cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 24.04.2024

„Nieżywy pies nie gryzie”, czyli dlaczego Stefan Batory nie nosi przydomka „Wielki”

Antoni Bzowski, 26.05.2018

Stefan Batory z obrazu "Batory pod Pskowem" Jana Matejki

Panowanie Stefana Batorego jest przez nas postrzegane więcej niż dobrze. Rzeczpospolita była w zenicie swojej potęgi - bogate państwo, rozległe terytorium. Sam król był władcą mądrym, zdecydowanym i zwyciężającym wojny na polu zarówno militarnym, jak i dyplomatycznym. Dlaczego zatem współcześni nie nadali mu przydomka „Wielki”? Po części niewątpliwie miało to związek z aferą, w której Batory potraktował „jak psa” pewnego szlachcica.

Banita Zborowski

Było ich trzech, a właściwie pięciu, braci Zborowskich, ale tylko trio: Andrzej, Krzysztof i Samuel mocno namieszało w polityce za rządów Stefana Batorego. Cała sprawa miała jednak swój początek w awanturze, jaka wybuchła po koronacji Henryka Walezego. Samuel Zborowski w czasie turnieju pokłócił się ze swoim szwagrem Janem Tęczyńskim. Niefortunnie pomiędzy kłócących się wszedł kasztelan przemyski Andrzej Wapowski. Według jednych chciał rozdzielić kłócących, według innych po prostu przechodził tam, gdzie nie powinien. Niemniej Zborowski uderzył czekanem Wapowskiego, a ten zamiast natychmiast opatrzyć ranę zaczął z nią się obnosić i krzyczał o gwałcie i obrazie majestatu. Bo do obrazy niewątpliwie doszło, gdyż do rany Wapowskiego wdało się zakażenie i ten po tygodniu zmarł, a za taką zbrodnię dokonaną przy królu karano ścięciem.

Zabicie Andrzeja Wapowskiego na obrazie Jana Matejki

Nie po to jednak mieli Zborowscy wpływy i pieniądze, które zapewnił im ojciec kasztelan krakowski Marcin Zborowski, aby teraz Samuel kładł swoją głowę pod topór. Ostatecznie skazano go na wygnanie i konfiskatę dóbr, ale zachowano mu cześć i honor. Powszechnie uznano to za łagodny wyrok, a Zborowski opuścił Rzeczpospolitą i osiadł w Siedmiogrodzie. Tak historia mogłaby się zakończyć, gdyby przypadek nie sprawił, że dobrodziej Samuela, u którego wygnaniec znalazł schronienie okazał się przyszłym królem Polski. Chodzi oczywiście o Stefana Batorego, którego właśnie Zborowski miał namówić do wystartowania w wyścigu o polską koronę. Braciszkowie dopomogli w tym przedsięwzięciu i już w 1575 r. Samuel mógł czuć się jako zwycięzca, gdyż w orszaku królewskim wrócił do ojczyzny.

Zabić psa, by nie gryzł

No i znów kiedy w życiu Samuela szło ku jako-takiej stabilizacji (chociaż to słowo w wypadku takiego warchoła nie jest do końca adekwatne), kolejny raz wszystko się wywróciło i to z jego winy. Na dworze króla Zborowski był człowiekiem do zadań specjalnych: wyprawiał się z Batorem na Inflanty, kaptował Kozaków do wojny z Rosją. Niestety, ambicja brała górę i Samuel za wierną służbę oczekiwał godnych stanowisk, a tych jakoś nie otrzymywał. Tymczasem jego brat Krzysztof już knuł spisek z Habsburgami przeciwko królowi, do którego w końcu namówił też brata.

Samuel korzystając ze swoich kontaktów zaczął namawiać Kozaków do buntu i w 1583 r. wyprawił się z nimi na Turcję, co o mało nie sprowokowało nowej wojny z sułtanem. Jednak wieści o działaniach Zborowskiego dotarły do kanclerza Jana Zamoyskiego. Ten przypomniał sobie o ciążącym na Samuelu wyroku sprzed 10 lat  i przedstawił całą sprawę królowi, nieco ją upiększając o historię o przygotowywanym zamachu na monarchę.

Samuel Zborowski według Jana Matejki

W maju 1584 r. Samuel Zborowski postanowił uchodzić do Włoch. Ludzie kanclerza, w tym przyszły hetman Stanisław Żółkiewski, wykryli go jednak w podkrakowskich Piekarach, gdzie zatrzymał się w dworze swojej siostrzenicy. Żółkiewski rzekomo sam wyrąbał drzwi domu. Zborowski próbował się bronić, ale wysłannicy królewscy zagrozili śmiercią jego synowi, Aleksandrowi. Banitę przewieziono natychmiast na Wawel, a Zamoyski posłał do przebywającego w Grodnie Batorego posłańców z prośbą o zgodę na ścięcie więźnia. Król wyraził ją w dość oryginalnych słowach:

Nieżywy pies nie gryzie (łac. Mortuus canis non mordat)

Równie dobrze król mógł powiedzieć – zabić go jak psa, bo Zborowskiego właśnie zabito jak psa – bez sądu (podstawą był tutaj tylko dekret o banicji z 1574 r.), bez duchownego, bo i tego Zamoyski odmówił więźniowi. O świcie 26 maja 1584 r. odbyła się egzekucja. Samuel przed śmiercią odmówił modlitwę, wypowiedział słowo: „Jezus” i jego głowa momentalnie przetoczyła się po bocznym dziedzińcu wawelskiego zamku.

„Król niemalowany” nie znaczy „Wielki”

Szlachta podniosła larum. Śmierć szlachcica i to bez sądu stanowiła jawne pogwałcenie ich praw. Dla kanclerza domagano się sądu sejmowego, a króla nazywano tyranem. Batory jednak przedstawił dowody zdradzieckiej działalności nie tylko Samuela, ale też Krzysztofa i Andrzeja Zborowskich. Podczas burzliwych obrad sejmu w 1585 r. monarcha wykrzykiwał nawet:

Albo uczynicie mi sprawiedliwość, albo rozwiążcie mi ręce skrępowane waszymi prawami, a sam pomszczę mojej krzywdy.

Stefan Batory według Marcina Kobera

Sąd sejmowy skazał Krzysztofa Zborowskiego na infamię, banicję, konfiskatę dóbr i utratę szlachectwa. Andrzejowi się upiekło, gdyż nie stwierdzono istnienia wystarczająco obciążających go dowodów. Niemniej już dwa lata później obydwaj bracia znaleźli się w wyprawie Maksymiliana Habsburga po polski tron.

Do końca nie wiadomo, dlaczego król i kanclerz zdecydowali się na tak stanowcze zakończenie sprawy Samuela. Zamoyskiemu mogło chodzić o wpływy i rywalizację magnacką, choć wcześniej był w dobrej komitywie z braćmi Zborowskimi. Przypomnijmy, że z kolei Batory zawdzięczał swój tron zabiegom Samuela. A jednak „psa” trzeba było zabić.

Szlachta obawiała się, że w całej aferze chodzi o wzmocnienie władzy monarszej i jest to jawny zamach na szlacheckie wolności, a tego szlachta szczególnie nie lubiła. Król zresztą podpadł już na początku swego panowania zbyt uległą, ich zdaniem, polityką wobec sułtana. Batory też nie chciał nauczyć się polskiego, drażnił go ustrój Rzeczpospolitej. Chciał być „królem niemalowanym", który nie jest tylko marionetką w rękach szlachty o ograniczonych sztywnymi przepisami kompetencjach. Takie podejście nie wszystkim się podobało, a w szczególności szlacheckim legalistom. Jako znakomity wódz i polityk Batory miał poparcie części szlachty, ale dla wielu nie był to władca marzeń i na pewno nie był dla nich „wielki”.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA