cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Czwartek, 18.04.2024

Ustawa 447 – czy jest się czego bać?

Andrzej Jaworski, 30.05.2019

Budynek Kapitolu w Waszyngtonie

Ustawa 447 znalazła się ostatnio w czołówce, skądinąd nie najlepszej jakości, debaty politycznej w Polsce. Rzeczony akt według niektórych niesie ze sobą groźbę konieczności zapłaty przez nasze państwo odszkodowań za znacjonalizowane mienie bezspadkowe po ofiarach Holokaustu. Ale czy rzeczywiście tak jest?

Strachy na Lachy?

Większość siły politycznych w Polsce, na czele z partią rządzącą zarzeka się, że absolutnie nie ma żadnego zagrożenia. Przede wszystkim ustawa 447, a ściślej rzecz biorąc ustawa JUST, co stanowi skrót od Justice for Uncompensated Survivors Today nie ma w Polsce żadnej mocy sprawczej, a w USA, gdzie została uchwalona zobowiązuje jedynie sekretarza stanu do raportowania na temat wypełniania przez państwa-strony celów tzw. Deklaracji Terezińskiej podpisanej w 2009 roku. Ten z kolei dokument mówi o restytucji mienia żydowskiego, utraconego w czasie wojny lub tuż po jej zakończeniu, pomocy ofiarom Holokaustu, ochronie dziedzictwa kulturowego Żydów. Jest to jednak przykład tzw. soft law – miękkiego prawa, którego realizacja zależy od dobrej woli stron, a nierzadko takie akty są tworzone na zasadzie „papier wszystko przyjmie”, pełne równie wzniosłych co ogólnych haseł jak to przy deklaracjach bywa. Niemniej by to co podpisano w Terezinie nie pozostało tylko pustosłowiem Europejski Instytut Dziedzictwa Zagłady przygotowuje raporty na temat realizacji poszczególnych celów Deklaracji. Podobnie czynił od dawna Departament Stanu USA, co po przyjęciu ustawy 447 nabrało po prostu bardziej formalnych ram.

Stronami Deklaracji jest 46 państw i nie tylko Polska ma problemy z wypełnianiem tych celów, ale to Polska ze względu na liczną społeczność żydowską przed wojną może mieć ten największy. Kłopotliwa wydaje się nie tylko wielkość roszczeń sięgająca nawet kilkuset miliardów dolarów (sic!), ale również brak odpowiedniego ustawodawstwa odnoszącego się do reprywatyzacji. Najbardziej kontrowersyjne są jednak rzekome roszczenia do mienia bezspadkowego, czyli sytuacji, gdy po zmarłym nie pozostał ani testament, ani osoby powołane do dziedziczenia. Zgodnie z polskim prawem, w takich sytuacjach to Skarb Państwa przejmuje cały majątek zmarłego, a po Zagładzie dotyczyło to niemałej ilości nieruchomości. Dziś po rekompensaty z tego tytułu rzekomo wyciągają rękę międzynarodowe organizacje żydowskie. Na jakiej podstawie? Niby Deklaracji Terezińskiej i ustawy JUST. Tyle tylko, że nie ma w tych dokumentach o tym słowa.

Cmentarz żydowski w Pruszkowie (foto: Proch/Wikimedia Commons/CC BY-SA 3.0 pl)

Prawdą jest, że Deklaracja Terezińska mówi o mieniu bezspadkowym, ale już nie o zaspokajaniu iluzorycznych roszczeń międzynarodowych organizacji. Wprost przeciwnie. W takich wypadkach, jak można przeczytać w Wytycznych do Deklaracji Terezińskiej jako formę rekompensaty w wypadku mienia bezspadkowego można uznać wsparcie LOKALNYCH organizacji dbających o ochronę żydowskiego dziedzictwa kulturowego czy pomagającą żyjącym ofiarom Holokaustu.

Natomiast sama ustawa 447 jest bardzo krótka – ma jedną stroną i niewykonanie jej postanowień nie wiąże się z żadnym sankcjami. Na pierwszy rzut oka jest to zatem akt, który powstał by zaspokoić pragnienia jakiejś grupy lobbystów, których, co nie jest tajemnicą, nie brakuje w Kongresie USA.

Rachunek za sojusz

Wychodzi zatem, że z dużej chmury mały deszcz. Są jednak pewne niepokojące rzeczy, które powinny dać do zastanowienia. W 1996 roku sekretarz generalny Światowego Kongresów Żydów, Isreal Singer powiedział:

Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie pozwolimy (…) Będą słyszeli o tym od nas tak długo, jak Polska będzie istnieć. Jeżeli Polska nie spełni roszczeń Żydów, będzie „publicznie atakowana i upokarzana” na forum międzynarodowym.

Za te słowa Singer został skrytykowany, również przez samych Żydów, ale po nasilonej w ostatnim czasie kłamliwej kampanii o rzekomym zaangażowaniu Polski w Zagładę ta wypowiedź zyskuje na aktualność. Ponadto w czasie niesławnej konferencji bliskowschodniej wiceprezydent USA Mike Pompeo oświadczył:

Doceniamy również wagę rozwiązywania nierozstrzygniętych kwestii z przeszłości i wzywam/namawiam moich polskich kolegów, aby poczynili postępy w zakresie kompleksowego ustawodawstwa dotyczącego restytucji mienia prywatnego dla osób, które utraciły nieruchomości w dobie Holocaustu.

Według polskich władz nie należy się tym przejmować, gdyż w 1960 roku Stany Zjednoczone wzięły na siebie roszczenia swoich obywateli w stosunku do Polski. Ale po coś te słowa padły. Tajemnicą poliszynela jest też to, że Waszyngton naciskał w sprawie zablokowania projektu ustawy reprywatyzacyjnej przygotowanej przez Patryka Jakiego. Dokument ten przewidywał bowiem możliwość wypłaty rekompensat dla osób, które w momencie utraty majątku mieszkały w Polsce, a potencjalni beneficjenci muszą posiadać obywatelstwo polskie co wyklucza wiele ofiar Holokaustu i ich potomków.

Warszawskie Nalewki w 1930 r.

Niewątpliwie w Stanach Zjednoczonych działa grupa wpływowych lobbystów i chodzi tu nie tylko o tych żydowskich, ale także ewangelików, którzy wspierają państwo Izrael z przyczyn religijnych. Waszyngton natomiast ma przemożny wpływ na polski rząd z prostych przyczyn: Warszawa nie mając innych silnych sojuszników i wystarczających własnych zasobów (np. w dziedzinie obronności) zawisła u klamki Białego Domu. To głównie Polska czegoś chce od USA, a nie na odwrót. Dlatego administracja amerykańska może windować cenę za obecność swoich wojsk w Polsce czy wsparcie projektów Trójmorza. Nic dziwnego zatem, że niektórzy chcą dopisać do wystawianego Polakom rachunku swoje punktu, w tym żydowskie roszczenia.

A co nam szkodzi?

Tak naprawdę jednak problem ten przewija się w rozmowach z Izraelem i USA od początków III RP. Polska stoi i słusznie na niezmiennym stanowisku, że szans i podstaw na realizację żądań żydowskich organizacji międzynarodowych po prostu nie ma. Z drugiej strony, wypadałoby w końcu raz na zawsze zamknąć ten temat, a to już zależy od Polski. Nasz kraj jest jedynym spośród stron Deklaracji Terezińskiej, który nie uchwalił ustawy reprywatyzacyjnej. Obecnie dawni właściciele znacjonalizowanych majątków i ich potomkowie mogą dochodzić roszczeń przed sądem i to w ograniczonym stopniu. Brak z kolei podstaw i alergiczne reagowanie na hasło jakichkolwiek rekompensat za mienie bezspadkowe nie spowoduje, że ten problem zniknie. Poza prawem, które jest tutaj jasne i trudno oczekiwać jego zmiany, jest jeszcze aspekt moralny. Po 1944 roku państwo polskie przejęło majątek swoich wymordowanych obywateli. Niezamierzanie więc Polska stała się beneficjentem Holokaustu. Można za Jarosławem Kaczyńskim wskazać, że „myśmy to wszystko odbudowywali”, ale jest to jednak tylko część prawdy. Nie wszystkie przecież miasta w Polsce spotkał los Warszawy. Trudno też nie odnieść wrażenia, że przepis o przejęciu przez państwo pozostawionego majątku swoich obywateli w zamierzeniach miał dotyczyć przypadków rzadkich, a nie masowej rzezi wszystkich przedstawicieli danej grupy.

Polska w tej sprawie nie stoi jednak na straconej pozycji. Skoro w wytycznych do Deklaracji Terezińskiej jest mowa o wsparciu i tworzeniu lokalnych organizacji, to nic nie stoi na przeszkodzie skanalizowania wydawanych już przecież od dawna niemałych środków na ochronę żydowskiego dziedzictwa kulturowego na specjalny rządowy fundusz powołany w tym celu. Polska spośród tych 46 państw chyba najbardziej działa na rzecz zachowania żydowskiej kultury. Festiwale, koncerty czy inne wydarzenia z tym związane mają miejsce nawet w miastach powiatowych i odbywa się to przy wykorzystaniu środków z budżetu centralnego lub samorządowego. Cóż zatem stoi na przeszkodzie by wypełnić narzucone wytyczne i jednocześnie w prosty sposób podkreślić to co już jest robione? W ten sposób pozbawiono by gremia, które roją o wyciągnięciu 300 mld dolarów od polskiego rządu jakiekolwiek punktu zaczepienia.

Przy okazji warto też w polityce zagranicznej dywersyfikować swoje sojusze. Stany Zjednoczone zawsze będą dla nas cennym partnerem, ale nie muszą być przecież jedyni. A ponad wszystko, jak mawiał Fryderyk Wilhelm Hohenzollern „Wielki Elektor”, sojusze ważna rzecz, ale najważniejsza jest własne siła. Tymczasem raczej staramy się bardziej umacniać sojusz z Waszyngtonem niż chociażby rodzimą armię.

Wszystko to wydaje się być proste, ale przy naszej klasie politycznej nawet najprostsze rzeczy stają się być trudne. I tak zamiast przynajmniej iść w kierunku ucięcia tego tematu, np. pracując nad zadowalającą wszystkie strony ustawą reprywatyzacyjną, odbywa się się festiwal pod hasłem „nie dla żydowskich roszczeń”, co może podgrzewać i tak nie najlepszą atmosferę w relacjach z Izraelem. Dzięki też takim akcjom państwa, które mają rzeczywisty problem z antysemityzmem mogą z ulgą przyprawić tę „gębę” Polsce.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA