z największych polskich sukcesów piarowych w historii.

Byle nie walczyć z Turkiem

Jako pierwszy tym mianem (antemurale christianitatis) określić miał Polskę, zdaniem Jana Długosza, legat papieski Hieronim Lando, 27 listopada 1462 r. w Krakowie. Papiestwo dążyło wówczas do zakończenia wojny polsko-krzyżackiej i wykorzystania sił polskich właśnie w walce z Turcją. Chociaż Kazimierz Jagiellończyk odrzucił ofertę wysłannika ojca świętego, to określenie przedmurza chrześcijaństwa podchwycił.

Było ono zresztą zbieżne z dotychczasowymi działaniami dyplomacji jagiellońskiej, która chcąc dać odpór zarzutom Krzyżaków o „fałszywym chrześcijaństwie” podkreślała wielokrotnie geopolityczną wagę Polski dla całego świata chrześcijańskiego. Dlatego np. w 1450 r. poseł Tomasz Strzempiński przekonywał w Rzymie papieża, że polski król poprzez swoje walki z Tatarami oddaje wielkie zasługi wierze chrystusowej.

Rzym, choć sam wykorzystywał w celach politycznych określenie „przedmurze chrześcijaństwa” w stosunku do Polski, to z drugiej strony niejednokrotnie czynił polskim władcom zarzuty, że niezbyt wywiązują się ze swoich obowiązków walki za wiarę. Królestwo Polskie miało bowiem konkurentów do miana antemurale christianitatis. W XV i XVI w. były to przede wszystkimi Węgry, dla których walka z Turcją okazała się kwestią życia i śmierci. Potem ich miejsce zajęła Austria. Na zachodzie podobną rolę pełniła Hiszpania. Polska właściwie to głównie dzięki, jakbyś to dzisiaj określili, umiejętnościom piarowym trwale osiągnęła to miano.

Korona, jak mogła to unikała konfliktu z Turkami. W pamięci Polaków tkwiło przede wszystkim smutne doświadczenie z klęski w bitwie pod Warną z 1444 r. Podobną rangę przypisywano masakrze pospolitego ruszenia w lasach bukowińskich w trakcie wyprawy Jana Olbrachta w 1497 r. W następnym roku nastąpiła również odwetowa wyprawa turecko-tatarska, która zapuściła się aż pod Lwów. Co znamienne, Kraków w tamtym czasie, mimo wszystko odmówił dołączenia do ligi antytureckiej. Nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą. W 1518 r. papież Leon X zabiegał u Zygmunta I o jego akces do krucjaty przeciw Imperium Osmańskiemu. Polski król odpowiedział wówczas, że miał podobny pomysł takiego sojuszu, ale nie może obecnie się w niego zaangażować, gdyż na bieżąco musi walczyć z zagrożeniem tatarskim.

Bitwa pod Warną z 1444 r. na obrazie Stanisława Chlebowskiego. Batalia ta i śmierć króla Władysława Warneńczyka stanowiła dla Polaków długo przestrogę przed wojną z Turcją. .

Rzym kręcił nosem na takie tłumaczenia. Tym bardziej, że w stosunku do samej Turcji Polska prowadziła politykę mocno koncyliacyjną. W 1533 r. zawarto polsko-turecki pokój wieczysty, który odnowiono w 1553 i 1564 r. Spotkało się to z ostrą reakcją papiestwa. Klemens VII określał nawet prymasa Jana Łaskiego zdrajcą. Daremnie w Stolicy Apostolskiej oczekiwano, że zmiana tej polityki nastąpi wraz z panowaniem Stefana Batorego, który miał osobisty interes w wyzwoleniu rodzinnego Siedmiogrodu. Niechętna wojnie z Imperium była bowiem przede wszystkim szlachta. To też zaważało na „niewybieralności” Habsburgów podczas pierwszych wolnych elekcji. Władcy w Wiedniu od dawna zabiegali o większe zaangażowanie Polski w walkę z Turcją. W I poł. XVI w. pojawiały się nawet pomysły, aby hetman Jan Amor Tarnowski stanął na czele połączonych sił koalicji wojsk chrześcijańskich. Szlachta nie chciała jednakże angażować się w niepewną wojnę.

My kontra barbarzyńcy

Paradoksalnie w tym samym czasie rodziło się głębokie przeświadczenie panów braci, że Polska rzeczywiście jest przedmurzem chrześcijaństwa. Utwierdzały ich w tym zmagania z Mołdawią, stałe zagrożenie ze strony Tatarów oraz walka… z prawosławną Moskwą. Polacy i Litwini wszystko, co na wschód od nich uważali za barbarzyńców, a już w szczególności Rosję. Wprost wyrażał się tak król Zygmunt August, który w grudniu 1569 r. proponował królowej Anglii Elżbiecie sojusz antymoskiewski argumentując przy tym, że chodzi tu o wspólnotę wartości władców chrześcijańskich i walkę z barbarzyństwem, którego żywym wcieleniem miał być Iwan Groźny.

W walce ze Wschodem podkreślano też różnice prawno-ustrojowe. Rzeczpospolita, zdaniem szlachty, była uosobieniem wolnego świata, który reprezentuje Zachód. Wschód z kolei to despotyzm, zamieszkany przez niewolników.

Zmagania z Mołdawią, Chanatem i Moskwą wystarczyły do osiągnięcia propagandowego sukcesu. Szybko tę markę Polski jako przedmurza chrześcijaństwa podchwycono w świecie zachodnim. Tak określali nasz kraj m.in. Machiavelli, Erazm z Rotterdamu czy kardynał Richelieu. Zdanie to podzielali także protestanci, w tym jeden z najbliższych współpracowników Marcina Lutra, Filip Melanchton. Również luteranin, niemiecki poeta Andrzej Schoneus w odzie „O pokoju sarmackim” pisał, że dalej [tj. na wschód od Rzeczpospolitej] Bogu czci nie oddaje nikt. W 1574 r. kalwin Jean Monluc uważał, że

Polacy są narodem szczególnie powołanym przez Boga, do zasłaniania całego chrześcijaństwa jak gdyby jaki warowny zamek.

Unikatowe mapy Rzeczpospolitej Obojga Narodów do kupienia tylko w Sklepie Wokulskiego

Ta sława Polski wzmogła się jeszcze bardziej, gdy przyszło już do rzeczywistych zmagań z Turkami. W 1621 r. w kierunku ziem polskich ruszyła potężna, blisko 120 tys. armia sułtana Osmana II. U wrót Rzeczpospolitej, pod Chocimiem zatrzymały je jednak siły co najmniej dwukrotnie mniejsze pod wodzą hetmana Jana Karola Chodkiewicza. Trwające od 2 września do 9 października oblężenie polsko-litewsko-kozackiego obozu zakończyło się turecką porażką. Podpisany 9 października pokój gwarantował co prawda dotychczasowy stan posiadania dla obydwu stron, ale dla sułtana był to potężny cios wizerunkowy. Król Zygmunt III przedstawił całemu światu, że to Osman II błagał go o ten traktat. Sułtan z kolei winą za upokarzającą klęskę zrzucił na janczarów. W 1622 r. doprowadziło to do wybuchu antysułtańskiego buntu, który kosztował życie Osmana II.

Zwycięstwo pod Chocimiem stało się wielkim sukcesem propagandowym Rzeczpospolitej. Papież Urban VIII ustanowił nawet na pamiątkę chocimskiej bitwy 10 października świętem kościelnym i nakazał wpisać Chocim do formularza mszalnego i modlitw czytanych w oficjum brewiarzowym. Żaden polski triumf nie doczekał się takiego wyróżnienia.

Szlachta nadal jednak była niechętna wojnom z Imperium Osmańskim. Przekonali się o tym król Władysław IV i hetman Stanisław Koniecpolski, którzy próbowali zrealizować pomysł podbicia Porty. Nie udało im się nawet skłonić sejmu do zorganizowania wyprawy na stale zagrażający Rzeczpospolitej Chanat Krymski, choć tu pozornie mogły być większe nadzieje na przekonanie panów szlachty. Plan przedstawiono bowiem w 1646 r., czyli całkiem świeżo po świetnym zwycięstwie Koniecpolskiego nad Tatarami pod Ochmatowem z 1644 r. Szlachta obawiała się jednak, że taka wyprawa pociągnie za sobą wojnę z całym Imperium. Ambitne plany tym samym legły w gruzach.

Wzlot i upadek

Apoteoza króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem
autorstwa Jerzego Eleutera Szymonowicza-Siemiginowskiego.
Polski władca był po tej bitwie prawdziwą europejską supergwiazdą.

W II. poł XVII w. postrzeganie Rzeczpospolitej jako przedmurza chrześcijaństwa gwałtownie się wzmocniło. Było to związane z wojnami, jakie Polska i Litwa toczyły od 1654 r. z prawosławną Rosją, a następnie protestancką Szwecją, Brandenburgią i Siedmiogrodem, no i potem znów z muzułmańską Turcją. Apogeum tej polskiej marki w świecie nastąpiło po zwycięstwie pod Wiedniem. Mianem „tarczy rzymskiego katolicyzmu”, a także „płotu”, „muru sławnego krajów chrześcijańskich” czy „królestwa na straży chrześcijańskiego świata” określano Polskę od tego czasu na najdalszych krańcach Europy. We Włoszech powstało aż 500 wierszy na ten temat. W Rzymie, Wenecji, Mediolanie czy Neapolu urządzano festyny na cześć Sobieskiego. Na Bałkanach widziano w polskim władcy ich oczekiwanego wyzwoliciela spod jarzma tureckiego. Standardem było postrzeganie Jana III jako przyszłego zdobywcy Konstantynopola. Najdalej w swoich fantazjach poszedł Wespazjan Kochowski, który przewidywał, że polski król wyzwoli Egipt, a potem nawet Chiny mu się poddadzą.

Taki stan zachwytu nad Polską, stopniowo rzecz jasna słabnący, trwał do zawarcia pokoju karłowickiego z 1699 r. Choć już Rzeczpospolita później nie walczyła z Imperium Osmańskim to wśród szlachty zachowało się przeświadczenie o swojej wyjątkowej roli w Europie. Na Zachodzie jednak było to coraz mniej zrozumiałe. Polska po wojnie północnej okazała się militarnym i politycznym karłem. Z kolei nie mając wroga na zewnątrz Polacy szukali go wewnątrz, popadając w różne stany ksenofobii i fanatyzmu religijnego.

Pojęcie przedmurza miało się jednak w szczególny sposób jeszcze kilkukrotnie odrodzić, z pozytywnym dla nas skutkiem.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA