cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Sobota, 27.07.2024

Czy Polska była krajem bez stosów?

Paweł Lipiec, 28.01.2021

Palenie czarownic na stosie

W odniesieniu do Rzeczypospolitej często się mówi, że był to kraj bez stosów. Traktując to zdanie dosłownie to oczywiście jest to nieprawda. W Polsce, podobnie jak w całej Europie, ludzie płonęli na stosach. Tylko że na tle całego kontynentu zdarzało się to wyjątkowo rzadko.

Ostatnia czarownica

W 2004 roku Telewizja Polska wyprodukowała serial „Stacyjka”, którego akcja rozgrywała się w miasteczku, gdzieś w północno-wschodniej Polsce, gdzie „spalono ostatnią czarownicę w Europie”. Choć serial nie był kręcony w warmińskim Reszlu, lecz w warmińskich Jezioranach, to opowieść o ostatniej czarownicy bardziej pasuje do tego pierwszego miejsca. Bowiem to w Reszlu w 1811 roku spalono na stosie Barbarę Zdunk. Wedle obiegowej opinii była to ostatnia taka egzekucja kobiety posądzonej o czary. W rzeczywistości jednak Zdunk poniosła śmierć nie za czary, lecz za podpalenie miasta cztery lata wcześniej. Z kolei ostatnią zabitą z powodu posądzenia o czary była Katarzyna Ceynowa z Chałup. Nie spłonęła jednak na stosie, lecz w 1836 roku miejscowi poddali ją próbie wody. Skrępowana została wrzucona do Bałtyku i... utonęła. Za ten samosąd winnych skazano na kary więzienia.

Obydwa wydarzenia były objawem sporego zacofania i ciemnoty. Miały też miejsce na obszarze obecnej Polski, ale w tamtym czasie nie było to terytorium Polski, lecz „postępowych” Prusy. W naszym kraju tymczasem ostatni proces czarownic miał mieć miejsce w Doruchowie niedaleko Kępna.

Egzekucja czarownicy

Był rok 1775. Żonie dziedzica Stokowskiego wyskoczył ropień na nodze, który miejscowa znachorka połączyła z kołtunem na głowie dziedziczki i orzekła, że to wina „ciot”, czyli czarownic. Tak w okolicy rozpoczęło się polowanie na czarownice. 14 podejrzanych najpierw wrzucono do stawu. Z powodu sukien nie tonęły, lecz unosiły się na wodzie. Dla miejscowych było to jednak wystarczające potwierdzenie, że mają do czynienia z paniami, parającymi się czarną magią. Sprowadzeni do Doruchowa sędziowie skazali nieszczęsne kobiety na śmierć. Trzy zmarły jeszcze w czasie tortur. Pozostałe 11 spalono na stosach wzdłuż drogi Kalisz – Kępno.

Sprawa ta miała być na tyle głośna, że już w następnym roku doprowadziła do zmiany prawa. W 1776 sejm przyjął prawa znoszące tortury i karę śmierci w procesach o czary. Jednakże sam przekaz o procesie w Doruchowie budzi wątpliwości historyków. Profesor Janusz Tazbir twierdził, że wymyślił go znany XIX-wieczny fałszerz i konfabulant Konstanty Majeranowski. Na podstawie dokumentów można z kolei stwierdzić, że w 1783 roku (a nie 1775 roku) kilku ławników z Garbowa straciło swoje urzędy, bowiem skazali na śmierć sześć (a nie 14) staruszek z Doruchowa.

Państwowa tolerancja

Niemniej choć procesy i posądzenia o czary w Polsce się zdarzały, to należały do rzadkości. Najczęściej można było spotkać się z tym zjawiskiem w zachodniej części kraju, będącej pod silnym wpływem niemieckiej kultury protestanckiej. To bowiem w krajach niemieckich święcił triumfy wydany w 1489 roku w Kolonii „Młot na czarownice” Jacoba Sprengera i Heinricha Kramera. Było to kompendium wiedzy na temat tego jak rozpoznawać  czarownice, jak wymuszać od nich zeznawania o kontaktach z siłami nieczystymi i w końcu jak je zabijać w majestacie prawa. Polskim odpowiednikiem tego dzieła był „Postępek prawa czartowskiego przeciw rodzajowi ludzkiemu” wydany w 1570 roku w Brześciu Litewskim. Polski „Młot na czarownice” jednakże widział lepszą broń w walce z czarownicami i czartami nie stosie i torturach, lecz w modlitwie. W książce też odróżniano czary od zabobonów i czynów znachorskich. Wspólnym mianownikiem dla obydwu dzieł było obwinianie za całe zło tego świata diabła i jego pomocników. Lecz metody walki z nimi był diametralnie różne.

Akt konfederacji warszawskiej z 1573 r.

Takie podejście wynikało z mentalności ludzi i filozofii państwa. Już od czasów Kazimierza Wielkiego kształtowała się w Polsce polityka tolerancji: wierz w sobie co chcesz, żyj i pozwól żyć innym, bylebyś podatki płacił. Dochodziło do pogromów ludności żydowskiej, ale struktury państwa nie tylko nie brały w tym udziały, ale chroniły uciskanych, co na Zachodzie wcale normą nie było. Potem mieliśmy Władysława Jagiełłę, który z życzliwością odnosił się do czeskich husytów, a w XVI wieku sama szlachta w znacznej części uległa prądom reformackim. Kolejnym czynnikiem wzmacniającym poczucie państwo-społecznej tolerancji był  tzw. sojusz szlachecko-żydowski. Żydzi jako słudzy skarbu stanowili podstawę rozwoju gospodarczego Rzeczypospolitej i to zarówno kasy państwowej, jak i majątków szlacheckich, których często byli administratorami. Także polski Kościół nie był skłonny do karania heretyków, lecz ich nawracania za pomocą Słowa Bożego. Takie poglądy miał m.in. ostatni polski inkwizytor, zmarły w 1590 roku Melchior z Mościsk. Nie bez znaczenia w tym wszystkim było także świeże chrześcijaństwo Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tu czarownice, wiedźmy, święte gaje itp. były czymś oswojonym, czymś co nie budziło przerażenia, dlatego ryzyko psychozy polowania na czarownice czy heretyków było tu nikłe.

Namacalny dowodem polskiej tolerancji był akt konfederacji warszawskiej z 28 stycznia 1573 roku. Dokument ten gwarantował wieczysty pokój między wyznaniami i prawa dla innowierców. Był to akt o charakterze konstytucyjnym, który każdy nowy władca miał zaprzysięgnąć. Jego wydanie wiązało się z krytyką francuskiej rzezi hugenotów podczas nocy św. Bartłomieja. Polska i litewska szlachta obawiała się, że ubiegający się o polski tron Henryk Walezy może chcieć zaprowadzić w Rzeczypospolitej porządki religijne rodem ze swojej ojczyzny.

Obrażający Boga

Nie wszystko jednak było takie różowe. Polsko-litewska tolerancja w większości przypadków przejawiała się w życiu w osobnych światach, które z rzadka się przenikały. Dochodziło też do nieprzyjemnych ekscesów, które czasem karano śmiercią. W 1588 roku niejaki Zakrzewski zranił szablą księdza odprawiającego msze w kościele ojców karmelitów w Krakowie. Zniszczył także hostię i kielich oraz ciężko ranił ministranta. Za te czyny spłonął na stosie na krakowskim rynku. Z kolei w 1633 roku szlachcic Bogdaszewski został ścięty za porąbanie obrazu Matki Bożej.

Tolerancja nie obejmowała także całkowicie niewierzących. W 1689 roku spalono ateistę Kazimierza Łyszczyńskiego. Choć bywało też łagodniej. Do śmierci, czyli 1596  roku nie udowodniono ateizmu Stefanowi Łowejce, co też świadczy o tym, że starano się rzetelnie podejść do sprawy. W czerwcu 1564 roku podczas procesji Bożego Ciała niejaki Erazm Otwinowski z okrzykiem „Bóg jest w niebie, a więc nie ma go w chlebie, nie ma w twej puszce”, wyrwał monstrancję, rzucił ją na ziemię i podeptał. Skończyło się na tym, że szlachcic zapłacił za zniszczoną hostię i monstrancję, czyli równowartość za szkiełka i mąki. Uznano bowiem, zresztą za radą Mikołaja Reya, że Otwinowski obraził Boga i księdza, a skoro Najwyższy sam potrafi sobie z karą poradzić, to należy tylko wynagrodzić księdza. Podobnego czynu dopuścił się również w 1580 roku Marcin Kreza. Podeptał on Eucharystię, a potem wyrzucił ją psom na pożarcie. Kara? Król pogroził palcem i powiedział, żeby to było ostatni raz, bo inaczej osobiście będzie interweniował.

Złoty wiek literatury w wieku XVI. Obraz Jana Matejki

Wraz z postępem kontrreformacji tolerancja religijna w Rzeczypospolitej powoli zaczęła się kończyć. Punktem przełomowym był potop szwedzki. Walka z innowierczymi najeźdźcami połączona ze zdradliwą postawą części polskich protestantów wzmogła fanatyzm katolicki i postawy ksenofobiczne. Katolicyzm był w tym momencie tym czynnikiem, który łączy w walce z wrogiem wszystkie stany. W efekcie, w imię wypełniania ślubów lwowskich Jana Kazimierza wypędzono z Rzeczypospolitej kolaborujących ze Szwedami braci polskich. Choć jest to czyn godny potępienia, to nie wolno zapominać, że w każdym innym europejskim kraju innowierczą grupę, która masowo współpracowała z wrogiem po prostu by wymordowano, a tu postawiono im wybór: albo się przechrzcicie, albo wyjazd.

Kubki i inne gadżety nawiązujące do tradycji I Rzeczpospolitej
można znaleźć w Sklepie Wokulskiego

Niewątpliwie jednak w XVIII wieku było w państwie polsko-litewskim już dużo mniej tolerancyjnie, co zresztą wykorzystywali nasi sąsiedzi. Tak zwane sprawy dysydentów, konieczność ich ochrony w niby prześladującej ich Rzeczpospolitej dawały Prusom i Rosji pretekst do mieszania się w wewnętrzne sprawy tego państwa. Częściej też płonęły stosy. Jeszcze w 1700 roku spłonął za rzekomy ateizm (według innych przekazów za przejście na judaizm) łowczy łomżyński Krzysztof Przyborowski. W 1713 roku podobny los spotkał saskiego kapitana Kahlera, którego skazano za  bluźnierstwo. W 1746 roku w Poznaniu spłonął niejaki Kocaya, za to że nie chciał mówić „Niech będzie pochwalony”. W 1753 roku w Żytomierza skazano na tortury i śmierć 13 Żydów, oskarżonych o mord rytualny. Dodać jednak należy, że wyroki śmierci procesy o mord rytualny należały w Polsce do rzadkości. Jak podaje wspomniany już prof. Tazbir na przestrzeni trzech wieków(!), od XVI do XVIII stulecia za mord rytualny skazano w sumie około 50 Żydów. Był to m.in. efekt wprowadzonego za czasów panowania Stefana Batorego prawa, które karało śmiercią tego, który bezpodstawnie posądzi o taką zbrodnię.

Choć XVIII-wieczną Rzeczypospolita zmieniła już swoje oblicze na bardziej ksenofobiczne i choć dochodziło tu do zdarzeń haniebnych, to jednak nigdy w państwie polsko-litewskim nie osiągnięto poziomu prześladowań religijnych czy światopoglądowych, jaki cechował Europę Zachodnią. Na jej tle Polska rzeczywiście była krajem bez stosów.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA