cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Czwartek, 02.05.2024

Czy Rosja jest nadal groźna dla Polski?

Krystian Skąpski, 29.10.2021

Plac Czerwony i Kreml (foto: pixabay)

Od kilku wieków polska opinia publiczna i elity stale wskazują Rosję jako jedno z największych, o ile nie największe, dla naszego państwa zagrożenie. W świecie polityki, by kogoś skompromitować zazwyczaj wyciąga się zarzut o byciu rzekomym agentem lub sojusznikiem Putina. Wpływ na to mają oczywiście zaszłości historyczne, tylko czy Rosja dla Polski wciąż jest taka groźna?

Obecna Rosja nie jest supermocarstwem z czasów ZSRR. Nie ma tego potencjału, by rzucić wyzwanie USA. Gospodarka uzależniona od surowców. Są zapasy głowic atomowych i spora armia, ale nie zapominajmy, że ta armia musi strzec potężnego terytorium, a atom to ostateczna ostateczność. Co więcej, granica polsko-rosyjska jest wyjątkowo krótka, w dodatku graniczymy jedynie z niewielkim skrawkiem rosyjskiego terytorium, wciśniętym między państwa NATO. Nawet jeżeli zwrócimy uwagę na agresywną politykę Moskwy w stosunku do Gruzji czy Ukrainy, to przecież dotyczy to wyłącznie krajów dawnego Związku Sowieckiego, a od „właściwej” Rosji oddziela nas pas państw. Jakby tego było mało, to współczesne państwo rosyjskie ma problemy z demografią, wysoką śmiertelnością, korupcją itd.

Więcej na ten temat w książce Nadchodzi III wojna światowa

Jacek Bartosiak i Piotr Zychowicz w książce Nadchodzi III wojna światowa podejmują próbę zastanowienia się, czy Rosja wciąż dla Polski stanowi zagrożenie. I okazuje się, że tak. Jak przekonuje pierwszy z tych panów, Polskę i Rosję dzieli obecnie zbyt wiele sprzecznych interesów:

Rosjanie mają tylko dwie opcje – muszą być imperium albo się rozpadną. A my musimy mieć strefę buforową, poczucie bezpieczeństwa. W efekcie, jak zawsze, rywalizujemy o przestrzeń ULB. Rosjanie budują swoje imperium z poczucia słabości i strachu. A my stoimy im na drodze. Niestety ten konflikt jest strukturalny, jest nie do uniknięcia. To tragedia grecka – my i Rosjanie jesteśmy skazani na spór.

To właśnie słabość Rosji jest zatem źródłem zagrożenia. Moskwa nie jest już atrakcyjnym centrum cywilizacyjnym, by lgnęły do niego inne kraje, dlatego musi używać argumentów siły, by utrzymać swoją pozycję międzynarodową. Warto zwrócić również uwagę na pewną prawidłowość. Kiedy w Rosji dzieje się źle, wtedy Polska na tym korzysta i odwrotnie. W czasach Wielkiej Smuty Rzeczpospolita uczyniła z Moskwy swoją strefę wpływów. Z kolei po upadku ZSRR Polska wyzwoliła się spod sowieckiej dominacji, pozbyła się Armii Radzieckiej ze swojego terytorium i dokonała prozachodniego zwrotu.

Filozofią funkcjonowania Rosji jest imperializm. On właściwie trzyma to państwo w całości. Dzięki agresywnej polityce Moskwa może uzyskiwać kolejne koncesje od Zachodu. Rządzący mają poparcie społeczne, no i rozszerzane są wpływy polityczne i gospodarcze. Zmiana tej filozofii wydaje się obecnie wykluczona. Rosja od wieków była budowana w poczuciu bycia alternatywą dla świata zachodniego, co jest również podkreślane w obecnej propagandzie putinowskiej. Uznanie prymatu Zachodu mogłoby zostać niezrozumiałe przez społeczeństwo, a uleczenie państwa w duchu zachodnich reform byłoby bardzo bolesne w tak patologicznym stanie. Zresztą prozachodni eksperyment miał już miejsce w latach 90. i zakończył się wraz z dojściem do władzy Władimira Putina.

Nie ma zatem w Rosji obecnie żadnej realnej siły politycznej, która odrzucałaby myślenie imperialne. Słynny demokrata Aleksiej Nawalny jest przecież rosyjskim nacjonalistą, który w swoich wypowiedziach wyrażał poparcie dla inwazji na Krym czy podważał sens odrębności państwa białoruskiego. Jest przy tym jeszcze bardziej groźny, gdyż na Zachodzie kojarzy się z „lepszą Rosją”. A kiedy Zachód dogaduje się z Kremlem, to dziwnie zazwyczaj kosztem naszej części Europy.

Parlament Autonomii Krymskiej po przejęciu go przez żołnierzy rosyjskich, marzec 2014 (foto: Jakub Wojas)

Rosja zatem, choć słaba, to musi cały czas rozszerzać swoje wpływy, gdyż to dla niej walka na śmierć i życie. Zatrzyma się tam, gdzie natrafi na opór. Jak twierdzi Jacek Bartosiak w wspomnianej książce:

Gra toczy się o to, czy jesteśmy przedmiotem, czy podmiotem politycznym. Czy sami rozstrzygamy swoje sprawy i decydujemy o własnej przestrzeni, czy też będą to za nas robili inni. Rosjanie chcieliby decydować o przebiegu naszej infrastruktury przesyłu gazu albo o tym, gdzie mogą być wojska natowskie. Chcą na przykład negocjować z Amerykanami w sprawie tego, czy w Radzikowie może powstać baza US Army. To długotrwały proces, który ma się skończyć wypchnięciem Amerykanów z tego, co Rosja uważa za swoją strefę wpływów, a później z całej Europy.

W efekcie, dla nas najlepiej jest, kiedy Rosja jest w takim kryzysie, że zajmuje się wyłącznie sobą, a nie resztą świata. Sęk w tym, że Moskwa dąży do odzyskania dawnej strefy wpływów w obszarze poradzieckim, a potem w myśl filozofii imperium ruszyć dalej na Zachód. Rosja to oczywiście nie to samo zagrożenie, co kiedyś, na szczęście. Niemniej w obliczu wycofywania się USA z tej części świata, Polska musi być w stanie sama stać się na tyle silna, by destabilizacja naszego kraju stała się trudna do zrealizowania. Bowiem obecnej Rosji nie zależy na wielkiej wojnie i okupacji wielkich połaci terenów, bo na to ją już po prostu nie stać, lecz małych punktowych atakach, najlepiej poniżej progu wojny, gdyż one mogą skutecznie paraliżować przeciwnika. W przypadkach niewielkich uderzeń automatycznie pojawiają się pytania, czy to już jest ten moment, by uruchamiać kolektywną pomoc sojuszników z NATO i w ogóle, jak w takiej sytuacji reagować? Takie działania są jak najbardziej w zasięgu owej „słabej Rosji”, co czyni ją paradoksalnie bardzo groźnym przeciwnikiem. W dodatku, zajmowany przez Rosjan i najeżony rakietami i wojskiem Królewiec wisi nad całym regionem jak miecz Damoklesa. Moskwa krok po kroku próbuje przejąć także Białoruś. Jeżeli to się ziści, to możliwości rosyjskiej armii do interwencji w krajach flanki wschodniej NATO niebezpiecznie wzrosną.

Powyższe jednak nie oznacza, że z Moskwą nie należy rozmawiać. To trzeba czynić zawsze, a już zwłaszcza w momencie, gdy nasi sojusznicy nie mają z tym oporów. Należy tylko mieć na uwadze, że o ile nam zależy, by na wschód od nas znajdowały się niepodległe i przyjazne Polsce państwa, to Rosjanie chcą czegoś zupełnie przeciwnego – zależnych od siebie satelitów.

Artykuł inspirowany książką Jacka Bartosiaka i Piotra Zychowicza Nadchodzi III wojna światowa





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA