cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Sobota, 27.04.2024

Czym był stan wojenny?

Łukasz Gajda, 13.12.2017

Czołgi T-55 w Zbąszyniu podczas stanu wojennego (foto: J. Żołnierkiewicz/Wikimedia Commons)

13 grudnia 1981 r. to jedna z najważniejszych dat we współczesnej historii Polski, która do dziś wywołuje spore kontrowersje. Zanim jednak ktoś wyrobi sobie na temat tego wydarzenia jakieś zdanie, musi się zastanowić, czym tak naprawdę był stan wojenny.

A był przede wszystkim aktem bezprawnym. Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2011 r. Rada Państwa, która na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego wydała dekret o stanie wojennym w ogóle nie miała do tego prawa. Dekrety, zgodnie z Konstytucją PRL, organ ten mógł wydawać jedynie w przerwach między sesjami Sejmu, a akurat 12 grudnia sesja Sejmu trwała. Ponadto stan wojenny, jak sama nazwa wskazuje, można było wprowadzić, gdy zachodziły specjalne przesłanki związane z wojną. Złamano również zasadę, że prawo nie może działać wstecz, bowiem dekret Rady Państwa, pomimo że zawierał sformułowanie, że obowiązuje od dnia uchwalenia, mógł odnieść skutki prawne dopiero od dnia ogłoszenia, czyli 17 grudnia. Tymczasem już wieczorem 12 grudnia na jego podstawie zaczęły się pierwsze aresztowania działaczy opozycji.

Posiedzenie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego z 14 grudnia 1981 r. (Wikimedia Commons)

Stan wojenny należy uznać zatem za rodzaj zamachu stanu, czyli niezgodnego z prawem przejęcia władzy w państwie. Dzięki niemu rządy w Polsce zaczęła sprawować Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego na czele z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Ten organ złożony z kilkunastu wyższych oficerów ludowego Wojska Polskiego był niczym innym jak juntą wojskową, dyktaturą sprawowaną przez żołnierzy przy pomocy armii. Warto się w tym miejscu zastanowić, komu tę władzę zabrano. Był to bowiem PZPR – to on stracił dominującą pozycję w państwie na rzecz wojska. Wprawdzie generałowie też byli członkami Partii, a Wojciech Jaruzelski I sekretarzem, ale to już nie to samo. Ośrodek decyzyjny przesunął się wtedy w inne miejsce i to wojskowi odgrywali główną rolę.

Ważną różnicą w porównaniu z np. przewrotem majowym (zamachem stanu też przecież dokonanym przez wojsko) było to, że nagle zmilitaryzowana została spora część państwa. Militaryzacja ogarnęła większość instytucji publicznych. Mundurowymi byli nawet prezenterzy telewizyjni.

Wojciech Jaruzelski przed wygłoszeniem przemówienia o wprowadzeniu stanu wojennego (Wikimedia Commons)

Dla niektórych wprowadzenie stanu wojennego zapobiegło sowieckiej interwencji w Polsce. W świetle znanych nam dzisiaj dokumentów ZSRR wcale się nie palił do powtórki z najazdów na Węgry z 1956 r. czy na Czechosłowację z 1968 r. Stanisław Kania, poprzednik Jaruzelskiego na stanowisku I sekretarza PZPR, zarzekał się później przed sądem, że Polsce w 1981 r. nie groziła żadna interwencja. Co ciekawe, ruchy, które miały sugerować jej nastąpienie wychodziły zazwyczaj ze strony polskiej. Na początku grudnia 1981 r. podczas spotkania ministrów obrony Układu Warszawskiego uchwałę o wspólnych działaniach sojuszu przeciw kontrrewolucji zaproponował gen. Florian Siwicki. Z kolei sam Jaruzelski namawiał swoich sowieckich partnerów, by przyszli do nas z „bratnią pomocą”. Ci jednak postulowali, aby to Polacy sami sobie poradzili z problemem. Wówczas trwała już wojna w Afganistanie, a kolejny front i zwiększenie napięć z Zachodem nie było Moskwie potrzebne.

Jedna z demonstracji z czasu stanu wojennego (Wikimedia Commons)

Tymczasem stan wojenny wypełnił swoje zadanie i zahamował rewolucję Solidarności. Trzeba przyznać, że była to stosunkowo łagodnie przeprowadzona operacja. W trakcie tego 1,5 roku stanu wojennego zginęło ok. 100 osób (nie licząc tych, którzy zmarli pierwszej nocy wskutek wyłączenia telefonów i niemożności wezwania pogotowia). Dla porównania trzy dni zamachu majowego z 1926 r. kosztowało życie 379 ludzi. Represje wobec członków Solidarności też nie były najstraszniejsze. Wystarczy przecież porównać aresztowania członków podziemia niepodległościowego w czasach stalinowskich, które kończyły się niejednokrotnie strzałami w tył głowy z internowaniami przedstawicieli demokratycznej opozycji w 1981 r.

Najgorsze w stanie wojennym było „przetrącenie kręgosłupa”. Czas od sierpnia 1980 r. do grudnia 1981 r. był okresem odzyskiwanej wolności. Gospodarczego kryzysu, ale też nadziei na wyrwanie coraz większych skrawków swobody. Stan wojenny zatrzymał ten proces i udowodnił, że komuniści na dalsze dzielenie się władzą nie pozwolą. Wywołało to w społeczeństwie apatię i zmarnowanie tych kilku miesięcy entuzjazmu, jaki zapanował po powstaniu związku. Solidarność już nigdy nie odzyskała tego wigoru z czasów swojego „karnawału”. To była największa i niosąca najdalej idące skutki strata. To właśnie tego zabrakło w czasie przełomu 1989 r.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA