Czy Józef Cyrankiewicz zabił Witolda Pileckiego?
Rotmistz Witold Pilecki w trakcie procesu
25 maja 1948 r. w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej na warszawskim Mokotowie strzałem w tył głowy został zamordowany, jak określił to brytyjski historyk Michael Foot, „jeden z najodważniejszych ludzi antyniemieckiego podziemia w okupowanej Europie”, rotmistrz Witold Pilecki. To on w 1940 r. celowo „dał się wywieźć” do obozu Auschwitz, gdzie tworzył konspirację i przekazywał stamtąd raporty na temat niemieckiej machiny zagłady. Pilecki jest chyba dziś najsłynniejszym więźniem tej niemieckiej fabryki śmierci, ale w czasach Polski Ludowej to miano przyznawano wieloletniemu premierowi Józefowi Cyrankiewiczowi. Zdaniem niektórych ten komunistyczny przywódca nie tylko nie pomógł Pileckiemu w trakcie powojennego procesu, lecz także walnie przyczynił się do śmierci rotmistrza. A wszystko po to, aby ukryć wstydliwe fakty z przeszłości.
Gdyby oskarżony zechciał powoływać się na mnie, na moją znajomość z Oświęcimia, nie może to absolutnie w żadnym wypadku zmniejszyć jego winy i nie może spowodować złagodzenia wyroku. Oskarżony Witold Pilecki jest wrogiem Polski Ludowej, jest bardzo szkodliwą jednostką, dlatego powinien ponieść najwyższy wymiar kary.
Te słowa Józefa Cyrankiewicza zdaniem części rodziny rotmistrza miały paść podczas procesu Witolda Pileckiego. Oskarżony po ich usłyszeniu rzekomo zacisnął mocno pięść, jakby w złości na taką niegodziwość. W aktach sprawy nie ma jednak śladu po tym oświadczeniu. Ryszard Bugajski w spektaklu telewizyjnym „Śmierć rotmistrza Pileckiego” wskazywał, że w Auschwitz Pileckiego i Cyrankiewicza łączyła konspiracyjna znajomość, a rotmistrz powoływał się na nią w trakcie procesu. Lecz po tym też nie ma śladu w dokumentach. Jeszcze dalej idzie szereg publicystów, kojarzonych z prawą częścią sceny politycznej, jak Dorota Kania czy Tadeusz Płużański (syn jednego ze skazanych w „sprawie Pileckiego”) oraz niektórzy historycy, m.in. prof. Wiesław Wysocki. Uważają oni, że Cyrankiewicz był w obozie konfidentem, a po wojnie dążył do zamordowania Witolda Pileckiego, który mógł ujawnić tę niewygodną prawdę.
Kryształowa postać
Nie da się ukryć, że jest to pogląd mocno kontrowersyjny. Tym bardziej, że oficjalna biografia obydwu panów do pewnego momentu jest zbieżna. Pilecki to właściwie postać-kryształ. Pochodził z rodziny szlacheckiej herbu Leliwa. Urodził się w 1901 r. w Ołońcu, w Karelii, gdzie jego ojciec był leśnikiem. Po kilku latach Pileccy wrócili na Wileńszczyznę. Witold bił się dzielnie jako ułan w wojnie polsko-bolszewickiej, lecz nie został zawodowym żołnierzem. Po zakończeniu walk o niepodległość i granice był właścicielem majątku ziemskiego i został przykładnym ziemianinem.
W 1939 r. podporucznika Pileckiego ojczyzna ponownie wezwała do walki. Bił się on wtedy dzielnie jako dowódca plutonu kawalerii dywizyjnej 19. Dywizji Piechoty, a następnie 41. Dywizji. Swój pluton rozwiązał dopiero 17 października i natychmiastowo przeszedł do konspiracji. Pilecki nawiązał kontakt z jedną z pierwszych podziemnych organizacji – Tajną Armią Polską. To właśnie jako jej przedstawiciel zdecydował się przedostać do obozu Auschwitz, skąd miał informować zwierzchników o panującej tam sytuacji i stworzyć konspiracyjne struktury. W niemieckiej fabryce śmierci przyszły rotmistrz znalazł się 21 września 1940 r. jako Tomasz Serafiński (dokumenty na to nazwisko znalazł jeszcze w 1939 r.). Dostał numer 4859. W obozie Pilecki utworzył Związek Organizacji Wojskowych, opierający się na systemie „piątek”, w którym na szczycie znajdowała się kierownicza piątka konspiratorów, w której każdy z nich tworzył własną piątkę, lecz członkowie niższych piątek nie wiedzieli kto jest nad nimi.
Pilecki regularnie przesłał podziemiu swoje raporty na temat niemieckiej machiny zagłady. Rekomendował także wyzwolenie obozu przez oddziały partyzanckie przy współudziale konspiracji obozowej. Do zadań jego grupy należało m.in. organizowanie ucieczek czy akcji dożywiania więźniów i przekazywania im odzieży. Z powodu zagrożenia dekonspiracją w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 r. Pilecki wraz z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim zdecydował się uchodzić z obozu.
W Warszawie złożył obszerny raport dowództwu Armii Krajowej. Został wówczas awansowany na rotmistrza. Potem była dalsza walka w konspiracji, powstanie warszawskie i niewola niemiecka. Po wyzwoleniu Pilecki znalazł się w szeregach 2. Korpusu gen. Andersa. Zdecydował się na powrót do opanowanej przez komunistów Polski, by dostarczyć informacji o panującej tam sytuacji. Niestety, w maju 1947 r. został aresztowany jako „szef wywiadu Andersa”. Przeszedł tak ciężkie śledztwo, że sam przyznał, że przy tym Oświęcim to była igraszka.
Młody gniewny
Do pewnego momentu swojego życia, może nie tak kryształową, ale na pewno heroiczną postacią był Józef Cyrankiewicz. Przypomina mi on trochę młodego Indianę Jonesa z popularnego serialu z lat 90. On też bowiem coraz się stykał z ludźmi, którzy mieli odegrać znaczącą rolę w historii. Przyszły premier urodził się w 1911 r. w inteligenckiej rodzinie w Tarnowie. Już w trakcie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim związał się z Polską Partią Socjalistyczną. W czasie kampanii polskiej bił się jako podporucznik artylerii konnej. W okolicach Tomaszowa Lubelskiego trafił do niemieckiej niewoli. Co ciekawe, wówczas zetknął się z Zdzisławem Jeziorańskim, czyli późniejszym Janem Nowakiem-Jeziorańskim – słynnym kurierem Armii Krajowej i szefem polskiej sekcji Radia Wolna Europa. Razem udało im się zbiec z transportu. Cyrankiewicz natychmiastowo włączył się w nurt konspiracji.
Kolejne powiązanie jego losów z przyszłą ważną postacią miało miejsce w 1941 r., gdy Cyrankiewicz organizował odbicie zatrzymanego w Nowym Sączu kuriera Jana Kozielewskiego, czyli Jana Karskiego – słynnego emisariusza polskiego rządu na uchodźstwie. Akcja zakończyła się sukcesem, lecz w odwecie Niemcy przeprowadzili szereg aresztowań. W końcu 19 kwietnia 1941 r. wpadł sam Cyrankiewicz.
4 września 1942 r. przyszły premier znalazł się w Auschwitz jako więzień 62933. Według oficjalnej biografii, podobnie jak Pilecki tworzył on tam obozową konspirację. Latem 1944 r. miał zostać dowódcą całego Związku Organizacji Wojskowych, lecz nominację tę zablokowano najprawdopodobniej z powodu jego socjalistycznych zapatrywań.
Usunięcie niewygodnego świadka?
Według niektórych powodem tego miał być jednak fakt, że Cyrankiewicz w rzeczywistości współpracował z Niemcami. Miał denuncjować członków konspiracji, handlować złotem pozyskiwanym od nowo przybyłych więźniów oraz dostarczać esesmanom żydowskie prostytutki. Pilecki dowiedział się o tym i tuż przed swoją ucieczką poinformował konfidenta, że go rozszyfrował. Dlatego też po wojnie premier Polski Ludowej robił wszystko, by usunąć niewygodnego świadka.
Tadeusz Płużański przywołuje przy tym szereg relacji osób, które miałyby potwierdzać tę wersję. Problem z tymi świadkami jest jednak taki, że są to zazwyczaj opowieści zasłyszane, z drugiej ręki. Przedwojenny PPS-owiec Timofiej Jaruga miał po wojnie słyszeć od Pileckiego, że w Auschwitz działał konfident o pseudonimie „Tor” (jeden z pseudonimów Cyrankiewicza). Natomiast poznański lekarz Wiktorowicz z ubeckiego szpitala rzekomo dowiedział się od obozowego kapo więzionego po wojnie, nazwiskiem Kachel, że Cyrankiewicz regularnie dostarczał listę więźniów, którzy mieli zginąć w komorach gazowych. Przy czym oszczędzał Rosjan kosztem Polaków, bowiem wtedy już miał współpracować z Sowietami, co zapewniło mu później błyskawiczną karierę w komunistycznej Polsce. O kolaboracji Cyrankiewicza z Niemcami miał opowiadać współwięzień Henryka Pająka ze Strzelec Opolskich i Wronek, również były kapo, Czesław Karaszewicz.
Powyższe świadectwa można jeszcze uznać za jako takie poszlaki, ale inne są już kompletnie niewiarygodne. Zdaniem Pułżańskiego Stanisław Dubois rzekomo widział agenta „Tora” w komitywie z gestapowcami. W rzeczywistości jednak Dubois zginął zanim Cyrankiewicz przybył do obozu. Wskazywana również wielka wsypa Związku Organizacji Wojskowych, jaka miała się dokonać za sprawą agenturalnej działalności Cyrankiewicza tak naprawdę, to od dawna ma już swoich udokumentowanych sprawców. Byli to szpicle: Jerzy Krzyżanowski i Stefan Olpiński, których wielomiesięczna działalność przeciwko obozowej konspiracji jest dosyć dobrze znana.
Nie wiadomo także skąd Cyrankiewicz miałby mieć dostęp do złota, którym ponoć handlował. Jedyna możliwości jego zdobycia dla więźniów istniała na tzw. Kanadzie, czyli na obszarze magazynów, gdzie gromadzono dobra zrabowane nowo przybyłym. Cyrankiewicz posiadał jednak status IL (im Lager), a to oznaczało, że nie miał prawa opuszczać terenu obozu Auschwitz, a Kanada znajdowała się w Birkenau. Ponadto jest wiele świadectw, że przyszły premier był represjonowany w obozie, np. za nieudaną próbę ucieczki siedział w tzw. bunkrze śmierci.
Na temat Józefa Cyrankiewicza nie ma również śladu w zapiskach Pileckiego. No, może poza jednym wyjątkiem. W 1946 r. Cyrankiewicz przyjechał do Krakowa, by odwiedzić swoją matkę. Dowiedział się, że przebywa tam Tomasz Serafiński, a wiedział, że taka osoba była również w Auschwitz. Gdy zawitał do rodzinnego domu był mocno zaskoczony, bowiem spotkał tam nie Pileckiego, a prawdziwego Tomasza Serafińskiego, który nigdy nie był w obozie. Rotmistrz zawarł tę historię jako ciekawostkę w swoim meldunku dla 2. Korpusu. Nie było przy tym jednak żadnej wzmianki o tym, że Cyrankiewicz to dawny agent Gestapo. Zresztą ta informacja nie pojawia się też w żadnym raporcie rotmistrza, włącznie z tymi pisanymi z obozu. Pytanie, dlaczego Pilecki miałby chronić niemieckiego agenta?
Zdaniem Tadeusza Płużańskiego nie znamy wszystkich dokumentów pisanych przez rotmistrza. Publicysta wskazuje, że UB wielokrotnie dokonywała przeszukań u Pileckich i ich dalszych krewnych. Być może zatem Cyrankiewiczowi udało się przechwycić obciążające go materiały. Tylko, skoro Pilecki jednak powiadomił „kogo trzeba”, to czemu dowody obciążające Cyrankiewicza, to tylko zasłyszane relacje? Zauważmy, że przy Bolesławie Bierucie podziemie niepodległościowe stale podawało w swojej propagandzie dowody jego agenturalnej działalności. Dlaczego zatem żadni Wyklęci ani Londyn nie chcieli pogrążyć premiera Polski Ludowej jego obozową przeszłością?
Przyjmijmy teraz taką interpretację: Cyrankiewicz nie był niemieckim agentem. Zakładając, że relacje obozowych kapo są prawdziwe, to mogą wynikać ze zwykłej zawiści. Brak jest przecież świadectw członków obozowej konspiracji, które by obciążały peerelowskiego premiera. A ubeckie przeszukania u rodzin aresztowanych należały przecież do standardów. Wydaje się, że jest to wizja spójniejsza niż zwolenników tezy o kolaboracji powojennego przywódcy.
Złamany życiorys
Nie zmienia to jednak faktu, że Józef Cyrankiewicz nie zrobił nic, aby pomóc Witoldowi Pileckiemu. Wiadomo, że do premiera zwracali się obozowi przyjaciele rotmistrza. Cyrankiewicz co prawda, w odróżnieniu od Bieruta, nie miał prawa łaski, ale mógł wpłynąć na zmianę wyroku. Taką sytuację przywołuje autor książki o najdłużej urzędującym powojennym premierze, Piotr Lipiński. Miała ona miejsce w latach 50. Sprawa również dotyczyła byłego więźnia Auschwitz posądzonego o szpiegostwo i także tu wydano wyrok śmierci. Jednak premier wystarał się o zamianę wyroku na więzienie. Wiadomym jednak było, że Cyrankiewicz znał osobiście tego człowieka. Lipiński twierdzi, że jedynie ze względu na nieznajomość Pileckiego, szef rządu nie chciał mu pomóc.
Powody mogły być jednak także inne. Po wojnie Józef Cyrankiewicz bez wątpienia był już zupełnie innym człowiekiem. Szybko związał się z nowym reżimem i stanął na czele koncesjonowanej przez Sowietów Polskiej Partii Socjalistycznej. To mu zapewniło w 1947 r. urząd premiera, który sprawował przez aż ponad 20 lat. Swój wybór życiowy miał wytłumaczyć w trakcie tzw. zasadniczej rozmowy, jaką odbył z przywódcami PPS tuż po zakończeniu wojny. Jednemu z nich, Zygmuntowi Zarembie miał wówczas powiedzieć:
Sojusznicy nas zdradzili. Nie mamy innej drogi, jak oprzeć się o Rosję. Dlatego przechodzę na tamtą stronę.
Jednak przeszłość Cyrankiewicza była kompletnie niezgodna z sowieckimi standardami. Żadne KPP, żadne GL czy AL, tylko „postsanacyjne” ZWZ. Być może zatem premiera cechowała gorliwość neofity, którą utrzymał raczej długo, gdyż po poznańskim czerwcu 1956 r. to on mówił o „odrąbanej ręce podniesionej na władzę ludową”. Prawdopodobnie w 1948 r. nie czuł się jeszcze zbyt pewnie, by zaangażować się w sprawę takiego „wroga ludu”, jakim był Witold Pilecki. Poza tym rotmistrz był osobą, która mogła w przyszłości osłabić jego pozycję „największego konspiratora w Auschwitz”.
Cyrankiewicz nie był jedynym, który zaprzedając duszę współuczestniczył w systemie mordowania niewinnych. Warto sobie przypomnieć, kto tak naprawdę posłał na śmierć Witolda Pileckiego. Prokuratorem w jego sprawie był major Czesław Łapiński – przedwojenny oficer, akowiec, powstaniec warszawski. Przewodniczącym składu sędziowskiego, podpułkownik Jan Hryckowian – przedwojenny oficer, akowiec, dowódca oddziałów partyzanckich na Podhalu i w miechowskim. Drugim sędzią był kapitan Józef Badecki – przedwojenny oficer z elitarnego 5. Pułku Strzelców Podhalańskich. Ich życiorysy zostały momentalnie złamane, gdy zdecydowali się na pakt z sowieckim diabłem. Dotyczyło to także Cyrankiewicza, który z potencjalnego bohatera podziemia niepodległościowego stoczył się do roli sługusa Moskwy.
Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy! Dodaj komentarz