cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Niedziela, 28.04.2024

Co przyniosło Rzeczpospolitej zwycięstwo pod Chocimiem z 1621 roku?

Jakub Wojas, 10.10.2021

Traktat chocimski, obraz Marcello Bacciarelli

Bitwa pod Chocimiem z 1621 roku pozostaje chyba obecnie nieco w cieniu późniejszych zwycięstw wojsk polskich i litewskich. Jednak 400 lat temu to ta batalia uchodziła za jedno z największych sukcesów chrześcijaństwa. Skutki tego triumfy objawiły się też na bardzo wielu polach.

Dobry PR to podstawa

Pierwszą bitwę chocimską powszechnie porównywano ze zwycięstwem pod Lepanto z 1571 roku, kiedy to flota chrześcijańska pokonała turecką, zatrzymując inwazję na Europę. Ojciec święty Grzegorz XV pisał, że Polacy są…

godnymi, aby ich cała społeczność chrześcijańska mianowała oswobodzicielami świata i pogromcami najsroższych nieprzyjaciół.

Papież w instrukcjach do nuncjuszy dodawał, że „sprawa Polski jest sprawą Europy”. W ten sposób umacniał się mit „przedmurza chrześcijaństwa”. Choć wypada dodać, że raptem kilka miesięcy wcześniej, kiedy król Zygmunt III Waza słał listy z prośbą o pomoc, to odzew był mizerny. Stolica Apostolska obiecała 10 tys. złotych płatne w ratach. Najlepiej zachował się król angielski Jakub I, który wysłał dwa regimenty piechoty. Przybyły one jednak 9 października 1621 roku, czyli w momencie zakończenia bitwy. Reszta społeczności międzynarodowej się wykpiła. Jednak trzeba również rzucić kamyczek w stronę polskiego monarchy, który zaniechał wysłania prośby o sojusz do Madrytu, który zmagał się wówczas z flotą ottomańską.

Walka o turecki sztandar na obrazie Józefa Brandta

Pewną rekompensatą za to były peany na cześć Zygmunta III i jego syna Władysława, który uczestniczył w obronie. Trzeba przyznać, że pod względem propagandowym batalia została wykorzystana perfekcyjnie, chociaż nieco przy tym naciągnięto rzeczywistość. Wpływ królewicza na chocimską wiktorię był tak naprawdę niewielki. Większość oblężenia przeleżał on chory na febrę, a największą jego zasługą było przekonanie wojsk litewskich, by po śmierci hetmana Chodkiewicza uznali komendę regimentarza koronnego Stanisława Lubomirskiego. Mimo to porównywano go z największym wodzami, a kiedy w trzy lata po batalii wybrał się w podróż po Europie, to otrzymał od papieża Urbana VIII list, w którym ojciec święty tak mu słodził:

Rzym wie, że ową pobudzoną z północnych i wschodnich kryjówek powódź Turków i Tatarów, która wydawała się tak niedawno grozić zalewem całej Europy, złamało męstwo polskiego Królewicza…

Kto wie? Być może Władysław uwierzył w tę propagandę, dlatego gdy już został królem, to jego idee fix stała się właśnie wojna z Turcją? Ten sam papież ustanowił na pamiątkę bitwy chocimskiej 10 października świętem kościelnym. Chocim wpisano też do formularza mszalnego i modlitw czytanych z oficjum brewiarzowego. Żaden inny triumf polskiego oręża nie dostąpił takiego zaszczytu. Dodać do tego jeszcze należy liczne utwory literackie, pisywane jeszcze w latach 60. XVII wieku, w których wspominano obronę chocimskiego obozu.

Rozczarowani zwycięzcy

Niewątpliwie te wszystkie splendory były nieco nad wyraz, co z drugiej strony pokazuje, jak chrześcijańska Europa była spragniona takiego sukcesu. Ale bitwa pod Chocimiem z 1621 roku była rzeczywiście sukcesem. Stutysięczna armia sułtańska poniosła straty przekraczające 40 proc. i nieprzygotowana do zimowego oblężenia ustąpiła. Sułtan Osman II, który odgrażał się, że dojdzie nawet do Bałtyku musiał nie tylko obejść się smakiem, ale i niedługo później pożegnać się ze światem po tym jak zbuntowali się rozczarowani janczarzy. Jednak z drugiej strony zawarty rozejm tak naprawdę nie rozstrzygała żadnej z palących kwestii w relacjach polsko-tureckich. Zawarty u stóp twierdzy układ zawierał ogólne powtórzenie stanu obecnego. Granica pozostawała nienaruszona, Tatarzy i Kozacy nie mieli już dokonywać wzajemnych najazdów, Mołdawia pozostawała tureckim lennem, ale z propolskimi hospodarami. Szczegóły wymagały jednak doprecyzowania.

Bitwa pod Chocimiem na obrazie Józefa Brandta

Sama bitwa pod Chocimiem nie była aż tak spektakularna jak chociażby następny Chocim czy Wiedeń. Było to ponad miesięczne oblężenie, w którym co prawda nie zabrakło znakomitych szarż husarii, lecz to nie ona zdecydowała o sukcesie. Przynajmniej nie w tym sensie, co pod Kłuszynem czy Kircholmem. A o tym, kto miał największy wpływ na zwycięstwo ciągle toczą się spory. Dowodzenie należało do hetmana Jana Karola Chodkiewicza, a po jego śmierci do regimentarza Stanisława Lubomirskiego, ale łącznie siły polskie i litewskie liczyły ok. 35 tys. Z kolei co najmniej drugie tyle wystawili Kozacy. Postawa mołojców była wtedy bez zarzutu. Na ich czele stał hetman Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny, który zresztą właśnie podczas tej obrony objął komendę po osądzonym i zgładzonym za nieudolność przez Zaporożców Jakubie Borodawce.

Sahajdaczny był jednym z najwybitniejszych hetmanów wojsk zaporoskich, w dodatku był bodaj najbardziej propolskim z nich. W czasie bitwy chocimskiej Turcy nie kryli nienawiści do Kozaków, którzy niejednokrotnie pustoszyli ziemie Imperium Osmańskiego. Zaporożcy z kolei bili się pod Chocimiem tak dobrze, że sułtan miał powiedzieć:

Ani jeść, ani pić nie będę, aż tego psa Sahajdacznego mi nie przyprowadzicie.

Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny do udziału w obronie został osobiście namówiony przez króla. Kozaka uroczyście przyjęto w Warszawie. Hetman zaporoski ponadto cieszył się znajomością z królewiczem Władysławem, który po odniesionym zwycięstwie żegnał serdecznie Zaporożców, jako naszych towarzyszy. Sahajdaczny kilka miesięcy późnej zmarł wskutek odniesionych w tej batalii ran. O braterstwie broni też szybko zapomniano. Nie doszło do zapowiadanego podniesienia rejestru kozackiego i nie wypłacono mołojcom obiecanych 100 tys. złotych.

Rozczarowani mieli prawo się jednak czuć również inni żołnierze, którym, co już stawało się tradycją, nie wypłacono żołdu. W styczniu 1622 roku zawiązali oni we Lwowie konfederację. W ich postulatach prócz wypłaty należności znalazły się m.in. również wezwania do ukrócenia rozdawnictwa urzędów i królewszczyzn magnatom, a w zamian nadawania ich osobom najbardziej zasłużonym. Upomniano się także o wykup towarzyszy z niewoli tureckiej. Politycznych postulatów król nie miał zamiarów spełniać, ale co do pieniędzy i nadań dla bohaterów udało się zawrzeć kompromis.

Misja Zbaraskiego

Militarnie Rzeczpospolita wygrała, ale dyplomatycznie największe starcie jeszcze ją czekało. Zarzewiem sporów był już sam chocimski układ. Nie był on bowiem identyczny. Turcy podpisali umowę, w której Polska i Litwa zobowiązały się do płacenia trybutu. W wersji polskiej była tylko mowa o przekazaniu upominków. Pod względem prawnym różnica była kolosalna, gdyż to pierwsze oznaczało narzucenie zwierzchności osmańskiej nad państwem polsko-litewskim. Szczęśliwie dla nas bunt janczarów nie tylko pozbawił życia Osmana II, ale też doprowadził do zagubienia tureckiej wersji rozejmu.

Krzysztof Zbaraski na obrazie z epoki

We wrześniu 1622 roku do Stambułu przybyło poselstwo pod wodzą księcia Krzysztofa Zbaraskiego. Dyplomata otrzymał niełatwe zadanie wynegocjowania wieczystego traktatu z Turcją. Niełatwe, bowiem po przewrocie wzrosła chęć tureckiego rewanżu za chocimską porażkę. Polski poseł zorientowawszy się, że Turcy nie mają swojej wersji rozejmu postanowił zmienić jego treść. Wykreślił nakaz utrzymywania przez Rzeczpospolitą w Stambule stałego ambasadora i płacenia trybutu czy przekazywania upominków, a dodał zobowiązanie Imperium Osmańskiego do opuszczenia niektórych twierdz na pograniczu i powołania w tych okręgach nowych baszów. Ponadto uszczegółowił obowiązki Stambułu względem polskich dyplomatów, a kupcy z Polski i Litwy mieli wjeżdżać do miast ottomańskich bez pobierania myta. Fałszerstwo się udało, ponieważ nawet tłumacze tureccy uznali przedstawiony przez Zbaraskiego dokument za autentyczny. Ale sprawujący wtedy władzę wezyr Giurgie nie chciał się na niego zgodzić i przez trzy miesiące nie zapraszał ruskiego magnata na rozmowy. Przy okazji uknuł przeciw niemu intrygę. W czasie kolejnego buntu w stolicy Imperium, w którym domagano się z kolei ukarania sprawców śmierci sułtana wezyr skierował podejrzenia na polskiego posła, że ten ukrywa morderców. Gdy Zbaraskiemu udało się ujść z życiem, Giurgie zorganizował radę, na której pozornie stał się rzecznikiem polskiego punktu widzenia, ale jednocześnie namówił inną osobę, by ta poddała wątpliwość, czy przebywający w Stambule magnat rzeczywiście jest tym, za którego się podaje. Po usłyszeniu tych zarzutów wezyr teatralnie się zgodził umieścić Zbaraskiego i jego ludzi w więzieniu, a do Warszawy wysłać posła, by przekonać się, czy przybył do nich rzeczywisty wysłannik polskiego króla.

Kubek z herbem Rzeczpospolitej Trojga Narodów - do kupienia tylko
w Sklepie Wokulskiego

Kniaziowi znów pomogło zamieszenie polityczne. Wezyra Giurgiego wkrótce potem obalono, a jego miejsce zajął Mere Hussejn pasza. Mimo że ten był odpowiedzialny za niedawne zgładzenie Samuela Koreckiego, który organizował słynne wyprawy mołdawskie, to chciał jak najszybciej podpisać traktat z Rzeczpospolitą. Powodem była szykowana wojna z Persją i chęć zabezpieczenia się od północy. Od tego momentu negocjacje szły już sprawnie. Po podpisaniu umowy Zbaraski doprowadził również do wykupu jeńców, w tym m.in. hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Jednak niedługo później znów do władzy doszedł Giurgie i choć zawarty w 1624 roku układ miał być wieczysty, to na ustabilizowanie stosunków z Turcją trzeba było czekać do 1633 roku. Niemniej jakby nie patrzeć, to po Chocimiu następna wielka turecka wyprawa na Rzeczpospolitą miała miejsce przeszło pół wieku później.

To co jednak najważniejsze, co pozostało po tej batalii to legenda wielkiego zwycięstwa Trzech Narodów. Był to najlepszy dowód, że dla działających razem Polaków, Litwinów i Kozaków nie ma wroga nie do pokonania. I to miały, i mają wciąż w pamięci ci, którym bliska jest idea Rzeczpospolitej Trojga Narodów.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA