W emitowanych w telewizji niemal w każde wakacje (i nie tylko) powtórkach peerelowskiego hitu „Czterej pancerni i pies” widzowie mogą zobaczy w jego ostatnim odcinku, jak tytułowi bohaterowie ratują od zniszczenia pewne (po)niemieckie miasto. Rolę owego miasta, nad którym góruje potężna twierdza zagrało Kłodzko. Filmowe wspomnienia nie są jednak jedynym powodem do odwiedzenia tego niezwykłego miejsca.
Miasto pogranicza
Kłodzko położone jest w województwie dolnośląskim, co stwarzać może mylne wrażenie, że jest to historyczny obszar Dolnego Śląska. Tak jednak nie jest. Kłodzko przez wiele wieków stanowiło stolicę Hrabstwa Kłodzkiego, którego dzieje nie zawsze przecinały się ze śląskimi. Jeszcze nie tak dawno Czesi mieli wobec tego obszaru rewizjonistyczne zapędy. Nic dziwnego, ziemia kłodzka nie tylko wbija się nienaturalnie w czeskie terytorium, ale i przez wieki znajdowała się pod wpływami Pragi. Tutaj warto przywołać pierwsze wzmianki dotyczące Kłodzka, pochodzące z X w., które mówią o „grodzie obronnym przeciw Polsce”.

W posiadaniu Piastów miasto to było jedynie w przerwach między kolejnymi panowaniami czeskich władców, mianujących tu swoich starostów. Pod rządami Pragi Kłodzko niezwykle się rozwinęło. Wpływ na to miała nie tylko polityczna potęga Królestwa Czeskiego, ale też korzystne usytuowanie na szlakach handlowych. Załamanie nastąpiło w XV w. Gród nad Nysą padł wtedy ofiarą najazdów husyckich, powodzi i pożarów. W kolejnych latach już pod panowaniem Habsburgów nastąpiła odbudowa i ponowny rozwój, który znów zakłócił kolejny kataklizm, tym razem wojna trzydziestoletnia (1618-1648).
W murach twierdzy
Prawdziwym przełomem okazały się wojny śląskie. Już po pierwszej z nich, w 1742 r. Kłodzko i ziemia kłodzka znalazły się pod panowaniem Prus. Górujący wówczas nad miastem zamek zamieniono w twierdzę, która już w 1760 r. była oblegana przez Austriaków. Egzaminu warownia jednak nie zdała, lecz nie była to jakaś specjalna wina fortyfikacji. Okazało się, że wola walki obrońców była tak mała, że poddali się oni zaledwie po kilku godzinach.
Korzystne rozstrzygnięcia traktatu w Hubertusburgu uchroniły Prusy przed utratą Kłodzka. Władze następnie rozpoczęły rozbudowę twierdzy. To wtedy powstał m.in. system chodników minerskich, umożliwiający obrońcom w niezauważony sposób podejście pod pozycje nieprzyjaciela, by tam podłożyć ładunki wybuchowe. Gdy jednak w 1807 r. doszło do kolejnego oblężenia wojska pruskie skapitulowały przed armią napoleońską po trzech dniach.

Już w XVI w. zamek, a następnie twierdza pełniła funkcję więzienia. Jednym z najsłynniejszych jej więźniów był baron Fryderyk von Trenck. Jego młodość zapowiadała raczej wielką karierę niż więzienne kazamaty. Był utalentowanym wojskowym. W 1744 r. mianowano go królewskim adiutantem, lecz już w następnym roku został aresztowany i umieszczony w kłodzkiej twierdzy. Oficjalnym powodem miała być korespondencja z austriackim oficerem, a zarazem kuzynem barona. Tak naprawdę jednak chodziło o romans z królewską siostrą, Anną Pruską. Fryderyk von Trenck próbował kilkukrotnie uciec z więzienia. Raz został ranny bagnetem, raz noga ugrzęzła w palisadzie, raz zdradził go współwięzień. W końcu w wigilię 1745 r. przekupił strażnika, który otworzył mu celę. W kolejnych latach był handlarzem wina, austriackim oficerem, a zginął na gilotynie jako rzekomy szpieg w rewolucyjnej Francji w 1794 r.
Innym słynnym „gościem” w murach kłodzkiej twierdzy był Alfred Exner – sudecki rozbójnik z przełomu XVIII i XIX stulecia. Oczywiście, on też próbował ucieczki, a że słynął z nadludzkiej siły, to miał rzekomo wyrwać się z przykutych do ściany łańcuchów i wyrobić otwór w murze, przez który wydostał się na zewnątrz. Exner z więzienia uciekał aż trzykrotnie i za każdym razem z sukcesem, lecz po jakimś czasie znów go łapano. Zginął w 1805 r. w czasie napadu na młyn w Twardociach.

Na całą Europę głośna była ucieczka oficera francuskiego wywiadu, kapitana Karola Eugeniusza Luxa, który przebywał w Kłodzku od 20 lipca do 27 grudnia 1911 r. Zamek od drzwi celi otworzył wytrychem, następnie podpiłował kratę, ominą strażników i przez sznurkową drabinkę wyszedł na wolność. By zmylić psy z pościgu ślady posypywał pieprzem. Kilka godzin później był już z fałszywym paszportem w pociągu do Wiednia, skąd udał się do Paryża. Wszystkie niezbędne do ucieczki rekwizyty, od narzędzi po ubrania i dokumenty przemycano mu za pomocą korespondencji, jaką szpieg mógł otrzymywać za…dobre sprawowanie. Nierozważność pruskich strażników Lux opisał później w swoich autobiograficznych książkach.
W twierdzy kłodzkiej więziono także powstańców styczniowych, będących pruskimi poddanymi. W czasie II wojny światowej była tu filia obozu koncentracyjnego Gross-Rosen. Wokół tego obiektu, jak wokół wielu innych w ziemi kłodzkiej i na Dolnym Śląsku, krążą opowieści o hitlerowskich skarbach, które miały być tu ukryte w ostatnich dniach wojny. Jak na razie złotego pociągu, bursztynowej komnaty i innych skarbów nie znaleziono.
Czeskie ślady w polskim mieście
Twierdza to oczywiście nie jedyna atrakcja Kłodzka. Tutejsze Stare Miasto ma wiele uroku i, co zrobić, bardzo przypomina te zza południowej granicy. Czesi zresztą jeszcze w 1945 r. próbowali militarnie przejąć te ziemie. Wojna wisiała na włosku, gdyż nakładały się na to polskie roszczenia do Zaolzia. Dopiero ścisłe dyrektywy z Moskwy rozsądziły sąsiadów.

(foto: Jacek Halicki/CC BY-SA 3.0 pl/Wikimedia Commons)
Wśród „czeskich” zabytków można wskazać na średniowieczny most św. Jana, który wydaje się być miniaturą mostu Karola w Pradze. Na Starym Mieście znajduje się też Kościół Wniebowzięcia NMP, a w nim grób Arnoszta z Partubic – arcybiskupa Pragi, osoby niezwykle zasłużonej dla historii Czech. To on rozpoczął m.in. budowę w stolicy Czech katedry św. Wita i przyczynił się do powstania tam uniwersytetu. Kilkukrotnie był poważnym kandydatem na papieża. Zmarł w 1364 r. i nakazał się pochować w ulubionym Kłodzku, do którego sprowadził niezwykle zasłużonych dla miasta augustianów.
Najciekawsze rzeczy zaczęły się dziać po śmierci kardynała. Widziano go jak na koniu odwiedza fundowane przez siebie kościoły. Miejsce pochówku miał wskazać już jako duch. 15 maja 1468 r. zanotowano jak z nagrobka biskupa w kłodzkiej świątyni wycieka jakiś dziwny balsam. Dziwny bowiem marmur nie był ani trochę naruszony, a wokół roztaczała się piękna woń. Historia ta miała się jeszcze kilkukrotnie się powtórzyć. Kardynał też dokładnie przewidział dwa wydarzenia z przyszłości. Mówił, że kościół augustianów w Kłodzku zostanie zamieniony w stajnie, co ziściło się w czasie wojny trzydziestoletniej, oraz że jego nagrobek zostanie zniszczony przez tajemniczą siłę. Tak też się stało. Jak notował na początku XVII w. Georgius Aelurius pozbawienie biskupa twarzy na nagrobku „nie zostało uczynione ludzką ręką”. Choć wokół postaci zmarłego kapłana narodził się szybko kult i opinia świętości, to Kościół do dziś go nie beatyfikował.
Jedną z atrakcji Kłodzka jest też podziemna trasa turystyczna. Jej udostępnienie zwiedzającym wiąże się jednak z tragicznym momentem w dziejach Kłodzka. Do połowy lat 70. ubiegłego wieku piękne kłodzkie zabudowania były wręcz w rozpaczliwym stanie. Dziś spacerując po pięknym rynku z okazałym XIX-wiecznym ratuszem i uliczkach wokół aż trudno uwierzyć, że nie tak dawno to wszystko po prostu zapadało się pod ziemię. Powodem był labirynt podziemnych korytarzy, który powodował zapadanie się kamienic. Prace zabezpieczające trwały kilkanaście lat. Część budynków bezpowrotnie została zniszczona, ale większość, po rewitalizacji na początku XXI w., cieszy dziś oko mieszkańców oraz turystów.