cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 29.03.2024

Jak zabić króla? Nieudane zamachy na Stanisława Leszczyńskiego

Antoni Bzowski, 26.07.2018

Stanisław Leszczyński na obrazie Antoine'a Pense'a

Przyjęło się sądzić, że Polacy nie są narodem królobójców. I jest to prawda, gdyż w porównaniu z krajami zachodniej Europy czy Rosją, to tu próby uśmiercenia monarchów były rzadkością. Jednak Stanisław Leszczyński jest pod tym względem absolutnym rekordzistą. Zamachy na jego życie przypominały późniejsze polowanie na Fidela Castro.

Zabić drugiego króla!

Można się kłócić, czy w życiu to najważniejsze być zdrowym, czy mieć szczęście. Niewątpliwie, te dwie rzeczy miał Stanisław Leszczyński. W rodzinie, w której się urodził mógł co prawda marzyć o porządnej karierze dygnitarskiej, ale korona wydawała się raczej poza zasięgiem. A tu taki traf! Władcy Szwecji Karolowi XII, który w pogoni za Augustem II wkroczył na ziemie polskie i litewskie tak spodobał się wielkopolski magnat, że postanowił go uczynić królem.

Potem wystarczyło nie robić nic. Iść zgodnie z rytmem dziejów nadawanym przez swojego szwedzkiego protektora. Z pozoru los się odwrócił w 1709 r., gdy Karol przegrał pojedynek z carem Piotrem I, a na tron w Rzeczpospolitej wrócił August II Mocny. Dla tego ostatniego wysoce niekomfortową sytuacją było, że ktoś jeszcze oprócz niego tytułuje się mianem „króla Polski”. Tymczasem Leszczyński choć stracił jakąkolwiek władzę, to ani myślał, aby zrzekać się monarszego tytułu. Trzeba było zatem jakoś temu zaradzić.

Stanisław Leszczyński w 1709 r.

27 lipca 1717 r. z Lipska wyruszyli trzej sascy oficerowie: kapitan Laurent de la Croix, Adrien du Parque oraz junkier Jan Konrad Grave. We Frankfurcie nad Menem spotkali się z pułkownikiem Surmontem, który był ich dowódcą, a następnie każdy z osobna ruszył w stronę Zweibrücken, położonego w Księstwie Dwóch Mostów, gdzie dzięki łasce Karola XII znalazł bezpieczną przystań Stanisław Leszczyński. Kapitan de la Croix był już tu wcześniej. Zawarł nawet bliższą znajomość z królewskim doradcą Montaubanem – powszechnie uważanym za kanalię, która sprzedałaby własną matkę, gdyby ktoś tylko dał odpowiednią cenę.

Od niego to sascy oficerowie wiedzieli, że 15 sierpnia król Polski będzie jechał ze swojej siedziby do klasztoru w Graventhal. Tego dnia sascy żołnierze zaczaili się na królewską karetę na gościńcu. Gdy znalazła się ona w odpowiednim miejscu oddali w jej kierunku kilka strzałów. Karoca jednak się nie zatrzymała i momentalnie zaczęła ucieczkę. Zamachowcy ruszyli za nią. Sasi nie mieli szczęścia. Ku swojemu zdziwieniu i już po kilkuset metrach pochwycili ich gwardziści Leszczyńskiego.

Widok na Zweibrucken na obrazie Theodora Verhasa

W Europie wybuchł niemały skandal. Zamach na życie króla, nawet pozbawionego władzy, nie uchodził. Saksonia od razu wyparła się jakichkolwiek związków z zamachowcami, choć wszystkie dowody wskazywały właśnie, że zlecenie wyszło z Drezna. Saski minister Jakub Flemming chcąc odeprzeć oczywiste zarzuty wyznaczył nawet nagrodę za schwytanie „prawdziwych zleceniodawców” zamachu, a poseł saski w Paryżu przekonywał, że to sam Leszczyński urządził tę „komedię”, by zwrócić na siebie uwagę.

Zamachowcy jednak od razu przyznali się w procesie, że wykonywali rozkazy saksońskich władz. Niewiele im to pomogło. Sąd wojskowy w Zweibrücken skazał ich na powieszenie i wplecenie w koło, co było karą wyjątkowo hańbiącą. Zarzuty o inscenizacji całej akcji przez Leszczyńskiego długo jednak były omawiane, gdyż okazało się, że w napadniętej karocy nie było króla. Jechał nią królewskich dworzanin Telębski a sam monarcha spokojnie podążał konno w towarzystwie swojej gwardii kawałek dalej. Leszczyński doskonale zdawał sobie sprawę, że tego dnia szykowany jest na niego zamach. Poinformował go o tym... Montauban. Ta kanalia, jak postrzegali go Sasi, okazała się lojalna wobec króla i przekazała mu wiadomość zamachu.

Leszczyński nabił sobie przy tym także punktów do popularności, gdyż darował karę zamachowcom, a nawet podarował im trochę pieniędzy. Niedoszli zabójcy ponownie jednak nie mieli szczęścia. Gdy wrócili do Saksonii, od razu zostali wtrąceni do lochu w Sonnensteinie.

I zdrowie, i szczęście

Po przegranej Karola XII w wojnie północnej, Stanisław Leszczyński stracił Królestwo Dwóch Mostów i udał się na tułaczkę do Francji. Niewiele wtedy przypominał króla. Był właściwie politycznym i finansowym bankrutem, który może co najwyżej wspominać dawne czasy świetności. A jednak nawet ten wygnaniec i bankrut był solą w oku Augusta Mocnego. Nie może być przecież dwóch królów Polski, nawet jeśli jeden z nich jest kompletnym zerem.

Stanisław Leszczyński jako pielgrzym na obrazie
Jeana Baptista Oudry

Służby Augusta II nie ustawały zatem w wysiłkach, by zgładzić Stanisława Leszczyńskiego. Do kolejnego znanego nam zamachu miało dojść w 1724 r.  Tym razem postanowiono wykorzystać słabość króla do tytoniu. Saksońskie służby pozyskały do współpracy kapitana Junghansa z otoczenia Leszczyńskiego. Jego zadaniem był podać królowi fajkę z tytoniem nasączonym arszenikiem.

Plan dosyć prosty, wystarczyło tylko wsypać truciznę, ale znów zawiódł czynnik ludzki. Człowiek z otoczenia monarchy okazał się mu niezwykle wierny. Junghans ostatecznie odmówił wykonania zadania. Leszczyński kolejny i nie ostatni raz miał szczęście. Niedługo później Jakub Flemming zlecił zabicie niechcianego króla „profesjonalistom”. Grupa płatnych zabójców pod wodzą niejakiego Brisquena miał w końcu wykonać tę misję. Z niewiadomych przyczyn również im to się nie udało.

To szczęście okazało się jednak niczym wobec kolejnego, które chwilę później miało nadejść. Król najpotężniejszego wówczas mocarstwa, Ludwik XV poprosił o rękę jego córkę Ludwikę Marię. Gdy Leszczyński się o tym dowiedział, to o mało nie dostał zawału. Podobnie było z Augustem II i jego ministrami, gdy ta wiadomość dotarła do Drezna. Leszczyński jako teść francuskiego władcy stał się bowiem nietykalny. Od tego momentu nie podejmowano już dalszych prób zamachu. Los kolejny raz uśmiechnął się do króla Stanisława I.

Leszczyński prócz szczęścia cieszył się też dobrym zdrowiem. Dożył sędziwego wieku 89 lat i aż o 33 lata przeżył zleceniodawcę zamachów na swoje życie, Augusta II. Stanisław Leszczyński zmarł 23 lutego 1769 r. otoczony powszechnym szacunkiem przez poddanych z Lotaryngii, którą władał po nieudanej próbie odzyskania polskiego tronu w latach 1733-1735. Mógł sobie pożyć dłużej, gdyby nie ogień z kominka, obok którego akurat się znajdował. Iskra padła na ubranie i spowodowała, że zaczął płonąć. Ciężko poparzony król odszedł z tego świata dwadzieścia dni później.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA