Opowieści Kresowe – Wilno litewsko-polsko-białoruskie. Część I: Skomplikowany rodowód
Lektyka z sercem Józefa Piłsudskiego przy Ostrej Bramie w Wilnie, 31 maja 1935 r. Źródło: zbiory Biblioteki Narodowej
,,Opowieści Kresowe” to nowy cykl Kuriera Historycznego, badający wielowymiarowe losy wschodniego pogranicza I i II Rzeczypospolitej. Temat ten przez lata obrósł wieloma mitami i kontrowersjami, a ze względu na szczególne znaczenie Kresów w polskiej kulturze i tożsamości oraz tragiczne losy tamtejszych Polaków, wzbudza niesłabnące emocje. Wciąż żywy, rzutuje na relacje Polski z jej wschodnimi sąsiadami. Te z kolei ostatnich latach zacieśniają się i zyskują coraz bardziej strategiczne znaczenie. Nie sprawia to bynajmniej, że stają się łatwe i bliskie ideałowi… Kluczem do owocnej współpracy jest przepracowanie traum i wzajemne zrozumienie, zaś do trafnej oceny teraźniejszości – świadomość przeszłości, pełnej niejednoznacznych niuansów. Z tego powodu ,,Opowieści Kresowe” uwzględniać będą zarówno perspektywę polską, jak i litewską, białoruską czy ukraińską. Autorka ma nadzieję, że staną się punktem wyjścia do rozważań o kulturze i historii wielu sąsiednich narodów, a przede wszystkim – refleksji o ich współczesności i przyszłości.
Pierwszy odcinek cyklu (podzielony na dwie części) przybliży bogatą historię Wilna, o którym wielu Polaków – i to nawet tych, których ciężko posądzić o imperialne ambicje – podświadomie myśli i mówi jak o ,,naszym”. Jak nietrudno się domyślić, nie zapewnia nam to bynajmniej przychylności Litwinów. Choć animozje między Polakami a mieszkańcami bałtyckiego państwa są już nad Wisłą niemal legendarne, mniej osób zdaje sobie sprawę z tego, że pretensje do Wilna zgłaszali i zgłaszają także Białorusini. Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że to właśnie Białorusini uznają samych siebie za… ,,prawdziwych” Litwinów.
Spór dwóch narodów to niemały kłopot – trzech to już zamieszanie, w którym pozornie oczywiste pojęcia zaczynają się zacierać. W gąszczu niejednoznacznych terminów łatwo stracić orientację i zwątpić, czy Litwa znajduje się tam, gdzie umieszczają ją mapy. I jak w tym wszystkim rozstrzygnąć, do kogo powinna należeć jej stolica? Czy w ogóle da się to zrobić… i czy jest sens? Czym jest dla nas gród nad Wilią – kością wiecznej niezgody czy doniosłym symbolem jagiellońskiej idei i Rzeczypospolitej Trojga Narodów?
Poszukiwanie odpowiedzi na te pytania należy rozpocząć od spojrzenia na najdawniejszą historię nie tylko Wilna, ale także państwa, którego dawniej było stolicą. Choć owo państwo nie przetrwało do naszych czasów, pozostawiło w tej części Europy nieśmiertelne dziedzictwo. Mowa o Wielkim Księstwie Litewskim.
Rzeczpospolita Obojga Narodów w 1619 (punkcie kulminacyjnym swojej potęgi) na tle współczesnych granic państwowych.
Polska jak obwarzanek
Do tego przysmaku porównał ją niegdyś jeden z najsłynniejszych synów ziemi wileńskiej: sam Józef Piłsudski. Mawiał, że wszystko, co w kraju najlepsze, znajduje się na Kresach. Bez wątpienia, gdyby pokusić się o stworzenie listy miast, które Polacy darzą szczególnym sentymentem, kresowe Lwów i Wilno zajęłyby pierwsze miejsca. Nie wynika to tylko z ich znaczenia dla polskiej kultury, słodko-gorzkiej historii Kresów, ich specyficznej obyczajowości i etosu. Ich legendę – nieco paradoksalnie – umacnia właśnie sam fakt, że polskie są już jedynie w znaczeniu historycznym.
Słowa wieszcza ,,ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił” przychodzą w tym przypadku na myśl nie tylko ze względu na jego związki z miastem nad Wilią. W końcu to, co utracone, szybko ulega idealizacji, zyskuje nimb dawnej świetności i urokliwej, sielskiej archaiczności… Miasta, które znajdą się w graniach Polski, zawsze w mniejszym lub większym stopniu kojarzyć się będą z jej współczesnymi problemami, wadami i twardą codziennością. Te, które częścią Rzeczypospolitej już nie są, urastają do rangi symbolu i utraconej arkadii.
Wilno stanowi taki właśnie symbol – albo raczej wielki zbiór pozytywnych symboli polskiej dumy narodowej. Dla wielu jest częścią nostalgicznych, rodzinnych opowieści, celem pielgrzymek albo scenerią ulubionych dzieł literackich. Z Matką Boską, ,,co w Ostrej świeci bramie”, konradowską celą, mogiłami legionistów na Antokolu i sercem Marszałka na Rossie – Wilno to poetyckie, romantyczne, mickiewiczowsko-miłoszowskie, przyjemnie staromodne, a przede wszystkim… swojskie miasto. Polskie ślady w litewskiej stolicy zdają się nam dziś zupełnie naturalne, może nawet bardziej, niż jej współczesna przynależność państwowa…
Mogiły polskich żołnierzy na cmentarzu na Antokolu w Wilnie.
W XIX wieku polskie elity ze zdumieniem patrzyły na rozwój nowolitewskiej świadomości. Na początku nie dostrzegały, a później lekceważyły naród, który rodził się na ich oczach. Nie rozumiały, skąd pojawili się owi Litwini, którzy, nie będąc już nieświadomymi politycznie chłopami, nie mówili po polsku i pogardzali Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Polacy nie dowierzali wtedy jeszcze, że fantasmagoryczne plany młodej, litewskiej inteligencji staną się kiedyś rzeczywistością i Wilno naprawdę przestanie być polskie. Z podobnym zdziwieniem współcześni polscy turyści słuchają dziś w Wilnie języka litewskiego i stwierdzają: ,,przecież to do niczego niepodobne!”. Niejeden zadaje sobie pytanie, jak i kiedy ta niezrozumiała, niezbliżona do żadnego słowiańskiego języka mowa stała się dominującą w ,,naszym” mieście …
Litwini odpowiadają im na to, że to dominacja polszczyzny była w Wilnie obcą, sztuczną i narzuconą. Według nich nigdy nie było ono polskim, a jedynie znajdowało się pod polskim zarządem, a litewscy Polacy byli w istocie spolonizowanymi Litwinami, którzy przez ucisk ,,Koroniarzy” zapomnieli o swojej kulturze. Teraz natomiast miasto powróciło do swych bałtyckich korzeni.
Wówczas do dyskusji dołączają Białorusini i odpowiadają, że o żadnych bałtyckich korzeniach nie może być mowy. Przecież Wilno jest historyczną stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, a tamta Litwa była zupełnie inną, niż współczesna – nie bałtycką, a wschodniosłowiańską. Polacy słupieją, gdy uświadamiają sobie, że litewsko-białoruski spór o ,,prawdziwą naturę” Wilna jest niemniej zażarty, niż polsko-litewskie walki o jego przynależność…
Wielkie Księstwo Litewskie wcale nie tak litewskie?
Te odmienne poglądy wynikają przede wszystkim z różnego spojrzenia na historię Wielkiego Księstwa Litewskiego. Trudno zresztą uniknąć sporów, kiedy mowa o historii tak burzliwej i niejednoznacznej… Spróbujmy pokrótce zarysować jej koleje.
Narodowości żyjące na obszarze dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego w 1921 roku.
Początki tego państwa sięgają XIII wieku, kiedy to władca Mendog, podobnie jak kilka wieków wcześniej Mieszko I, zapoczątkował proces jednoczenia plemion żyjących między Morzem Bałtyckim a Dźwiną. Stworzone przezeń młode państewko było pogańskie, leżało na peryferiach schrystianizowanej już wówczas Europy, a w dodatku rzucone było pomiędzy wrogich mu sąsiadów, na domiar złego stojących na znacznie wyższym poziomie cywilizacyjnym. Nic nie przemawiało za tym, by miało ono szanse na dłuższe przetrwanie, a z pewnością nikt nie wróżył mu statusu lokalnej potęgi. A jednak energiczni, odważni – i często bardzo brutalni – książęta litewscy okazali się prawdziwymi imperialistami średniowiecza. Ich talenty, w połączeniu z kilkoma szczęśliwymi zbiegami okoliczności, sprawiły, że niewielka i niewiele znacząca Litwa zaczęła rozrastać się we wprost szalonym tempie… Odparta na zachodzie przez Krzyżaków, którzy właśnie z woli Konrada Mazowieckiego rozpoczynali ,,ochronę” Polski przed pogańskim zagrożeniem, nie zdołała zająć podbitego przez nich kraju Prusów (swoich bałtyckich pobratymców). Bardziej sprzyjające warunki do ekspansji Wielkie Księstwo Litewskie miało za to na południowym wschodzie, gdzie słowiańska Ruś słabła właśnie pod naporem tatarskich najazdów.
Wewnętrzne rozbicie Rusi ułatwiło Litwinom zajęcie rozległych połaci Kijowszczyzny, Wołynia, Podlasia, Polesia, Smoleńszczyzny, Nowogródczyzny… Nie przewidzieli oni tylko, że od dawna schrystianizowani Rusin – którzy mogli pochwalić się wyrosłą z kręgu bizantyjskiego kulturą, bogatym piśmiennictwem i mocarstwowymi tradycjami państwowymi – przewyższą ich poziomem, a w dodatku okażą się znacznie liczniejsi… Etniczni, bałtyccy Litwini za cenę rozrostu terytorialnego stali się mniejszością we własnym państwie. Proces rutenizacji potoczył się niejako naturalnie. Litewscy możnowładcy żenili się z ruskimi księżniczkami, które popularyzowały wśród nich swoją religię i obyczaje. Z kolei język ruski był coraz chętniej przejmowany przez lokalne elity, aż w końcu stał się urzędowym językiem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Rdzenną, bałtycką mowę zepchnął do roli ludowych gwar na ograniczonym obszarze Żmudzi i Auksztoty. Jeśli w starożytności ,,pokonana Grecja podbiła surowego zwycięzcę [Rzym]” – to znaczy bardziej zaawansowana kultura helleńska wywarła przemożny wpływ na kulturę łacińską – to w średniowieczu pokonana Ruś podbiła surową Litwę.
Wizerunek Mendoga – ojca państwa litewskiego.
Zyskała ona zresztą wielonarodowy charakter. Znany Polakom spod Grunwaldu wielki książę Witold chętnie osiedlał na jej terenach Tatarów, Żydów i Karaimów. Wraz z uniami polsko-litewskimi pojawili się na tych ziemiach Polacy. Z kolei, gdy w XVII wieku nastąpił rozłam w rosyjskim prawosławiu i carowie rozpoczęli prześladowania tak zwanych staroobrzędowców, na Litwie (wówczas już części Rzeczypospolitej Obojga Narodów) osiedliło się wielu Rosjan, którzy korzystali z tamtejszej wolności religijnej. Tygiel narodowości ukształtował oblicze tego państwa na wiele lat. Różnorodność i tolerancja stały się jego nieodłącznymi cechami, naturą i duchem, nie dziwiły i z reguły nie pobudzały do sporów. Litwinem był ten, kto mieszkał w Wielkim Księstwie, niezależnie, jakim językiem mówił, w jakiej kulturze się obracał i w co wierzył.
Dziś sytuacja się odmieniła. Zrodzone w drugiej połowie XIX wieku nacjonalizmy nie uznają wspólnoty ziemi i ojczyzn, a jedynie ich partykularną własność – której w przypadku dawnej Litwy nie miał tak naprawdę nikt… Narody, dawniej pokojowo koegzystujące, stały się wobec siebie wrogie i rozpoczęły zupełnie bezcelowy, bo sprzeczny z naturą Wielkiego Księstwa dyskurs: do kogo ,,naprawdę” należało?
Wciąż żywe dziedzictwo
Polacy patrzą dziś czasem na nie jako na polską prowincję, co historycznie jest nie do końca uzasadnione. Naturalnie, inaczej widzą je współcześni Litwini, którzy odziedziczyli po nim nazwę i uznają je za korzeń swojego narodu. Podstawę własnej tożsamości dostrzegają w nim także Białorusini, podkreślający rutenizację państwa i swoją rolę w jego budowie. Rzeczywiście, gdy spojrzymy na mapę, zauważymy, że sercem Wielkiego Księstwa Litewskiego stały się ziemie współczesnej Białorusi. Gdybyśmy chcieli porównać mowę, którą posługiwały się elity ruskie (a następnie także litewskie) do któregoś ze współczesnych języków, okazałby się on najbliższy właśnie białoruskiemu. Badacze z tego kraju nazywają go z dumą starobiałoruskim, a dzieje Wielkiego Księstwa Litewskiego uznają za integralną część swojej historii. Często to właśnie siebie Białorusini określają jako jego prawowitych spadkobierców, przywołując argument, że w końcu litewskie statuty pisano cyrylicą, a nie we współczesnym języku litewskim…
III Statut W. Ks. Litewskiego napisany w języku starobiałoruskim, 1588 r.
Tak zwany litwinizm jest dziś znaczącym składnikiem białoruskiego odrodzenia narodowego i przeciwwagą dla oficjalnej polityki historycznej reżimowych władz, akcentującej w dziejach narodu jedynie wątki sowieckie. Białorusi przez lata byli deprecjonowani, uznawani za niesamodzielnego ,,młodszego brata” Polski lub Rosji. Pamięć o litewskich korzeniach jest dla nich tak ważna, bo przywraca im narodową dumę i wiarę w prawo do samostanowienia, do uznawania się za pełnoprawny, polityczny naród. Przykłady współczesnego litwinizmu długo można by mnożyć. Przejawia się on nawet w warstwie symboli. Dziś herbem Republiki Litewskiej jest historyczny herb Wielkiego Księstwa Litewskiego i zarazem ,,połowa” herbu Rzeczypospolitej Obojga Narodów – Pogoń. Niemal identycznie wygląda jednak herb Białorusi z lat 1990 – 1995 (a więc sprzed czasów Aleksandra Łukaszenki), obecnie firmowany przez białoruską opozycję demokratyczną w kontrze do oficjalnego symbolu neototalitarnego państwa – postsowieckich kłosów żyta.Litewska i wolno-białoruska Pogoń różnią się jedynie tym, że w pierwszej koński ogon skierowany jest ku górze, a w drugiej – ku dołowi. Można by zażartować, że jak drogowskaz wyznacza on dwie składowe historycznego państwa, które oba narody uznają za swoją kolebkę…
Przechadzając się po Starym Mieście, natkniemy się na tablicę upamiętniającą miejsce, w którym pochodzący z Połocka renesansowy humanista Franciszek Skaryna w 1525 roku wydał pierwsze w Wielkim Księstwie Litewskim drukowane książki. Tablica jest w dwóch językach – litewskim i białoruskim (co ciekawe, brakuje polskiego!) – a Skaryna został na niej określony jako ,,białoruski pedagog”. Nic dziwnego, że to właśnie naród białoruski otacza go największą estymą. Był to bowiem gorliwy wyznawca prawosławia, piewca języka ruskiego (staroruskiego, starobiałoruskiego?), uważający się za spadkobiercę średniowiecznej Rusi. Ciężko zatem uznać go za Polaka czy bałtyckiego Litwina. A jednak to właśnie on był jedną z najważniejszych postaci XVI-wiecznego Wilna.
Tablica upamiętniająca działalność drukarską Franciszka Skaryny w językach litewskim i białoruskim.
Pod wspólnym berłem
O dalszej historii Wielkiego Księstwa wiemy już nieco nawet z polskiej szkoły – Krewo, Jagiełło i Witold, Grunwald, Horodło, wreszcie unia lubelska i Rzeczpospolita Obojga Narodów… Tworząc jedno państwo z Polską, elity litewskie (bynajmniej nie lud!) w końcu spolonizowały się, podobnie, jak kilka wieków wcześniej się zrutenizowały. Teraz to język ruski, wypierany przez łacinę i polszczyznę, z języka szlachty powoli stawał się językiem włościaństwa, aż w 1696 ostatecznie stracił swój status języka urzędowego na rzecz polskiego.
Obraz Jana Matejki ,,Unia Lubelska", 1869 r.
Słowo ,,Litwin” nie oznaczało w tym okresie narodowości w sensie etnicznym, a było raczej terminem politycznym. Określało po prostu mieszkańca Wielkiego Księstwa Litewskiego, który, jeśli był szlachcicem, posługiwał się z reguły językiem polskim i żył w kręgu polskiej kultury. Nie miało w istocie znaczenia, czy pochodzenie miał litewsko-bałtyckie, litewsko-ruskie, czy wreszcie był przybyszem z centralnej Polski. Nie oznacza to jednakże, że nie czuł swojej odrębności względem ,,Koroniarzy” i nie bronił interesów własnego regionu. W końcu aż do czasów Konstytucji 3 maja Korona i Litwa pozostawały równorzędnymi członami wspólnego państwa i żadne formalnie nie było prowincjonalne czy podrzędne względem drugiego.
Znamienne są przykłady takich postaci, jak znany z sienkiewiczowskiego Potopu hetman Janusz Radziwiłł. Choć nie mówił on po litewsku czy nawet po rusku, przejawiał swoisty litewski separatyzm i pod wpływem alkoholu odgrażał się podobno w obecności samego króla, że ,,Polacy jeszcze będą oknami uciekać z Litwy”. Jeszcze inne oblicze litewskości prezentował za to Adam Mickiewicz, który uważał się za Polaka w sensie kulturowym, ale też mieszkańca odwiecznie związanej z Koroną Litwy. To ogólnonarodowa tożsamość polska, w połączeniu z lokalną tożsamością Wielkiego Księstwa (a ściślej Nowogródczyzny) ukształtowała go jako człowieka i poetę. Pisząc ,,Litwo, Ojczyzno moja”, wyrażał nie swoją narodowość, ale właśnie przywiązanie do małej ojczyzny. Uznawał za nią oczywiście Wielkie Księstwo Litewskie wraz z ziemiami białoruskimi, gdzie sam się urodził, nie Litwę w jej obecnych granicach. Zresztą do dzisiaj to właśnie na Białorusi, niekoniecznie na Litwie, uważany jest za ,,swojego”…
Władysław Hańcza jako Janusz Radziwiłł w filmie ,,Potop" Jerzego Hoffmana, 1974 r. Źródło: zbiory Filmoteki Narodowej
Warto zaznaczyć, że szlachta litewska polonizowała się dobrowolnie, a miejscowa kultura nie była poddawana żadnym odgórnym represjom i państwowemu naciskowi. Mimo to wielu Litwinów unię z Polską uznaje za zagładę litewskiej niepodległości… To, jak koegzystowały Korona i Litwa, to jednak temat-rzeka, i to zdecydowanie dłuższa niż Wilia. Może zatem powróćmy nad nią i przyjrzyjmy się grodowi, który powstał u jej brzegów.
Góra Giedymina z charakterystyczną basztą, jeden z symboli Wilna.
Różne oblicza Wilna
Założyć miał go w XIV wieku wielki książę Giedymin – jeden z najwybitniejszych władców litewskich, w dużej mierze odpowiedzialny za terytorialny rozwój państwa i jego ekspansję na ziemie ruskie. Na Wileńszczyźnie już przed wiekami krzyżowały się szlaki plemion bałtyckich i słowiańskich. Nie dziwi zatem fakt, że miasto już w średniowieczu posiadało dwóch burmistrzów – litewskiego i ruskiego. Jedna z jego części nazywana była Civitas Ruthenica, czyli Ruskie Miasto.
Zamek Wielkich Książąt Litewskich w Wilnie. Nie przetrwał do naszych czasów, ale od 2013 roku możemy zwiedzać jego rekonstrukcję.
Od XV wieku Wilno było siedzibą wielkich książąt, a w czasach Zygmunta II Augusta, już po unii lubelskiej, jego prawny status został zrównany z Krakowem. Przez cały okres istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów pozostawało częścią Wielkiego Księstwa i w przeciwieństwie do, na przykład, Kijowa, nie zostało nigdy włączone bezpośrednio do Królestwa Polskiego. Można by zatem rzec, że cały czas było litewskie… choć, jak już zostało wyjaśnione, litewskość niejedno ma imię, różni ludzie uważali się za Litwinów i różne narody zgłaszają pretensje do tego, co – w najszerszym tego słowa znaczeniu – litewskie.
Katedra Wileńska z kaplicą św. Kazimierza, patrona Polski i Litwy.
Kto zaś zamieszkiwał miasto, jakie pobrzmiewały w nim języki? Podobnie, jak zresztą dziś – najróżniejsze. Początkowo dominował w nim ruski, z biegiem lat coraz większe znaczenie zyskiwał polski. Usłyszeć można było także niemiecki (ulica Niemiecka, zamieszkiwana od XVI wieku przez przybyłych z państw germańskich kupców, to jedna z najstarszych w mieście), włoski (to w końcu z Italii pochodzili architekci i rzeźbiarze, którym zawdzięczamy urok wielu budynków) oraz, naturalnie, jidysz. W Wilnie, jak w wielu miastach Rzeczypospolitej, żywioł żydowski przez wieki pozostawał silny. Gdy Napoleon w 1812 roku przybył do miasta, spostrzegłszy ogromną liczbę synagog i modlących się w nich Żydów, miał nazwać je ,,Jerozolimą Północy”.
Religijnego zróżnicowania Wilna nie sposób nie zauważyć także dziś. Spacerując jego malowniczymi, krętymi uliczkami, nieustannie natykamy się na kościoły i rzymskokatolickie, i grekokatolickie, i prawosławne cerkwie. Wśród nich są zarówno te wznoszone w czasach Rzeczypospolitej przez Rusinów z Wielkiego Księstwa, jak i te zbudowane później przez rosyjskiego zaborcę. Jak na ironię, służą dziś głównie białoruskim emigrantom politycznym i ukraińskim uchodźcom wojennym, o czym świadczą powszechne w mieście biało-czerwono-białe i niebiesko-żółte flagi… W litewskiej stolicy spotyka się wschód i zachód, Rzym i Bizancjum, a świątynie różnych obrządków i religii trwają jak gdyby w idealnej harmonii…
W Wilnie ukraińskie flagi to zjawisko jeszcze bardziej powszechne, niż w miastach Polski. Zwłaszcza często natkniemy się na nie przy świątyniach prawosławnych i grekokatolickich.
Niestety, nie można tego samego powiedzieć o ich wiernych w późniejszych latach. Ich skomplikowane koleje przedstawi kolejna część artykułu, dotycząca okresu szczególnie znamiennego w dziejach Wilna – XIX i XX wieku.
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy! Dodaj komentarz