Oślepiająco białe szczyty górskie głoszą Stalina chwałę.
Miliony kwiatów i łąk dzięki mu składają.
Pravda, 10 marca 1939
Jak donosi Richard Wurmbrand, autor książki Marx and Satan, w roku 1923 czołowi komuniści pod wodzą Trockiego zabawiali się w sposób równie oryginalny, co niesmaczny: wytaczali procesy, w którym oskarżonym był sam Stwórca… Jeśli zaś bunt rosyjskich rewolucjonistów sięgał aż tak daleko, nie sposób dziwić się, że wraz z siejącą zniszczenie polityką pojawiało się w głowach najwyższego kierownictwa Partii pragnienie tego, by - choć w kolektywie i dla dobra ogółu - sprawować władzę w sposób absolutny. Pragnienie to było udziałem jednego z najbardziej znanych polityków w historii - Stalina.
Czy Stalin był bogiem?… Z pewnością pragnął stać się kimś, kto zajmie jego miejsce. Bano się go niezmiernie; był nieprzewidywalny i skłonny do gniewu. Odpowiadał charakterystyce boga tego świata, którym był poniekąd. Istota owa, jak mówił Jezus, znajduje się na ziemi, by kraść, mordować i niszczyć… Chcąc zbudować władzę absolutną w podporządkowanym mu rozległym państwie, starał się otaczać się ludźmi, którzy choć sprawnie spełniali powierzone im funkcje, sami znaczyli niewiele.

Po upadku swego głównego antagonisty, którym był Lew Trocki, na scenie politycznej pojawił się człowiek wyjątkowy: Michaił Nikołajewicz Tuchaczewski. Przez swoich wrogów określany był mianem karierowicza, natomiast ludzie mu życzliwi, a także ci, których nie oślepiała zawiść, potrafili dostrzec oczywiste zalety, predysponujące go do odegrania wybitnej roli w życiu politycznym. Tuchaczewski był groźny, ponieważ - jak stwierdził Mołotow - nie wiadomo było, w którą stronę pójdzie. Myślał samodzielnie, był dumny, inteligentny, ambitny i odważny. Tacy ludzie, z powodu swej mocy sprawczej, stanowią kwintesencję słowa zagrożenie.
Pierwszy raz Stalin w spektakularny sposób zaszkodził Tuchaczewskiemu w roku 1920. Wtedy samowolnie zablokował wykonanie jego rozkazu o dostarczeniu wsparcia w zaciętych walkach z Piłsudskim pod Warszawą. W związku z tą decyzją 12. Armia i Armia Konna dotarły na pole bitwy spóźnione o całe 17 dni. Było to zdecydowanie za późno, by odmienić losy słynnego konfliktu. Cud nad Wisłą już się dokonał… Bitwa Warszawska, która według słów dowodzącego frontem zachodnim Tuchaczewskiego, miała stać się początkiem ogólnoświatowej pożogi i zwycięstwa komunizmu na szeroką skalę, okazała się totalną przegraną ambitnych bolszewików.
Niewątpliwie ciekawym dla historyka jest występowanie u liderów komunistycznych cech silnie narcystycznych. Sam Karol Marks - twórca systemu - wymagał od swoich znajomych, a także członków Partii, stosunku czołobitnego. Łatwo było go urazić, a człowiek, który go nie wielbił, stawał się automatycznie jego wrogiem. Stalin również był człowiekiem ambitnym, chociaż - jak twierdzili ci, którzy go znali - kompletnie pozbawionym uczuć i emocji. Tuchaczewski, z którym współpraca nigdy nie przebiegała harmonijnie i który nie był tanim pochlebcą, jak wielu spośród członków Partii, miał ponoć w swoim mieszkaniu portret Wodza w miejscu, w którym zwykle w rosyjskich domach wiesza się ikony.

Michaiła Tuchaczewskiego można
znaleźćw książce Sprawa Tuchaczewskiego
Tuchaczewski był człowiekiem dynamicznym, nastawionym na przynoszące korzyść zmiany i eksperymenty. Stalin -w trosce o utrzymanie władzy - prowadził politykę podcinania skrzydeł osobom wyróżniającym się pomysłowością. Kiedy Tuchaczewski próbował zmodernizować armię, jego memoriał w tej sprawie spotkał się z brakiem reakcji ze strony Kremla. Marszałek odczekał kilka miesięcy - zażądał wyjaśnień i został natychmiast zmuszony do dymisji. Oskarżony o czerwony militaryzm, musiał na jakiś czas zadowolić się mniejszym wymiarem władzy. Stalin, jako osoba, która miała pieczę nad całym krajem, sprawował również władzę nad językiem. Fraza czerwony militaryzm pojawiła się w związku z potrzebą chwili: miała za zadanie skompromitować Tuchaczewskiego. Kompromitujące było wszystko to, czego wódz nie chciał: o tym należało pamiętać. By wprowadzić upragnione zmiany w armii, Tuchaczewski urządził wkrótce wielkie, pokazowe manewry, które były obserwowane przez przedstawicieli Biura Politycznego. Potem przedstawił Stalinowi projekt modernizacji armii, umawiając się wcześniej ze znajomym wojskowym, który skrytykował go ostro w obecności Wodza i zaproponował własne poprawki… które były tak naprawdę postulatami, na wprowadzeniu których zależało Tuchaczewskiemu… Tym samym cel został osiągnięty i ego przywódcy nie doznało urazy.
Stalin, już później, gdy znajdował się u szczytów władzy, dążył do wyeliminowania tych ludzi, którzy w przyszłości mogli mu ją odebrać. Łaskawym okiem patrzył na ludzi pokroju jednego ze swoich najbliższych współpracowników - Woroszyłowa, którego określał dosadnym epitetem dureń - by potem dodać tonem pełnym aprobaty: ale nie pcha się między przywódców. Ludzi, z którymi nie potrafił sobie poradzić lub tych, którzy mogli stanowić dla niego kłopot, traktował w sposób zgoła odmienny. Spotykały ich nieszczęśliwe wypadki - jak w przypadku najbliższego współpracownika Trockiego, Efraima Skliańskiego, który po oddelegowaniu go na stanowisko prezesa radzieckiej spółki handlowej w Stanach Zjednoczonych, utopił się w trakcie przejażdżki kajakiem; czy też Michaiła Frunze, który został zmuszony decyzją Biura Politycznego do poddania się operacji żołądka, która zakończyła się jego śmiercią. Inną metodą, jaką stosował Stalin było stosowanie fałszywych oskarżeń, przynoszących później upragniony przezeń owoc w postaci procesów, aresztowań i czystek.

Tuchaczewski zginął, ponieważ pragnął prowadzić politykę zbyt samodzielną i miał zbyt wysokie aspiracje. Chociaż był porównywany do Napoleona zarówno przez prasę sowiecką, jak i zagraniczną, nie zdołał rozwinąć skrzydeł i stał się ofiarą zacieśniającej się współpracy między ZSRR i hitlerowskimi Niemcami, które niejako na jego grobie podpisały pakt Ribbentrop-Mołotow. Stalin, który obawiał się Niemiec, pragnął współdziałania z Hitlerem. Bał się również samego Tuchaczewskiego, który mógł go obalić w porozumieniu z niemieckim wojskiem. Należało temu zapobiec. W jaki sposób?… Za pomocą fałszywych oskarżeń i dezinformacji.
W wydanej niedawno przez Zysk i S-ka książce, wybitny sowietolog Paweł Wieczorkiewicz, opisał wszystkie niuanse jednego z najsłynniejszych procesów Rosji sowieckiej - Sprawy Tuchaczewskiego. Proces, w którym obciążające marszałka dowody, zostały sfabrykowane niemal od A d Z, skończył się tragicznie. Wieczorkiewicz opisuje, w jaki sposób działała sowiecka machina biurokratyczna, siejąca - w imię obowiązującego w państwie prawa - zamęt, kłamstwo i zniszczenie. Czytając książkę, możemy także śledzić przebieg kariery Tuchaczewskiego, sabotowanej przez zazdrosnego o wpływy i talenty przywódcę. Rozmyślając o sprawie Tuchaczewskiego, warto zastanowić się nad funkcją i istotą dezinformacji, która to technika może być z powodzeniem stosowana do nieetycznych celów również i dzisiaj.
Artykuł powstał m.in. w oparciu o książkę Pawła Wieczorkiewicza Sprawa Tuchaczewskiegokiego