We wrześniu 1923 roku na Uniwersytecie Warszawskim odbył się II Międzynarodowy Kongres Badań Psychicznych. Głównym tematem konferencji były próby naukowego wyjaśnienia zjawisk niewyjaśnionych. Prelegentom towarzyszyły damy oraz dżentelmeni o zaskakujących umiejętnościach, na katedrze stały słoje z ektoplazmą, a sporym zainteresowaniem cieszyły się wymyślne przyrządy naukowe oraz fotografie astralne. W kongresie uczestniczyli także przedstawiciele polskiego rządu poważnie zainteresowani poruszanym zagadnieniem.
Kongres Badań Psychicznych odbył się w apogeum trwającej od połowy XIX wieku mody na wirujące (a właściwie lewitujące) stoliki i materializację duchów. Seanse spirytystyczne stały się główną rozrywką na salonach Europy i Ameryki, najsłynniejsze media królowały w prasie na równi z gwiazdami filmu i sceny, a naukowcy głowili się nad racjonalnym wyjaśnieniem tych zjawisk. Powstawały rozmaite stowarzyszenia, których członkowie spędzali wieczory, dyskutując o mediumizmie, spirytyzmie i okultyzmie oraz dokumentując na kliszach fotograficznych swoje zjawy.
W Polsce pionierem w badaniach nad mediumizmem i hipnozą był opisywany w jednym z poprzednich rozdziałów Julian Ochorowicz, a jego badania kontynuowało założone w 1920 roku Towarzystwo Badań Psychicznych oraz powstałe rok później Warszawskie Towarzystwo Psycho-Fizyczne. Ponadto w miastach i miasteczkach całej Polski zakładano towarzystwa meta-i parapsychiczne. Pojawiła się stała prasa branżowa o intrygujących tytułach (Światło Zagrodowe, Świt – Wiedza Tajemna, Kurier Metapsychiczny). W jednym z kwartalników w kolegium redakcyj¬nym zasiadał nawet Władysław Reymont, który w młodości był wziętym medium (!), a także wspomniany tu już Ksawery Watraszewski (Franciszek Habdank) – lekarz naczelny Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie.

w książce Mistycy, prorocy, szarlatani.
W seansach spirytystycznych brali udział nawet tak zdroworozsądkowi ludzie, jak Józef Piłsudski czy Tadeusz Boy¬-Żeleński. I niezależnie od siebie przyznawali, że istnieją sprawy, których nigdy nie udało się wyjaśnić naukowcom. Większość mediów uznawano jednak za sprytnych oszustów czy iluzjonistów.
Jerzy Bujalski (lekarz, minister zdrowia w drugim rządzie Witosa) przyczynił się do zdemaskowania jednej z gwiazd spirytystycznych. Wspólnie ze swoim znajomym, Stefanem Rzewuskim, kontrolował seanse Janusza Fronczka (za jego zgodą) – jasnowidz był rozbierany, przeszukiwany, używano fluoroscencyjnych znaczników na jego ubraniu i przedmiotach mogących lewitować. Przez dłuższy czas nie osiągnięto wyników: fosforyzująca farba blakła, amagnezja niezbędna do wykonywania zdjęć podczas seansów prowadzonych w ciemności zamokła.
Wreszcie na przełomie lipca i sierpnia 1924 roku zdobyto niepodważalne dowody oszustwa. Na jednej z fotografii dało się bowiem zauważyć, że medium trzyma w ręce lewitujący stolik, a na innej „górny koniec jednej z nóżek stolika tkwił w jego zębach”. Fronczek okazał się jedynie świetnym iluzjonistą, który na dodatek używał sztucznej ektoplazmy – pojawiała się na jego brzuchu tylko na tych pokazach, podczas których nie był przeszukiwany. Gdy Rzewuski wreszcie ją pochwycił, okazało się, że była to „delikatna i przejrzysta materia jedwabna (…) uwiązana na zwykłej białej nitce”.
Zdemaskowanie oszusta bardzo jednak zmartwiło Bujalskiego i Rzewuskiego. Obaj panowie mieli bowiem nadzieję, że znajdą niepodważalne dowody na istnienie duchów…

W latach 30. w całej Europie moda na okultyzm powoli przemijała, co w pewnym sensie wiązało się z wielkim kryzysem i coraz gorszą sytuacją polityczną. Nadal jednak organizowano seanse spirytystyczne, a po śmierci Józefa Piłsudskiego, podczas wieczoru u marszałka Śmigłego-Rydza, usiłowano wywołać ducha Komendanta. Próba zakończyła się sukcesem:
Rzeczą charakterystyczną jest – wspominał seans minister Witold Grabowski – że pewność co do osobistego zjawienia się ducha Marszałka wynikła u uczestników z faktu, że ów duch w sposób bardzo nieparlamentarny wymyślał marszałkowi Śmigłemu, zresztą przedstawiając jego rolę i w związku z tym przyszłość Polski, w bardzo czarnych barwach.
Artykuł jest fragmentem książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka Mistycy, prorocy, szarlatani. Tytuł nadany przez redakcję.