cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Poniedziałek, 11.12.2023

Wojna polsko-bolszewicka w 1921 r., czyli co by było gdyby posłuchano Stalina

Szymon Zalewski, 10.10.2017

Józef Stalin ok. 1920 r.

Był moment w trakcie wojny polsko-bolszewickiej, że mogła się ona wydłużyć. Nie oznaczało to jednak wyniszczającej wojny. Wręcz przeciwnie, spokój i umocnienie swojej pozycji. Za tym optował m.in. Józef Stalin.

Wojna czy pokój?

Historycy PRL, jeżeli już zajmowali się wojną polsko-bolszewicką, to najczęściej uznawali ją za wyraz polskiego imperializmu, który dążył do przejęcia „ziem rosyjskich”. Bolszewicy zgodnie z tą interpretacją, wojny nie chcieli, lecz zostali do niej zmuszeni.

Po części jest to prawda. Wojny z Polakami bolszewicy rzeczywiście nie chcieli, ale w konkretnym momencie. Chodzi tu mniej więcej o drugą połowę 1919 r. Wtedy to z miesiąca na miesiąc sytuacja czerwonych na froncie wojny domowej stawała się coraz gorsza. O wsparcie białych naciskała Warszawę Ententa. Polska wprawdzie niewiele wcześniej biła się już z Armią Czerwoną, odbijając z ich rąk m.in. Wilno w kwietniu 1919 r., jednak teraz ociągała się z ofensywą.

Naczelnik Państwa Józef Piłsudski chciał znać cenę sojuszu z białymi. Za pośrednictwem premiera Paderewskiego przedstawiono Entencie rachunek za sformowanie armii, która miała pójść na Moskwę. Było to 30 mln marek polskich dziennie. Zachodnie mocarstwa nie były skore do wystawienia takiej sumy, lecz jednocześnie niezręcznie im było zakazywać Polakom rozmów z bolszewikami, którzy proponowali Warszawie pokój.

W tym samym czasie do Taranrogu, gdzie przebywał przywódca białych gen. Anton Denikin udał się gen. Aleksander Karnicki. Rosjanin postawił już twarde warunki sojuszu. Rosja mogła uznać niepodległość Polski jedynie w granicach Królestwa Kongresowego, a na ziemiach wschodnich Polacy mieli sprawować administrację wyłącznie w imieniu państwa rosyjskiego.

W październiku 1919 r. rozpoczęły się z kolei rozmowy w Mikaszewiczach między wysłannikiem bolszewików Julianem Marchlewskim (oficjalnie przedstawiciel Rosyjskiego Czerwonego Krzyża) a delegatami polskimi: Stanisławem Kossakowskim i zaufanym Piłsudskiego kpt. Ignacym Boernerem. Sowietom właśnie wtedy najbardziej zależało na powstrzymaniu Rzeczpospolitej przed rozpczęciem działań zbrojnych przeciwko nim.

Sowieccy parlamentariusze w czasie wojny polsko-bolszewickiej

Wobec tego za pośrednictwem Boernera 3 listopada Naczelnik przedstawił swoje warunki układu. Zobowiązał się, że Polacy nie przekroczą linii Nowogród Wołyński-Zwiahel-Olewsk-rzeka Ptycz-Bobrujsk z przyczółkiem–Berezyna-Kanał Berezyński-Dźwina, jeśli bolszewicy cofną się o 10 km na wschód od niej. Ponadto Łotyszom miał zostać przyznany Dyneburg. Z kolei Ukraińcy Petlury mieli być nieatakowani przez czerwonych.

W międzyczasie jednak sytuacja na rosyjskim froncie zaczęła się zmieniać. 20 października 1919 r. bolszewicy wkroczyli do Orła, miesiąc później już do Kurska. Sowieci postanowli zatem propozycje Piłsudskiego negocjować. 23 listopada Marchlewski dał odpowiedź, która nie usatysfakcjonowała strony polskiej. Domagano się obustronnego wycofania z linii, a także jej korekty. Pomijano też kwestie łotewskie i ukraińskie.

Naczelnik uznał, że czerwoni chcą go wciągnąć w długie negocjacje, po których po prostu wznowią konflikt. Rozmowy zerwano. Nie oznacza to jednak, że zamierzano pomagać Denikinowi. Piłsudski wychodził z założenia, że  czerwona Rosja będzie miej groźna od Rosji białej. Ta pierwsza byłaby izolowana i w razie ewentualnego konfliktu można było liczyć na wsparcie z Zachodu. Powszechne było również przeświadczenie, że komunizm jest projektem tymczasowym, który szybko sam się rozpadnie. Dlatego na froncie polsko-bolszewickim nadal nic się nie działo.

Nadchodzi wojna

Poniekąd rację mieli też peerelowscy historycy, że Piłsudski chciał wojny z bolszewikami. Warto zwrócić uwagę na warunki przedstawione Marchlewskiemu dotyczące Łotwy i Ukrainy. Naczelnik dążył do stworzenia na obszarze dawnej I Rzeczpospolitej państw powiązanych z Polską, a takimi gestami chciał pozyskać przychylność Łotyszy i Ukraińców.

W styczniu 1920 r. Polacy wzięli udział w zdobywaniu wspomnianego Dyneburga, który natychmiast przekazano Łotwie. Kolejnym krokiem było wkroczenie na naddnieprzańską Ukrainę i zainstalowanie tam rządu Petlury. Termin tej operacji przypadł na wiosnę 1920 r. Wiązało się to z tym, że do wojny parli również bolszewicy, którzy na front z Polską ściągali już od dłuższego czasu swoje siły. Włodzimierz Lenin uważał, że Polska jest państwem niepotrzebnym, oddzielającym Rosję od Niemiec – ojczyzny marksizmu, kraju wielkiego przemysłu, a przez to wielkich możliwości dla rewolucji, która mogła podążyć potem w dalszy pochód. Bolszewicy pragnęli zatem uderzyć na Polskę, póki tliła się jeszcze w Niemczech rewolucja. Piłsudski chciał wyprzedzić ten atak.

25 kwietnia 1920 r. ruszyła polsko-ukraińska ofensywa na Kijów. Stolicę Ukrainy zajęto bez walki już 7 maja. Sowieci jednak uniknęli walnego starcia i wycofali się za Dniepr. Na północy z kolei Armia Czerwona rozpoczęła przygotowania do generalnej ofensywy. Nie zwracano przy tym uwagi, że w kraju niezakończona została jeszcze wojna domowa. Po pobiciu Denikina walczyły oddziały gen. Wrangla, na wschodzie działał Japoński Korpus Interwencyjny, a teraz chciano reaktywować front z Polską.

Polskie wojska na Chreszczatyku, głównej ulicy Kijowa, maj 1920 r.

Na nieracjonalność takiego rozwiązania wskazywał m.in. Józef Stalin. Opowiadał się on za opanowaniem najpierw sytuacji wewnątrz kraju, a ruszeniem dopiero w następnej kolejności na zachód. Jego argumenty wzmacniał ponadto fakt, że po zajęciu Ukrainy Polacy i Ukraińcy nie kontynuowali ofensywy.

Gdyby posłuchano Stalina…

Nie ma co się łudzić, wojna z bolszewikami była nieunikniona, ale w tej całej historii ważny był czas. Gdyby bolszewicy wstrzymali ofensywę o rok – do momentu aż uspokoją sytuację wewnętrzną – Rzeczpospolita znalazłaby się w zupełnie innej sytuacji.

Wbrew rozpowszechnionej opinii Semen Petlura i Ukraińcy wcale nie zawiedli po zdobyciu Kijowa, gdyż nie mieli do tego okazji. Polacy zaczęli przekazywać im administrację nad zajętymi obszarami dopiero 29 maja 1920 r. Bolszewicka ofensywa na froncie ruszyła z kolei już na początku czerwca. Szacowano zaś, że na stworzenie ukraińskiej armii potrzeba co najmniej 12 tygodni. Zresztą i tak do połowy czerwca Ukraińcom udało się podwoić swój stan z 10 do 20 tys. żołnierzy. 

Zakładając, że bolszewicy daliby na jakiś czas spokój to władza ukraińska nad Dnieprem by okrzepła. Można by było tym samym, zgodnie z planem Piłsudskiego, wycofać większość polskiej armii na północ, gdzie Sowieci szykowali się do walnej ofensywy.

Przyjmijmy zatem, że nie w lipcu 1920 r., a w lipcu 1921 r., po pokonaniu wszystkich białych i ich stronników, rusza owa bolszewicka ofensywa. Oczywiście, musiałyby ją poprzedzić miesiące przygotowań, które z kolei spowodowałby mobilizację polskich sił. Na froncie litewsko-białoruskim Sowieci stawaliby zatem czoła niemal całej polskiej armii. Bolszewicy nie mogliby ściągnąć więcej wojska, gdyż byliby zmuszeni rozdzielić je na dwa fronty. Na południu bowiem zagrażaliby im Ukraińcy. Poza tym siły bolszewickie miałyby za sobą długi i wyczerpujący konflikt wewnętrzny.

Plakat propagandowy z 1920 r. Podobne mogły pojawić się równie dobrze w 1921 r.

Tym samym, czerwoni już w pierwszych dniach konfliktu czują, że nie będzie to „mała zwycięska wojna”. Twarda polska i ukraińska obrona uniemożliwia przebicie się na zachód. W takiej sytuacji wydłużający się konflikt pozwala na dostarczenie blokowanego w Niemczech i w Czechosłowacji wsparcia Ententy. Dla koalicji bowiem Polska jest wtedy jedyną nadzieją na zniszczenie bolszewików.

Im dłuższy konflikt, tym gorsza sytuacja Sowietów. Pojawiają się bunty i dezercje. W końcu Józef Piłsudski, który dzięki raportom polskiego radiowywiadu, zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje w szeregach przeciwnika, decyduje się na przeprowadzenie kontrofensywy.

26 września 1921 r. znad Berezyny ruszają polskie wojska, z kolei znad Dniepru siły atamana Petlury. Już po kilku dniach pod Samhorodkiem na Ukrainie 6. Siczowa Dywizja Strzelców przebija się przez front. Niedługo później podobnie czyni pod Mohylewem 1. Dywizja Litewsko-Białoruska. Wśród bolszewików powoduje to popłoch. Polakom i Ukraińcom poddają się całe oddziały. 12 października siły polskie osiągają granicę III rozbioru, a Ukraińcy dochodzą do Donbasu.

W Warszawie nie ma jednak zrozumienia dla kolejnej wyprawy na Moskwę. Piłsudski wstrzymuje zatem ofensywę, tym bardziej, że Sowieci zgadzają się na wszystkie warunki. Wojnę chcą kontynuować jednakże Ukraińcy, którzy pragną osiągnąć dostęp do Morza Czarnego

Po długich negocjacjach, 18 marca 1922 r. w Rydze Rzeczpospolita Polska i Ukraińska Republika Ludowa zawierają pokój z Rosją Sowiecką. Polska odzyskała swoją wschodnią granicę sprzed 1772 r. Z kolei Ukraińcy po II pochodzie zimowym, jak w nawiązaniu do operacji wojsk URL z 1919 r. nazwano ukraińską ofensywę na Odessę i Krym w końcu 1921 r., uzyskali terytorium obejmujące zarówno Donbas, jak i wybrzeża Morza Czarnego.

Mieliśmy szczęście, że Siemion Budionny posłuchał w krytycznych dniach sierpnia 1920 r. Józefa Stalina, który radził mu atak na Lwów, a nie na Warszawę. Szkoda jednak dla nas i Ukraińców, że podobnie nie postąpił Lenin wiosną 1920 r.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA