Czwartek, 28.05.2020 Marcin Słoma
Piekarski na mękach, czyli o królobójcy w „kraju bez królobójców”
Był 27 listopada 1620 roku. O godzinie dziewiątej rano z więzienia na Zamku Królewskim w Warszawie wyprowadzono skazańca i umieszczono go na specjalnej platformie katowskiego wozu. Co jakiś czas wóz zatrzymywał się w wyznaczonych miejscach, a kat rozżarzonymi szczypcami odrywał drobne fragmenty skóry złoczyńcy. Starał się przy tym by jego ofiara za szybko nie skonała. Wóz wtoczył się na placyk Piekiełko (albo rynek Nowego Miasta, przekazy nie są jasne) w Warszawie, gdzie czekał już zaciekawiony tłum. Skazańcowi włożono do prawej dłoni narzędzie zbrodni – czekan, po czym wepchnięto ją do ognia. Poparzoną kończynę odcięto. Następnie pozbawiono go drugiej ręki i zmaltretowanego przywiązano do czterech koni, ustawionych w czterech różnych kierunkach, tak by rozerwać ciało zbrodniarza na strzępy. Po wszystkim szczątki spalono i w zależności od przekazu wystrzelono armatą bądź wyrzucono do Wisły.