cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Niedziela, 28.04.2024

Suwalszczyzna – dawna Litwa w polskich granicach

Jakub Wojas, 15.10.2023

Jezioro niedaleko Klejw na Suwalszczyźnie (foto: Jakub Wojas)

Polski biegun zimna, przesmyk suwalski – z tym najczęściej kojarzy się Polakom Suwalszczyzna. Kraina ta jest jednak ze wszech miar bardziej ciekawa. Jest to jeden z reliktów dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów w obecnych granicach Polski, a ściślej rzecz biorąc to pamiątka III RP po Wielkim Księstwie Litewskim.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…

Przyjezdni z centralnej czy zachodniej Polski, zwłaszcza z miast, po przybyciu na Suwalszczyznę mogę doznać wieloaspektowego szoku. Tu wszystko jest inaczej – od języka czy dialektu (słynnego kresowego zaciągania) przez przyrodę na układzie przestrzennym kończąc. Tu innego znaczenia nabierają takie pojęcia, jak „sąsiad”. Tu sąsiadem nie jest ten, który mieszka tuż za płotem, bo za płotem najczęściej jest tylko pole. Ale ten kto mieszka kilkaset czy nawet kilometr dalej, gdyż to są najbliższe budynki. Wjazd do danej wsi wcale nie oznacza, że wjeżdżamy do terenu zabudowanego. Większość miejscowości to leżące na wielkich przestrzeniach poszczególne domy. Nie ma tu sklepów, nie ma kościołów, świetlic etc. Wyjście po zmroku na zewnętrz oznacza wstąpienie w bezkresne ciemności, bo tu nie ma przydrożnych latarni. Wykluczenie komunikacyjne oznacza tu naprawdę wykluczenie – całkowity brak jakiegokolwiek transportu publicznego. Drogi asfaltowe (całkiem niezłe) są tylko na najważniejszych trasach. Między pomniejszymi miejscowościami królują jeszcze przedwojenne szrotówki. Ruch nie jest tu zresztą duży – głównie to rolnicy, a raczej poważni producenci rolni, przeważnie hodowcy bydła, bo ziemia tutaj licha. Jak usłyszałem od miejscowego:

- Choćby i siedem dni tu padało, to i tak g*wno obrodzi.

Kubek z herbem Rzeczpospolitej Obojga Narodów do kupienia tylko
w Sklepie Wokulskiego

Z tej perspektywy liczące niespełna 6 tys. mieszkańców Sejny urastają do rangi prawdziwej metropolii, nie mówiąc już o 70-tysięcznych Suwałkach. Sejny zresztą są nie tylko siedzibą powiatu, mają mnóstwo sklepów, apteki, szpital, monumentalną Bazylikę Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, ale też Konsulat Republiki Litewskiej. Dla pracownika litewskiej służby zagranicznej, który dajmy na to miał za sobą pracę w Nowym Jorku, Brukseli czy Genewie Sejny muszą być równoznaczne ze zsyłką. Choć z drugiej strony bliskość do granicy sprawia, że litewski dyplomata niekoniecznie musi wywracać swoje życie do góry nogami wyjeżdżając na taką placówkę.

Skąd Litwini wracają?

Konsulat Litewski w Sejnach powstał tu oczywiście nieprzypadkowo. Powiat sejneński to największe skupisko mniejszości litewskiej w Polsce. Przed przyjazdem tutaj trochę się dziwiłem temu fenomenowi. Przez kilka wieków wspólnoty państwowej elity litewskie przyjęły polski język i kulturę. W XX wieku większość z tych rodzin wybrała jednoznacznie polskość. I o ile można zrozumieć, że Republika Litewska doprowadziła do obudzenia wśród tamtejszych mas chłopskich (nowo)litewskiej świadomości narodowej, to jak to możliwe, że ani II RP, ani PRL, ani III RP w żaden sposób nie przyczyniły się do zmniejszenia litewskiej społeczności w Polsce? Nie chodzi tu o proces brutalnego wynarodowienia, lecz naturalnego przyjmowania dominującej tożsamości w tak przecież monoetnicznym kraju, jakim jest (jeszcze) obecna Polska. Wydawać by się mogło, że zadanie to było o tyle prostsze, że wśród chłopstwa po I wojnie światowej świadomość narodowa dopiero kiełkowała. Miejscowi mówili wprawdzie po litewsku w domu, ale równie dobrze znali języki polski – język dworu, który postrzegano również jako język awansu społecznego. Nie istniał też konflikt religijny. I Polacy, i Litwini to przeważnie rzymscy katolicy. Cóż zatem poszło „nie tak” w tym procesie polonizacji?

Częściową odpowiedź na to pytanie znalazłem w dziennikach Michała Romera – wybitnego prawnika, działacza litewskich krajowców, dążących do wskrzeszenia państwowości Wielkiego Księstwa Litewskiego. Otóż, po 1905 roku litewscy narodowcy przystąpili do akcji „uświadamiania” ludności mieszanej litewsko-polskiej, ale określającej się jako „tutejsi”, że są w istocie Litwinami. Jak pisze Romer:

Usiłowania litewskie częściowo się tam powodziły, częściowo zaś wywoływały odruch, który przyczyniał się do narodowej krystalizacji polskiej. Łamiąc »tutejszość« na rzecz unarodowienia litewskiego, Litwini stawali się w pewnej mierze sami także narzędziem »polonizacji«, bo część ludności, przeciwstawiając się narodowo Litwinom stawała się narodowo polską. Na ruinach »tutejszości« wyrastała nie tylko litewska, ale i polska narodowość.

Czyli na złość litewskim nacjonalistom, którzy nakazywali się wyrzec jakichkolwiek związków z polskością podsejneńscy chłopi odrzucali właśnie litewskość. Smutnym potwierdzeniem tego jest tablica poległych w powstaniu sejneńskim, gdzie obok nazwisk jednoznacznie polskich spotkamy także te litewskobrzmiące. Powstanie sejneńskie to jeden z tych zrywów, które Polacy wygrali. W sierpniu 1919 roku miejscowy oddział Polskiej Organizacji Wojskowej doprowadził do wyzwolenia tego obszaru spod litewskiej okupacji. Nieprzypadkowo użyłem słowa okupacji, bo to jest oficjalna nomenklatura na litewską administrację (daruje już Państwu dywagacje prawnicze na ten temat). A o tym, że była tu wtedy okupacja (i to podwójna, bo wcześniej niemiecka) przypomina mural w centrum Suwałk poświęcony powstaniu sejneńskiemu.

Mural w Suwałkach (foto: Jakub Wojas)

Mimo że było to zwycięstwo, to nie należy zapominać, że był to triumf oblany goryczą. Powstanie było wojną sąsiedzką, gdzie linia frontu dzieliła rodziny, a sam zryw było jedynie elementem szerszej akcji, która miała doprowadzić do odsunięcia od władzy na Litwie nacjonalistów i wprowadzenia tam rządu, który byłby skłonny odnowić polsko-litewską unię. To się już nie udało, a dychotomia my-oni/Polacy-Litwini zamiast się zakopać to tylko się pogłębiła.

Pamięć o powstaniu sejneńskim niewątpliwie wpłynęła tym razem na Litwinów. Jako wyraz protestu wobec zwycięzców zwyciężeni pragnęli za wszelką cenę zachować swoją litewskość. Paradoksalnie pomogła w tym zimna wojna, jaką prowadziła Republika Litewska i II Rzeczpospolita. Suwalszczyzna, a już zwłaszcza jej północny koniuszek, czyli Sejneńszczyzna stały się jedną z wielu krain II RP zapomnianych przez Boga i ludzi. Tu się nic nie budowało, nie inwestowało. Pociągi kończyły swój bieg przed dawną carską stacją w Trakiszkach i dalej na północ, na Litwę nie wyruszały, bo nie było można. Granica była zamknięta, nie utrzymywano stosunków dyplomatycznych. Tu był koniec świata. Tu były kresy kresów.

I oto przy tej zamkniętej granicy, na krańcu cywilizacji mogła swobodnie rozwijać się społeczność litewska. Stolicą polskich Litwinów stał się Puńsk, gdzie swego czasu król Zygmunt III Waza przykazał, by każdy miejscowy proboszcz znał język litewski. Przed wojną z Puńska wszędzie było daleko. A im dalej na południe, im bliżej „cywilizacji”, tym mniej litewskich miejscowości. Tu zaś nic się dosłownie nie opłacano. Zostawiono tę okolicę samą sobie (zresztą nie ją jedną w przedwojennej Polsce), nie zakłócając tu tym samym litewskiego życia projektami asymilacyjnymi. Poza tym, niekonsekwentna polityka II RP wobec mniejszości z jednej strony umożliwiała utrzymanie swojej tożsamości narodowej, z drugiej uniemożliwiała robienie poważniejszej kariery urzędniczej jako przedstawicielowi tej mniejszości. Dlatego wyjazd stąd oznaczał wynarodowienie. Pozostanie lub powrót - zachowanie litewskości.

Pomnik bitwy pod Grunwaldem w Puńsku (foto: Jakub Wojas)

Dziś w Puńsku mieszka ok. 1400 mieszkańców, z czego blisko 80 proc. deklaruje narodowość litewską. Litewski słychać tu wszędzie. Dwujęzyczne tablice są nie tylko przy wjeździe do miejscowości, ale też na szyldach sklepów czy restauracji i można nim się również posługiwać załatwiając sprawy w urzędzie. Puńsk jest samowystarczalny na potrzeby lokalnej społeczności. Większość mieszkańców nie wyrusza zatem do pracy do innych ośrodków, ale żyje w litewskim świecie, w swojej małej ojczyźnie. Jest to zresztą bardzo piękna i zadbana miejscowość. Już przy wjeździe powitać nas może umiejscowiony na wzgórzu drewniany pomnik bitwy pod Grunwaldem (oczywiście z litewskim napisem Żalgiris). Nieopodal zresztą mamy ulicę poświęconą tej batalii, a także Władysławowi Jagielle. W pobliżu jest także mały skansen wsi litewskiej, ale głównym zabytkiem jest tutaj monumentalny neogotycki kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie w prezbiterium odnajdziemy zarówno Matkę Boską Ostrobramską, jak i św. Kazimierza Jagiellończyka. No i nie wypada, wyjeżdżać z Puńska bez tradycyjnego litewskiego sękacza (odrobina kryptoreklamy – polecam z pracowni tradycyjnych wyrobów przy ulicy Szkolnej).

Na północ i północny-wschód od Puńska pod względem krajobrazu niewiele się zmienia. Te same bezdroża, lasy i jeziora. Tu już nie ma tego dysonansu, jak po przyjeździe z innej części Polski. Tu na Suwalszczyźnie zaczyna się Litwa. Bo w istocie był to region zawsze przynależny do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ducha tego „świetnego państwa”, jak głosił jeden z jego tytułów, można odnaleźć w pamiętającym te czasy klasztorze pokamedulskim w Wigrach, Bazylice i klasztorze podominikańskim w Sejnach, gdzie zresztą znajduje się obecnie Muzeum Kresów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nie brak także pamiątek po społeczności żydowskiej. Tych do Sejn sprowadzili dominikanie. W dowód wdzięczności miejscowi Żydzi przez kolejne wieki modlili się w miejscowej synagodze za zakonników. Wielokulturowość i wielowyznaniowość tego miejsca można poczuć też w Suwałkach, gdzie obok siebie znajdują się mogiły katolików, protestantów, prawosławnych czy judaistów. A w co niektórych wsiach są jeszcze pozostałości po sekcie staroobrzędowców – wyznawcach odłamu prawosławia, którzy w obawie przed prześladowaniami w Rosji schronili się w Rzeczpospolitej.

Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany...

Tego obrazu zachowanego reliktu Wielkiego Księstwa Litewskiego dopełniają nieliczne dwory szlacheckie, na czele z Krasnogrudą. Był to majątek rodziny Kunatów, z której pochodziła matka Czesława Miłosza. Tu urodził się zresztą dziadek noblisty – Zygmunt. Pisarz często spędzał tu wakacje. Uważał jednak, że było to miejsce „sprzecznych przeżyć”. Jak wspominał:

Kułem przez całe lato – to było w Krasnogrudzie – do tej poprawki [z prawa rzymskiego], a jednocześnie tak dużo pływałem w jeziorze Hołny, że dostałem bardzo silnej anginy i jakichś szmerów w sercu. To był okres moich wielkich, niesłychanych wyczynów. Ciągle, w zimną pogodę itd. No, a pływałem z powodu nieszczęśliwej miłości (….) Jakiś dramat miłosny przeżyłem, chciałem się zastrzelić. Robiłem rosyjski pojedynek, to znaczy wykręcałem część naboi z bębenka i potem… Takie różne rzeczy. Jakieś wielkie samotności, wielkie udręki. Potem to się zmieniło, naturalnie; już byłem młodym człowiekiem, bardziej w sobie osadzonym.

Dwór w Krasnogrudzie (foto: Jakub Wojas)

Samą okolicę Miłosz nazywał kamienistą, pochmurną, a przede wszystkim wietrzną. Jest ona taka w istocie, ale zarazem nie można odmówić uroku dworowi położonemu wśród pagórków tuż nad brzegiem jeziora. Dziś gospodarzem tego miejsca jest Fundacja Pogranicze, które stara się pielęgnować nie tylko pamięć po nobliście, ale też niezwykłą wielokulturowość tego regionu. To niejedyny zresztą wybitny poeta związany z tą ziemią. Przy Bazylice w Sejnach stoi pomnik Antanasa Baranauskasa (Antoniego Baronowskiego) – biskupa sejneńskiego (tak, malutkie Sejny były kiedyś siedzibą biskupstwa), poety języka litewskiego. Napisał poemat „Borek oniksztyński” inspirowany mickiewiczowskim „Panem Tadeuszem”.

I choć Mickiewicz pochodził z innej części Wielkiego Księstwa, to ducha mickiewiczowskiego tutaj niewątpliwie czuć. Dostrzegł to również Andrzej Wajda, bowiem w filmowej wersji narodowego poematu to suwalskie „pagórki leśne i łąki zielone” grały te „szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągniąne”. W końcu tu i tu jest dawna Litwa.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA