cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 19.04.2024

Wojna secesyjna: Południe idzie na wojnę

Michał Leda, Cezary Namirski, Dawid Stasiak, 20.08.2018

Obraz przedstawiający wyruszenie wojsk Konfederacji na front

Wojna secesyjna była przedsmakiem walk toczonych już nie stricte przez władze zwaśnionych krajów i utrzymywane z ich majątków armie, ale przez całe narody – przez ogół populacji, stosownie i proporcjonalnie do wieku, płci i roli społecznej. Amerykańska wojna domowa stała się przedsmakiem przyszłych, światowych konfliktów, w których granica między wojskowym a cywilem rozmyła się, a większości walk nie stanowiły sporadyczne, walne bitwy (choć nadal to takie zbierały największe żniwo), lecz pomniejsze potyczki, toczone na całej długości frontu. Był to kryzys, który zdefiniował współczesne i znane nam Stany Zjednoczone, wraz z nowoczesną, amerykańską koncepcją państwowości, która instytucjonalnie i kulturowo rozlała się po dzisiejszym świecie.

Fronty amerykańskiej wojny domowej stały się też sceną debiutów wielu technologii wojskowych, takich jak karabiny maszynowe, skuteczne łodzie podwodne, czy okręty pancerne. W ostatnich latach konfliktu dało się również dostrzec zwiastuny ponurej rzeczywistości wojny okopowej, którą kojarzymy przede wszystkim z Pierwszą Wojną Światową. Charakterystyczną cechą Wojny Secesyjnej było także to, że toczona była przez dwa całkowicie demokratyczne kraje. Korzyści strategiczne lub realne cele operacyjne zawsze były w większym lub mniejszym stopniu podporządkowane wpływowi, jaki mogły wywrzeć na opinię publiczną toczone bitwy i prowadzone kampanie. Wiele beznadziejnych z militarnego punktu widzenia ataków przeprowadzanych było pod presją takiego rodzaju, aby tylko opinia publiczna odebrała wynik walki jako zwycięstwo. Za zwycięzcę opinia publiczna uważała zaś zwykle tę stronę, która opuszczała pole bitwy jako druga.

Z tego powodu wojna rozstrzygnęła się tak naprawdę w przeważającej części we wschodnim teatrze działań, gdzie trudno było osiągnąć wymierne korzyści strategiczne, lecz gdzie stolice obu krajów znajdowały się praktycznie na linii frontu, więc to tam spoczywały oczy opinii publicznej zarówno Północy, jak i Południa. Natomiast zachodni teatr działań, gdzie armie federalne niemal od samego początku wojny czyniły ogromne postępy i gdzie znajdowała się duża część południowego zaplecza przemysłowego i rolnego, nie był przez głos ludu szczególnie doceniany.

Problemy Konfederacji

Skonfederowane Stany Ameryki były państwem o krótkim żywocie, które przez cały czas swego istnienia toczyło wojnę o przetrwanie. W momencie ogłoszenia secesji Południe stanęło przed ogromnymi wyzwaniami o wszelakiej naturze. Ich aspekt militarny, wbrew pozorom, czyli fizyczna obrona swojej niepodległości przed wojskami federalnymi, wcale nie był bezkonkurencyjnie największym lub najważniejszym z nich. Stany południowe zmuszone były błyskawicznie powołać nowy rząd i stworzyć podeń podstawę prawną w postaci konstytucji.

Jeszcze większym problemem było stworzenie odpowiedniej, lojalnej nowej władzy administracji na ogromnym terytorium i przede wszystkim zgromadzenie ogromnego budżetu, który pozwoli sfinansować prowadzone na obszarze połowy kontynentu działania wojenne. Konieczne było zmobilizowanie populacji i zbudowanie tożsamości narodowej, która wzbudziłaby wystarczająco dużo lojalności w obywatelach nowej Ameryki, by pozwolić im przetrwać wojenne trudy. Rząd Konfederatów musiał nie tylko zapanować nad problemami wewnętrznymi, ale również osiągnąć uznanie na arenie międzynarodowej, co z uwagi na znajdującą się wówczas w odwrocie na całym świecie, a wciąż obecną na Południu instytucję niewolnictwa wymagało ogromnego wysiłku dyplomatycznego.

Czerwień – stany Konfederacji; błękit – stany Unii; jasny błękit – stany Unii (Wikimedia Commons/CC-BY-SA.3.0)

Najdotkliwsze problemy leżały najpewniej w gospodarce kraju - południowe stany były swego czasu największym producentem bawełny na świecie. Towar ten był wówczas niezwykle cenny z uwagi na rozwijający się w skali globalnej przemysł włókienniczy. O ile „Król Bawełna” był ogromnym atutem, który mógł dostarczyć ekonomicznego bodźca do interwencji europejskich mocarstw w wojnę z Unią, o tyle blokada morska narzucona przez marynarkę federalną odcinała Konfederację jednocześnie od podstawowego źródła zarobku, jak i od tak potrzebnych towarów importowanych. Gospodarka Południa była wysoce nieautonomiczna. Przez koncentrację na bawełnie uprawiano za mało żywności, przez co populację kraju szybko dosięgnął nasilający się aż do końca wojny głód. Na Północy produkcja i uprawa praktycznie wszystkich zasobów przewyższała zdolności Południa kilkakrotnie lub kilkunastokrotnie.

Największe braki południowcy odczuwali w zakresie produkcji przemysłowej, a zwłaszcza zbrojeniowej. W momencie ogłoszenia secesji na Południu istniał tylko jeden zakład zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia i zlokalizowany był w Wirginii – na linii frontu. Nie wydawało się prawdopodobne, aby południowy przemysł stoczniowy był w stanie zwodować okręty, których potrzebowała marynarka wojenna Konfederacji. Brakowało odpowiedniej infrastruktury kolejowej. Brakowało nawet papieru pod druk gazet i pieniędzy, co utrudniało prowadzenie wysiłków propagandowych i umacnianie tożsamości narodowej południowców. Konfederacja musiała od podstaw zbudować swój system fiskalny i bankowy, bita musiała być nowa moneta. Na Północy mieszkało ponad dwukrotnie więcej ludzi, niż na Południu. W dodatku więcej niż trzecią część populacji Południa stanowili czarni niewolnicy, ze strony których biali południowcy nieustannie obawiali się buntów.

W tych warunkach właściwie od podstaw sformowana musiała zostać armia zdolna bronić niepodległości południowych stanów na szerokim froncie i przy nieustannym zagrożeniu od strony morza. Patrząc na mnogość problemów, przed którymi stało raczkujące państwo, wydaje się nieprawdopodobne, że nie upadło ono w ciągu kilku pierwszych miesięcy swego istnienia, już nie myśląc o fakcie, że stawiało waleczny opór przez 4 lata i kilkakrotnie niemal obroniło swą niepodległość.

Mobilizacja Południa

Południe dysponowało jednak kilkoma strategicznymi atutami. Przez fakt opierania gospodarki w dużej mierze o pracę niewolniczą i idącą za tym ścisłą hierarchię społeczną, możliwe było zwerbowanie większości zdolnych do noszenia broni mężczyzn wolnej populacji do armii. Z tej przyczyny, mimo że wolna populacja Północy wynosiła blisko 22 miliony, wobec niewiele ponad 5,5 miliona wolnych ludzi na Południu, a zatem w obliczu 4-krotnej przewagi demograficznej wroga, Konfederacja w ciągu całej wojny wystawiła do walki dokładnie 1 żołnierza na każdych 2 żołnierzy Unii. Praktycznie co piąty wolny mieszkaniec Południa wstąpił do armii. Jest to bezprecedensowy w nowożytnej historii sukces mobilizacyjny. Ponadto, najbardziej agresywna i skora do ucieczki część populacji niewolniczej została również zmobilizowana do celów militarnych, a konkretnie do prac technicznych, logistycznych i inżynieryjnych na rzecz wojsk Konfederacji. W niektórych miejscach, np. w okupowanym przez wojska federalne Nowym Orleanie, nawet południowe kobiety słały do rządu Konfederacji prośby o uzbrojenie ich i sformowanie damskiego regimentu.

Przez panujący ustrój społeczny Konfederacja zdołała znacznie szybciej i w znacznie większym stopniu zmobilizować swoją populację do wojny, przez co przewaga wojsk federalnych w początkowych etapach konfliktu wcale nie była tak widoczna. Obraz niekończących się fal świetnie wyekwipowanych żołnierzy w niebieskich mundurach nacierających na garstkę wygłodzonych, wyczerpanych i pozbawionych nadziei żołnierzy Południa tyczy się tak naprawdę tylko ostatnich miesięcy wojny.

Grupa żołnierzy Konfederacji

Żołnierzom Konfederacji od początku doskwierało więcej braków, niż ich północnym rywalom, ale szybka mobilizacja Południa, połączona ze stosunkowo dużym czasem, jakiego potrzebował północny przemysł by przewaga materialna Unii stała się wyraźnie odczuwalna na polu bitwy, niwelowała tę strategiczną przewagę rządu federalnego. Pozwoliło to także na uchwycenie początkowej inicjatywy i próbę przejęcia militarnej kontroli nad wahającymi się stanami, takimi jak Missouri, czy rolniczy stan Kentucky. Zajęcie tego ostatniego znacznie ułatwiłoby zaopatrywanie wojsk Konfederacji w żywność i zniwelowałoby klęski głodowe w ośrodkach miejskich.

W pierwszych latach wojny agresja, z jaką działało wielu dowódców wojsk Konfederacji, skłoniła niektórych oficerów Unii do wręcz paranoicznego przeceniania liczb, jakimi dysponowali ich przeciwnicy. Np. generał George B. McClellan przygotowując się do swojej wiosennej ofensywy z 1862 r. doszedł do wniosku, że potrzebuje nie mniej niż 200 tysięcy w pełni wyszkolonych i uzbrojonych żołnierzy, by mieć jakiekolwiek szanse na pokonanie niespełna 50 tysięcy Konfederatów walczących w północnej Wirginii pod dowództwem generała Josepha Johnstona. W zachodnim teatrze działań agresywne rajdy stosunkowo szczupłych sił, jakimi dowodził generał Albert S. Johnston, zmyliły dowódców Unii co do liczebności wojsk Konfederacji w obszarze i utrzymały spokój na tym froncie przez kilka miesięcy.

Niemałym atutem był także fakt, że Konfederacja prowadziła wojnę obronną, co oznaczało że wojska rebeliantów musiały po prostu stawiać opór tak długo, aż opinia publiczna lub władze Północy dojdą do wniosku, że cena za ujarzmienie Południa jest zbyt wielka. Znacznie łatwiej było dla Konfederacji podtrzymać morale żołnierzy i wysokie liczby napływających ochotników, skoro wojnę prowadzili w obronie kraju, niż dla Unii, która musiała najechać, opanować i okupować nieprzyjazne, rozległe obszary zbuntowanych stanów, w których pokonana na polu walki milicja szybko przekształcała się w oddziały partyzanckie nękające maszerujące kolumny posiłków z Północy i federalne linie zaopatrzeniowe.

Wojna nie wybuchła też o zniesienie niewolnictwa, lecz o przywrócenie integralności przedwojennych Stanów Zjednoczonych i aż do proklamacji emancypacji z 1863 r. Konfederacja nie toczyła „moralniejszej” wojny, niż Unia, a z uwagi na fakt prowadzenia przez południowców wojny obronnej nietrudno było przedstawić Północ jako agresora, co w początkowych fazach konfliktu ułatwiało Konfederatom pozyskanie sympatii na arenie międzynarodowej.

Północ przedstawiała oczywiście ten konflikt (poniekąd zgodnie z realiami) jako rebelię, jednakże jak państwo, które budowało swój autorytet na wolnej woli swojej populacji, i które powstało w skutek rewolucji mogło poważnie „skarżyć się” innym narodom na bunty na własnym terytorium? W oczach europejskich władz Ameryka padła po prostu ofiarą własnych ideałów. Monarchowie Starego Kontynentu pragnęli także uniknąć inspirowania podobnych ruchów rebelianckich we własnych krajach, dlatego zwykle unikali zdecydowanych deklaracji w kwestii wojny secesyjnej i tyczyło się to zarówno Północy, jak i Południa. Jednak najważniejsze mocarstwa, tj. Wielka Brytania i Francja, sympatyzowały z Konfederatami.

Atutem była oczywiście również produkcja bawełny. Rola Południa w światowym przemyśle włókienniczym była tak wielka, że możliwość interwencji mocarstw europejskich w wojnę nie była wówczas mrzonką, ale scenariuszem realistycznym. Posiadanie realnego interesu w konflikcie przez Wielką Brytanię lub Francję mogłoby popchnąć te kraje do więcej niż tylko symbolicznej pomocy. Marynarka federalna była początkowo zbyt słaba, by prowadzić skuteczną blokadę rozległych wybrzeży Konfederacji i właściwie to nie sama blokada, lecz dopiero przechwycenie południowych portów pozwoliło w sposób znaczący odciąć rebeliantów od handlu z zagranicą. Uprawiana na Południu bawełna była cenną walutą, za którą Południe mogło kupić broń, żywność i dobra przemysłowe niezbędne do prowadzenia wojny.

Oddział konfederatów

Południowi dowódcy, jak i szeregowi żołnierze, wykazywali się również statystycznie większymi umiejętnościami i ofiarnością, co w dużej mierze wynikało z faktu, że wojskowi Ci prowadzili wojnę w obronie swojego kraju. Charakterystycznym elementem szarży Konfederatów był tzw. „rebel yell”, czyli odgłos dzikiego wycia, jaki dobiegał ze strony nacierającej tyraliery południowców. Żołnierze federalni wielokrotnie wspominali w swoich listach, że dźwięki te wywoływały duże wrażenie grozy, co akcentował również sam wygląd rebeliantów. Konfederacji nigdy nie udało się wykształcić jednolitych mundurów dla wszystkich swoich wojsk, a tych, które ustalić zdołano, nie było możliwości, żeby dostarczyć żołnierzom w wystarczającej liczbie. Dlatego większość żołnierzy Konfederacji nosiła pojedyncze elementy mundurów naniesionych na ich osobiste, chłopskie stroje. Dodawało to południowcom wizualnej dzikości, która doskonale pasowała do ich charakterystycznego wycia. Oficerowie stanów południowych często walczyli w doskonale znanym im terenie i przede wszystkim mogli liczyć na wsparcie swojej ludności.

Południe mogło się również poszczycić kilkoma błyskotliwymi generałami i wieloma takimi, którzy byli po prostu kompetentni. Szczególnie w początkowych etapach konfliktu kontrastowali oni z niekompetencją znacznej części oficerów Unii, mimo że kontrast ten konsekwentnie malał z biegiem czasu. Wielu z nich (generałów Południa) zginęło jednak w pierwszych etapach wojny, a do najboleśniejszych strat należały takie osobistości, jak Albert S. Johnston albo generał Thomas „Stonewall” Jackson. W istocie ponad połowa wszystkich generałów Konfederacji zginęła podczas walk.

Przewaga materialna Północy

Dysproporcja produkcji oraz wydobycia widoczna była już od początku wojny i wraz z jej przebiegiem stawała się tylko coraz bardziej wyraźna. Północ wytwarzała przed wybuchem walk ponad 90% wszystkich dóbr przemysłowych, a jedynie 3% przemysłu zbrojeniowego zlokalizowane były w stanach Południa. Północ uprawiała więcej niż dwa razy tyle zbóż, co Południe. Stany Skonfederowane wydobywały w skali przedwojennej Ameryki tylko 6% żelaza. Tylko co 10-ty okręt handlowy przypadł Konfederacji. Ponad 80% banków zlokalizowana była na Północy. Gospodarka Południa w żadnej dziedzinie (oprócz uprawy bawełny i tytoniu) nawet nie zbliżała się do potencjału stanów północnych. Brakowało też na Południu zintegrowanej i gęstej sieci kolejowej, która umożliwiłaby sprawną relokację wojsk i tym samym zniwelowanie przewagi liczebnej nieprzyjaciela. Tak naprawdę na Południu nie istniała sieć kolejowa sensu stricto, ponieważ południowcy używali kilkunastu różnych szerokości torów. Rolę tę w pewnym stopniu mogły pełnić okręty rzeczne, ale również ich brakowało.

Powyższe różnice szybko uległy jednak zmniejszeniu, ponieważ mimo liberalnego gospodarczo ustroju, władze Konfederacji na drodze administracyjnej szybko przekierowały gospodarkę Południa na wojenne tory i zwiększyły jej autarkiczność. Rząd Stanów Skonfederowanych nie mógł postąpić inaczej, jak tylko samodzielnie sfinansować budowę potrzebnych zakładów, ponieważ niezbędny przemysł wcześniej po prostu nie istniał, a trudna sytuacja ekonomiczna Południa (za którą odpowiedzialność rząd Konfederacji ponosił jednak prawdopodobnie większą od sił zbrojnych USA) wykluczała wykształcenie się takiego przemysłu zbrojeniowego na drodze wolnej przedsiębiorczości. Inaczej rzecz się miała na Północy, która dysponowała potencjałem przemysłowym względnie zdecydowanie większym i militaryzacja gospodarki odbywała się tam na drodze publicznych zamówień, na które reagowali zwyczajnie przemysłowcy.

Josiah Gorgas

Przemysł zbrojeniowy Południa to w niemałym stopniu zasługa Josiaha Gorgasa, szefa Biura Zaopatrzenia Konfederacji. Pod jego energicznym zarządem władze konfederackie i stanowe rozpoczęły szybką industrializację bawełnianych stanów. Malutkie miasteczka targowe potrafiły przemienić się w kwitnące ośrodki przemysłowe. W wielu miastach Południa wybudowane zostały zakłady chemiczne, prochownie, odlewnie dział i fabryki broni. Rozbudowano i założono kolejne kopalnie żelaza, które dostarczały surowców potrzebnych zbrojeniówce. W Auguście (stan Georgia) powstała prawdopodobnie druga największa wówczas na świecie fabryka prochu, która działała aż do ostatnich dni wojny. J. Gorgas poszukiwał też alternatywnych źródeł saletry. Dzięki jego błyskotliwości i energii oraz staraniom ogółu oficerów Biura Zaopatrzenia, armiom Konfederacji aż do samego końca praktycznie nigdy nie brakowało broni i amunicji, mimo że brakowało im zasadniczo wszystkiego innego.

Szybkość z jaką niemal od zera zbudowany został przemysł zbrojeniowy Konfederacji zasługuje na niemałe uznanie i jest jedną z najważniejszych przyczyn, dla których państwo to zdołało tak długo podtrzymywać swój wysiłek wojenny. Budzący równie wielki podziw może być fakt, że Konfederaci zdołali już w marcu 1862 zwodować swój pierwszy okręt pancerny CSS „Virginia”. Właściwie sam fakt, że w ogóle okręt tego typu został skonstruowany przez skromny przemysł stoczniowy Południa robił wrażenie.

Najpoważniejsze błędy Stanów Skonfederowanych

Powyższe sukcesy zostały jednak stłumione goryczą porażek na innych polach. Południowcy zadziwili osiągnięciami w mniej więcej tylu dziedzinach, w ilu wzbudzili politowanie. Potencjał największego atutu Południa, jakim była bawełna, został właściwie natychmiast zmarnowany. W momencie wybuchu walk marynarka federalna była siłą dalece nie wystarczającą do zrealizowania ciążącego na niej zadania, tj. wprowadzenia szczelnej blokady morskiej Konfederacji (przede wszystkim w celu zakłócenia podstawowego źródła bogactwa Południa, czyli handlu bawełną). Południowcy jednak samodzielnie wyręczyli w tej misji północnych marynarzy, kiedy kilka miesięcy po ogłoszeniu secesji wprowadzili embargo na eksport bawełny (sic!). Nie była to jednak decyzja władz (przynajmniej nie formalna), lecz spontaniczny zryw południowych kupców. Gromadzone dla europejskich kontrahentów zasoby tego surowca zostały podpalone, by wywołać zapotrzebowanie na rynkach europejskich. Południowcy wykazali się ogromną pychą w ocenie wpływu, jaki mogli wywrzeć na świat poprzez bawełnę, jaką mu dostarczali.

Na Południu wierzono, że wystarczy po prostu odciąć Europę od dostaw surowców dla przemysłu włókienniczego i świat szybko zatańczy dla Konfederacji. Europejskie mocarstwa przychylne południowej sprawie nie miały jednak zamiaru interweniować z tego powodu. Francja nie chciała samodzielnie podjąć się wojny ze Stanami Zjednoczonymi i jej udział był całkowicie uzależniony od decyzji Brytyjczyków w tej sprawie. Wielka Brytania zaś zdołała przed wojną zgromadzić duże zapasy bawełny, które pozwoliły jej funkcjonować normalnie zanim nie zostały znalezione nowe źródła dostaw surowca. Przez zapotrzebowanie, jakie wywołali południowcy embargiem, Wielka Brytania stała się nagle posiadaczem ogromnego majątku w bawełnie, który pozwolił jej osiągnąć zyski poprzez handel swoimi rezerwami. Wojna Wielkiej Brytanii z Unią niosła natomiast za sobą to ryzyko, że utracona zostałaby Kanada, a Royal Navy poniosłaby ogromne straty w walce z marynarką USA. Ponadto, Wielka Brytania importowała żywność ze stanów północnych. Brytyjczykom w tym momencie po prostu nie opłacało się wojować z Unią. Sytuację, w której Londyn był najbardziej skłonny zainterweniować nie wywołał „King Cotton”, lecz konflikt dyplomatyczny spowodowany zatrzymaniem przez okręt wojenny Unii brytyjskiego statku handlowego z dwoma obywatelami Południa na pokładzie, płynącymi z misją dyplomatyczną do Europy. Południowcy zostali aresztowani, a Brytyjczycy zareagowali oburzeniem i natychmiast skierowali do Kanady kontyngent kilkunastu tysięcy żołnierzy, którzy w razie potrzeby mieli zająć Nowy York. Rząd Republikanów zażegnał jednak kryzys oficjalnymi przeprosinami i zwolnieniem aresztowanych.

Południowcy niemal natychmiast zmarnowali swoją najcenniejszą kartę. Do 1862 eksport bawełny do Europy został niemal całkowicie zatrzymany. Potencjał tego surowca ukazał się np. w 1863 roku, kiedy rząd Konfederacji zdołał poprzez zastaw swoich zasobów bawełny załatwić sobie znaczną pożyczkę. Gdyby władze Konfederacji od momentu wybuchu wojny gromadziły możliwie jak największe zapasy swojego narodowego skarbu, mogłyby zapewnić sobie zarówno dobre źródło finansów (każda pożyczka jest lepsza od drukowania pieniędzy i spowodowanej tym inflacji), jak i upewnić się, że europejskie mocarstwa rzeczywiście miałyby realny interes w zwycięstwie Południa. Nadzieje, jakie południowcy pokładali w potędze „King Cotton” okazały się mrzonką.

Finansowa ruina Południa to w dużej mierze wina Christophera C. Memmingera, Sekretarza Skarbu Konfederacji. Memminger lubował się w gromadzeniu budżetu poprzez druk papierowych pieniędzy, które zalewały rynek i spowodowały ogromną inflację. Zjawisko to miało miejsce również na Północy, ale na znacznie mniejszą skalę. Ponadto, odpowiednik Memmingera na Północy, czyli Salmon P. Chase (Sekretarz Skarbu Stanów Zjednoczonych) był człowiekiem pomysłowym i elastycznym. Potrafił finansować wysiłek wojenny rządu federalnego w wieloraki i zbalansowany sposób, unikając dzięki temu druku pieniędzy na skalę taką, jak czynił to rząd w Richmond. Trzeba jednak zaznaczyć, że możliwości pozyskiwania pieniędzy do budżetu poprzez podatki były w stanach północnych zdecydowanie wyższe, niż na Południu.

Nie rozgrzesza to jednak Memmingera z innych błędów, takich jak dopuszczenie by przedsiębiorcy z Północy wycofali swoje depozyty z południowych banków, lub fakt, że rezerwy twardej waluty nie zostały ewakuowane z mennicy w Nowym Orleanie, zanim miasto nie zostało zdobyte przez wojska federalne. Błyskotliwość wielu generałów Konfederacji kontrastowała z rażącymi wadami południowego systemu dowodzenia. Jak to ujął historyk T. Harry Williams, sytuację tę najlepiej ilustruje wymiana meldunków między biurem prezydenta Jeffersona Davisa, a sztabami generałów Bragga, Lee i Beauregarda podczas wiosennej operacji Overland, prowadzonej przez północną Armię Potomacu w roku 1864 przeciwko stolicy Konfederacji. Bragg był dowódcą operującej na zachodzie Armii Tennessee, Lee dowodził Armią Północnej Wirginii odpierającą ofensywę na Richmond, zaś Beauregard dowodził siłami broniącymi wschodniego wybrzeża Konfederacji, a w szczególności linii zaopatrzeniowych na południe od stolicy. Na tym odcinku frontu panował spokój, podczas gdy na wojska Lee nieugięcie napierał przeciwnik dysponujący dwukrotną przewagą liczebną. Generał Lee nieustannie słał meldunki, w których prosił o wsparcie. Beauregard unikał bezpośredniej odpowiedzi na pytania, jakiej pomocy mógł mu udzielić, natomiast Bragg i Jefferson sprzeczali się, który z nich powinien decydować w tej sprawie. Mimo że każdy z wymienionych miał wyższą rangę od Beauregarda, żaden z nich nie pomyślał by po prostu wydać mu rozkaz do marszu na pomoc Armii Północnej Wirginii.

Ostatecznie to właśnie na polu bitwy rozstrzygnęły się losy Stanów Skonfederowanych, ponieważ Konfederacja mogła zawrzeć korzystny dla siebie pokój z Północą tylko albo poprzez złamanie poparcia społecznego dla wojny w stanach Unii, albo poprzez interwencję europejskich mocarstw, albo też przez mieszankę jednego i drugiego. Do osiągnięcia tych celów konieczne było pasmo kluczowych zwycięstw militarnych. Konfederacja kilkakrotnie była bliska osiągnięcia tego celu, lecz armii federalnej ostatecznie zawsze udawało się przerwać zwycięską passę Południa.

Artykuł powstał w ramach grupy Congregatio Ordinis Veteris





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA