Michał Jerzy Wołodyjowski (a właściwie Jerzy Michał) jest jedną z najbardziej lubianych postaci Trylogii Henryka Sienkiewicza. Nie jest tajemnicą, że jej pierwowzorem był rzeczywisty dowódca obrony Kamieńca Podolskiego. Jest to jednak tylko część prawdy, bowiem pisząc „Ogniem i mieczem” noblista myślał najprawdopodobniej o innym Wołodyjowskim.
Pan na cząstce wsi
Wołodyjowscy to stara ruska rodzina herbu Korczak przybyła na Podole prawdopodobnie z Moskwy. W XVI stuleciu była to już jednak spolszczona i katolicka szlachta. Najprościej będzie nam zrekonstruować życiorys pierwowzoru tytułowego bohatera „Pana Wołodyjowskiego”. Był to Jerzy, syn Pawła, urodzony po 1620 r. Duży wpływ na jego wychowanie miał stryj, franciszkanin Szymon. Wiadomo, że dzięki niemu Jerzy ukończył szkoły klasztorne w Kamieńcu Podolskim.
Pierwsze wzmianki o przyszłym Hektorze kamienieckim pojawiają się około 1660 r. Jerzy jest wówczas panem na cząstce wsi Paniowice, której druga część należy do miecznika podolskiego Walentego Jeziorkowskiego. To jego właśnie córkę weźmie za żonę. Blisko czterdziestoletniej, po trzech małżeństwach Krystynie było jednak daleko do sienkiewiczowskiej Basi. Była to zamożna wdowa, w dodatku z bardziej znaczącego rodu niż Jerzy. Pewnie dlatego miecznik podolski blokował ten związek. Dopiero po jego śmierci w 1662 r. para mogła się pobrać.

Niedługo potem kariera pana Wołodyjowskiego wystrzeliła jak z procy. Zostaje on stolnikiem przemyskim. Pomnaża też swoje dobra i już w 1669 r. stać go na wystawienie regimentu piechoty węgierskiej. Protekcja hetmana Sobieskiego zapewnia mu z kolei nominację na rotmistrza w twierdzy kamienieckiej. Rzekomo mieszkańcy miasta bardzo go polubili, gdyż w odróżnieniu od poprzedników starał się z nimi utrzymywać dobre relacje. Zimą 1671/1672 organizował placówkę strażniczą w Chreptiowie, uwiecznionym również w Trylogii.
Hektor kamieniecki
Wielkie chwile w życiu Jerzego Wołodyjowskiego nastąpiły latem 1672 r., gdy stanął na czele obrony Kamieńca Podolskiego przed turecką nawałą, choć formalnie ta funkcja przypadła generałowi podolskiemu Mikołajowi Potockiemu. Sienkiewicz nakreślił nam obraz niezwykle sprawnego wodza, który był przekonany o konieczności bronienia zamku i miasta do upadłego. Tymczasem według znawcy Trylogii, Władysława Zawistowskiego „mały rycerz” był dowódcą nieudolnym, niedoświadczonym i niewierzącym w zwycięstwo.
Potężna twierdza poddała się po tygodniu. Tuż po wyjściu obrońców nastąpił wybuch prochów zgromadzonych w piwnicach. Turcy byli wściekli. Oskarżyli Polaków o wiarołomstwo. Co się stało w zamkowych lochach było od początku owiane tajemnicą. Zdaniem szwagra Wołodyjowskiego, stolnika latyczowskiego Aleksandra Makowieckiego winny całemu zajściu był major Heyking (pierwowzór sienkiewiczowskiego Ketlinga). Wołodyjowski miał wtedy salwować się ucieczką, lecz został niefortunnie trafiony odłamkiem, który spowodował śmierć na miejscu.

Dlaczego Kurlandczyk (a nie Szkot jak sugerował Sienkiewicz) zdecydował się na taki krok? Według Makowieckiego powodem była rozpacz z powodu klęski i urażona duma. Były jednak też inne wersje wydarzeń, jak ta o chęci zamaskowania zaniedbań w prowadzeniu arsenału czy przypadkowym wybuchu, sprokurowanym przez pijanych żołnierzy.
Niemniej to przede wszystkim śmierć Wołodyjowskiego odbiła się głośnym echem w Rzeczpospolitej. Wespazjan Lanckoroński obwołał go „Hektorem kamienieckim”. Mocno to kontrastowało z pogrzebem rycerza w podziemiach kościoła franciszkanów w Kamieńcu, w którym uczestniczyła jedynie matka, siostra i szwagier. To właśnie ten ostatni najbardziej chyba zadbał o podtrzymanie legendy faktycznego dowódcy obrony twierdzy. W swojej „Relacyi” stolnik Makowiecki tak pisał o Jerzym Wołodyjowskim:
Zacny, a mnie sercem miły, pułkownik chorągwi wołowskiej, JM pan Jerzy Wołodyjowski, stolnik przemyski. Ten miał w Kamieńcu rodzinę swoją: matkę, stryja i siostrę rodzoną i był od nich, jak i od wszystkich wielce miłowany. Boć też zawsze usłużny i ludzki do żadnej nie lenił się fatygi, wszędy tam, gdzie był trud i niebezpieczeństwo pierwszy stawając (…). Ten ci każdemu dogodzić umiał, w każdym terminie siebie dla drugich poświęcić i zdrowie swoje dla ich obrony nadstawić. Zawsze szczery, czy wobec przeciwnika, czy którego ze swoich, na sejmikach zawsze brnął środkiem drogi, gdy mu wotować przyszło, na nic krom prawdy nie zważał.
Pan Michał
Tylko czy pisząc „Ogniem i mieczem” Henryk Sienkiewicz wiedział, że zakończy swój cykl opowieścią o Hektorze kamienieckim? Tu badacze nie są zgodni. Pojawiające się na kartach pierwszej części Trylogii imię małego rycerza wskazywałoby, że autor miał na myśli innego Wołodyjowskiego. Przypomnijmy, w „Ogniem i mieczem” występuje Michał Wołodyjowski. Natomiast na kartach „Potopu” sam zainteresowany tłumaczy po zwycięskim pojedynku z Kmicicem, że tak naprawdę to nazywa się on Jerzy Michał, ale ze względu na to, że Jerzy tylko smoka zabił, a z kolei Michał całemu komunikowi niebiańskiemu przewodzi, to woli to drugie imię.

Badacz Trylogii, Marceli Kosman uważa, że Sienkiewicz nieprzypadkowo wybrał imię Michał dla swojego bohatera, gdyż odwoływał się do autentycznej postaci, na którą natknął się w dokumentach z epoki. Mógł to być np. Michał Wołodyjowski - służący w chorągwi księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, ale nie w 1648 r., a w 1632-1634. Później był dowódcą dragonów w dobrach Piaseczyńskiego na Siewierszczyźnie, a w 1637 r. stał się bohaterem pewnego skandalu. Choć żonaty, to uprowadził i „pozbawił wieńca” czternastoletnią córkę popa ze wsi Słobódka Czernihowska. Michał Wołodyjowski jednak nie doczekał powstania Chmielnickiego. Zginął w czasie walk na rubieżach kilka lat wcześniej.
Charakterologicznie temu rycerzowi daleko do powieściowego Wołodyjowskiego, ale mają oni kilka punktów stycznych, m.in. służba w dragonii i u księcia Jeremiego. Wychodziłoby jednak na to, że Sienkiewicz musiałby wskrzesić na potrzeby „Ogniem i mieczem” tego żołnierza. Chociaż mogło być też tak, że autor w źródłach natrafił na innego oficera o tym samym imieniu i nazwisku.
Przy zarówno jednym, jak i drugim Wołodyjowskim nie pojawiają się w dokumentach żadne informacje na temat jego wzrostu i umiejętności szermierczych. To już raczej tylko licentia poetica noblisty. Pod względem cech charakteru to zdecydowanie Jerzy (wierząc relacji Makowieckiego) był bliższy powieściowemu odpowiednikowi. Michał natomiast był jednym z wielu kresowych watażków, który „urósł” pod piórem Sienkiewicza i dzięki niemu stał się bohaterem zbiorowej wyobraźni.