cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 02.06.2023

Kulisy traktatu wersalskiego – jak negocjowano pokój dla Europy

Mateusz Paszenda, 16.02.2021

Podpisanie traktatu wersalskiego w Sali Lustrzanej pałacu w Wersalu - obraz Williama Orpena

11 listopada 1918 roku zakończyła się I wojna światowa – najbrutalniejszy konflikt, jaki znał cały ówczesny świat. Po niecałych dwóch miesiącach od podpisania rozejmu w Compiegne, od 18 stycznia 1919 roku do Paryża zaczęły zjeżdżać delegacje przedstawicieli państw, narodów i grup etnicznych, niosących na swych barkach: nadzieję, żądania, prośby oraz postulaty.

Kongres pokoju

To właśnie wspomnianego 18 stycznia rozpoczęły się obrady konferencji pokojowej w Sali Zegarowej w siedzibie francuskiego MSZ przy Quai d’Orsay w Paryżu. Ich głównymi aktorami byli przedstawiciele czterech zwycięskich mocarstw: David Lloyd George - Wielka Brytania, Woodrow Wilson - USA, Georges Clemenceau-Francja, Vittorio Emanuele Orlando - Włochy. Wszyscy razem tworzyli tzw. Radę Czterech. Ci czterej sternicy gabinetów politycznych swoich państw mieli przez najbliższe pół roku praktycznie nie opuszczać ani jednego dnia obrad, aż do podpisania przez Niemcy traktatu wersalskiego. Mieli możliwość ustalania przyszłych granic świata i prawo głosu na każdy temat dotyczący przyszłego ładu terytorialnego.

Ale z tego prawa w zasadzie zrezygnował Vitorro Emanuele Orlando (przedstawiając tylko sprawę włoską w stosownym czasie). Nie zrobił tego z humanitarnych pobudek, tylko braku umiejętności posługiwania się w dostateczny sposób językiem francuskim. Kwestia językowa była zresztą wtedy dość palącym „przysłowiowym” języczkiem uwagi. Premier Francji Georges Clemenceau uważał język francuski za bardziej precyzyjny od angielskiego oraz wspominał jego dyplomatyczny rodowód. Pozostała dwójka Wilson oraz Lloyd George przystali na tę propozycję gospodarza, chociaż większość obrad i tak toczyła się w języku angielskim.

Od prawej: prezydent USA Thomas Woodrow Wilson, premier Francji Georges Clemenceau, premier Włoch Wittorio Orlando, premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George podczas konferencji w Wersalu

W mniej więcej w takiej atmosferze rozpoczęła się pierwsza i jak na razie ostatnia konferencja pokojowa podczas, której przewinęło się 27 państw z niemal wszystkich kontynentów. Paryska konferencja swoją doniosłością i mnogością poruszanych spraw przebiła nawet odbywający się ponad sto lat wcześniej kongres wiedeński. Swoją drogą mając w pamięci działalność francuskich szpiegów Karola Maurycego de Talleyranda w Wiedniu, dyplomaci czterech głównych mocarstw w Paryżu nie wrzucali niczego do publicznych koszów, gdyż właśnie w nich sto lat wcześniej wysłannicy francuskiego ministra szukali cennych dokumentów. Przedstawicielom państw nie wolno było też przywozić do Paryża swoich żon, gdyż znowu doświadczenia kongresu wiedeńskiego uczyły, że kobietom przebywającym na balach zdarza się zdradzić tajemnice dyplomatyczne.

Różnica pomiędzy kongresem wiedeńskim oraz konferencją paryską tyczyła się również wpływu mediów na życie społeczne. Ogromna ilość dziennikarzy zjechała do Paryża i zastanawiano się nawet, czy nie wpuścić ich jako obserwatorów na miejsce obrad, ale z pomysłu zrezygnowano, gdyż mogłoby to zakłócać przebieg konferencji. W zamian za to organizowano od czasu do czasu „prasowe kąciki”.

Czyniciele Pokoju

Przyjrzyjmy się sylwetkom Czterech Czynicieli Pokoju, jak również mówiono o Radzie Czterech, to Paryż dla nich do momentu podpisania Traktatu Wersalskiego stał się domem, a oni byli głównymi aktorami tego ważkiego dla ówczesnego oraz obecnego świata wydarzenia. Woodrow Wilson prezydent USA, którego przybycie do Francji wiązało się z przywitaniem przez tłum wiwatujących na jego część Francuzów wierzył w dziejową misję, jaką ma do odegrania USA w Europie. Chciał na stałe zapewnić Staremu Kontynentowi pokój, który da kres wszystkim wojnom. Wilson był idealistą i jeszcze przed przyjazdem do Francji ogłosił swoje słynne 14 punktów, zawierające między innymi możliwość samostanowienia Narodów, wolność żeglugi na morzach i ocenach, dopuszczenia do swobodnej wymiany handlowej oraz utworzenie Ligi Narodów. 14 punktów Wilsona tak skomentował Georges Clemenceau:

Bóg dał Nam 10 przykazań, z kolei Wilson w swej łaskawości ograniczył się do 14 punktów.

Wilson pomimo tego, że był idealistą i przyjacielem Polski, to nie znosił słów sprzeciwu i momentalnie uznawał osobę, która mu się przeciwstawia za wroga. Widział również rolę Ameryki jako strażnika pokoju w Europie i robił wszystko, żeby żandarmem świata były Stany Zjednoczone, co wielokrotnie podczas obrad dało się zauważyć.

Od prawej: prezydent USA Thomas Woodrow Wilson, premier Francji Georges Clemenceau, premier Włoch Wittorio Orlando, premier Wielkiej Brytanii David Lloyd George podczas konferencji w Wersalu

Lloyd George - najmłodszy z czwórki przedstawicieli Rady Czterech był liberałem, otaczającym się ludźmi o konserwatywnych poglądach. Miał dość dużo wrogów wewnątrz Imperium, dlatego stale lawirował i odbywał podróże pomiędzy Wielką Brytanią a Paryżem. W swoim życiu politycznym dużą wagę przykładał do swojej intuicji. Ponoć był bardzo dobrym i rzeczowym mówcą, ale był słaby w geografii. Jego wpadki związane z pomyłkami w tej dziedzinie są wręcz groteskowe, a pomylenie Galicji hiszpańskiej z polską jest tylko jednym z wielu przykładów.

Premier Wielkiej Brytanii bardzo dbał o równowagę sił w Europie oraz o to, ażeby Francja nie wzmocniła się zbyt mocno kosztem Niemiec. Jeśli idzie o Polskę, to sprzeciwiał się włączeniu Górnego Śląska w granice Rzeczypospolitej, a jego sformułowanie o „zegarku i małpie” w tym kontekście stały się wręcz kultowe.

Premier Francji Georges Clemenceau, czyli „Tygrys” był z kolei najstarszym z Czynicieli Pokoju. Miał prawie 80 lat. Był wielkim orędownikiem sprawy polskiej oraz zdecydowanym wrogiem Niemiec. Jego antyniemieckość sięgała czasów młodości, która przypadła na okres wojny francusko-pruskiej i upokorzenia, jakie miało miejsce 18 stycznia 1871 roku w Wersalu, kiedy dokonano koronacji Wilhelma I na cesarza i ogłoszono proklamację Cesarstwa Niemieckiego.

Clemenceau był realistą, który studził zapały Wilsona. Podczas obrad siedział w centralnym punkcie przy kominku jako gospodarz oraz mawiał, że siedzi pomiędzy Jezusem Chrystusem (Wilsonem) oraz Napoleonem Bonaparte (Lloydem George'em). Pochodził z francuskiej prowincji Wandea, w której wszystko robiono w „nie w czasie”. W okresie wojen religijnych w XVII wieku byli zwolennikami protestantów, by z kolei w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej być gorliwymi katolikami. Sam Clemenceau był osobą niewierzącą w opozycji do marszałka Ferdynanda Focha, który był gorliwym katolikiem.

Ostatni z Czwórki, sycylijczyk Vitorrio Emanuele Orlando nie wypowiadał się na sprawy dotyczące ładu terytorialnego na świecie, a jedynie, kiedy można było coś ugrać dla Włoch. Całkiem nieźle radził sobie z rozbawianiem towarzystwa. Kiedy Clemenceau mówił o związkach Alzacji i Lotaryngii z Francją z zamierzchłych epok, Włoch celnie zripostował, że w zasadzie mógłby mówić o związkach Wielkiej Brytanii z starożytnym Rzymem, ale nie chciałby robić krzywdy swemu angielskiemu koledze. Ta uwaga rozbawiła całe towarzystwo… z wyjątkiem premiera Francji.

Problemy wielkich i małych państw

Jednym z pierwszych problemów, jaki pojawił się podczas obrad była sprawa byłego członka Ententy, czyli nieistniejącego już Carstwa Rosyjskiego. Na jego terenie szalała teraz wojna domowa, a cara już dawno nie było na tronie. Rada Czterech zastanawiała się, czy zaprosić do udziału w konferencji pokojowej byłego sojusznika oraz na jakiej zasadzie miałoby się to odbyć, skoro cara nie było, a w Rosji rządy sprawują bolszewicy pod wodzą Włodzimierza Lenina. Premier Wielkiej Brytanii uważał, że bolszewików należy zaprosić, gdyż na konferencji są państwa, które wysuwają pretensje do terytoriów Rosji. Odmiennego zdania był „Tygrys”, który trafnie uważał ideologię komunistyczną za skrajnie niebezpieczną i zgubną, a zaproszenie delegacji bolszewików wiązać by się mogło z wystąpieniami komunistycznymi w całej Europie i podniesieniem znaczenia tego ruchu. Ponadto spadkobiercami caratu byli przedstawiciele tak zwanych białych Rosjan, a bolszewicy byli po prostu wywrotowcami, którzy roszczą sobie prawa do władzy po obaleniu cara Mikołaja II Romanowa. Wilson z kolei twierdził, że Rosjanie sami muszą opowiedzieć się po jednej ze stron: białej lub czerwonej.

Zarówno Francja, jak i Stany Zjednoczone przewidywały dla Polski rolę kordonu sanitarnego na wschodzie, będącego zaporą dla świata przed ciągnącą niczym huragan ze wschodu bolszewicką zarazą. Państwa Rady Czterech oficjalnie wspierały białą stronę konfliktu wewnętrznego w Rosji, jednak pomoc, jaka docierała do białych Rosjan była zbyt mała by wygrać wojnę. W późniejszym okresie mocarstwa zaopatrywały również drugą stronę konfliktu. Ostatecznie jednak bolszewicy nigdy nie wzięli udziału w konferencji, pomimo że zaproszenia wysłał im przez krótkofalówkę na Morzu Marmara Lloyd George oraz Woodrow Wilson. Premier Francji nie był oczywiście zadowolony z tej anglo-amerykańskiej inicjatywy.

Na konferencji podjęto oczywiście temat państw, które miały po raz pierwszy zaistnieć na mapie globu w jakiś mniej lub bardziej swobodny i suwerenny sposób. W tej kwestii postanowiono powołać specjalne mandaty dla sprawowania ich przez członków Ligi Narodów. Terytoria, jakie należało objąć tego rodzaju jurysdykcją były przede wszystkim byłymi koloniami niemieckimi i dawnymi posiadłościami osmańskimi. Po długich i burzliwych dyskusjach ustanowiono 3 rodzaje mandatów: A- narody niemal zdolne do samodzielności, np. na Bliskim Wschodzie, B- rządy mandatariusza, C- bliskie mandatariuszom i rządzone przez nich jako część własnego terytorium.

W latach międzywojennych tereny afrykańskie oraz obszary Pacyfiku traktowane były jako części składowe wielkich terytoriów. Niemniej jednak należało raz do roku wysłać raport do Ligi Narodów z obszarów objętych mandatem. Jednym z najtrudniejszych obszarów do ustalania granic jest z pewnością teren obejmujący Półwysep Bałkański, o czym mogliśmy się dobitnie przekonać w latach 90. XX wieku. Delegacja przyszłej Jugosławii, a wtedy jeszcze Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców (SHS) składała się z przedstawicieli wszystkich Słowian południowych: Serbów, Bośniaków, Chorwatów, Czarnogórców i Słoweńców. Wspomniana delegacja pojawiła się na konferencji tylko raz, w ostatnim dniu stycznia, by zgłosić zastrzeżenia do roszczeń Rumunii w sprawie bogatego Banatu będącego przedmiotem sporu między obydwoma krajami. Delegacja, która była w zasadzie pełnym tyglem narodowościowym i religijnym, nie była zgodna co do kształtu granic. Po negocjacjach postanowiono utworzyć kraj o rozmiarach trzykrotnie większych niż dawna Serbia, ale mający jeszcze więcej wrogów niż dotychczas. Państwo to przejęło od Austrii: Czarnogórę, Bośnię i Słowenię, od Węgier: Chorwację i część Banatu poza tym część Albanii oraz Bułgarii. Austria, Węgry i Bułgaria jako państwa pokonane opłakiwały straty demograficzne oraz geograficzne. Jedynie na południu leżała przyjazna Grecja.

Rumunia na konferencji oczekiwała wiele. Domagała się większości Węgier, okupowanej części Rosji, Besarabii oraz Północnej Bukowiny (części Austrii). Po rozmowach ustalono, że Rumunia otrzyma 2/3 Banatu z czego 1/3 trafi do Królestwa SHS (zachodnia część). Z tymi postanowieniami Rumunii pogodzili się ostatecznie dopiero 1923 roku. Nowa linia podziału nie potrafiła jednak dokonać zgodnego z narodowymi aspiracjami podziału ludności: w Rumunii pozostało 60000 tysięcy Serbów, Królestwie SHS 74000 Rumunów oraz niemal 400000 tysięcy Węgrów. Zarówno przyszła Jugosławia, jak i Rumunia postanowiły prowadzić politykę asymilacyjną względem mniejszości. Należy jednak przyznać, że rumuńska dyplomacja znakomicie poradziła sobie w trakcie dyplomatycznych negocjacji w Paryżu. Rumunia podwoiła swoje terytorium i liczbę ludności, zyskując między innymi: Besarabię, połowę Bukowiny oraz Transylwanię.

Namolność i upierdliwość polskiej delegacji podczas konferencji paryskiej doprowadziła do stworzenia anegdoty, że w książce o słoniach Anglik pisze o środowisku przebywania tego zwierzęcia i sposobach polowania, Niemiec tworzy rozprawę na temat biologii słonia, z kolei Polak zaczyna swój rozdział słowami: „słoń a sprawa polska”. Żart trafnie ukazywał, że dla ówczesnych polskich mężów stanu, polska racja stanu była pryncypialnym postulatem. Od świtu do zmierzchu myśleli o Polsce, narażając się nawet na żarty pod swoim adresem, ale czego nie robi się dla Ojczyzny.

Ignacy Jan Paderewski w trakcie konferencji paryskiej

Ignacy Jan Paderewski wybitny polski pianista jest tak oddany sprawie polskiej, że kładzie na szali całą swoją karierę muzyczną oraz dorobek materialny, by w najlepszy możliwy sposób przysłużyć się Polsce. Ponoć jego przemówienia na temat Polski były bardziej wznioślejsze niż jego gra, którą poruszał tysiące tonów wydobywanych z fortepianu.

W zasadzie od początku trwania konferencji było pewne, że Polska powstanie (14 punktów Wilsona to zakładało) i zostanie zrekonstruowana z ziem trzech dawnych zaborców. Jedyną niewiadomą był jednak kształt granic. Tym oto sposobem na scenę polityczną wkracza, wybitny endecki polityk Roman Dmowski. Nie był idealny, ale za to co zrobił podczas obrad w Paryżu 29 stycznia należy mu się historyczny szacunek. Jego przemowa podczas konferencji była bardzo długa (bez mała trwała około 5 godzin) i niezwykle spójna, logiczna oraz pełna historycznej argumentacji. Sam polityk biegle władał angielskim oraz francuskim i nie miał najmniejszego problemu z przedstawianiem polskich racji w tych językach. Przemowa ta znużyła premiera Wielkiej Brytanii, ale ogólnie budziła ogromne uznanie wśród innych słuchaczy. Dmowski mówił w niej między innymi o możliwości ustąpienia z roszczeń terytorialnych względem części Ukrainy i Litwy, które nie miały już polskiego charakteru. Żądał jednak w zamian Śląska – regionu niezbędnego dla stabilnego rozwoju gospodarczego Polski. Finalnie zdecydowano o rozpisaniu na tym terenie plebiscytu. Polscy delegaci marzyli też o Gdańsku. Marzenia te były jednak nierealne. Na mocy postanowień Rady Czterech miasto otrzymało status wolnego z opieką Liga Narodów i unią celną z Polską. Z kolei granica wschodnia Rzeczypospolitej nie została ustalona w Paryżu i wytyczono ją na drodze wojennej z Litwinami, bolszewikami i Ukraińcami.

W lutym 1919 roku podjęto się uregulowania na konferencji spraw czechosłowackich. W Paryżu pojawił się szef MSZ Edvard Benes oraz premier Karel Kramar. Najbardziej na Czechosłowacji zależało Francuzom, którzy upatrywali w niej jednego z gwarantów swojego bezpieczeństwa. Należało zatem temu państwu zapewnić kontrolę: nad głównymi szlakami kolei, miejsce przy wielkiej drodze wodnej na Dunaju oraz dużo węgla.

5 lutego Benes prezentując sprawę Czechosłowacji miał bardzo ułatwione zadanie. Mocarstwa uznały już jego państwo, które obejmowało byłe austriackie prowincje Czechy, Morawy i Śląsk oraz dawne Górne Węgry, czyli Słowacje. Taka Czechosłowacja liczyła około 14 mln obywateli, w tym 3 mln Niemców, 700000 Węgrów, 550000 Rumunów oraz grupy Polaków i Cyganów. Czesi i Słowacy stanowili razem 2/3 mieszkańców. Jednak życie Słowaków w ramach Czechosłowacji nie było usłane różami, a odcięcie ich od węgierskiego rynku i węgla, sprawiło, że mieli się oni gorzej pod „panowaniem” czeskim niż węgierskim.

Jaki pokój podyktować Niemcom?

Najważniejszą kwestią była jednak sprawa Niemiec. Cały czas poszukiwano odpowiedzi na pytania: jakie warunki pokoju należy przedstawić, aby sytuacja z Wielkiej Wojny nigdy się już nie powtórzyła i czy Niemcy mogą stać się pełnoprawnymi członkami wspólnoty międzynarodowej? Na wiosnę, kiedy już sprawa niemiecka nabrała najwyższego priorytetu konstytuanta w Weimarze zamknęła obrady odśpiewując słynne Deutschland, Deutschland… Niemcy powoli podnosili głowy z popiołów, jednocześnie prostując zgięte karki, a ponadto posiadali dalej potężną armię, a wojska alianckie zaczęły powoli wątpić w rozmiar swojego zwycięstwa. Foch słusznie zauważał, że Niemcy mają 75 mln ludności podczas, gdy Francja tylko 40 milionów. Ponadto społeczeństwo niemieckie przejawiało dużą niechęć, co do surowych warunków pokoju. Blokada morska Niemiec również słabła a patrolujące okręty już coraz mniej zwracały uwagę na płynącą kontrabandę. Nadszedł zatem czas, aby maksymalnie zintensyfikować działania i przedstawić Niemcom warunki pokoju.

Wszystko miało się opierać na 3 filarach: kary, zapłaty i prewencji problem polegał, jednak na ustaleniu precyzyjnym, o co w tych filarach chodzi konkretnie. Gorącym zwolennikiem możliwego jak największego okrojenia liczebności niemieckiej armii do 100 tys. żołnierzy był Foch. Najłatwiej wyznaczono granice Niemiec na północy. Neutralna Dania chciała północnej części Szlezwiku-Holsztyna, który zajęły Prusy przy okazji tworzenia Cesarstwa. W lutym 1920 roku zarządzono tu plebiscyt, w wyniku którego okazało się, że północna część chce przyłączenia do Danii, a południowa do Niemiec. Taka granica utrzymała się do dziś.

Dużo trudniejsze było ustalenie zachodnich granic Niemiec, gdzie roszczenia do tego terenu miała przecież Francja, która chciała uzyskać rekompensatę za poniesione koszty wojenne. O ile sprawa Alzacji i Lotaryngii była jasna i wiadomo było, że trafi do Francji, tak otwarta pozostawała kwestia przynależności bogatego w złoża węgla Zagłębia Saary, które ostatecznie na 15 lat trafiło pod administrację Ligi Narodów, a Francji przyznano tam koncesję na wydobycie węgla. 13 stycznia 1935 roku doszło tam do plebiscytu, który rozstrzygnął o przynależności tego regionu do Niemiec.

Kiedy nadeszła pora na ustalenie warunków pokojowych oraz wyznaczenie kary za szkody wojenne oraz ustalenie wysokości kontrybucji, to nie było jednogłośnego zdania Rady Czterech. Kalkulacji dotyczących możliwości niemieckiej spłaty było kilka. Niemniej jednak stanęło na kwocie ustalonej w 1921 roku, która wynosiła 6.5 mld funtów lub 34 mld dolarów. Faktycznie spłacono w latach 1918-1932 1.1 mld funtów i 4.5 mld dolarów, co było kwotą mniejszą niż kontrybucje wypłacone przez Francję za wojnę francusko-pruską. Dokonano również demilitaryzacji Nadrenii oraz częściowej okupacji jej trzech przyczółków: północny – pod Kolonią zostanie oddany po 5 latach, środkowy- pod Koblencją zwrócony po 10 latach oraz południowy – moguncki przekazany po 15 latach.

Niemieccy delegaci na konferencję paryską. Trzeci z prawej to minister Urlich von Brockdorff-Rantzau

4 maja nastąpił moment kulminacyjny w paryskich obradach. Wtedy postanowiono wprowadzić do druku traktat z Niemcami. Dwa dni później została zwołana pilna sesja plenarna, aby uzgodnić warunki narzucone Niemcom, ponieważ ostateczna wersja nie była satysfakcjonująca. Andre Tardieu przygotował streszczenie po francusku. Gdy je przedstawiał, wielu mówiących po angielsku ucinało sobie, wtedy drzemkę. Henry Wilson pisał w dzienniku:

Tak więc wręczamy szkopom warunki, których sami wcześniej nie przeczytaliśmy. Nie sądzę by w historii wydarzyło się coś podobnego.

Potem ku zdumieniu wszystkich o głos poprosił marszałek Foch, postulujący jeszcze raz o barierę francusko-niemiecką na Renie. Premier Francji zapytał, wtedy generała: „Po co ta scena.” Foch odparł w prostych słowach: „Dla spokoju sumienia.” Marszałek ponadto udzielił wywiadu dla New York Timesa, w którym powiedział:

Pamiętajcie, następnym razem Niemcy się nie pomylą. Przedrą się do północnej Francji zajmą porty nad Kanałem jako bazę do działań przeciwko Anglii.

Woodrow Wilson z dumą spoglądał na wydrukowany traktat i rzekł:

Mam nadzieję, że przez resztę życia jeszcze znajdę czas, by przeczytać cały tom. Skończyliśmy przy minimalnej ilości czasu największe zadanie, które kiedykolwiek przypadło czterem ludziom.

Z kolei delegaci, dziennikarze oraz około 180 ekspertów niemieckich przebywało w obawie przed linczem w ogrodzonym palisadą Hotelu des Reservoirs. Pociąg, który wcześniej dowiózł ich do Wersalu specjalnie zwalniał, aby Niemcy czuli winę za zniszczenia na obszarach objętych działaniami militarnymi. Niemieckiej delegacji przewodził minister spraw zagranicznych Brockdorff-Rantzau. Wybór ten był oczywisty, gdyż jako zdolny dyplomata potrafił on dogadać się z rządzącymi socjalistami. Jednakże jego aparycja przybierała wyraz człowieka rodem wyjętego z dworu Kajzera, a do tego był wyniosły jak na każdego Niemca przystało. Był człowiekiem okrutnym, kapryśnym oraz dowcipnym. Był w rezultacie uosobieniem wszystkiego tego, czym pogardzał Wilson. Był żywym pomnikiem pruskiego militaryzmu, który wraz z podpisaniem traktatu miał na zawsze zniknąć w polityczny niebyt.

Warunki pokoju miano wręczyć Niemcom 7 maja w pałacu w Trianon, akurat 4 lata po zatopieniu Lusitanii. Dając jednocześnie niemieckiej stronie dwa tygodnie na pisemne komentarze. Urlich von Brockdorff-Rantzau wiedział, że to właśnie wtedy będzie jedyna szansa na niemiecką przemowę. Owego dnia chłodno powitał niemiecką delegację Clemenceau, który zapytał potem, czy chce zabrać głos przedstawiciel niemieckiej delegacji, na co Brockdorff-Rantzau podniósł rękę. Ponoć niezdolność tłumaczy oraz jego sposób wypowiedzi zrobiło fatalne wrażenie, pomimo faktycznie pojednawczego tonu. Gdy skończył przemówienie, wyszedł z sali zapalił papierosa, a część świadków zauważyła, że drży mu przy tym warga.

Moment podpisania traktatu wersalskiego, 28 czerwca 1919 r.

Po oficjalnym wręczeniu warunków pokoju Niemcy zajęli się traktatem, wyrywano strony z kolejnymi rozdziałami i przekazywano tłumaczom. Jeden z delegatów dzwoniąc do Berlina krzyczał do słuchawki w taki sposób, że francuskie służby nie potrafiły rozszyfrować haseł. Główne działy dotyczyły takich zagadnień jak: „Basen Saary, Śląsk, Polska, Opole, 123 miliardy do zapłacenia i za to wszystko jeszcze mamy dziękować.” Niemcy 29 maja nadesłali szereg kontrpropozycji na co francuska prasa zareagowała słowami: „pomnik bezwstydu.” Niemieckie propozycje opierały się na 14 punktach Wilsona. Wywołało to ogólną wściekłość wśród Czynicieli Pokoju. Po dokonaniu kosmetycznych zmian Niemcy dostali 16 czerwca sześć dni, by się odnieść do nowej wersji traktatu. W międzyczasie swoją rezygnację z urzędu złożył dotychczasowy szef niemieckiego MSZ, który stwierdził, że takie warunki to dyktat, a nie traktat. Ostatecznie, w ostatniej chwili 23 czerwca o godzinie 17:40, kiedy już szykowana była interwencja zbrojna Niemcy zaakceptowali postanowienia Rady Czterech. Ceremonię podpisywania traktatu wyznaczono na 28 czerwca w Galerii Zwierciadlanej Pałacu Wersalskiego.

Tego dnia o godzinie 15 woźni zarządzili ciszę, a Clemenceau powiedział doniosłym i chłodnym głosem: „wprowadźcie Niemców”. Ci weszli ponoć z łańcuchami u szyi lub mieli je ubrani woźni (są różne podania na ten temat). Delegaci niemieccy podeszli do biurka, wyciągnęli swoje wieczne pióra i podpisali warunki pokoju, a nad paryskim niebem rozbłysły w jednej chwili salwy dział oznajmiające wszystkim zawarcie traktatu pokojowego. Tak zakończyła się najbardziej krwawa z dotychczasowych wojen.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA