cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 07.06.2023

Tak wjeżdża król

Piotr Antoniewski, 10.05.2018

Wjazd Augusta III do Warszawy. Obraz Johanna Samuela Mocka

Koronacja, ślub, chrzciny czy pogrzeb to ceremonie, które odbywane w rodzinie panującej zawsze przykuwały uwagę poddanych. Ich blichtr, przepych, celebra powodowały, że były zapamiętywane na długie lata. Były to jednak wydarzenia stosunkowo rzadkie, lecz nie mniejszy splendor towarzyszył czynności tak powszedniej jak wyjazd króla do miasta.

Niczym rzymscy cesarze

Była to ceremonia, w której przejawiać się miała potęga władcy i państwa, którym rządzi. Zwyczaj uroczystego wjazdu monarchy nawiązywał do czasów starożytnych. Niektórzy widzieli tu podobieństwo do wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, lecz bliżej chyba było temu wydarzeniu do zwyczajów rodem z Imperium Romanum i wjazdów cesarzy rzymskich. Na drodze, której szedł królewski orszak stawiano łuki triumfalne, odbywały się przedstawienia, a na każdym kroku pokazywano przepych.

Zaczynało się od procesji duchowieństwa i dostojników, a dalej mieszczan, którzy wychodzili naprzeciw zbliżającemu się królewskiemu orszakowi. Po dotarciu monarszej świty do bram grodu wszyscy udawali się ustaloną trasą do siedziby władcy. Śladem tego są istniejące w niektórych miastach nazwy traktów i dróg królewskich. W Krakowie wiodła ona od Bramy Floriańskiej do Rynku, następnie ulicą Grodzką na Wawel. W Warszawie przebiegała ona głównie przez Krakowskie Przedmieście, w Gdańsku ulicę Długą i Długi Targ.

Wjazd Ludwiki Marii Gonzagi do Gdańska

To co najciekawsze miało miejsce jednak po drodze. Wrażenie szczególnie robiły wspomniane łuki triumfalne. Podczas wjazdu Jana Kazimierza do Krakowa pojawiła się brama, która…

…na kształt trzech wież herbu krakowskiego, na których święci patronowie krakowscy byli odmalowali z napisami, a drugiej byli na tarcicach odrzezani i wymalowani wszyscy królowie z domu Jagiellońskiego, aż do teraźniejszości.

Nie mniejsze wrażenie zrobiła brama wykonana z okazji wjazdu na koronację Augusta II w 1697 r. Umieszczony na niej został ogromny polski orzeł z rozpostartymi skrzydłami. Wykonali go miejscowi rzemieślnicy jako wyraz hołdu dla nowego władcy.

Całemu orszakowi towarzyszyły fajerwerki, salwy armatnie, beczki z palącą się smołą. Na Rynku odbywały się główne uroczystości. Trupy artystów przedstawiały sceny z mitologii. W XVII stuleciu niezwykłą popularnością cieszyło się zaangażowanie do tych przedstawień Murzynów, którzy byli traktowani w Rzeczpospolitej jako rodzaj atrakcji i maskotki bogatych magnatów.

Każdy coś zarobi

Podczas wjazdów monarcha mógł także liczyć na okolicznościowe podarki. Do historii przeszedł ogromny pomnik-podobizna króla Jana III z wieńcem laurowym i dobytą szablą jako symbolem zwycięstwa, jakie odniósł on trzy miesiące wcześniej pod Wiedniem. Na trasie królewskiego przejazdu postawiono wówczas trzy łuki triumfalne, z czego jeden poświęcono królewiczowi Jakubowi. Na każdym znaleźli się gromieni przez Sobieskich Saracenii. Nie wszystko jednak podczas tej uroczystości się udało. Deszcz spowodował, że pokaz fajerwerków nie doszedł do skutku, a wcześniejszy ich wybuch spowodował śmierć pięciu osób i poparzenia u kilkunastu innych.

Nie było to oczywiście pierwszy uroczysty wjazd Jana III do Krakowa. Ten pierwszy miał miejsce w 1674 r. z okazji jego koronacji. Wówczas na łukach triumfalnych prównywano go do Chrobrego i podkreślano jego hetmańskie zwycięstwa. Takie potraktowanie nowo wybranego króla należało jednak do rzadkości. Wjazdy koronacyjne wiązały się z taką trudnością, że nowi władcy zazwyczaj byli bliżej nieznani ogółowi. Prawdziwym zderzeniem kultur było przybycie Henryka Walezego i jego francuskiego dworu, który postrzegano jako dziwadła (z wzajemnością). Na taką okoliczność w budowanych dekoracjach starano się podkreślić potęgę Rzeczpospolitej.

Wjazd Henryka Walezego do Krakowa. Obraz Henryka Rodakowskiego

Na uroczystych wjazdach korzystali też zwykli mieszkańcy. Prócz możliwości obejrzenia niezwykłego widowiska mogli oni się też wzbogacić. Starym zwyczajem podczas takich wydarzeń było bowiem rzucanie do rozentuzjazmowanego tłumu garści złotych monet. Miało to przede wszystkim działanie psychologiczne – zwykły śmiertelnik musiał mieć świadomość, że bierze udział w uroczystości niezwykłej i ma to dobrze zapamiętać. A to kiedy człowiek dostaje pieniądze jest zazwyczaj dobrze zapamiętywane.

Mniej chwalebną formą wzbogacenia się była grabież ustawionych na królewskich traktach dekoracji. Całe uroczystości wjazdu nie kończyły się bowiem wraz z dotarciem monarchy do swojej siedziby. Przez kolejne dni trwały uczty, a łuki triumfalne i resztę scenografii pozostawiano do czasu wyjazdu króla. Tyle tylko, że w międzyczasie pospólstwo potrafiło znaczną ich część sobie przywłaszczyć.

Nie należy oszczędzać

Dla miast wjazd monarchy, a także jego małżonki, czego przykładem był prześwietny wjazd Ludwiki Marii Gonzagi do Gdańska w 1646 r., był doskonałą okazją do jak najlepszego zaprezentowania się. Najlepiej wypadał pod tym względem rzeczony Gdańsk, który był najbogatszym miastem Rzeczpospolitej i to bogactwo chciał na każdym kroku pokazać. I choć w grodzie nad Motławą nie było królewskiego zamku, to miejscowi rajcy zdecydowali o wybudowaniu specjalnie dla polskich monarchów Zielonej Bramy, w której mieli oni nocować podczas swoich pobytów w mieście. Nigdy jednak żaden władca tam nie przebywał. Polscy królowie, którzy odwiedzali Gdańsk korzystali bowiem z gościny miejscowego patrycjatu, który przyjmował ich w swych bogatych kamienicach na Długim Targu. I byli z tego bardzo zadowoleni.

Bywały jednak sytuacje odwrotne. Król mógł wyrazić nawet swój gniew z powodu niewystarczająco uroczystego przywitania. W 1403 r. Władysław Jagiełło był tak zły na krakowskich rajców na przygotowaną przez nich lichą ceremonię jego przyjazdu, że wtrącił ich do lochu i zażądał od miasta sporej sumy pieniężnej jako formy przeprosin za doznaną obrazę.

Jak widać na królewskich wizytach nie należało oszczędzać i zazwyczaj nie oszczędzano. Im mniejsze miasto, tym większą wagę starano się przywiązywać do przyjazdu monarchy. Oryginalny charakter miał wjazd Zygmunta III do Malborka w 1623 r. Królewski orszak przybył tu drogą wodną z Gniewu. Statki przywitały salwy z dawnej krzyżackiej twierdzy, w której na ucztach i załatwianiu spraw poważniejszej wagi król spędził miesiąc i również nie wyrażał narzekań na przyjęcie go przez miejscowe władze.

Trudno się dziwić. Dla takiego Malborka, Krosna czy Lidzbarku były to jedne z najważniejszych wydarzeń w ich historii. Na pamiątkę tych uroczystości w wielu właśnie mniejszych miejscowościach stawiano tablice z herbem danego władcy wraz z informacją o wielkiej ceremonii jak niegdyś miała tu miejsce.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA