Kronika ludzkiego cierpienia, czyli "Raport Pileckiego"– recenzja filmu

pilecki9

Przemysław Wyszyński jako Witold Pilecki. Kadr z filmu "Raport Pileckiego".

Biografia Witolda Pileckiego – barwna, burzliwa, na wskroś heroiczna, a przy tym pełna tragizmu – zdawała się idealnym materiałem na scenariusz filmowy. Twórcy ,,Raportu Pileckiego”, który od 1 września gości na ekranach kin, przedstawili ją rzetelnie i solidnie, chociaż czegoś tej produkcji zabrakło… Być może pewnej artystycznej spójności i zamysłu?

Rotmistrz Witold Pilecki (1901 – 1948) jawi się dziś jako żołnierz bez skazy. Uczestnik walk o niepodległość i wojny z bolszewikami, kampanii wrześniowej, antynazistowskiej konspiracji i powstania warszawskiego. Człowiek, który dobrowolnie znalazł się w piekle KL Auschwitz i zorganizował w nim ruch oporu, brawurowo uciekł z obozu i spisał bezcenne dla historyków raporty (opublikowane dopiero 55 lat po zakończeniu II wojny światowej!). Po ,,wyzwoleniu” aresztowany, brutalnie przesłuchiwany, skazany w pokazowym procesie na wyrok śmierci.

Na rehabilitację czekał ponad 40 lat. Od początku do końca oddany Polsce, odważny, niezłomny, uduchowiony w ewangeliczny sposób, do cna honorowy – wszedł do panteonu narodowych bohaterów. Wobec tego, z jak wielką estymą mówi się o nim w III Rzeczypospolitej, nieco dziwi fakt, że tak długo czekaliśmy na filmowy pomnik rotmistrza. 

Według krytyków potencjał tej historii zmarnowano. ,,Raport Pileckiego” kompletnie miał zawieść pokładane w tej produkcji nadzieje. Czy jednak na pewno jest to film zły lub bardzo przeciętny? Ocena zależy od tego, czego oczekujemy od kina historycznego. Niemniej recenzenci, którzy nie zostawiają na nim suchej nitki, zdają mi się zbyt surowi. Owszem, dałoby się zrealizować go lepiej, ale z kilku powodów bez wątpienia zasługuje na uwagę. A z pewnością – trzyma w napięciu, emanuje aurą martyrologii i tragizmu, porusza brutalnością.

,,Raport Pileckiego” nie jest filmem, który przedstawia nam bohatera skonstruowanego z konkretnym zamysłem i wyrazistymi cechami, nie zgłębia wszystkich jego motywacji, nie tworzy spójnej fabuły. Twórcy ściśle trzymali się faktów, co jakkolwiek może być zaletą z punktu widzenia historyka, odziera produkcję z pewnego artyzmu i głębi. Film powstał na kanwie tytułowego raportu i sam jest niejako raportem z życia głównego bohatera. W panoramiczny sposób pokazuje najważniejsze elementy jego biografii. Co znamienne – nie robi tego jednak chronologicznie.

Poznajemy Pileckiego tuż przed rozprawą, by chwilę potem, za pomocą retrospekcji, akcja przenosiła nas w czasy krótko po zakończeniu II wojny światowej, do UB-eckiej katowni, na przedwojenne Kresy Wschodnie, do Auschwitz, na pola bitewne, do powstańczej Warszawy (kolejność przypadkowa, bo i w filmie rozgrywające się w nich sceny nieustannie przeplatały się ze sobą). Zabieg, tak wzbogacający akcję, jak i problematyczny dla twórcy, w ,,Raporcie Pileckiego” początkowo może widza dezorientować, a nawet przytłaczać. Po pewnym czasie klaruje się jednak pewna koncepcja i forma – Pilecki opowiada przesłuchującym o swoim życiu, wracając myślami do wymienionych wydarzeń. Wspomnienia przenikają się z teraźniejszością, sielskość rodzinnego życia rotmistrza kontrastuje z dramatycznym doświadczeniem dwóch totalitaryzmów, z kolei one same okazują się przerażająco paralelne. Momentami zabieg ten buduje napięcie i działa na psychikę widza – momentami powoduje jednak chaos i niespójność.

Pomysł miał potencjał – realizatorzy nie zawsze radzili sobie jednak z wykonaniem tak karkołomnego zadania: złączenia pourywanych scen w jeden obraz i psychologiczną głębię. Zupełny brak chronologii i związku przyczynowo-skutkowego mógł także zbijać z tropu osobę nieznającą historycznego kontekstu wydarzeń; taką, która chciała od podstaw zapoznać się z realiami przedstawionego okresu.

Film dobrze ilustruje, rekonstruuje dramatyczne wydarzenia II wojny światowej i stalinizmu – niestety na drugi plan odsuwając kwestie samej fabuły i portretu postaci. Z drugiej strony, ta nieco ,,sucha” poprawność chroni go przed przekłamaniami i dominacją fikcji, co w polskim kinie historycznym nie zawsze jest oczywistością. Na uwagę zasługują choćby sceny batalistyczne. A jednak jest w ,,Raporcie Pileckiego” coś więcej niż poprawny, rzetelny i realistyczny wojenny pejzaż. To skala Cierpienia i sposób jego przedstawienia.

Cierpi – fizycznie i psychicznie – sam Pilecki, skądinąd świetnie zagrany przez Przemysława Wyszyńskiego. Sceny z obozu czy przesłuchań ociekają krwią i brutalnością, mogą wręcz przyprawiać o mdłości. Nie ma w tych fragmentach groteskowej teatralności, jest naturalizm – Cierpienie bohaterów zdaje się realistyczne, porusza oglądającego i zostaje z widzem na długo po zakończeniu seansu.

Zupełna pogarda wobec ludzkiego życia i dehumanizacja, przejawiana przez hitlerowskich i stalinowskich katów, być może nie szokuje już świadomych widzów, choć i oni nie są w stanie przejść obojętnie wobec tych wstrząsających momentów. Uderzająca jest postawa głównego bohatera, który w momencie przesłuchania, biblijnie nadstawia funkcjonariuszowi UB drugi policzek. Pasmo cierpień nie kończy się na głównym bohaterze. Obejmuje ono rodzinę Pileckiego i pośrednio cały naród. Męczeństwo odbija się nie tylko w naturalistycznych scenach tortur, ale i w przepełnionych ciemnością i melancholią ujęciach (poza tymi z międzywojnia, które jak zawsze w polskim kinie, są idylliczne, pełne kolorów i światła), jak również w dialogach i mimice aktorów; jest pewnego rodzaju motorem napędowym całej opowieści. Film jest swoistą kroniką Cierpienia, ono wprost wylewa się na widza z ekranu – i sprawia, że film jest czymś więcej niż rejestrem najważniejszych wydarzeń z życia bohatera.

Jednocześnie nie znajdziemy w ,,Raporcie Pileckiego” płytkiej i jednowymiarowej hagiografii. W filmie jest miejsce i na prozę życia, wątpliwości moralne, niepewność i tęsknotę. Wszystko to kumuluje się choćby w słowach Marii Pileckiej (znakomicie zagranej przez Paulinę Chapko), która podczas ostatniej, przejmującej rozmowy z mężem, zarzuca mu przekładanie bohaterstwa nad bezpieczeństwo i dobro rodziny. Przy całej aurze martyrologii, wyeksponowaniu wątków patriotycznych, honoru i szlachetności Pileckiego – naturalizm i ludzki pierwiastek chronią film przed tandetnym patosem. 

Takimi momentami produkcja bez wątpienia się broni; gdyby było ich nieco więcej, gdyby postaci zostały bardziej rozbudowane – wówczas, zamiast nieco chaotycznej panoramy, moglibyśmy otrzymać wspaniały film psychologiczny. To samo można zresztą powiedzieć o motywie politycznym, zaakcentowanym choćby przez wątek premiera Józefa Cyrankiewicza, którego komunistyczne władze usiłowały przedstawiać jako twórcę obozowego ruchu oporu (między innymi z tego powodu postać Pileckiego była dla nich tak niewygodna) – został dotknięty, poruszony, ale nienależycie rozwinięty. Wytrawny historyk czy miłośnik kina może się zawieść, jednakże świadomość przeciętnego widza może zostać poszerzona nawet przez tak subtelne poruszenie tych tematów. Ocena zależy od perspektywy…

Historia powstawania filmu była skomplikowana – Leszek Wosiewicz, pomysłodawca i autor pierwszej wersji scenariusza, po pewnym czasie został odsunięty od pracy nad produkcją; finalnie jej reżyserem został Krzysztof Łukaszewicz. Spójność historii z pewnością ucierpiała przez te problemy; nie zmienia to jednak faktu, że ,,Raport Pileckiego”, mówiąc najprostszymi słowy, nie jest złym filmem. Mimo wszystkich niedociągnięć i nie do końca wykorzystanego potencjału trzyma w napięciu, wywołuje intensywne emocje i zmusza widza do refleksji nad tragicznym losem bohatera – a tego przecież oczekujemy od wojennego kina.

,,Raport Pileckiego” nie jest dziełem wybitnym. W porównaniu do wielu filmów, które w ostatnich latach rozczarowały polskich miłośników historii, nie jest jednak kiczowaty, karykaturalny, pozbawiony emocji i akcji, nie mierzi złą grą aktorską i naiwnym efekciarstwem, a co najważniejsze – przekłamaniami. To w gruncie rzeczy niezłe kino, które absorbuje, porusza, naświetla ważną tematykę i zapewne spełni swoją edukacyjną rolę. Na głęboką i kreatywną charakterystykę którejś wielkiej postaci polskiej historii przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać – myślę jednak, że ,,Raportu Pileckiego” nie powinniśmy się wstydzić, a ci, którzy wybiorą się na niego do kina, nie będą później żałowali.

Nasza ocena: 6,5/10

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy! Dodaj komentarz