cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 02.06.2023

Śmierć Grzegorza Przemyka – zbrodnia nierozliczona

Łukasz Gajda, 22.09.2021

Fotografia Grzegorza Przemyka umieszczona na nekrologu

Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Choć władza chciała zatuszować sprawę, choć zabitego maturzystę próbowano przedstawić w jak najgorszym świetle, choć za wszelką cenę zamierzano zrzucić odpowiedzialność za tę tragedię z Milicji, to ludzie i tak wiedzieli swoje. 19 maja 1983 roku kilkadziesiąt tysięcy osób szło dwie godziny w milczącym marszu żałobnym. Reżim komunistyczny obawiał się wybuchu zamieszek, ale prowadzący kondukt, niedługo też zamordowany ksiądz Jerzy Popiełuszko zaapelował o przejście w ciszy. Ta cisza była największym krzykiem sprzeciwu wobec systemu, jaki można było sobie wtedy wyobrazić. Tak żegnano Grzegorza Przemyka.

Był 12 maja 1983 roku, około godziny 15. Grzegorz Przemyk – tegoroczny maturzysta, poeta, trochę naśladujący styl Edwarda Stachury – wybrał się z kolegami na warszawską Starówkę. Wygłupiali się. Na Placu Zamkowym kolega próbował wziąć go na barana. Ta próba się nie udała i chłopcy upadli na ziemię. I wtedy przed nimi pojawił się funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej. Poprosił „dowodziki”. Grzegorz nie miał go przy sobie. Po chwili pojawiła się obok nich milicyjna nyska. Obydwaj koledzy zostali do niej wprowadzeni. Wtedy też Przemyk dostał pierwszy raz pałką.

Jazda nie trwała długo. Licealiści trafili na najbliższy komisariat przy ul. Jezuickiej. Już po jakiś dwóch godzinach przyjechała tam karetka. Przyniesiono do niej Grzegorza. Chłopak nie mógł już wtedy chodzić. Milicjanci zasugerowali, że Przemyk ma problemy psychiczne. Sanitariusze założyli, że pacjent jest narkomanem i po przyjeździe do szpitala zaczęli szukać lekarza psychiatry, który miał zlecić płukanie żołądka. Jeszcze tego samego dnia wieczorem w szpitalu pojawia się matka chłopca, Barbara Sadowska. Udaje się jej uzyskać zgodę na przewiezienie syna do domu.

Więcej o życiu w stanie wojenny można znaleźć w książce
Dzień bez teleranka

Następnego dnia stan Grzegorza jednak gwałtowanie się pogarsza. Maturzysta ponownie trafia do szpitala. Tym razem lekarze wiedzą, że chłopak był bity, jak sam mówi, tak aby nie było śladów. Odbywa się operacja, a właściwie jej próba, bowiem po otwarciu brzucha okazuje się, że jelita są całkowicie zmiażdżone. 14 maja, około godziny 13. Grzegorz Przemyk umiera. Lekarze jako przyczynę śmierci wskazują:

Tępy uraz brzucha, rozlane kałowe zapalenie otrzewnej, przedziurawienie wstępnicy, wstrząs niewydolność krążeniowo-oddechowa.

W wywiadzie medycznym ponadto znalazła się adnotacja: „pobity przez funkcjonariuszy MO”. Ta w tym momencie oczywistość w następnych dniach miała być tajemnicą. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych powstał specjalny zespół ekspertów, który miał doradzić, jak resort ma uniknąć odpowiedzialności za tę zbrodnię. Profesorowie Włodzimierz Szewczuk z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Józef Borgosz z Wojskowej Akademii Politycznej sugerują, by z ofiary zrobić wroga. Tak powstaje wersja o narkomanie, który „sam sobie był winien”.

Całą tę sprawę dla władzy komplikował wątek polityczny. Matka zabitego, Barbara Sadowska była działaczką „Solidarności”, poetką wydającą w podziemnych wydawnictwach i osobą zaangażowaną w Prymasowskim Komitecie Pomocy. Milicja doskonale ją znała. Podobnie jak je syna. Co jakiś czas trafiali na komendę na 48 godzin. Tak było jeszcze dwa tygodnie przed śmiercią Grzegorza. Z kolei 3 maja 1983 roku do budynku, gdzie mieścił się Komitet Pomocy wdarła grupa ludzi w kominiarkach. Zdemolowali lokal, pobili sześciu pracowników, a sześciu zabrali do lasu, gdzie zagrozili śmiercią i pozostawili bez dokumentów i pieniędzy. Po tym zdarzeniu Barbara miał złamaną rękę.

Mieczysław Rakowski w swoich dziennikach przypuszczał, że milicjanci mogli „sobie chłopaka upatrzyć”. Pobicie miało być nauczką dla matki, która słyszała już sugestie dotyczące syna. Funkcjonariusze bili Grzegorza po brzuchu, tak aby nie wyglądał na pobitego. Żeby nie było śladów. Ale o tym, kto jest winien tej śmierci Polska, jak i cały świat dowiedział się szybko.

Pogrzeb Grzegorza Przemyka, 19 maja 1983 r.

Już w dniu śmierci pod blokiem Grzegorza, w warszawskim punktowcu na Ścianie Wschodniej zbiera się tłum ludzi. Poprzez znajomych i przyjaciół matki informacja o tragedii dociera też do zachodnich dziennikarzy. Już 15 maja o zamordowaniu polskiego maturzysty pobitego przez milicjantów mówią światowe agencje. Ale oczywiście nie polska prasa. Władza zaś lansuje swoją wersję. 22 maja 1983 roku, już po robiącym gigantyczne wrażenie pogrzebie Przemyka generał Wojciech Jaruzelski na jednym z rządowych posiedzeń mówił:

Okazuje się, że ten chłopiec był narkomanem i że to tłumaczy jego dziwne zachowanie i nie jest wykluczone, iż to też miało wpływ na przebieg jego choroby.

Odpowiadający bezpośrednio za mataczenie w tej sprawie, gen. Czesław Kiszczak nawet w rozmowach z kolegami z rządu utrzymywał, że zabity chłopak to narkoman, który sam sobie jest winien. Ma się odbyć jednak proces. Cała wina zostaje zrzucona na sanitariuszy i praktycznie niezwiązaną z tą śmiercią lekarkę pogotowia. Po 1989 roku wyroki na nich zostają uchylone, ale to nie oznacza, że ukarani zostali prawdziwi sprawcy. Jedyny skazany milicjant, Arkadiusz Denkiewicz, autor słynnego „bijcie tak, żeby nie było śladów”, wyszedł z więzienia „ze względów zdrowotnych”. Do tej pory kary uniknęli nie tylko ci, co zakatowali nastolatka, ale też ludzie zaangażowani w zatuszowanie tej zbrodni.

Artykuł powstał m.in. w oparciu o książkę Anny Mieszczanek Dzień bez teleranka. Jak się żyło w stanie wojennym.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA