cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Czwartek, 25.04.2024

Ostatnia prywatna wojna Diabła Łańcuckiego

Andrzej Walicki, 14.12.2017

Stanisław Stadnicki herbu Szreniawa bez Krzyża, zwany Diabłem Łańcuckim

Stanisław Stadnicki zwany Diabłem Łańcuckim był jedną z barwniejszych postaci swoich czasów. Starosta zygwulski najeżdżał, mordował i prowadził prywatne wojny. Jedną z nich wywołał nawet o karła. Nie spodziewał się jednak, że był to początek jego końca.

Niedoceniony starosta

Starosta leżajski Łukasz Opaliński razu pewnego sprawił sobie karła. Osoby o bardzo niskim wzroście traktowano wówczas jako zabawiaczy, kogoś w rodzaju błazna. Tego akurat, ludzie pana starosty wychwycili rzekomo wśród chłopów w jego dobrach. W 1607 r. z dworu w Leżajsku karzeł w podarunku powędrował do rezydencji niejakiego pana Sojeckiego w Lachowicach. Niedługo jednak ten szlachcic cieszył się tak oryginalnym prezentem. Największy adwersarz Opalińskiego, Stanisław Stadnicki z Łańcuta siłą zabrał karła do siebie. Dla starosty leżajskiego była to potwarz.

Stadnicki już wtedy miał wyrobioną nie najlepszą sławę Diabła Łańcuckiego. W młodości jako kalwin w czasie antyprotestanckich wystąpień w Krakowie krwawo rewanżował się na winnych rozruchom studentach. Potem rozpoczął przykładną służbę na rzecz ojczyzny. W armii króla Stefana Batorego jako rotmistrz walczył w 1577 r. przeciwko Gdańskowi, a w kolejnych latach wyprawiał się na Rosję. W nagrodę dostał starostwo w Inflantach i roczną pensję 1000 dukatów.

To było jednak dla niego za mało. Niedoceniony zwrócił się do opozycji wobec dawnego stronnictwa królewskiego skupionego wokół hetmana Zamoyskiego. Poparł Habsburgów. Na służbie u cesarza Rudolfa II walczył na Węgrzech, a następnie w armii arcyksięcia Maksymiliana wyprawiał się dla niego po polską koronę. W stronnictwie antykrólewskim Stadnicki pozostał również za czasów Zygmunta III. W 1606 r. przyłączył się do rokoszu Zebrzydowskiego. Tutaj jednak się nie wykazał. Pod Janowcem nad Wisłą na widok wojsk królewskich pierwszy uciekł z pola walki.

Stojący do dziś zamek w Łańcucie mylnie jest utożsamiany z dawną siedzibą Diabła. W rzeczywistości warownia Stadnickiego znajdowała się na wzgórzu za miejscową farą (foto: Wikimedia Commons).

Jednakże nie działania przeciw monarsze i wyczyny wojenne dały Diabłu Łańcuckiemu rozgłos. Już w wieku dwudziestukilku lat, w latach 1573-1575 dokonywał napadów na Przeworsk. W 1586 r. najechał za długi dobra Anny Sienińskiej, w tym miasto Łańcut, które uczynił swoją siedzibą. W 1588 r. spustoszył województwo krakowskie. Prowadził też wojnę z Konstantym Korniakiem, którego szlachectwo kwestionował. Z kolei w 1606 r. zdobył nawet Lwów.

Prawem i lewem

Łańcut pod rządami Stadnickiego był twierdzą i punktem wypadowym dla rozbójników Diabła, którzy terroryzowali okoliczne dobra. W lochach łańcuckiego zamczyska starosta umieścił setki więźniów, nad którymi się znęcał.

Główny adwersarz Stadnickiego, Łukasz Opaliński też nie był święty. Był typem pysznego i kłótliwego magnata. Gdy Diabeł Łańcucki zabrał karła Sojeckiemu, starosta leżajski uznał to za wystarczający powód, aby rozprawić się raz na zawsze ze Stadnickim.

Portret Łukasza Opalińskiego autorstwa Stanisława Kosteckiego

Przez pierwsze tygodnie prowadzono jedynie wzajemne najazdy. Dopiero w listopadzie 1607 r. pod Łukowem doszło do pierwszego poważnego starcia sił Stadnickiego i Opalińskiego. Górą był Diabeł. Podczas bitwy starosta leżajski utracił chorągiew i sam ledwo uszedł z życiem.

Następne uderzenie Stadnicki przeprowadził na zamek w Łące, który splądrował. Opaliński jednak nie pozostał dłużny i wiosną 1608 r. odważył się zaatakować sam Łańcut. Wyprawa zakończyła się sukcesem. Zamek zdobyto i rzekomo przez przypadek spalono. Przedtem uwolniono wszystkich więźniów, którzy w odwecie za doznane krzywdy zaczęli rabować i niszczyć całą okolicę. Z dymem poszła nie tylko diabelska siedziba, ale miasto i okoliczne wsie. Po tym wydarzeniu po Rzeczpospolitej zaczęło krążyć powiedzenie, że „Opaliński diabła pobił, a piekło spalił”.

Stadnicki jednak się ocalił. Schronił się u swego brata Marcina na zamku w Rybotyczach. Tam zaczął sprowadzać nowe zaciągi żołnierzy z Węgier. Z nimi w odwecie za doznaną krzywdę najechał dobra Opalińskiego, przez co przyczynił się do mocnego nadwyrężenia budżetu starosty leżajskiego.

Stanisław Stadnicki na obrazie Jana Matejki "Kazanie Skargi"

Obydwaj panowie podjęli też kroki prawne, aby w ten sposób wykończyć swego przeciwnika. Opaliński zyskał poparcie króla i Stadnickiego nie objęła amnestia dla rokoszan. Diabeł jednak nie dawał za wygraną i w listach do kanclerza Wacława Gembickiego zapewniał, iż „idzie gościńcem samej cnoty” prosząc przy tym o wstawiennictwo u Zygmunta III. W lutym 1609 r. Stadnicki na sejmie w Warszawie odczytał z kartki przeprosiny za swoje dawne przewiny. Uzyskał przebaczenie, ale jedynie pod warunkiem ugodzenia się z Opalińskim. Wyznaczono nawet arbitrów do zawarcia porozumienia, ale ostatecznie starosta zygwulski zerwał rozmowy i skrycie wyjechał z Warszawy.

Diabła Łańcuckiego wezwano w końcu przed Trybunał Koronny w Lublinie. Przybył na niego z licznym oddziałem, który od razu zaatakował gospodę, w której przebywał Opaliński. Walki przeniosły się na ulicę. Tam wojska Stadnickiego nie okazały się takie silnie i się po prostu rozpierzchły. Jednakże trybunał okazał się nad wyraz wyrozumiały dla warchoła i zasądził wobec niego jedynie wydalenie z miasta.

Diabeł schodzi do piekieł

W drugiej połowie 1609 r. Stadnicki znów był skłonny do porozumienia z Opalińskim. Miał bowiem wtedy inne sprawy na głowie. Zaangażował się w tajne starania zmierzające do wyniesienia na tron polski księcia siedmiogrodzkiego Gabriela Batorego.

Dlatego wysyłał wówczas listy do króla i prymasa z prośbami o przebaczenie i mediację. Wyznaczono nawet rozjemców, ale prywatna wojna trwała nadal. Gdy Stadnicki wyprawił się na Węgry, gdzie zaciągnął ok. 3 tys. sabatów – miejscowych górali, Opaliński 15 lipca 1610 r. napadł na jego Wojtuczyce i pojmał żonę oraz dzieci starosty zygwulskiego.

Najgorszy dla Diabła Łańcuckiego był jednak powrót z Węgier. Opaliński zasadził się wtedy na swego wroga. Stadnickiemu kolejny raz udało się uciec z pułapki, lecz tym razem tylko na chwilę. 20 sierpnia 1610 r. pod Tarnawą w okolicach Chyrowa siły starosty leżajskiego w końcu dopadły Diabła Łańcuckiego. Starostę zygwulskiego zabił zwykły sługa wojewodziny wołyńskiej Anny Ostrogskiej, nazywany Persa-Tatarzyn, który w nagrodę za ten wyczyn został panem Macedońskim.

Opaliński mógł świętować zwycięstwo. Wprawdzie w następnych tygodniach sabaci Stadnickiego, którzy po śmierci swego wodza przekroczyli granicę pustoszyli województwo ruskie, to jednak cała Rzeczpospolita odetchnęła z ulgą. Diabeł Łańcucki zstąpił do piekieł.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA