cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Sobota, 20.04.2024

„Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”, czyli żywot czarnych niewolników w Rzeczpospolitej

Piotr Antoniewski, 30.10.2018

Czarni niewolnicy na fragmencie obrazu Józefa Brandta "Wyjazd Jana III i Marysieńki z Wilanowa"

Sytuację kogoś wykorzystanego, a następnie odprawionego, gdy stał się niepotrzebny najlepiej oddają słowa zapisane przez Fryderyka Schillera w sztuce „Fiesco”: „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść” (der Mohr hat seine Arbeit getan, der Mohr kann gehen). Niezwykłą i trwającą do dziś popularnością cieszyło się to powiedzenie w Polsce. Przyczyną tego nie było wcale uwielbienie dla niemieckiego literata, ale obecność w Rzeczpospolitej czarnych niewolników.

Na początek obalmy pewien mit. Słowo „Murzyn” ma języku polskim zabarwienie neutralne, a nie negatywne, jak co niektórzy próbują dziś wmawiać. Wywodzi się od niemieckiego der Mohr, który jest z kolei przekształceniem łacińskiego maurus, odnoszącego się do grupy ludności zamieszkującej obszar Mauretanii, czyli znacznej części północnej Afryki. Z Niemiec do nas przybyły również pierwsze wizerunki Murzynów, m.in. na średniowiecznych herbach Mohr czy Wczele.

August II Mocny z murzyńskim sługą na obrazie Louise'a
de Silvestre'a

Z kolei murzyńscy niewolnicy zaczęli regularnie pojawiać się w Polsce od XVI stulecia. Jeżeli ktoś tutaj sobie wyobraża, że pracowali oni w szlacheckich folwarkach niczym później ich pobratymcy z Ameryki Północnej na plantacjach bawełny, to muszę wyprowadzić z błędu. Czarnoskórzy w Rzeczypospolitej wiedli relatywnie (jak na niewolników) dobre życie. Zazwyczaj byli kupowani przez magnatów niczym pamiątka z dalekich wojaży albo w zawierusze wojen polsko-tureckich trafiali w ręce polskich rycerzy. Na magnackim lub królewskim dworze Murzynów dołączano do służby. Nie byli oni jednak siłą roboczą, ale bardziej maskotką, atrakcją uświetniającą jakąś uroczystość, żywą dekoracją pałacu. Nie dawano im ciężkich prac, gdyż obawiano się, że tak kosztowny nabytek może się „zepsuć”. Dlatego też czarni niewolnicy pełnili najczęściej funkcje lokajów. Nierzadkim widokiem byli też murzyńscy fajkowi, których zadaniem było jednie podawanie swemu panu fajki. Najbardziej widowiskowo wyglądało to podczas jazdy, gdy afrykański jeździec podjeżdżał do karety szlachcica. W takich popisach celował książę Adam Kazimierz Czartoryski objeżdżający swoje dobra na Rusi.

W pewnym momencie powstała wręcz moda na murzyńskich służących i to do tego stopnia, że innych służacych przebierano od czasu do czasu za Murzynów. Nic dziwnego, że w takich okolicznościach popularność zdobyło powiedzenie „Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść”. Czarnoskóry niewolnik miał bowiem do wykonania tylko jedną czynność, po której mógł sobie pójść. Wielu magnatów szczerze polubiło swoich egzotycznych sługów. W latach 20. XVII wieku zaufanym Andrzeja Fredry był Murzyn, który przejął miejscowe obyczaje i graczem był na szable, w burdach swego pana brał czynny i wybitny udział. Król Jan III Sobieski bardzo lubił czarnoskórego lokaja Józefa Holendra i ubolewał nad jego śmiercią w bitwie pod Wiedniem. Nie był on jednak jedynym polskim monarchą, który posiadał murzyńskiego sługę. Wiadomo, że przebywali oni już na dworze Stefana Batorego. August II miał nie tylko lokajów z Afryki, ale też utrzymywał murzyńską kapelę. Z kolei u Stanisława Augusta Poniatowskiego służył Murzyn Jean Ledoux. Niewykluczone, że to on jest utrwalony na jedynym z obrazów Canaletta.

Murzyńscy słudzy na obrazie Canaletta "Elekcja Stanisława Augusta"

Sporą karierę zrobił Aleksander Dynis – na początku XVII wieku sługa biskupa krakowskiego, który został przez niego obdarzony starostwem w Koziegłowach. Według Waleriana Nekanda Trepki pojął on później za żonę bękartkę pana Chlewickiego, co jej brat, też bękart, zwał się Rudnickim. Z tego związku narodzili się prawdopodobnie pierwsi mulaci na ziemiach polskich. W podobnym czasie również burgrabia krakowski Jędrzej Czarnecki dał swemu czarnoskóremu niewolnikowi wysoką funkcję koniuszego. Takie faktyczne (ale nie prawne) podniesienie do szlachectwa Murzynów było ewenementem. W pozostałych krajach Europy aż do XVIII wieku tę grupę postrzegano jedynie jako siłę roboczą.

Inną kategorią były z kolei dzieci narodzone z przelotnych romansów szlacheckich dam z którymś z afrykańskich służących. Najbardziej znane są losy Władysława Jabłonowskiego – owocu przygodnej znajomości żony generała Konstantego Jabłonowskiego, Marii Franciszki Dealire z jej czarnym lokajem. Władysław został jednak wychowany na polskiego patriotę. Bił się w powstaniu kościuszkowskim, a następnie został generałem Legionów.

Zobacz także:

Niezwykłe losy Władysława Jabłonowskiego

W Rzeczpospolitej zatem afrykańskiego przybysza mógł czekać los, o którym czarni niewolnicy na amerykańskich plantacjach bawełny mogliby tylko pomarzyć.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA