cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 19.04.2024

Unia Europejska to nowy zaborca czy rozszerzona Rzeczpospolita? Czyli jak Polacy reagowali na rozbiory, a Litwini na unię polsko-litewską

Antoni Bzowski, 22.03.2018

Alegoria I rozbioru Rzeczpospolitej

W marcu 2018 r. minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz w swoim expose skrytykował mocno Unię Europejską za wtrącanie się w polskie sprawy. Niedługo potem poparł go w tym prezydent Andrzej Duda, który podczas swojej wizyt w Kamiennej Górze na Dolnym Śląsku przyrównał postawę niektórych Polaków wobec zaborców ze stosunkiem części dzisiejszych elit do Unii Europejskiej. Jeżeli jednak przeanalizujemy dokładnie okres zaborów, a także lata wcześniejsze, to paradoksalnie dużo więcej znajdziemy tam analogii do postawy obecnie nam rządzących.

Jak zamienić zabory w unię?

Zastanówmy się najpierw, czy prezydent miał rację mówiąc te słowa:

Bo bardzo często ludzie mówią nam: po co nam Polska? Unia Europejska jest najważniejsza. Przecież państwo wiecie, że bywają takie głosy. To niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów. Jak Polska wtedy, pod koniec osiemnastego wieku swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy. Też byli tacy, którzy mówili: a może to lepiej, swary się wreszcie skończą, te rokosze, te wszystkie insurekcje, wojny, awantury, konfederacje, wreszcie będzie święty spokój.

Co do kwestii dzisiejszego stosunku pewnych Polaków do Polski i Unii Europejskiej nie będę się wypowiadał. Natomiast w sprawie reakcji na rozbiory pan prezydent poniekąd ma rację. Owszem, zdarzali się pod koniec XVIII w. Polacy, którzy mówili: „po co nam Polska?”, ale czy to był jakiś znaczący procent naszych elit? Nie jestem pewien.

Najłatwiej byłoby tu wskazać główną trójkę zdrajców z Targowicy: Franciszka Ksawerego Branickiego, Szczęsnego Potockiego i Seweryna Rzewuskiego. Po upadku Rzeczpospolitej stwierdzili oni, że nie pozostaje nic innego, jeśli nie uznać się wprost za Rosjan, to przynajmniej za lojalnych poddanych cara. Podobne postawy wobec zniknięcia ojczyzny prezentowali nawet niektórzy przedstawiciele obozu patriotycznego. Słynny pisarz i podróżnik Jan Potocki, który w dobie Sejmu Wielkiego gorąco popierał reformy, w liście do króla Stanisława Augusta stwierdził, że patriotyzm jest chorobą, którą zaraziła się jego rodzina. Pisał również, że dobrze, że w tym wszystkim „udało się uratować co najważniejsze, czyli dobra prywatne”.

Wieszanie zdrajców. Obraz Jana Piotra Norblina

W wielu rodzinach magnackich po 1795 r. dość szybko przyjęto zasadę „umarł król, niech żyję król” przemienioną teraz na „umarła Rzeczpospolita, niech żyje Austria, Prusy, Rosja”. Polska arystokracja próbowała w obliczu nowej sytuacji spełniać taką rolę, jaką spełniali od wieków jej odpowiednicy w krajach Europy Zachodniej, a zatem lojalnych sług dworu monarchy absolutystycznego, co miało im zapewnić kariery i wpływy godne ich pozycji majątkowej.

Jednakże znacząca część elity próbowała przyjąć postawę zadawałoby się połączenia dwóch skrajnych żywiołów – lojalności wobec zaborców z służeniem sprawie polskiej. Adam Jerzy Czartoryski w Petersburgu namawiał cara Aleksandra, by zjednoczyły wszystkie polskie ziemie pod swoim berłem. Tadeusz Czacki z kolei przekonywał króla Fryderyka Wilhelma III, że „monarchia pruska jest monarchią krajów polskich, w której urzędnicy są tylko Niemcami”. Wielu środowiskom patriotycznym bliskie były słowa z wiersza Horacego „Grecja zwyciężona podbiła dzikiego zwycięzcę”. W tym duchu Stanisław Staszic wyrażał nadzieję, na „polonizację” Rosji. Wychodził z założenia, że skoro szlachta polska stanowi blisko połowę szlachty państwa rosyjskiego, a kultura polska stoi na wyższym poziomie od rosyjskiej, to już niedługo w państwie carów główną rolę będzie odgrywać kultura polska i Polacy. Przyrównywano to tym samym do kultury greckiej, która zdominowała Imperium Rzymskie, choć to Rzym podbił Grecję.

Istniała oczywiście przy tym wszystkim konspiracja, odrzucająca współpracę z każdym z zaborców i przede wszystkim szukająca swego oparcia w Francji. Pod koniec XVIII w. był to jednak jeszcze margines, który nie odgrywał tak znaczącej roli co w czasie napoleońskich triumfów.

Mapa z 1799 r. przedstawiająca rozebrane ziemie Rzeczpospolitej

Postawa szukania porozumienia z zaborcą nie wzięła się jednak znikąd. Była ona poniekąd związana z dotychczasowymi dziejami Polski. Polacy po rozbiorach szukali w tej wydawałoby się tragicznej sytuacji przede wszystkim sposobności do zawarcia nowej unii, tym razem z prócz Litwy, miała w niej uczestniczyć Austria, Prusy albo Rosją. Nie było nic w tym złego. Aż do II poł. XIX w. praktycznie nikt sobie wyobrażał, i tu uwaga dla dzisiejszych rządzących, że Polska będzie samodzielnym państwem. Nie! Ci wszyscy legioniści i powstańcy wierzyli, że Polska ponownie połączy się z kimś unią. Powszechnie sądzono, że takie jest po prostu polskie przeznaczenie. Nasz kraj bowiem od końca XIV w. nieustanie był związany z Litwą, a co najmniej od 1569 r. miał przez to znacząco ograniczoną suwerenność. Unia dawała jednak możliwość działania w większym organizmie, a przez to uzyskania wpływu na sprawy, na które średnia Polska nie miałaby możliwości oddziaływania. Podobnie jest dziś przy Unii Europejskiej. Lecz niestety, w czasach zaborów skończyło się to tak, że był to ciągle okres, gdy podmiotowość Polski do tej z czasów Unii Lubelskiej czy obecnej Europejskiej pozostała nieosiągalnym marzeniem. 

Polacy to teraz Litwini

Polacy na Unię Lubelską zazwyczaj nie narzekali, bo byli w niej najwięksi i najważniejsi. Wiele o postawie naszych dzisiejszych rządzących może jednak powiedzieć postawa Litwinów, którzy nierzadko patrzyli na związek z Polską z równą nieufnością co prezydent Duda czy minister Czaputowicz na poczynania Unii Europejskiej. Nie chodziło tu wcale o to, że Litwini nie chcieli unii z Koroną. Bronili raczej swojej odrębności, podkreślali swoją litewskość i… narzekali, że Polska i Polacy za dużo wtrącają się w sprawy litewskie.

W 1591 r. Mikołaj Radziwiłł pisał do swego brata Jerzego, świeżo nominowanego biskupa krakowskiego:

Wasza Miłość Litwin, nie Polak życzy Wasza Miłość narodowi swemu, aby też o nim wiedziano. Polacy mniemają, że nad nich nie masz, a Litwę radzi by gdzie można…Pewien tego, że się tam Wasza Miłość Litwinem nie Polakiem zowiesz.

Z kolei w 1618 r. hetman Jan Karol Chodkiewicz w liście do Krzysztofa Radziwiłła tak się wyraził :

Dawno Polacy na tym są aby nas… powaśniwszy do zniszczenia przywiedli, aby snadnie mogli według swej myśli Litwą kierować.

Obydwaj panowie narzekali na nadmierne wpływu Polski i Polaków we wspólnym państwie i ich panoszenie się na Litwie. Warto jednak zaznaczyć, że w Rzeczpospolitej Obojga Narodów funkcjonowały dwa pojęcia Polaka. Pierwszy oznaczało obywatela Rzeczpospolitej, drugie członka grupy narodowej. I tutaj możemy zauważyć już całkiem sporo analogii do sytuacji, o której mówił pan prezydent.

Unia lubelska. Obraz Jana Matejki

Zakładając, że wobec Unii Europejskiej Polska jest dziś na miejscu Litwy z czasów Unii Lubelskiej, to pierwsze pojęcie „Polaka” w sensie obywatela Rzeczpospolitej możemy dziś utożsamić z Europejczykiem (obywatelem UE), zaś „Polaka” etnicznego z Niemcem, czyli przedstawicielem narodu, które ma największe wpływ w całej strukturze. W ten sposób w naszej układance wszystko zaczyna pasować. Spróbujmy bowiem zamienić w wypowiedzi Chodkiewicza Polaków na Niemców, a Litwę na Polskę, a wtedy wyjdzie nam takie coś:

Dawno Niemcy na tym są aby nas… powaśniwszy do zniszczenia przywiedli, aby snadnie mogli według swej myśli Polską kierować.

Czyż nie brzmi znajomo?

Litwini w czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów starali się twardo strzec swojej suwernności. Wielkie Księstwo Litewskie zawierało osobne traktaty, wysłało własne poselstwa do innych państw, odmawiało niekiedy udziału swojego wojska w wojnach prowadzonych na granicach Korony. W końcu pojawiały się również głosy, aby unię z Polską zerwać - taki litwexit. Było to wprawdzie zjawisko marginalne, ale w chwili kryzysu w połowie XVII w. zebrało obfity plon w działaniach Janusza i Bogusława Radziwiłłów.

Gdy w II poł. XIX w. rodził się litewski nacjonalizm, to czas unii polsko-litewskiej rzeczywiście utożsamiono z polskim zaborem. Zupełnie niesłusznie, gdyż choć elity litewskie mówiły po polsku, to myślały bez wątpienia po litewsku. Prawdą jest, że kultura polska zdominowała Litwę, lecz podobnie jest dziś z kulturą zachodnią w Polsce i nie tylko. Problemy Litwinów z Rzeczpospolitą były też niemal te same co obecnie Polaków z Unią Europejską. Obydwie struktury krytykowano za wtrącanie się w sprawy zastrzeżone dla państw-członków i nadmierne wpływy jednej nacji nad innymi. Jednak aż do upadku Rzeczpospolitej, a nawet długo potem idea polsko-litewskiej unii cieszyła się sporym poparciem wśród Litwinów. Wad ten związek może miał sporo, ale dla większości elit minusy nie przesłaniały niewątpliwych plusów międzypaństwowego związku. I to chyba cenna lekcja również dla nas.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA