W XVII w. nastąpiło gwałtowne zintensyfikowanie kontaktów między Rzeczpospolitą a Persją. Stała za tym wielka polityka w myśl zasady: „wróg mego wroga jest moim przyjacielem".
Cichy sojusznik
Możliwości do w ogóle nawiązania stosunków dyplomatycznych między obydwoma krajami narodziły się tak naprawdę dopiero za panowania szacha Abbasa I Wielkiego na przełomie XVI i XVII stulecia. Jego tolerancyjna polityka pozwoliła polskim misjonarzom na krzewienie chrześcijaństwa na perskiej ziemi. Już wtedy Persja słynęła ze swoich dywanów. Panująca wówczas w Rzeczpospolitej moda na orientalizm skierowała na Bliski Wschód całe rzesze kupców. Jednym z nich był Ormianin Sefer Muratowicz, którego w 1601 r. na dwór szacha wysłał sam król Zygmunt III. Oficjalnym powodem było nabycie dywanów z królewskim herbem i broni u miejscowych rzemieślników. Nieoficjalnie, chodziło o wybadanie gruntu w kwesti podjęcia stałej współpracy międzynarodowej, przede wszystkim w odniesieniu do Turcji.
Muratowicz dzięki znajomości perskiego zyskał przychylność władcy. Abbas I miał o nim powiedzieć:
Haten błagaj, miałem w moich salach wiele różnych posłów, moskowitów, angielskich, weneckie i papieskie, ale żaden nie była mi bardziej miły niż z ten człowiek, z którym mogę rozmawiać we własnym języku - jeden ma niewielki apetyt na mówienie za pośrednictwem tłumacza.

Ponadto dwór szacha dostrzegł w Rzeczpospolitej potencjalnego sojusznika i już w kilka lat później na dworze warszawskim zawitał perski poseł. W 1605 r. Zygmuntowi III dostarczono list, w którym Abbas I pisał:
my opowiadamy to tak, że przyjaźń i miłość pojawiają się między nami dwóch Panów, tak głęboko, jak to robią władcy chrześcijańscy. Turek jest przeciwnik dla nas jak i dla was wszystkich chrześcijan.
W tym czasie jeszcze szlachta nie była skora do zadrażniania stosunków z Imperium Osmańskim, ale do sprawy wrócono w 1621 r. Po klęsce pod Cecorą armia sułtańska stanęła u granic Rzeczpospolitej. Zygmunt III próbował naprędce zmontować sojusz, ale szło mu średnio. Swoją pomoc zadeklarował jedynie król Anglii Jakub I i właśnie szach perski. Oddziały angielskie i szkockie nie zdążyły dotrzeć do Polski na czas. Pomocny okazał się jednak drugi sojusznik. Kiedy Polacy, Litwini i Kozacy bronili warownego obozu pod Chocimiem Abbas I zorganizował odciążającą wyprawę na posiadłości Osmanów na wschodzie. W rezultacie bitwa została wygrana, a kordialne stosunki z dalekim aliantem kontynuowane.
Genialny plan szacha Sefiego
Niespełnioną ideą fix króla Władysława IV była wojna przeciw Imperium Osmańskiemu. Polskiemu władcy nie marzyła się pograniczna kampania, lecz wielka wyprawa, która miała odbić Konstantynopol. Najprawdopodobniej do tego pomysłu przywiódł Wazę kolejny perski szach.

(foto:Skara kommun/flickr.com/CC BY 2.0/Wikimedia Commons)
Wszystko zaczęło się od persko-tureckiej rywalizacji o wpływy na Bliskim Wschodzie. Państwa te wielokrotnie prowadziły wojny na tym obszarze. Wyjątkowo trudny i wyniszczający okazał się konflikt rozpoczęty w 1623 r. Przez kilkanaście lat trwało „przeciąganie liny” między obydwoma stronami. Ani Persja, ani Turcja nie potrafiły zdobyć zdecydowanej przewagi. Co gorsza, nic nie wskazywało, że rychło dojdzie do porozumienia. W 1635 r. sułtan Murad IV osobiście poprowadził armię turecką w ofensywie na Erywań. Rok później odbili mu go Persowie. Jednak Turcy odrzucili propozycję podjęcia rokowań pokojowych i zdecydowali się na odwojowanie straconych obszarów. I tak trwało to już kilkanaście lat- na zmianę ofensywa i kontrofensywa.
Wiosną 1636 r. szach Sefi I wpadł na pewien pomysł. By przeciąć ten wojenny węzeł postanowił zawrzeć sojusz z innym wrogiem Turcji. Wybór padł na Rzeczpospolitą. W pamięci miano przede wszystkim wspomnianą zwycięską bitwę pod Chocimiem. Duże wrażenie zrobiło też zatrzymanie tureckiej nawały w 1634 r. Szach perski liczył, że mając tak potężnego sojusznika zada w końcu swemu przeciwnikowi decydujący cios.
We wrześniu 1636 r. na dworze w stolicy Persji, Isfahanie zjawił się wysłannik z Rzeczpospolitej, pułkownik Teofil Szemberg. Nie była to jego pierwsza wizyta na Bliskim Wschodzie. Wiadomo, że w 1613 r. udał się w pielgrzymce do Ziemi Świętej. Potem był dzielnym i cenionym dowódcą artylerii. Brał udział w wyprawie cecorskiej, z której spisał wielokrotnie wznawianą relację. W podróż do szacha wybrał się statkiem przez Wołgę, a następnie Morze Kaspijskie.
Co do szczegółów jego misji wiemy niewiele. Większość archiwów dotyczących stosunków polsko-perskich spłonęła w 1944 r. Na podstawie badań Jacka Kobusa można stwierdzić, że szach wysoko cenił polskiego posła. Szemberg wyprawiał się do Isfahanu dwukrotnie. Jego druga misja miała miejsce w 1638 r. Tym razem wyruszył lądem, brzegiem Morza Kaspijskiego, gdyż Rosjanie uniemożliwili mu podróż statkiem. Do stolicy dotarł 17 września 1639 r. Wojna z Turkami była zakończona od czterech miesięcy. Traktat pokojowy zachowywał równowagę sił. Były marne szansę na wznowienie całej akcji przeciw Osmanom. Mimo to, po zdaniu relacji na Sejmie w 1637 r. Szemberga postanowiono wysłać do szacha jeszcze raz.
W podróży powrotnej wydarzyła się tragedia. W bliżej nieznanych okolicznościach pułkownik zginął pod Derbentem u ujścia rzeki Terek w Dagestanie. Wydaje się jednak, że jeśli chodzi o zwykłe podtrzymanie stosunków polsko-perskich na zasadzie „a jeszcze się ten sojusz może się przydać”, to jak najbardziej Szemberg spełnił swoją rolę. Wiemy to z reakcji szacha na śmierć polskiego dyplomaty. Na wiadomość o tym Sefi I postanowił zebrać swoje wojsko i ruszyć w wyprawie karnej na Dagestan.
Plan wojny z Turcją
Kiedy konflikt persko-turecki dogasał na Bliskim Wschodzie, to w umyśle Władysława IV dojrzewał. Szach perski najprawdopodobniej zainspirował go, że wielka, międzynarodowa koalicja byłaby w stanie złamać Imperium Osmańskie. Rolę Persji przejęła Wenecja prowadząca walki z Turkami na Krecie. Rozpoczęto też kaptowanie Moskwy do wspólnego ataku na Krym.
Rozmach przedsięwzięcia był ogromny. Królowi zależało na przejęciu księstw naddunajskich, co było zgodne z tendencją wielu polskich władców, by zdobyć tam dziedziczne księstwo dla swoich potomków. W opanowaniu tego obszaru mieli dopomóc magnaci kresowi. Za wykonanie militarne całej operacji odpowiadałby hetman Stanisław Koniecpolski. Jego zwycięstwo z 1644 r. nad Tatarami pod Ochmatowem od razu dwór wykorzystywał w celach propagowania idei wojny z poganami. Na sejmach obóz królewski umyślnie przekonywał do świętej krucjaty przeciwko Turkom. Wystarano się przy tym o poparcie papiestwa, które łudzono odzyskaniem Konstantynopola. Szlachta do wyprawy skłonna jednak nie była. Obawiano się potęgi tureckiej, a drobne starcia gdzieś na Morzu Śródziemnym wcale ich nie przekonywały.

Król postanowił zadziałać własnymi sposobami: wzmacniał gwardię królewską, kaptował Kozaków i próbował sprowokować Tatarów. Wojna napastnicza miała rozpocząć się jako wojna obronna. Władysław IV pozyskał finansowanie z Wenecji, poparcie Moskwy, klasztorów prawosławnych, magnatów kresowych. Na sejmie z 1646 r. szlachta wpadła w furię. Nakazała natychmiast rozpuścić stworzone oddziały. W następnym roku jednak Jeremi Wiśniowiecki i Aleksander Koniecpolski zniszczyli usuły tatarskie, licząc, ze to sprowokuje odpowiedź Chanatu Krymskiego. Cała sprawa zakończyła się tragicznie. Gdy Kozacy zorientowali się, że z wojny, na którą tak liczyli będą nici dogadali się z Tatarami i ruszyli na Rzeczpospolitą, co zapoczątkowało serię nieszczęść.
Kolejna próba z Persją
No, ale wróćmy do Persji. Szachowie bowiem nie za bardzo później chcieli zadrażniać stosunków z Turcją, a w Europie wręcz przeciwnie. Pomysł polsko-perskiego sojuszu skierowanego przeciwko Imperium Osmanów odświeżył Jan III Sobieski. W lipcu 1685 r. do Isfahanu wyruszyło kolejne poselstwo. Tym razem to szach Soliman był namawiany do wystąpienia przeciwko niedawnemu wrogowi. Rzeczpospolita była już wówczas częścią Świętej Ligii. Król Polski był opromieniony sławą zwycięzcy spod Wiednia. Po całej Europie krążyły pieśni sławiące jego męstwo i wieszczące mu podbój Konstantynopola. Pomóc w tym dziele miała właśnie Persja.

można znaleźć w Sklepie Wokulskiego.
Rolę się jednak tym razem odwróciły i to Polakom bardziej zależało na pozyskaniu sojusznika niż Persom. Soliman wojną nie był zainteresowany. Choć jego kraj był jedyną potęgą w regionie, która mogła przeciwstawić się Imperium Osmańskiemu, to w pamięci zbyt dobrze miano długą i wyniszczającą wojnę sprzed pół wieku. Utrata Mezopotamii, jaka była rezultatem tego konfliktu została Persom zrekompensowana przejęciem Armenii. Nie chciano naruszać istniejącej równowagi, tym bardziej, że potęga perska była już mocno zachwiana.
Wojny polsko-tureckie zwieńczono pokojem karłowickim w 1699 r. Wieloletnie zmagania kończyły się właściwie remisem. Żadne z tych dwóch państw nie wzbogaciło się terytorialnie kosztem drugiego. Powrócono do statusu quo i to także w stosunkach dwustronnych. Jeszcze w XVI w. były one całkiem dobre. Po okresie konfliktów Turcja stała się dla Rzeczpospolitej cennym partnerem w zachowaniu jej niezależności i integralności terytorialnej.