cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Wtorek, 23.04.2024

Gdzie się podziała szlachta laudańska? Los Polaków na Litwie w dwudziestoleciu międzywojennym

Jakub Wojas, 18.01.2023

Mapa narodowościowa Litwy z 1921 r.

Lauda – litewski region, który został unieśmiertelniony przez Henryka Sienkiewicza na kartach „Potopu”. To tu żyło liczne grono patriotycznie nastawionej drobnej szlachty, której przewodniczył ród Billewiczów. Po 1918 roku dla polskiej ludności tych ziem przyszły nie najlepsze czasy.

Lietuvis czy Lenkas?

Na początek warto zrobić pewne wyjaśnienie. Szlachta laudańska, podobnie jak szlachta całego Wielkiego Księstwa Litewskiego, uważała się za Litwinów i Polaków zarazem. Tożsamość polska wynikała z przynależności do narodu politycznego Rzeczpospolitej. Jednak pod koniec XIX wieku w narodzie litewskim doszło do rozłamu. Pojawiły się grupy inteligenckie, które odrzucały „rzeczpospolitańską” tożsamość wybierając wyłącznie etniczną litewską. Ten rozbrat przyniósł daleko idące skutki dla mieszkańców Laudy.

W 1918 roku w północno-zachodniej części Wielkiego Księstwa powołano Republikę Litewską. Rządzone przez nacjonalistów państwo od początku przyjęło antypolski kurs. Dodatkowo sprawę pogorszyła wojna z Polską z lat 1919-1921, a już zwłaszcza przyłączenie Wilna do Rzeczpospolitej. Litwini z tym się nigdy nie pogodzili. W dokumentach to nadal Wilno było uznawane za stolicę, choć od początku istnienia tego państwa, to Kowno odgrywało najważniejszą rolę.

Więcej opowieści o kresach przedwojennej Polski można znaleźć
w książce Zapomniane Kresy. Ostatnie polskie lata

Na Kowieńszczyźnie ¼ ludności stanowiły osoby, które deklarowały narodowość polską. Większość z nich można było spotkać właśnie na Laudzie. Polskimi bastionami były gminy Turżany, Łopie i Wędziagoła, a także okolice Kiejdan i Datnowa. Tu potomkowie szlachty stanowili nawet powyżej połowy mieszkańców. Zdaniem władz litewskich byli to spolszczeni Litwini, których należy na powrót zlituanizować. Z tego powodu Polakom wpisywano usilnie w dokumentach narodowość litewską. Proceder ten dotyczyć mógł aż 90 proc. mniejszości polskiej na Litwie. By uniknąć skarg do Ligii Narodów władze litewskie uciekały się również do sprytnego triku. W rubryce narodowość wpisywano tylko literę „L”, co mogło sugerować zarówno „Lietuvis”, czyli Litwin, jak i „Lenkas”, czyli Polak.

Osobnym problemem dla nowej Litwy było ziemiaństwo. I to podwójnym problemem. Byli to wielcy posiadacze ziemscy, których zamierzano rozparcelować z powodów gospodarczych, a ponadto uważano ich za „uschłą gałąź swego rodowitego drzewa”. Ziemianie, mimo swego nierzadko wspaniałego pochodzenia z czasów Wielkiego Księstwa Litewskiego byli najczęściej związani z kulturą i językiem polskim, co władze kowieńskie odczytywały jako element wrogi. Zdecydowano, że konfiskacie zostaną poddane nadwyżki w majątkach ziemskich powyżej 80 ha. Potem podwyższono ten pułap do 150 ha. Najgorzej mieli ci właściciele, którzy służyli wcześniej w Wojsku Polskim. Według przepisów mogli zostać uznani za osoby działające na szkodę Republiki Litewskiej, co w konsekwencji prowadziło do utraty niemal wszystkich nieruchomości.

Na domiar złego na reformie rolnej nie skorzystali potomkowie drobnej szlachty. Władze z premedytacją dyskryminowały pod tym względem polskie ośrodki na Laudzie. W nacjonalistycznym piśmie „Liteuva” z satysfakcją odnotowano, że przeprowadzone zmiany agrarne to udane uderzenie w „promieniującą kulturę” polską, która oznacza śmierć dla litewskości, z kolei teraz reforma:

…obcięła białemu orłowi pazury, którymi wewnątrz szarpał ciało Litwy.

Spolszczenie jest jak tyfus

Władze w Kownie starały się także utrudniać polską działalność kulturalną, społeczną i polityczną. Już w 1923 roku odnotowywano przypadki, gdy policja zrywała polskie plakaty wyborcze. Zakazywano także używania języka polskiego na wiecach czy nawet wysiedlano ludzi z miejsc zamieszkania na czas trwania kampanii.

Szczególny nacisk kładziono na możliwość kształcenia dzieci w języku polskim. Na Litwie istniały wprawdzie prywatne szkoły polskie, ale ich dyplomy nie były honorowane przez większość pracodawców, co zmuszało absolwentów do emigracji. Ponadto wprowadzono w tych placówkach zakaz nauczania w języku polskim takich przedmiotów, jak historia i geografia, a nauki w polskich szkołach odmówiono dzieciom, których choćby jedno z rodziców miało wpisane w dokumentach narodowość litewską.

Pomimo tego Polacy na Litwie czy raczej polscy Litwini próbowali się organizować. Wydawano polskie gazety. Często były one jednak zamykane przez władze. Najtrwalszy okazał się być Dzień Kowieński, potem zmieniony na Dzień Polski. Ukazujące się od 1929 roku pismo nie chciało się zgodzić, by nazwę „kowieński” zamienić na litewską wersję: „kaunaski”. Zdaniem urzędników polska nazwa litewskiego nazwa obraża uczucia patriotyczne. Administracja nierzadko też cenzurowała artykuły ukazujące się w tej gazecie, a raz uciekła się nawet do wypuszczenia 9 października 1925 roku fałszywego numeru polskiego periodyku. Była to rocznica zajęcia Wilna przez gen. Żeligowskiego, co w podrobionych egzemplarzach okrzyknięto dniem żałoby i smutku.

Widok na przedwojenne Kowno

Szykany spotykały Polaków również w kościołach. Zdaniem biskupa żmudzkiego Pranas Karevicius walka z polskością stanowiła podstawowy cel miejscowego duchowieństwa. W podobnym duchu wypowiadał się ksiądz i minister rolnictwa zarazem Mykolas Krupavicius, wedle którego...

Litwini chorują na spolszczenie tak jak choruje się na tyfus.

Ta atmosfera niechęci do Polaków przenosiła się także do świątyń. W 1924 roku w kościele karmelitów w Kownie grupy nacjonalistów litewskich zakłócały polskie msze. W trakcie nabożeństw dochodziło nawet do pobić. 26 września Litwini, by uniemożliwić procesję sięgnęli po noże. Ranionych zostało kilkanaście osób. Na porządku dziennym było niszczenie polskich napisów na szyldach sklepów czy afiszach.

Zawiedziona nadzieja

Prześladowania zelżały w 1926 roku wraz z powstaniem lewicowego rządu, który opierał się na poparciu mniejszości narodowych. Udało się wówczas rozwinąć polskie szkolnictwo. Powstał także Klub Sportowy Sparta. Niestety, po roku władzę odzyskali nacjonaliści. Polskie szkoły zamknięto, a 30 polskich nauczycieli znalazło się w obozie w Worniach. To spotkało z reakcją Rzeczpospolitej. W odpowiedzi zamknięto litewskie seminarium nauczycielskie w Sejnach i kilkanaście innych placówek edukacyjnych. I tak było zawsze. Warszawa starała się adekwatnie odpowiadać na litewskie ataki, a cierpiała na tym ludność po obydwu stronach granicy.

W 1938 roku po postawionym rządowi w Kownie ultimatum przywrócono normalne relacje dyplomatyczne i konsularne między Polską a Litwą. Litewscy Polscy przywitali tę wiadomość z wielką radością i nadzieją na poprawę ich losu. Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna.

Już pierwszego dnia funkcjonowania polski konsulat w Kownie przeżywał istne oblężenie. Z całej Republiki Litewskiej zjechali tam przedstawiciele wszystkich warstw społecznych, którzy po dwóch dekadach dyskryminacji nadal czuli łączność z polskością. Nie zamierzali wyjeżdżać z ojczyzny, lecz domagali się polskich mszy i spowiedzi, a także swobodnych przejazdów przez granicę, by móc pomodlić się przed obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej.

Zobacz także:

 

Ze złudzeń odarł ich konsul Franciszek Charwat, który w marcu 1939  roku stwierdził, że jego celem jest normalizacja stosunków politycznych i nie będzie wtrącał się w wewnętrzne sprawy Republiki Litewskiej. W efekcie walka z polskością na Litwie trwała nadal, a w październiku 1939 roku wraz z przejęciem Wilna i Wileńszczyzny przez Litwinów zaczęto pisać jej kolejny rozdział.

Dziś w jednym z dawnych głównych bastionów szlachty laudańskiej – w Wędziagole na półtora tysiąca parafian tylko niewiele ponad 200 deklaruje narodowość polską. W okresie dwudziestolecia międzywojennego zniszczono tu piękne zjawisko, o którym pisał pochodzący z Ponieważa ksiądz Walerian Meysztowicz:

Przynależność do dwóch narodów stanowiących jedną Rzeczpospolitą była powszechnie przyjęta. Nie było zasady „wyłączności narodowej”. Nie zabraniano Litwinowi być Polakiem ani Polakowi Litwinem. Języki, choć pomieszane, nie dzieliły ludzi – nie istniał „nacjonalizm glotologiczny”, to znaczy nacjonalizm czysto językowy.

Artykuł powstał w oparciu o m.in. książkę Sławomira Kopera Zapomniane Kresy. Ostatnie polskie lata.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA