cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 24.04.2024

Dlaczego Niemiec był nazistą, a Polak nie był komunistą?

Marcin Dzierżanowski, 10.10.2017

Niemieckie dożynki w Bückeberg, 30 września 1934 r.

Wokół słowa „naziści” rośnie już cała ideologia związana z Niemcami jako ofiarami II wojny światowej. A może rzeczywiście Niemcy to nie to samo co naziści? Gdzie jest granica, za którą powinniśmy brać odpowiedzialność za to co robili nasi poprzednicy?

Zniewoleni przez nazistów

Coraz częściej słychać oburzenie z powodu zastępowania w odniesieniu do wydarzeń II wojny światowej określenia „Niemcy” słowem „naziści”. Wpisuje się to dobrze w politykę lansowaną już od wielu lat przez państwo niemieckie i to nie tylko przez RFN. W czasach słusznie minionych „Niemców” zastępowano w Polsce „hitlerowcami”. Dlatego też większość naszych tablic upamiętniających wydarzenia z lat 1939-1945 czciły heroizm i ofiarność w walce właśnie z hitlerowcami. Wszystko po to, aby ich nie pomylić z tymi „dobrymi” Niemcami z NRD.

Wielu Polaków te zabiegi słusznie oburzają. Aż nadto widoczna jest w tej grze semantyką próba wymazywania swoich win przez współczesnych potomków dawnych obywateli III Rzeszy. Nie można jednak pominąć, że państwo niemieckie zrobiło wiele dla rozliczenia swoich zbrodni z II wojny światowej. Warto przywołać chociażby słowa prezydenta Gaucka z 2015 r., który w Bundestagu mówił, że nie ma niemieckiej tożsamości bez Auschwitz. Mimo wszystko najmniejsze nawet próby relatywizowania niemieckiej winy czy zrzucające ją na owych mitycznych „nazistów” wywołują zrozumiały gniew. Za jakiś czas bowiem naziści kompletnie odkleją się już od Niemców. Tę niepokojącą tendencję chyba najlepiej potwierdziły słowa prezydenta Francji Françoisa Hollanda, który podczas 70. rocznicy lądowania aliantów w Normandii stwierdził, że Niemcy byli pierwszą ofiarą nazistów.

Próby narzucenia nowej wizji historii były widoczne także w głośnym serialu niemieckiej telewizji ZDF „Nasze matki, nasi ojcowie”. W nim paczka przyjaciół, ludzi do rany przyłóż, nagle w 1941 r. zostaje wciągnięta w wir wojny z ZSRR. Wcześniejsze wyczyny III Rzeszy nie zmieniają ich tak jak ten konflikt. Co ważne, już w pierwszym odcinku wyrażają oni wyraźną dezaprobatę wobec niektórych poczynań funkcjonariuszy hitlerowskiego państwa. To co dzieje się na Wschodzie zmienia ich. Dopuszczają się podłości, a nawet zbrodni. Lecz nie czynią tego z własnej woli. Zmusza ich do tego system i sytuacja, w jakiej się znaleźli. Gdyby nie to, to dalej byliby tymi sami ludźmi co przed czerwcem 1941 r. Mniej więcej tak miało przebiegać owo „zniewolenie nazizmem”.

 

A może rzeczywiście tak było? Może to grupa nazistów pod wodzą Hitlera opanowała Niemcy i zaczęła wbrew woli wprowadzać swoje chore plany? Poniekąd tak. NSDAP co prawda wygrało w 1933 r. wybory do Reichstagu, ale żadną miarą nie dawało to Hitlerowi władzy dyktatorskiej. On ją po prostu przejął swoimi bezprawnymi działaniami. Ba, dochodziło nawet do licznych demonstracji antynazistowskich. Czyli jednak nazistowskie zniewolenie niewinnych Niemców? Niestety, nie.

Działania Hitlera cieszyły się szerokim poparciem społecznym, które wraz z jego sukcesami tylko rosło. W budowę jego zbrodniczego systemu dobrowolnie weszły miliony urzędników, prawników, pracowników służby zdrowia, kolejarzy itd. Wszyscy oni przyczyniali się do mordowania milionów. Czy nie wiedzieli co czynią? Oczywiście, że wiedzieli pakując Żydów do wagonów, wydając bezpodstawne wyroki śmierci, dokonując masowych eutanazji chorych umysłowo czy licząc zrabowane dobra.

Nie chodzi tu o przynależność do NSDAP, choć ta była rzeczywiście spora, ale samo uczestnictwo i poparcie dla tego sytemu. Jeżeli w latach 1933-1945 istniałby w Niemczech cieszący się szerokim poparciem ruch antyhitlerowski to można by słusznie forsować hasło „naziści to nie to samo co Niemcy”. Dziś możemy, co najwyżej rzec: „wszyscy Niemcy byli nazistami, ale zdarzały się wyjątki”.

Zbrodnie polskie i niepolskie

Ten sam model można przejąć na inne wydarzenia z historii. Nie tak dawno ukazała się książka Marka Łuszczyny „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”. Opowiada ona o obozach zakładanych, głównie na Górny Śląsku, nierzadko na miejscu dawnych niemieckich obozów koncentracyjnych, w których umieszczano Ślązaków, Niemców, ale też członków podziemia niepodległościowego. Były to placówki prowadzone przede wszystkim przez polskich komunistów, a nie sowieckich zwierzchników. Czy jednak zbrodnie ustroju narzuconego z zewnątrz, utrzymującego się w Polsce jedynie dzięki obcym bagnetom ma obciążać sumienia ówczesnych i dzisiejszych Polaków?

Polskie społeczeństwo nie godziło się na ten system, a komuniści mieli mikro poparcie. Można przywołać analogię, że społeczeństwo polskie po 1945 r. włączyło się budowę tego systemu jak Niemcy nazistowskiego, ale czy równocześnie Polacy nie wykazywali co najmniej sympatii dla przeciwników komunistów? Czy nie cieszyli się ze śmierci Stalina albo nie czekali na „Andersa na białym koniu”? Niemcy jakoś dość silnie bronili się przed owym wyzwoleniem spod nazizmu w 1945 r. Z kolei kilka lat później Polacy wręcz się modlili, żeby ktoś ich wyzwolił spod sowieckiego jarzma.

Komunistyczny obóz koncentracyjny w Świętochłowicach

Polska jednak miała swój obóz koncentracyjny. Była to Bereza Kartuska powstała w 1934 r. W porównaniu z niemieckimi i komunistycznymi następcami panował tam bardzo łagodny reżim. Niemniej był to polski obóz, z tego względu że polskie społeczeństwo w owym czasie, poza nielicznymi wyjątkami, jakoś nie sprzeciwiało się jego powstaniu i funkcjonowaniu. Reżim sanacyjny też cieszył się spory poparciem, a dziś nawet dostrzegana jest spora nostalgia za tymi czasami.

Zobacz także: 

Jakim dyktatorem był Józef Piłsudski

Rzeczą kluczową w tym kontekście jest zachowanie państwa, z którym utożsamia się większość obywateli. Faktem jest, że w czasie II wojny światowej dochodziło do mordów ludności żydowskiej dokonanej przez osoby narodowości polskiej, ale należy zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po jednej i po drugiej stronie, przynajmniej pod względem obywatelstwa, byli to Polacy. Ponadto Polskie Państwo Podziemne potępiało, ścigało i z całą bezwzględnością karało, osoby dopuszczających się tych zbrodni.

Nie jest prawdą, że w czasie wojny etniczni Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców, ale też nie jest prawdą, że wszyscy etniczni Polacy zasłużyli na drzewka w Jad Waszem. Najczęstszą postawą wobec Holokaustu był strach przed konsekwencjami w przypadku pomocy. Zbrodnie dokonywane przez Polaków z niemieckiej lub nie inspiracji nie powinny jednak obciążać sumień dzisiejszych i ówczesnych obywateli polskich. Jeżeli tak by było to musielibyśmy pokutować i przepraszać jako społeczeństwo za każdego mordercę, który się w naszym kraju urodził.

Odpowiedzialność zaciągnięta

Jest również możliwy trzeci wariant tej sytuacji. Oglądając film „Wołyń” Wojciecha Smarzowskiego można pomyśleć, że od 1943 r. Ukraińcy na Wołyniu, Rusi Czerwonej i Podolu, poza nielicznymi wyjątkami, gremialnie mordowali Polaków. Tymczasem w rzezi zorganizowanej przez Ukraińską Powstańczą Armię było zaangażowanych na 5 milionów Ukraińców zamieszkujących tamte obszary jedynie 55 tys. Ukraińcy przeważnie, podobnie jak Polacy w czasie Holokaustu, byli paraliżowani strachem przed konsekwencjami, jakie mogłyby ich spotkać, gdyby pomogli mordowanym sąsiadom. Ponadto sporo Ukraińców, już w skali całego dzisiejszego państwa, słuzyło w szeregach Armii Czerwonej, która zwalczała UPA. Sama Ukraina wówczas nie istniała, a banderowcy byli po prostu obywatelami polskimi.

Nic by zatem nie stało na przeszkodzie, by odrzucić tradycję UPA przez współczesne państwo ukraińskie. Tym bardziej, że tamtejsze społeczeństwo w większości nadal ma negatywny stosunek do postaci Stepana Bandery. Tego Kijów jednak zrobić nie chce. Dlatego, choć nie należy podciągać zbrodni na Wołyniu i we Wschodniej Galicji na wszystkich Ukraińców, to jednakże utożsamianie się z tradycją banderowską przez obecne władze Ukrainy sprowadza na nich konieczność rozliczenia się z tych zbrodni.

Przed podobnym wyzwaniem stoi także Polska. Jeżeli dziś żołnierzy wyklętych en mass władza wynosi na sztandary, to mniej chwalebne epizody niektórych z nich musi rozliczyć. Podziemie antykomunistyczne nie stanowiło bowiem zwartej struktury. Było rozporoszone na dziesiątki, czasami nawet bardzo małych organizacji, które miały różne metody działania. Kiedy obecnie traktuje się je jako jedno to koniecznym jest wskazywanie tych, którzy na miano bohaterów na pewno nie zasługują.

W tym wszystkim najważniejszym wydaje się potępienie zła i to zarówno tego popełnionego w przeszłości, jak i tego dokonywanego na naszych oczach. Słowa Władysława Bartoszewskiego warto być przyzwoitym są w tym kontekście niezwykle aktualne. Nie jest prawdą, że nie ponosimy odpowiedzialności za błędy naszych poprzedników. Razem z przeszłymi i przyszłymi pokoleniami bierzemy odpowiedzialność za państwo, w którym żyjemy. To ono stanowi pewne kontinuum, którego zobowiązania i działania będą oddziaływać na przyszłość. To jaką postawę teraz obierzemy, czy będziemy autoryzować przeszłe zło i bezprawie, będzie miało swoje konsekwencji nawet w bardzo dalekiej przyszłości.  





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA