Kończ waść, wstydu oszczędź – ale czyjego? Co Andrzej Kmicic miał na myśli?

kmicic filmm

Daniel Olbrychski jako Andrzej Kmicic w trakcie pojedynku z Michałem Wołodyjowskim. Kadr z filmu "Potop. Redivivius" (mat. pras.)

„Kończ waść, wstydu oszczędź” jest jednym z najsłynniejszych cytatów z „Potopu” Henryka Sienkiewicza. Bardzo często używa się go, aby pokazać lekceważący stosunek do naszego adwersarza, zdyskredytować go i podkreślić, że swoim dotychczasowym zachowaniem przynosi sobie jedynie wstyd. Tylko czy taka interpretacja jest właściwa?

Aby odpowiedzieć na to pytanie najlepiej sięgnąć do źródła, czyli powieści naszego noblisty. Omawiane tu słynne zdanie padło w trakcie pojedynku między Andrzejem Kmicicem a Michałem Wołodyjowskim. Był on skutkiem porwania przez tego pierwszego panny Aleksandry Billewiczówny. Kmicic jako największy zabijaka w okolicy groził nawet, że wysadzi siebie i ją wraz z całym dworem, do którego ją porwał. Jedynym wyjściem, żeby uwolnić porwaną okazało się wyzwanie chorążego orszańskiego Andrzej Kmicica przez pułkownika Michała Jerzego Wołodyjowskiego na pojedynek na szable.

Już sam początek starcia pokazał kunszt „małego rycerza”. Kmicic atakował nerwowo, wręcz z furią, natomiast Wołodyjowski spokojnie jak „mistrz próbujący ucznia”. W pewnej chwili pułkownik zaczął nawet drwić ze swojego przeciwnika:

- Pogawędzimy - rzekł - nie będzie nam się czas dłużył... Aha! to to orszańska metoda?... widać, tam sami musicie groch młócić, bo waćpan machasz jak cepem... Okrutnie się zmachasz. Zaliś to naprawdę w Orszańskiem najlepszy?... Ten cios jeno u pachołków trybunalskich w modzie... Ten kurlandzki... dobrze się nim od psów odpędzać. Uważaj waćpan na koniec szabli... Nie wyginaj tak dłoni, bo patrz, co się stanie... Podnieś!...

W tym momencie Kmicicowi po raz pierwszy wypadła szabla z ręki, ale nie ostatni. Wołodyjowski nie bez kpin i lekceważącego pouczania powtórzył ten manewr chwilę potem. Kmicic stawał się coraz bardziej bezsilny wobec umiejętności „małego rycerza”. Gdzieniegdzie rozlegały się już wśród widzów „wybuchy niepohamowanego, nerwowego śmiechu”.

Wołodyjowski tymczasem nic sobie z tego nie robił i dalej naigrywał się z orszańskiego szlachcica. Wtedy to:

Kmicic pienił się, rzęził, na koniec chrapliwe słowa wyszły mu z gardzieli przez zaciśnęte usta:

- Kończ... waść!... wstydu... oszczędź!...

- Dobrze! - rzekł Wołodyjowski.

Dał się słyszeć świst krótki, straszny, potem stłumiony krzyk... jednocześnie Kmicic rozłożył ręce, szabla wypadła mu z nich na ziemię... i runął twarzą do nóg pułkownika...

Jak widać nasza słynna fraza to nic innego jak prośba o oszczędzenie dalszych upokorzeń. Kmicic czuł, że Wołodyjowski jedynie się z nim bawi i demonstracyjnie go lekceważy, bezlitośnie przy tym obnażając jego brak umiejętności. Chorąży tym samym wolał już, żeby pojedynek skończył natychmiast jego przegraną (co mogło być równoznaczne ze śmiercią), niż miałby nadal narażać się na drwiny. Wstyd, jakiego wówczas doznawał był bowiem nie do wytrzymania dla tak dumnego szlachcica.

Dlatego też „kończ waść, wstydu oszczędź” czy, aby lepiej zrozumieć, „kończ waść, wstydu mi oszczędź” powinniśmy wypowiadać w momencie, gdy to my musimy się wstydzić swojego zachowania lub swoich braków, które ktoś nam wskazuje.

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy! Dodaj komentarz