Opowieści Kresowe – Wilno litewsko-polsko-białoruskie. Część II: Antagonizm czy pojednanie?
Józef Piłsudski dokonuje przeglądu wojsk w Wilnie na Placu Łukiskim, kwiecień 1920 r.
,,Opowieści Kresowe” to nowy cykl Kuriera Historycznego, badający wielowymiarowe losy wschodniego pogranicza I i II Rzeczypospolitej. Temat ten przez lata obrósł wieloma mitami i kontrowersjami, a ze względu na szczególne znaczenie Kresów w polskiej kulturze i tożsamości oraz tragiczne losy tamtejszych Polaków, wzbudza niesłabnące emocje. Wciąż żywy, rzutuje na relacje Polski z jej wschodnimi sąsiadami. Te z kolei ostatnich latach zacieśniają się i zyskują coraz bardziej strategiczne znaczenie. Nie sprawia to bynajmniej, że stają się łatwe i bliskie ideałowi… Kluczem do owocnej współpracy jest przepracowanie traum i wzajemne zrozumienie, zaś do trafnej oceny teraźniejszości – świadomość przeszłości, pełnej niejednoznacznych niuansów. Z tego powodu ,,Opowieści Kresowe” uwzględniać będą zarówno perspektywę polską, jak i litewską, białoruską czy ukraińską. Autorka ma nadzieję, że staną się punktem wyjścia do rozważań o kulturze i historii wielu sąsiednich narodów, a przede wszystkim – refleksji o ich współczesności i przyszłości.
Poprzednia część artykułu przedstawiała losy Wilna i Wielkiego Księstwa Litewskiego w okresie przedrozbiorowym. Na współczesny obraz miasta decydujący wpływ miały jednak przemiany, które zaszły w nim w czasach, gdy Rzeczpospolita zniknęła z mapy Europy. Upadek wspólnego państwa spowodował przymusowy rozwód Litwy z Koroną, a rozwój nacjonalizmów zaognił stosunki między związanymi z Wilnem narodami.
O powstawaniu ruchów narodowych i złożonych stosunkach Polaków z Litwinami i Białorusinami w dobie zaborów przeczytać można w mojej pracy Czy wschodnie narody chciały niepodległej Polski?
Jak w tym okresie wyglądało samo Wilno? W XVIII wieku ostatecznie zdominował je żywioł polski. Utrzymywał się on w następnych lat, także pod zaborami. Unicestwić nie były go w stanie nawet brutalne represje ze strony władz rosyjskich, nasilone zwłaszcza po upadku kolejnych powstań narodowych. Wilno przetrwało opisaną w mickiewiczowskich Dziadach działalność Nikołaja Nowosilcowa i bezprecedensową nawet w dobie XIX wieku politykę Michaiła Murawjowa, który w latach 1863 – 1864 tłumił litewskie powstanie za pomocą masowych zsyłek i szubienic, zyskując niechlubne miano ,,Wieszatiela”. Rosjanie w drugiej połowie XIX wieku dążyli do depolonizacji Wielkiego Księstwa Litewskiego – a mimo to Polacy pozostawali w Wilnie kulturowo najsilniejszą grupą. Przeważali także liczebnie, choć trudno dziś przytoczyć konkretne, procentowe dane. Te podane w spisie powszechnym z 1897 wieku można potraktować jako rozbujałe fantazje carskich urzędników, którzy liczbę Polaków zaniżali zaledwie do 30% mieszkańców…
Jedną z ofiar Michaiła Murawjowa był generał Zygmunt Sierakowski, jeden z przywódców powstania styczniowego na Litwie. Został powieszony na wileńskim Placu Łukiskim, a jego ciężarna żona – zesłana na Sybir. Na zdjęciu anonimowy rysunek z epoki.
W sercu Mitteleuropy
Bardziej obiektywny był okupant niemiecki, który zajął te ziemie podczas I wojny światowej. Według spisu z 1916 roku ponad połowę mieszkańców Wilna stanowili Polacy, z kolei 40% – Żydzi. Ci, jak w całej Polsce, prezentowali oczywiście różny stopień asymilacji – niekiedy zachowywali głęboką odrębność od otaczających ich chrześcijan, niekiedy ciążyli ku polskości, a niekiedy ulegali naciskom rusyfikacyjnym.
Liczba Litwinów była raczej symboliczna, bo stanowili wówczas zaledwie 2% mieszkańców. Prowadzili jednak ożywioną działalność polityczną. Zdaniem nowolitewskich nacjonalistów każdy mieszkaniec Litwy był Litwinem, tylko nie każdy miał tego świadomość… Wobec tego organizowali w mieście spotkania dla ,,Litwinów niemówiących po litewsku”, które miały na celu depolonizację wilnian.
Jeszcze skromniejszą reprezentację mieli w mieście Białorusini – narodowość tę zadeklarowało w 1916 roku jedynie 800 osób. Czy tylko tyle pozostało z Civitas Ruthenica, w którym drukowano Statuty Litewskie w języku starobiałoruskim? Co, wobec tak małej liczby Białorusinów, zaowocowało tak wielkim ich sentymentem do tego miasta?
Za Białorusinów uznawała się jedynie garstka wilnian – bo w ogóle poczucie białoruskości nie było wówczas zjawiskiem masowym. Nowoczesna świadomość narodowa Białorusinów podczas I wojny światowej stała jeszcze na niskim poziomie rozwoju i grupa inteligencji podkreślającej swoją odrębność zarówno od narodu polskiego, jak i rosyjskiego, była wówczas nadzwyczaj wąska.
Wilno było i jest ważne dla Białorusinów z innego powodu. Z jednej strony jest to historyczna stolica państwa, za którego spadkobierców się uważają. Z drugiej zaś – co może nawet ważniejsze – był to jeden z najważniejszych ośrodków ówczesnej białoruskiej inteligencji, nielicznej i młodej, jednakże niepozbawionej ambicji.
Na początku XIX wieku to wileńscy Filomaci i Filareci (przyjaciele Adama Mickiewicza znani z III części Dziadów), jakkolwiek sami uważali się za Polaków, z pasją badali białoruski folklor i tworzyli pierwsze utwory poetyckie w tym języku. Z kolei w czasach powstania styczniowego to właśnie w Wilnie działał, a następnie zginął na szubienicy, duchowy ojciec narodu białoruskiego: Wincenty Konstanty Kalinowski, dla Białorusinów ,,Kastuś Kalinouski”. Na przełomie XIX i XX wieku w mieście nad Wilią pisało wielu prekursorów nowoczesnej literatury białoruskiej, powstały pierwsze białoruskie stowarzyszenie kulturowe, a bracia Anton i Iwan Łuckiewiczowie wydawali przełomowe dla białoruskiego odrodzenia narodowego czasopismo Nasza Niwa. Z drugiej strony, choć język białoruski w samym mieście nie odgrywał już w XX wieku roli dominującej ani nawet znaczącej, to na wsiach Wileńszczyzny często można było usłyszeć białoruskie gwary. Ich mieszkańcy, nie do końca świadomi swojej narodowości i określający się często jako ,,tutejsi”, byli niejako ,,potencjalnymi” Białorusinami; masą, z której wyłonić miał się później nowoczesny naród.
Strona z wydawanego w Wilnie czasopisma białoruskiego ,,Nasza Niwa". Co znamienne, używano w nim zarówno alfabetu łacińskiego (,,polskie litery"), jak i cyrlicznego (,,ruskie litery"), a także podwójnych dat (z kalendarza juliańskiego i greogriańskiego).
W takim stanie zastali Wilno Niemcy, którzy gromili Rosjan w letniej ofensywie 1915 roku. Z zajętych połaci carskiego państwa utworzyli tak zwany Ober-Ost. Niemiecka okupacja początkowo oznaczała dla mieszkańców zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego jedynie kolejny ciężki epizod wojennej epopei, nierozerwalnie związany z głodem i bezlitosną eksploatacją. Po pewnym czasie okazało się jednak, że niemieckie panowanie otworzy zupełnie nowy rozdział w dziejach wschodnioeuropejskich narodów – i da im, jakkolwiek zdobyte ogromnym kosztem, zalążki własnej państwowości.
Banknot stumarkowy wydany w Kownie (drugie co do wielkości miasto Litwy) w kwietniu 1918 r.
Grunt pod nie położyła niemiecka koncepcja Mitteleuropy. Zakładała utworzenie na granicy z Rosją pasa buforowych państw pogranicznych narodów – oczywiście, całkowicie podporządkowanych Rzeszy w sensie politycznym, militarnym i gospodarczym. To właśnie ona zaowocowała słynnym aktem z 5 listopada 1916 roku, na mocy którego powstało zależne od państw centralnych Królestwo Polskie. Mało entuzjastyczne przyjęty przez samych Polaków, akt wzbudził nadzieje innych narodów Imperium Rosyjskiego, wierzących, że pod niemieckimi auspicjami wybiją się na niepodległość.
Taktyka niemiecka zakładała stworzenie wielu państewek, spośród których żadne nie okazałoby się na tyle silne, aby wywalczyć sobie niezależność i zagrozić interesom Rzeszy. Swój plan władze postanowiły zrealizować przy pomocy odwiecznej zasady ,,dziel i rządź” – podsycając antagonizmy polsko-litewsko-białoruskie. Jeśli bowiem miała powstać Polska, to w niemieckich założeniach powinna być kadłubowa. Gdyby umocniła się na wschodzie, mogłaby przecież z czasem upomnieć się o Wielkopolskę, Pomorze i Śląsk… Litwini i Białorusini nie mieli pretensji terytorialnych do Rzeszy, a ich instytucje były zresztą zbyt młode i słabe ekonomicznie, by stanowić dla niej jakiekolwiek zagrożenie. Nietrudno się zatem domyślić, po czyjej stronie stanęli w sporze o Wilno, który teraz, w nowej sytuacji politycznej, rozgorzał jak nigdy wcześniej.
Litwini, we wrześniu 1917 roku powołując w Wilnie Litewską Radę – Tarybę. Kilka miesięcy później Niemcy jako pierwsze uznały jej państwowość. W Litwinach widzieli jedynie pionek w swojej środkowoeuropejskiej grze. Ci jednak byli im tak gorąco wdzięczni, że wystąpili nawet z propozycją koronacji księcia Wilhelma von Uracha na Mendoga II. Sam przydomek przyszłego władcy litewskiego wskazywał na fascynację tamtejszych elit Litwą bałtycką, pierwotną, wolną od Słowian – a zwłaszcza Polaków… Oprócz Mendoga ideałem nowych Litwinów stał się książę Witold, przed wiekami opierający się unii z Polską i toczący spór ze stryjecznym bratem Jagiełłą, który z kolei w historiografii litewskiej osądzany jest jako zdrajca i grabarz niepodległości. Litwini uważali się za prawowitych spadkobierców Wielkiego Księstwa, chcieli odziedziczyć jego potęgę, lecz nie jego wieloetniczność. Przekonani, że wskrzeszają ,,prawdziwą” Litwę, stolicę nowego państwa pragnęli umieścić w starym Wilnie.
Członkowie Taryby, listopad 1917 r.
W swoim mniemaniu nie byli mniejszością w mieście. Jego mieszkańców dzielili bowiem nie na Litwinów i nie-Litwinów – a jedynie na Litwinów uświadomionych i tych spolonizowanych, którym należało przywrócić utraconą litewskość. Toteż w Wilnie – w znamiennym dniu 11 listopada 1918 roku – powstał pierwszy rząd litewski. Stało się ono wówczas nie tylko historyczną stolicą Litwinów, ale także kolebką ich nowoczesnej państwowości. Nic zatem dziwnego, że gotowi byli walczyć o to, by miejsce narodzin Taryby pozostało się w graniach młodego państwa.
Bierni nie pozostawali także Białorusini, którzy pod niemieckimi auspicjami przystąpili na Wileńszczyźnie do tworzenia zalążków narodowego szkolnictwa, stowarzyszeń i instutucji kulturalnych. Jeszcze wiosną 1918 powstało także pierwsze nowoczesne państwo białoruskie – Białoruska Republika Ludowa. Ze względu na brak międzynarodowego uznania i armii, a także polityczną słabość białoruskich elit, nazywano ją ,,papierową”. Jej granice tak naprawdę nigdy nie zostały określone. Taka sytuacja stwarzała jednak pole do ich swobodnej interpretacji i białoruscy działacze byli przekonani, że Wileńszczyzna powinna stać się częścią ich państwa. Mimo to, wobec nikłości własnych struktur, w dalszych walkach o Wilno musieli poprzestać na roli obserwatorów, nie podmiotu sporu.
Ze sprawą białoruską i zarazem Wilnem w okresie I wojny światowej związany jest także pewna kulturowa ciekawostka, mająca jednak dużo większe znaczenie, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Otóż w przełomowym 1916 roku powstała szczególnie ważna dla Białorusinów pieśń ,,Pahonia” (,,Pogoń”), zaczynająca się znamiennymi słowami:
,,Gdy tylko w trwożliwym sercu poczuję (Толькi ў сэрцы трывожным пачую)
Za ojczystą krainę strach, (За краiну радзiмую жах)
Wspomnę świętą Ostrą Bramę (Успомню Вострую Браму святую)
I wojaków na groźnych koniach” (I ваякаў на грозных канях) *przekład własny
Nawiązanie do Wielkiego Księstwa Litewskiego odnaleźć można już w tytule, a wzmianka o wileńskiej Ostrej Bramie najwymowniej ukazuje, jak bardzo jego dziedzictwo wpisane jest w białoruską tożsamość. Historia potoczyła się tak, że ,,Pahonia” nigdy nie została oficjalnym hymnem tego państwa. Zakorzeniła się jednak w kulturze narodu na tyle głęboko, że stała się symbolem rewolucji 2020 roku i wykonywana jest obecnie jako hymn demokratycznej opozycji…
Czołowi działacze białoruskiego ruchu narodowego aktywni w Wilnie na przełomie XIX i XX wieku: Iwan i Anton Łuckiewiczowie oraz Aleksandr Ułasau.
Polskie czy pod polską okupacją?
Tymczasem nadeszły kolejne przełomowe wydarzenia: dwie rewolucje w Rosji, pokój w Brześciu i zawieszenie broni na froncie wschodnim, rozejm w Compiegne i koniec wojny, powstanie niepodległej Polski, walki o jej granice i wojna z bolszewikami, a po niespełna dwudziestu latach – kolejny globalny konflikt. W okresie tym Wilno przechodziło z rąk do rąk. Jeśli ktoś urodził się w nim w 1900 roku, to w ciągu raptem 40-letniego życia nie mógł narzekać na monotonię – doświadczył bowiem władzy rosyjskiej-carskiej, rosyjskiej-sowieckiej, niemieckiej, litewskiej i polskiej…
Niemcy wycofali się z Wilna w styczniu 1919 roku. Józef Piłsudski planował przejąć je z chwilą ewakuacji wojsk niemieckich, jednak szybsi okazali się bolszewicy, zagrażający zarówno polskim, jak i litewskim aspiracjom państwowotwórczym. Przed wiekami Polska i Litwa, chociaż mające za sobą historię długich wojen, zjednoczyły się wobec wspólnego, krzyżackiego wroga. Niestety, w XX wieku nie doszło do podobnej współpracy przeciwko Sowietom…
Władza sowiecka została obalona w kwietniu 1919, gdy miasto przejęły wojska polskie. Wtedy to Piłsudski wydał słynną Odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, swoisty manifest jego koncepcji federacyjnej. Miała ona doprowadzić do powstania na wschodzie dawnej Rzeczypospolitej szeregu niepodległych państw, złączonych z Polską kulturowymi więzami i strategicznymi sojuszami. Piłsudski nie dzielił wówczas mieszkańców Wielkiego Księstwa na Polaków, Litwinów, Białorusinów, Ukraińców, Łotyszy, Żydów, Tatarów. Wszyscy oni zamieszkiwali wspólny Kraj i mieli mieć prawo ,,nieskrępowanego wypowiedzenia się o dążeniach i potrzebach”, ,,rozwiązania spraw narodowościowych i wyznaniowych bez jakiegokolwiek gwałtu ze strony Polski”. Mimo to, odezwa spotkała się z protestem rządu litewskiego, który w planach federacji widział powtórzenie scenariusza z czasów unii lubelskiej, czyli, w ich mniemaniu, koniec własnej państwowości. Litewsko-polskie negocjacje zostały przerwane.
Odezwa Józefa Piłsudskiego w dwóch językach: polskim i litewskim.
Wówczas, wobec wznowienia walk z państwem polskim, zbliżenia z Litwinami zaczęli szukać Sowieci. Zaproponowali oddanie Wilna Litwinom, zastrzegając sobie prawo do eksploatacji tych ziem podczas działań wojennych. Twórcy nowego państwa po raz kolejny za cenę walki przeciwko Polsce gotowi byli poświęcić nawet własną niezależność i przystali na rosyjskie plany. Wilno znalazło się poza granicami Rzeczpospolitej.
Sytuacja zmieniła się w październiku 1920 roku, kiedy zajęły je wojska generała Lucjana Żeligowskiego. Formalnie marsz na Wilno był prywatną inicjatywą ,,zbuntowanego” dowódcy. Tak naprawdę cała operacja została jednak ukartowana przez Piłsudskiego, który nie mógł zająć miasta oficjalnie ze względu na międzynarodowe zobowiązania Polski i naciski aliantów. Dzięki temu podstępowi odzyskał jednak swój ,,kraj lat dziecinnych”… Na Wileńszczyźnie utworzono efemeryczne państewko, Litwę Środkową, pod faktycznym zarządem polskim. W 1922 roku na posiedzeniu sejmu wileńskiego podjęto uchwałę o wcieleniu Litwy Środkowej do II Rzeczypospolitej.
Generał Lucjan Żeligowski na czele żołnierzy w Wilnie, 1920 r.
Co znamienne, choć Polacy od wieków zamieszkiwali Wileńszczyznę, to dopiero teraz stała się ona formalną częścią czysto polskiego państwa. Dla Marszałka nie było to bynajmniej zwycięstwo, a raczej osobista porażka. Nie pragnął konfliktu z Litwinami, nie pragnął Wilna w granicach takiej Polski – bo Polska w jego wyobrażeniach miała mieć zupełnie inny kształt. Intryga, do której się uciekł, była ostatecznością, oznaczała kres jego marzeń o federacji i odnowieniu idei pamiętających czasy Jagiellonów. Sam uważał się nie tylko za Polaka, ale także Litwina, właśnie w znaczeniu mieszkańca Wielkiego Księstwa Litewskiego – wielokulturowej, pogranicznej ojczyzny bratnich narodów. Narody te okazały się w XX wieku jednak zamknięte w ciasnych nacjonalizmach, a idee niemożliwe już do wdrożenia w życie…
Pocztówka z Wilna z 1920 r.
Gdzie podczas tych burzliwych wydarzeń byli jednak Białorusini? Spora część z nich żywiła nadzieje na autonomię w ramach Litwy i to stronę litewską darzyła większą przychylnością. Byli jednak i tacy, którzy zaangażowali się w bunt Żeligowskiego i budowanie Litwy Środkowej (w swojej armii ten kadłubowy twór miał nawet białoruski batalion), i widzieli swoją ojczyznę w związku z państwem polskim. Początkowo zdawać się mogło, że związek ten rzeczywiście przyniesie rozwój białoruskiego bytu narodowego. To właśnie Wilno stało się zresztą centrum białoruszczyzny w II Rzeczypospolitej – w latach 20. wydano w nim około stu tytułów białoruskich czasopism, istniało białoruskie gimnazjum, teatr, muzeum… Z czasem władze polskie zaczęły jednak poddawać ruch białoruski coraz większym represjom, zupełnie niesłusznie widząc w nim zagrożenie dla jedności państwa. To, jak międzywojenna Polska na własne życzenie przegrała sprawę Białorusinów, to jednak temat na zupełnie inny artykuł…
Mieszkańcy Wilna o polskiej świadomości narodowej witali wojska Żeligowskiego, a następnie akt o włączeniu ich małej ojczyzny w skład Polski ze łzami wzruszenia. Wielu opisywało dzień ,,żeligiady” jako jedno ze swoich najpiękniejszych wspomnień. Litwini jednak nigdy się z nią nie pogodzili. Aż do 1938 roku nie utrzymywali z Polską żadnych stosunków dyplomatycznych, a po wybuchu II wojny światowej skorzystali z pierwszej okazji, by – znów z sowiecką pomocą – odzyskać Wilno. Zajęte przez Armię Czerwoną, w październiku 1939 roku zostało przekazane państwu litewskiemu, które nie szczędziło tamtejszym Polakom szykan i represji. Zakazano nawet używania języka polskiego w przestrzeni publicznej, a urzędowym uczyniono litewski, który znał zaledwie 1% ówczesnej populacji miasta. Litwini nie przypuszczali wtedy zapewne, że za niecały rok sami padną sowieckim łupem i pozostaną częścią radzieckiego imperium aż do 1991 roku…
Litwini triumfalnie wkraczają do Wilna, 28 października 1939 r.
Nowe Wilno
Dzieje Wilna stanowią jeden z najjaskrawszych przykładów, jak wojenna hekatomba bezpowrotnie odmieniła oblicze Europy Środkowo-Wschodniej i życie jej mieszkańców, których losy stały się jedynie kartą przetargową w rękach globalnych mocarstw. Masowe deportacje ludności w głąb Związku Radzieckiego, masakra w lasach ponarskich, aresztowania i egzekucje, ludobójstwo, sztuczna i przymusowa zmiana granic – wszystko to w ciągu zaledwie kilku lat przetoczyło się przez Wileńszczyznę i zostawiło piętno na panujących tam stosunkach narodowościowych.
Egzekucje w Ponarach pod Wilnem miały miejsce w latach 1941 – 1944. Z rąk Niemców i ich litewskich kolaborantów zginąć mogło tam nawet 100 000 osób; głównie Żydów, choć duży odsetek ofiar stanowili także Polacy. Kwestia kolaboracji z nazistami i masakry w lasach ponarskich pozostaje jednym z najdrażliwszych punktów litewskiej polityki historycznej, o którym rzadko kiedy mówi się tam otwarcie.
W 1939 roku Wilno liczyło ok. 230 tysięcy mieszkańców, pośród których większość stanowili Polacy. W okresie 1945 – 1947 do opuszczenia miasta zostało zmuszonych około 100 tysięcy obywateli polskiego pochodzenia. Ten exodus, w połączeniu z wojennymi stratami, doprowadził niemal do jego wyludnienia. Na miejsce Polaków szybko zaczęli jednak napływać przedstawiciele innych narodowości. Wilno pozostało miastem wieloetnicznym, choć dawną barwną mozaikę narodowości zastąpiły raczej różne odcienie komunistycznej szarości. Obywatel Wilna musiał stać się przede wszystkim obywatelem sowieckim.
Tłumnie przybywali tam Litwini pochodzący ze wsi, szukający w dużym mieście ucieczki przed kolektywizacją i kołchozami. Ich liczba wzrastała jednak powoli – dopiero w 1989 roku zaczęli oni stanowić 50% mieszkańców miasta. Władze nie chciały jego całkowitej lituanizacji, bowiem ich polityka polegała na jak największym rozproszeniu i zatarciu granic między wszystkimi radzieckimi narodowościami. W Wilnie, jak zresztą w całej Litewskiej SRR, osiedlali się zatem także Białorusini i Rosjanie. Polska społeczność Wilna znacznie się skurczyła, choć na podwileńskiej prowincji pozostało jej relatywnie dużo, zwłaszcza w porównaniu z kresami południowo-wschodnimi. Miasto zdepolonizowało się głębiej od wsi z prostego powodu: władzom sowieckim zależało bardziej na pozbyciu się z kraju zamieszkującej litewską stolicę polskiej inteligencji, niż polskiej ludności chłopskiej i robotniczej z rejonu wileńskiego, która nie stanowiła tak dużego zagrożenia politycznego – za to stanowiła dobrą siłę roboczą.
W ostatnich latach rządów Stalina pojawił się dość zaskakujący projekt stworzenia ,,nowej” inteligencji polskiej, oczywiście w duchu sowieckim. Wobec dużej liczebności i integracji Polaków na Litwie, to właśnie w tej republice postanowiono wdrożyć go w życie. Była ona jedyną, w której – ku niezadowoleniu Litwinów – funkcjonować mogły polskie szkoły, teatry czy gazety. Jednocześnie to posunięcie nie było pozbawione pewnego cynizmu – stosunkowo łagodna polityka wobec Polaków stanowiła sposób na podsycanie polsko-litewskich antagonizmów. Uniwersalne ,,dziel i rządź” miało się zatem dobrze także w wydaniu sowieckim… Należy jednak zauważyć, że dzięki polskim instytucjom w czasach ZSRR wśród zamieszkujących Litwę Polaków znajomość języka polskiego stoi na dużo wyższym poziomie, niż wśród rodaków z Łotwy (dawne Inflanty Polskie), Białorusi czy tych ostatków mniejszości polskiej, które pozostały na Ukrainie.
Jedno miasto, trzy narody
Jak stosunki narodowościowe układają się w mieście współcześnie? Litwini są w nim ponad 60-procentową większością. Przybywając dziś do miasta, język litewski usłyszmy niemal wszędzie, nieporównywalnie częściej, niż polski, rosyjski czy białoruski.Wymienione narody stanowią w nim za to kolejno 16%, 12% i 3,5%.
Liczebność i zasięg mniejszości polskiej na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Polskości pozostało w Wilnie niemało i śladów polskiej obecności – nie tylko historycznej, ale także współczesnej – nie sposób nie zauważyć. Działają w nim polskie instytucje: mieszczący się w okazałym budynku Dom Kultury Polskiej, TVP Wilno, radio i prasa, szkoły, filia Uniwersytetu Białostockiego… Mimo to litewscy Polacy nierzadko spotykają się z dyskryminacją ze strony władz. Państwo to nie posiada ustawy o mniejszościach narodowych, która chroniłaby ich prawa (na to samo uskarżają się zresztą Rosjanie). Niechętna Polsce polityka historyczna, utrudnienia w funkcjonowaniu polskich szkół (a często ich likwidacja), czy na pozór drobne, a jednak komplikujące życie Polaków przepisy związane z pisownią nazwisk czy oznakowaniem ulic i miejscowości w języku polskim – to tylko kilka przykładów trudności, z którymi mierzy się mniejszość polska.
Restauracja i hotel ,,Pan Tadeusz" przy Domu Kultury Polskiej w Wilnie z dwujęzycznym szyldem.
Wynikają one przede wszystkim z lęku Litwinów przed ponowną polską (lub polsko-rosyjską) dominacją, staniem się mniejszością we własnym państwie, a wśród starszego pokolenia – nawet utratą jakiejś jego części. W końcu ,,żeligiady” nigdy nam nie zapomniano… Niestety, powszechny na Litwie jest problem wielu narodów o młodej państwowości – nacjonalizm tuszujący głęboko skrywany kompleks niższości, chęć odwetu za wielowiekowe obce panowanie i marginalizację własnej kultury. Obawy Litwinów pogłębia postawa niektórych Polaków, którzy odwiedzając Wilno, mówią, że przybywają ,,do siebie”, liczą na powszechną znajomość języka polskiego i zdają się nie dostrzegać przemian, które na przestrzeni lat zaszły w mieście. Sentyment do miejsca, które odegrało tak wielką rolę w polskiej historii i kulturze, jest w pełni uzasadniony – staje się jednak niebezpieczny dla relacji polsko-litewskich, gdy zamienia się w partykularyzm i rewizjonizm...
Nazwa ulicy Warszawskiej została napisana dwoma językami, jednak z takimi oznakowaniami spotykamy się na Litwie coraz rzadziej – poza miejscami ściśle związanymi z historią Polski zdecydowanie dominuje już język litewski.
Z kolei o dawnym Civitas Ruthenica przypominają nie tylko liczne cerkwie, ale także białoruscy emigranci. Choć liczba Białorusinów jest mniejsza niż Polaków i Rosjan, to podobnie jak 100 lat temu, w Wilnie koncentruje się ich najbardziej aktywna i uświadomiona część. Litewska stolica okazała się bowiem azylem dla wielu demokratycznych opozycjonistów, w tym ich liderki Swiatłany Cichanouskiej. Często miasto staje się także scenerią wielkich, białoruskich manifestacji.
Kaplica na cmentarzu na Rossie, w której pochowani zostali ekshumowani powstańcy styczniowi, wśród nich Kastuś Kalinouski.
Tak stało się choćby w 2019 roku, gdy tłumy Białorusinów przybyły na uroczystych pogrzeb szczątków powieszonych powstańców styczniowych, które po latach odkryto na Górze Giedymina i złożono w kaplicy na Rossie. Wśród odnalezionych był wspominany już Kastuś Kalinouski, jedna z najważniejszych dla białoruskiej tożsamości narodowej postaci historycznych.
Wydarzenie to było bezprecedensowym w dobie współczesnych nacjonalizmów i antagonizmów. Zgromadziło przedstawicieli niemal wszystkich narodów, które wchodziły w skład przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Nie okazało się jednak okazją do sporów, któremu narodowi zawdzięczała ona swoją wielkość, który ma prawo do jej dziedzictwa i ziem. Zamiast tego stało okazją do zamanifestowania równości i jedności narodów, dla których wspólne dzieje powinny być nie kością niezgody, a inspiracją do tak potrzebnej w naszym regionie współpracy… Znamiennym jest fakt, że w mieście, które w ubiegłym stuleciu było areną tak wielu konfliktów, powiewały sztandary z czasów powstania styczniowego, z herbem – co prawda nieutworzonej nigdy w praktyce – Rzeczypospolitej Trojga Narodów: polsko-litewsko-ruskiej federacji. Zapewne na ten widok uśmiechnąłby się Józef Piłsudski – federalista, miłośnik Wilna, syn powstańca, dumny pogrobowiec wielokulturowego Wielkiego Księstwa Litewskiego…
Wnętrze kaplicy powstańców styczniowych.
Wilno wielokrotnie w dziejach trzech narodów stanowiło kość niezgody, ognisko konfliktów, lustro wzajemnych resentymentów. Tego dnia nie było jednak litewskie, nie było polskie, nie było białoruskie – było wspólne. Podobnie jak całe Wielkie Księstwo Litewskie w najlepszych dla siebie latach, gdy jego mieszkańców nie dzieliły ciasne interesy i wzajemna nienawiść… Dla każdego z trzech narodów znaczy wiele, każdy z nich przyciąga i urzeka – i każdy z nich ma prawo do miłości, którą darzy to miasto, od zawsze barwne, różnorodne, stojące na styku różnych kultur i kręgów cywilizacyjnych. Każdy z trzech narodów pozostawił w mieście swoje ślady i jeśli jeden z nich zapragnie pozostawić ślady jedynie własne, zacierając pozostałe, nie przywróci miastu jego ,,prawdziwego” oblicza. Przeciwnie, wypaczy owo oblicze, narzuci mu nienaturalną dla tych ziem jednowymiarowość. Jeśli zaczniemy słuchać siebie nawzajem, szukać zrozumienia, patrzeć na naszą historię szerzej, Wilno przestanie być osią sporu. Stanie się za to miejscem spotkania sąsiednich etnosów, które potęgą były wtedy, gdy w średniowieczu i nowożytności trwały przy sobie – a gdy w XX wieku pogrążały się w konfliktach, wszystkie trzy zaczynały kroczyć ku upadkowi…
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy! Dodaj komentarz