cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 29.03.2024

Prof. Andrzej Chwalba: „Piłsudski popełnił błąd. Próba realizacji jego pomysłu pomogła bolszewikom”

Andrzej Chwalba, 20.09.2020

Józef Piłsudski z gen. Władysławem Jungiem, dowódcą 15. Dywizji Piechoty, 20 kwietnia 1920 r.

„Przełom 1919 i 1920 roku, to był najlepszy moment na negocjacje z Rosją bolszewicką i zagwarantowanie sobie w miarę poprawnych relacji z sąsiadami” - mówi w wywiadzie dla naszej redakcji prof. Andrzej Chwalba, autor książki „Przegrane zwycięstwo”.

Jakub Wojas: Tytuł Pana najnowszej książki to Przegrane zwycięstwo, czyli kto zatem Pana zdaniem wygrał wojnę polsko-bolszewicką?

Andrzej Chwalba: Nie ma łatwej odpowiedzi, bowiem nie zostały spełnione polskie cele polityczne, żadnego z głównych obozów. Ani wizja Romana Dmowskiego, ani wizja Józefa Piłsudskiego nie zostały zrealizowane w znaczącym stopniu. Także strona bolszewicka nie była zadowolona. Tu nie było wyraźnego zwycięzcy, ale z kolei rozstrzygające bitwy – bitwa warszawska czy bitwa niemeńska to były zdecydowanie polskie sukcesy. To dopiero one dały Rzeczpospolitej możliwość podjęcia z Sowietami rokowań pokojowych jak równy z równym w Rydze.

Podtytuł Pana książki to z kolei „Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920”. Te daty mogą wydać się zaskakujące, bowiem zazwyczaj konflikt ten datuje się na 1919-1921.

Zacznijmy od daty zakończenia. Wojnę zakończyła konferencja ryska i podpisanie traktatu 18 marca 1921 roku, ale już od października 1920 roku nie ma działań zbrojnych. Analogicznie uznaje się, że Wielka Wojna trwała w latach 1914-1918, a nie do 1919 czy 1923, do kiedy zawierano traktaty pokojowe z państwami centralnymi. Podobnie zatem traktat ryski należy już do innej historii – „sprzątania po wojnie”.

Jeśli chodzi o początek konfliktu polsko-bolszewickiego, to zanim przystąpiłem do pracy nad książką, to też mi się wydawało, że był to rok 1919, kiedy to doszło do starć zbrojnych Wojska Polskiego i Armii Czerwonej na Białorusi. Jednak kiedy zacząłem się temu bliżej przyglądać, to okazało się, że wojna ta rozpoczęła się już wcześniej i to w dwóch przestrzeniach – w samej Rosji i na terenach pogranicznych polsko-rosyjskich. Sam termin „wojna polsko-bolszewicka” nie precyzuje przecież obszaru, na którym się rozgrywa, tylko przeciwników.

Późną jesienią 1918 roku zaczęły powstawać w Rosji dwie dywizje polskie. Jedna z nich w grudniu brała udział, choć bez sukcesów, w potyczkach z bolszewikami. Nie były to jednostki Wojska Polskiego, tylko Armii Polskiej we Francji, której zwierzchnikiem był generał Józef Haller. Politycznie podlegały Komitetowi Narodowemu w Paryżu, któremu przewodniczy Roman Dmowski. Ten Komitet był uznany przez aliantów, jako przedstawicielstwo Polski, której jeszcze nie było. Komitet wydawał m.in. paszporty, zaciągał pożyczki i posiadał armię, która sprzymierzona z aliantami i walczyła z bolszewikami. Czyli wojna polsko-bolszewicka zaczęła się późną jesienią 1918 roku a swoją kontynuację znalazła już na obszarze dawnej Rzeczpospolitej polsko-litewskiej.

To jest pierwszy argument. Jest też i drugi. Mianowicie w ostatnich dniach 1918 roku skromne siły polskiej samoobrony na czele z gen. Wejtką stoczyły bój z bolszewicką Czerwoną Gwardią o opanowanie Wilna. Formalnie polska samoobrona była już częścią Wojska Polskiego na mocy decyzji Piłsudskiego. Bolszewicy zostali wyparci przez polskich żołnierzy i w rezultacie miasto do 5 stycznia było pod polską kontrolą. Jednak tego dnia Wilno zajęła Armia Czerwona.

Tylko że tutaj mamy dwie płaszczyzny. Jeżeli bierzemy pod uwagę dywizje Armii Hallera w Rosji, to była to część sił Ententy wspierających tzw. białą Rosję. Z kolei w Wilnie miał miejsce typowy konflikt o granice między Polską a Rosją, choć ta wtedy uważała, że występowała rzekomo w imieniu Litewskiej Republiki Sowieckiej i Białoruskiej Republiki Sowieckiej.

Tak, ale te republiki to były struktury bolszewickie, stąd też mówimy o wojnie polsko-bolszewickiej, a nie polsko-rosyjskiej. To po pierwsze. Po drugie, wojna o Wilno podjęta przez gen. Wejtko będzie przecież kontynuowana. W kwietniu 1919 Piłsudski znakomicie przeprowadzi operację wileńską. Czyli wszystko to, co się później działo na wschód od rzeki Niemen jest następstwem grudniowej akcji o Wilno. Co do dywizji polskich w Rosji. Owszem podlegały pod względem operacyjnym wojskom sprzymierzonym na czele z Fochem, ale obie dywizje biły się za polską, a nie aliancką sprawę, a tym bardziej nie za białą Rosję. Zresztą nie tyle atakowały, co się broniły przed bolszewikami. Dlatego dywizja Żeligowskiego już za kilka miesięcy dotrze do Polski, aby bić się dalej m.in. z bolszewikami, a żołnierze z drugiej dywizji, skądinąd nieliczni, dotrą latem 1920 r. do Polski i wezmą udział w bitwie warszawskiej. Czyli polscy żołnierze bili się o wspólną, ale i polską sprawę, choć na różnych teatrach wojennych. Podobnie jak w czasie II wojny światowej Polacy walczyli o wolną Polskę bijąc się w Norwegii, Afryce czy Włoszech, podlegając anglosaskim generałom.

Polscy żołnierze na froncie wojny polsko-bolszewickiej

Tymczasem na przełomie 1918/1919 krystalizują się na polskiej scenie politycznej koncepcje, jak ma wyglądać odrodzona ojczyzna. Przeciwstawia Pan w książce dwa pomysły: endeckiej „małej Polski” i piłsudczykowskiej „wielkiej Polski”.

Możemy w sumie mówić o trzech koncepcjach odnośnie granic. 1. Koncepcja narodowców identyfikowana z linią Dmowskiego. 2. Koncepcja Piłsudskiego, aczkolwiek nigdy on nie sformułował optymalnej granicy na wschodzie. Cały czas to był to dla niego przedmiot gry politycznej, dyplomatycznej, a nade wszystko militarnej. Nadrzędnym celem Marszałka było wytyczenie granicy najdalej wysuniętej na wschód, czyli najbliżej Moskwy. To jak te ziemie zostaną zagospodarowane, to było dla niego sprawą wtórną. Z nowymi gospodarzami tych ziem: Litwinami, Łotyszami czy Ukraińcami, Polacy, zaczęliby się układać, aby stworzyć system państw buforowych- tak uważał. Do 3 koncepcji przekonywali tzw. politycy kresowi, jak choćby Edward Woyniłłowicz czy Hipolit Korwin Milewski, którzy twierdzili, że Polska powinna zabiegać o granicę sprzed 1772 roku, sprzed rozbiorów. Piłsudski i Dmowski uważali, że to niemożliwe, choć Dmowski przewidywał, że Litwa będzie integralną częścią Rzeczypospolitej. Tutaj Piłsudski miał inne zdanie.

Narodowcy chcieli państwa jednolitego. Piłsudski czegoś w rodzaju federacji, ale bez sprecyzowania tej kwestii. A ta trzecia opcja, jak sobie wyobrażała formę rządów na tak dużym obszarze z wieloma mniejszościami narodowymi?

Trzecią opcję chcieli realizować politycy o zachowawczych poglądach politycznych, którzy nie chcieli dostrzec, że na wschodnich ziemiach dawnej Rzeczypospolitej ukształtowały się nowe narody. Widzieli tylko masy chłopskie, bez identyfikacji narodowej. Dlatego uważali, że powinniśmy sięgać po to, co żeśmy stracili. Ale generalnie wszyscy polscy politycy, w tym narodowcy i piłsudczycy byli uformowani w tradycji Rzeczypospolitej. Żyli wyobrażeniami XIX-wiecznymi, gdzie na powstańczych sztandarach obok Orła pojawiała się litewska Pogoń i ruski Archanioł Michał. Ale takie myślenie, a w ślad za tym działanie naruszało interesy nie tylko białej czy czerwonej Rosji, ale też narodów, które tam się ukształtowały, Litwinów, Ukraińców, Łotyszów czy w ograniczonym stopniu Białorusinów. Owszem, w podręcznikach czytamy, że narodowcy chcieli Polski jednolitej narodowo. W rzeczywistości w Polsce Dmowskiego Polacy mogliby się stać mniejszością! Z kolei Piłsudski nigdy i nigdzie nie powiedział, że jego celem jest federacja. O tym szerzej w książce.

Na ile koncepcja Piłsudskiego była zgodna z liną Dmowskiego? Część narodowców zarzucała obydwu tym panom, że ich Polska będzie za wielka.

Niektórzy politycy Narodowej Demokracji, a także chadecji i ludowcy uważali, że nie jesteśmy w stanie skonsumować ziem do linii Dmowskiego. Gdy w przyszłej Polsce więcej będzie mniejszości narodowych to się źle skończy. Przywoływano przykład Austro-Węgier. Trudno powiedzieć na ile wizja Piłsudskiego była zgodna z linią Dmowskiego, gdyż nie było linii Piłsudskiego.

I przychodzi wiosna 1919 roku. Piłsudski zdobywa Wilno i wydaje odezwę do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, która spotyka się z krytyką wśród polskich i litewskich narodowców.

Nawet niektórzy polscy komentatorzy uważali, że Piłsudski chciał restytucji unii Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. To jest przekonanie błędne. Józef Piłsudski odwoływał się do wspólnej pamięci współpracy Polaków i Litwinów i Białorusinów, ale jej nie było! Litwini nie chcieli żadnej współpracy z Polską. Ich zdaniem można było się z każdym sprzymierzać, ale nie z Polakami. Łotysze mieli nieco inne zdanie, ale oni żyli na peryferiach dawnej Rzeczypospolitej. Nie mniej ważne było zdanie miejscowych Żydów, a oni niejednokrotnie woleli mieszkać w państwie litewskim czy ukraińskim, niż w państwie polskim, a stanowili ponad 10 % ogółu mieszkańców. Odezwa Józefa Piłsudskiego nie spotkała się wśród adresatów z żadnym pozytywnym odzewem. Przeciwnie przez Litwinów została odczytana, jako wzorcowy przykład polskiego imperializmu uprawianego w białych rękawiczkach.

Więcej informacji na temat kulis wojny polsko-bolszewickiej
można znaleźć w książce Przegrane zwycięstwo

Ale czy Piłsudski nie wyobrażał sobie tego Garibaldi: „Stworzyliśmy Włochy, to teraz musimy stworzyć Włochów”, czyli „stwórzmy wspólną federacyjną Rzeczpospolitą, a potem stwórzmy jej obywateli”?

Jak już wspominaliśmy Piłsudski nie zajmował się tematem federacji, tym bardziej wspólnym jakimś państwem ze stolicą w Warszawie. We Włoszech mieszkali Włosi, aczkolwiek uformowani we własnych historycznie państwach. Inaczej, niż w dawnej Rzeczypospolitej w 1920 roku, gdzie na wschodzie mieszkały odrębne narody. Piłsudski zapraszał mieszkańców tych ziem do negocjacji, do rozmowy. Mówił: łączy nas niechęć do Rosji, więc stwórzmy coś wspólnego, porozumienie państw narodowych przeciwko białej i czerwonej Rosji. Litwa nie była tym zainteresowana.

Litwa nie była zainteresowana, a Białoruś i Ukraina - tam Piłsudski znalazł partnerów?

Na Białorusi partnerów nie znalazł, ale też ich szczególnie nie szukał. Z kolei w przypadku Ukrainy, to nie Piłsudski zabiegał o atamana Symona Petlurę, co ataman Petlura zabiegał o Piłsudskiego. Petlura bił się ze wszystkimi, także z Polską. W walce z Ukraińską Republiką Ludową zginął m.in. oficer, do którego mam wiele sympatii Leopold Lis-Kula. Ale tonący brzytwy się chwyta. Ukraińcy z kimś musieli się dogadać. A dla Piłsudskiego nie było ważne, czy Petlura ma 1 tys. czy 10 tys. żołnierzy. Nie musiał mieć ich wielu. Dla Marszałka Ukraina to miało być niewielkie państwo buforowe, które ma negocjować granice z Rosją w imieniu Polski i dać Piłsudskiemu alibi w działaniach na Wschodzie.

Na przełomie 1919/1920 bolszewicy przedstawiają propozycje pokoju nie tylko Polsce, ale też innym sąsiednim państwom. Jedynie jednak Polska nie chce zawrzeć traktatu pokojowego z Sowietami.

Lenin i Trocki, podobnie jak po traktacie w Brześciu w 1918 roku z państwami centralnymi, uważali, że na razie na dalszą wojnę ich nie stać. Uważali, że jeżeli chcemy walczyć o rewolucję światową, to musimy stanąć na mocnych nogach. Elektryfikacja, NEP, ożywienie drobnej przedsiębiorczości – to pomysły tego czasu. Przebudować Rosję, zdobyć pieniądze i jak będzie okazja to w przyszłości zrewolucjonizować Europę, w tym również Polskę. A w tym momencie, na przełomie 1919/1920 chcieli pokoju, gdyż uznali, że to leży w ich interesie. Tylko czy pokój z Rosją bolszewicką leżał także w polskim interesie? W tej kwestii zdania wśród polskich polityków były podzielone. Piłsudski uważał, że pokój w tym momencie będzie z korzyścią dla Moskwy, a nie dla Warszawy.

To jest to w takim razie kluczowy moment. Jeżeli bowiem byśmy przyjęli te propozycje, to nie byłoby wyprawy kijowskiej, ale też bitwy warszawskiej, niemeńskiej, całej kampanii 1920 roku.

Kultowy plakat "Bij bolszewika!", a także inne plakaty i gadżety historyczne
do kupienia tylko w Sklepie Wokulskiego.

Tak, nie ponieślibyśmy tych wszystkich wielkich strat i to nie tylko gospodarczych i ludzkich. Na przełomie 1919 i 1920 Polska była zwycięska, więc miała lepszą pozycję negocjowania warunków pokoju. Wojska polskie były daleko na wschodzie, po Dźwinę i Berezynę i za rzeką Zbrucz. Wilno należało do Polski, dlatego nie byłoby „buntu” Żeligowskiego z 1920 roku i trwającego do dziś napięcia w relacjach polsko-litewskich z tego powodu. Nie byłoby też w 1938 roku aneksji Zaolzia i dzisiejszych oskarżeń, że Polska zaatakowała Czechosłowację, gdyż zapewne znaczna część Zaolzia już w 1920 roku, po plebiscycie, znalazłaby się w granicach Polski. Ponadto nie byłoby także oskarżeń, że to Polska zaatakowała Rosję, co w kontekście wyprawy kijowskiej często jest często dziś powtarzane za granicą, również przez historyków.

Czyli Józef Piłsudski popełnia zatem błąd wyprawiając się na Kijów w kwietniu 1920 roku?

Tak, zdaniem m.in. większości Sejmu. Podobnie zdaniem historyka. Piłsudski był osobowością wielkiego formatu i wspaniałym wodzem, ale w tym wypadku przeliczył się z możliwościami Polski. Jego zamysł, by Polska była daleko na wschodzie, a jeszcze dalej państwa tzw. buforowe, aż do granicy sprzed 1772 roku był dobry, ale nie do wykonania. Próba realizacji tego pomysłu pomogła stronie przeciwnej. To, że Lenin i Trocki byli zachwyceni wyprawą kijowską powinno nam dać coś do myślenia. Od razu ruszyła machina propagandy, że oto święte miasto Rusi zaatakowali agenci Ententy, którzy wyciągają rękę po nieswoje. Sama Ukraina nie istniała w świadomości Rosjan. Kijów to było miasto rosyjskie, a nie ukraińskie. Dlatego akces do Armii Czerwonej wybitnych sztabowców białych, oficerów to następstwo wyprawy kijowskiej. To, że gen. Brusiłow zapowiedział w specjalnym apelu wszczęcie wojny ojczyźnianej zapowiadało poważne problemy dla Polski i jej armii.

Ale Piłsudski miał przecież plan rozbicia sił bolszewickich na Ukrainie i postawienia warunków pokoju.

Tak, ale do tanga trzeba dwojga. Celem operacji kijowskiej było zmuszenie Moskwy do pokoju na polskich warunkach. Lecz kierownictwo sowieckie nie było tym zainteresowane. Czas pracował dla nich. Lenin i Trocki uważali, że niech Piłsudski idzie dalej na wschód, za Dniepr i niech się utopi w stepach ukraińsko-rosyjskich. Piłsudski zrozumiał, że strona przeciwna szykuje mu pułapkę i dlatego m.in. zatrzymał się na Dnieprze.

Polscy żołnierze defilujący ulicami Kijowa, maj 1920 r.

Jaką rolę w tym wszystkim miały odegrać siły atamana Petlury? Często pojawia się zarzut, że Ukraińcy dostali wtedy swoją szansę, której nie wykorzystali. W książce natomiast pisze Pan, że od początku siły ukraińskie miały być niewielkie. Polacy wcale nie dążyli do wielkiej mobilizacji ukraińskiej armii.

Ukraina była potrzebna przede wszystkim ze względów międzynarodowych, z uwagi na aliantów. Ten sojusz pokazywał, że Polacy nie są imperialistami, że jesteśmy sojusznikami bratniego narodu. Piłsudski nie chciał dużej armii ukraińskiej, bo obawiał się, że Ukraińcy będą żądać rewizji, wstępnie uzgodnionej między Polską a Ukrainą, granicy. Upomną się o część Podola, zachodni Wołyń, bo są współtwórcami zwycięstwa. Piłsudski uważał, że Wojsko Polskie jest na tyle silne, że spokojnie pobije Armię Czerwoną. Z tego powodu Marszałkowi często zarzuca się, że nie doceniał zdolności mobilizacyjnych sił bolszewickich.

A ten słynny bufor ukraiński, który miał oddzielać Polskę od Rosji był w takim razie nam do czegoś potrzebny?

Zdaniem polskich narodowców i ludowców absolutnie nie był potrzebny, a nawet był szkodliwy. Piłsudski miał inne zdanie. Spodziewał się, że kiedy dojdzie do rozmów z bolszewikami to obok niego będzie reprezentacja URL z Petlurą. Moskwa takiej perspektywy w ogóle nie dopuszczała, gdyż w jej przekonaniu Ukrainę reprezentuje Ukraińska Republika Sowiecka ze stolicą w Charkowie. Sowiecka propaganda przekonywała, że Petlura i jego ludzie to polscy agenci.

Paliwo dla propagandy sowieckiej dawali też sami Polacy. Wiele do życzenia pozostawała nasza tzw. okupacja Ukrainy. Skrót PKP tłumaczono „Polacy Kradną Pociągi” albo „Piłsudski Kupił Petlurę”.

Z polskiej perspektywy nie była to okupacja i strona polska nie miała takiego zamiaru, niemniej mieszkańcy Ukrainy tak to nieraz postrzegali i dlatego nie mieli ochoty wstępować do armii Petlury, sojuszniczej Wojska Polskiego. Prof. Jacek J. Bruski, twierdzi, że tylko kilka tysięcy Ukraińców wstąpiło, jako ochotnicy do armii ukraińskiej. Idea państwa ukraińskiego nie cieszyła mas ukraińskich. Chłopi chcieli mieć święty spokój, by wreszcie wojna się skończyła, nie było wojsk polskich, ukraińskich, rosyjskich; by nie zabierano im plonów i ostatniego świniaka. Z tej perspektywy Wojsko Polskie było kolejną armią okupantów.

Ja nie miałbym jednak pretensji, że ten odzew ochotniczy nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. W Polsce również do momentu bitwy warszawskiej ochotnicy do wojska się nie garnęli. Społeczeństwo, poza wyprawą kijowską, nie było specjalnie zainteresowane tą wojną. Wydawało się, że wojna jest gdzieś daleko. Dopiero gdy Armia Czerwona zagrażała realnie Warszawie, to ludzie zaczęli wstępować do wojska. Ale gdy już bitwa okazała się wygrana, to znów zainteresowanie tym konfliktem gwałtownie spadło.

Trudno się nie zgodzić. Na początku, gdy powstawało Wojsko Polskie to realizowano głównie zaciąg ochotniczy. Ci, co chcieli wstąpić do wojska już wtedy wstąpili. Później realizowano pobór. Ochotnicy ponownie, w większej liczbie pojawili się latem 1920 za sprawą aktywnej propagandy i kiedy zrozumiano, że to nie przelewki, to nie wojna gdzieś daleko, ale że to wojna o nasz dom. Ale gdy Bitwa Warszawska została wygrana, obroniliśmy nasz dom, to zainteresowanie dalszą służbą ochotniczą naturalnie opadło.

Ale czy bitwa warszawska to był ten rzeczywisty przełom? Czy aby nie była nim bitwa niemeńska?

Po bitwie warszawskiej udało się powstrzymać i odrzucić Armię Czerwoną na około 150 -200 km od Warszawy, w rejon rzeki Niemen. Armie bolszewickie zostały pokiereszowane, ale nadal istniały. Sowieci otrzymują nowe wsparcie i wtedy proponują negocjacje Polakom z ofertą granicy na linii… Curzona. Dlatego Piłsudski i inni polscy politycy uważają, że trzeba szukać kolejnego rozstrzygnięcia. I tą bitwą, która dała granicę ryską była bitwa niemeńska i ona jest ze strategicznego punktu widzenia najważniejsza.

Potyczka z Kozakami. Obraz Wojciecha Kossaka

Jeszcze przed bitwą warszawską dochodzi do brutalnych ataków na Piłsudskiego. Endecy próbują go usunąć ze stanowiska, a potem sami wyjeżdżają do Poznania, by tworzyć tam jakieś alternatywne władze. Generał Józef Dowbor-Muśnicki odmawia objęcia dowodzenia Frontem Południowym, bo nie ufa Naczelnemu Wodzowi.

Wyprawa kijowska spowodowała nie tylko kontrofensywę sowiecką, ale w jej następstwie nastąpił również szybki spadek kapitału politycznego Piłsudskiego, jako męża opatrznościowego, porównywanego z największymi: Napoleonem czy Aleksandrem Wielkim. Roman Dmowski próbuje to wykorzystać i odwołać Piłsudskiego ze stanowiska Naczelnego Wodza. Uważa, że się pogubił, jest w stanie depresji. W tym ostatnim trochę było racji. Każdy by się załamał, gdyby widział jak jego dzieło płonie, a jego próbuje się osłabić. Ale gdy doszło do głosowania nad jego odwołaniem to polscy politycy zrozumieli, że to nie jest dobry moment. Stwierdzili, że musimy Piłsudskiego zachować. Nie zmienia się koni, w trakcie przekraczania rzeki. Marszałek nadal cieszył się większym poważaniem niż Haller czy Dowbor-Muśnicki. Piłsudski zostaje, ale już nie ma takiej pozycji, jak w kwietniu i maju roku 1920.

Dobrze, ale wojna trwa nadal. Wygraliśmy bitwę niemeńską. Sowieci są pobici, my przemy na wschód, ale w tym samym czasie trwają negocjacje i 12 października zostaje zawarte zawieszenie broni. Tadeusz Hołówko twierdził, że wystarczyły dwa tygodnie, by dojść do Kijowa i jak chciał Piłsudski w maju, postawić Sowietom warunki, jakie tylko chcemy. Teraz już nic by nam nie przeszkodziło, by przebudować tę część Europy wedle myśli Marszałka.

Ale w tym momencie nie dałoby się nawet batogami zmusić polskich żołnierzy do zdobywania Kijowa, a polskiego społeczeństwa do dalszego trwania wojny. 60% polskiego budżetu pochłaniają wydatki wojenne. Dziś spieramy się czy na wojsko wydawać 2% czy 2,5%, bo to wielkie obciążenie, a wtedy wydawano 30 razy więcej. Na potrzeby społeczne, odbudowę kraju nie było pieniędzy. Hołówko i inni myślący podobnie jak on, którzy chcieli dalej iść dostali czerwoną kartkę od społeczeństwa. Nie da się żyć w ciągłej euforii, w wielkich emocjach ani w ciągłej gotowości. Na ziemiach polskich wojna się toczyła od sierpnia 1914 roku. W 1920 roku inni cieszą się radością pokoju, a Polacy tej szansy nie mają. Nie było żadnej możliwość prowadzić dalej wojnę. Zresztą politycy także byli za zakończeniem konfliktu.

Nawet te dwa tygodnie nie można było dłużej prowadzić tej wojny?

Nie wiadomo, czy w ciągu dwóch tygodni udałoby się dojść do planowanej linii. Należy pamiętać, że był to główny front dla Armii Czerwonej. Nie ma białych, wycofują się oddziały interwencyjne japońskie czy amerykańskie i wszystkie siły mogą być skierowane na front zachodni. Polacy nie byli na tyle silni, by zmusić Rosję do kapitulacji. Atak na Kijów i Smoleńsk byłby działaniem szalonym, na szkodę Polski. Podjęte w Rydze negocjacje pokojowe, to negocjacje równego z równym.

Podpisanie traktatu ryskiego, 18 marca 1921 r.

To co było realne w tej Rydze? Czy mogliśmy wziąć np. Białoruś?

Polscy politycy z obozu narodowego i ludowcy obawiali się zajęcia Mińska i Białorusi, gdyż zrodzi to komplikacje międzynarodowe i napięcia wewnątrz Polski. Piłsudskiemu bardziej zależało na Ukrainie i Petlurze, ale w składzie delegacji na rokowania pokojowe w Rydze nie było wielu jego zwolenników. W Rydze polska delegacja uznała podmiotowość Ukrainy sowieckiej cofając uznanie Ukrainie Petlury. Według Piłsudskiego był to największy błąd, dlatego zwracając się do polskich żołnierzy mówił, że „przegrałem zwycięstwo” a później przepraszał żołnierzy Petlury.

Jeżeli zatem jest coś w tej wojnie, co można byłoby poprawić, to nie trzeba było rozpoczynać wyprawy kijowskiej.

Przełom 1919 i 1920 roku, to był najlepszy moment na negocjacje z Rosją bolszewicką i zagwarantowanie sobie w miarę poprawnych relacji z sąsiadami i uniknięcia zmory Polaków z 1944 i 1945, czyli przekleństwa linii Curzona, która też przecież jest następstwem wyprawy kijowskiej. Estonia już w lutym 1920 roku podpisała układ pokojowy z Moskwą, a później kolejne państwa. Oczywiście trudno przesądzić, jak długo Moskwa by się tym zadowalała, powracając do tradycji imperialnych i wizji sowieckiej Europy. Ale na to pytanie nie znajdziemy odpowiedzi, gdyż do negocjacji nie doszło.

Dla piłsudczyków i nie tylko - kubek z programem politycznym
Marszałka do kupienia tylko w Sklepie Wokulskiego.

Czy zatem bilans zysków i strat tego konfliktu po wyprawie kijowskiej, która ożywiła tę przygasającą wtedy wojnę, wypada na plus czy na minus?

Zysków nie widzę, może poza tradycją możliwej współpracy między Polską i Ukrainą w obronie przed rosyjskim imperializmem. I nie byłoby też bitwy warszawskiej, powodu do dumy i chwały. Koncepcja Piłsudskiego przegrała. Linia Dmowskiego nie miała żadnych szans powodzenia, również ze względu na opór kolegów partyjnych Dmowskiego. Zaolzie i Wilno na trwałe pozostały poza Polską. Przegraliśmy w lipcu 1920 roku plebiscyt na Warmii i Mazurach, a gdyby nie dalsza wojna wynik mógłby być nieco lepszy, podobnie, jak i podczas plebiscytu na Śląsku. Linia Curzona utrwaliła się w świadomości polityków Rosji i Zachodu, jako linia uczciwa i sprawiedliwa, a to polska porażka. Nie byłoby też klęski wizerunkowej. Do dzisiaj musimy się zmagać z zarzutami, że poszliśmy nie po swoje, jako agresor i imperialista, co wykorzystuje nie tylko polityka kremlowska. A na mocy traktatu ryskiego nie było zwycięzcy i zwyciężonego. Będzie dogrywka.

Którą przegramy…

Ale to się okaże za 20 lat. I w sumie to cud, że to przetrwało 20 lat, bo już w połowie lat 30. Związek Sowiecki miał olbrzymią przewagę nad Polską. Stalin czekał tylko na dogodny moment i się go doczekał.

Zobacz także:

Dlaczego Polska przegrała wygraną wojnę z bolszewikami





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA