cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 07.06.2023

Jak Władysław Gomułka zagwarantował Polsce granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej

Łukasz Gajda, 07.12.2020

Plakat propagandowy z czasów początków Polski Ludowej

Władysław Gomułka zapisał się raczej negatywnie w polskiej historii. Pamięta mu się antysemicką nagonkę i tłumienie protestów studenckich, udział Polski w inwazji na Czechosłowację w 1968 roku czy masakrę na Wybrzeżu w 1970 roku. Gomułka miał jednak dwa jasne punkty swojej biografii. Pierwszy to niewątpliwie październik 1956 roku. Z kolei drugi – uznanie przez zachodnie Niemcy polskiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej.

Niepewna granica

Dziś sprawa naszej zachodniej granicy wydaje się być czymś oczywistym jako forma rekompensaty za odebranie Polsce wschodnich województw i udział zwycięstwie nad Niemcami. Jednak status przyznanych ostatecznie na konferencji w Poczdamie Polsce ziem długo pozostawał niepewny. Początkowo przyjęto formułę, że będą to obszary pod polską administracją. Ich dalszy los miała rozstrzygnąć konferencja pokojowa, do której w rezultacie nigdy nie doszło. Było to na rękę ZSRR. Przy takim obrocie spraw to Moskwa była najważniejszym gwarantem polskiej zachodniej granicy, co nakazywało Warszawie niezależnie od sytuacji wewnętrznej stale orientować się w polityce zagranicznej i wojskowej na wielkiego brata.

Władysław Gomułka

Historycy często uznają, że Władysław Gomułka miał wręcz obsesję na punkcie zagwarantowania zachodniej granicy i zagrożenia niemieckiego. Zapewne wpływ na to miało to, że zaraz po wojnie pełnił funkcję ministra ds. Ziem Odzyskanych. Już w czasie słynnego przemówienia na Placu Defilad w październiku 1956 roku Gomułka mówił o zagrożeniu niemieckim militaryzmem. Propaganda ery gomułkowskiej nieustanie bombardowała społeczeństwo obrazami groźnego rewizjonizmu i militaryzmu zachodnioniemieckiego. RFN to było nowe wcielenie III Rzeszy czy w najlepszym razie Zakonu Krzyżackiego. Swoją drogą wydatne wsparcie państwa przy produkcji i promocji filmu „Krzyżacy” Aleksandra Forda wiązało się właśnie z propagandowy ukazaniem zwycięstwa Polski nad złymi Niemcami.

Gomułka jednocześnie ciągle obawiał się, że może dojść do ponownego porozumienia się Sowietów i Niemców ponad głowami Polaków. I sekretarz PZPR był przy tym znany, że gdy nadarzała się okazja, to nie przebierał w słowach w rozmowach z towarzyszami z Moskwy. Kiedy do Gomułki dotarły przecieki o rokowaniach Chruszczowa z RFN, w których przedmiotem negocjacji był polski Szczecin, to towarzysz Wiesław wysłał do Moskwy ostry i oskarżycielski list. Jednocześnie w Niemczech za rządów chadecji ciągle po cichu liczono na to, że odzyskanie zajętych przez Polskę ziem jest możliwe. Toteż w RFN wcale nie były rzadkością mapy, na których zaznaczano tzw. polskie Ziemie Odzyskane jako pod tymczasową polską administracją.

Dobra zmiana

Pod koniec lat 60. nastąpiło jednak coś co z perspektywy poprzednich lat wydawało się w ogóle nie do pomyślenia. Prasa, radio, telewizja wyraźnie zelżały w antyniemieckiej retoryce, a nawet zdarzało się chwalić zachodnie Niemcy. W styczniu 1969 roku do Polski przybył z RFN tamtejszy komunista Max Reimann. W Warszawie wygłosił standardowe przemówienie, w którym mówił o niemieckim militaryzmie i zagrożeniu dla światowego pokoju. Gomułka przerwał jego mowę i oświadczył, że dziś główna siła Niemiec bierze się nie z armii, lecz z gospodarki. Była to duża i zaskakująca zmiana. Przecież jeszcze do niedawna I sekretarz byłby pierwszym, który mówiłby w podobny sposób co Reimann. Coś zatem musiało się stać?

W tym czasie w zachodnich Niemczech rządzili socjaliści z SPD. Szykowana była koalicja SPD z Wolną Partią Demokratyczną, na czele której miał stanąć Willy Brandt. Wcześniej pełnił on funkcje wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych. I nie było tajemnicą, że będzie on dążyć do unormowania relacji RFN z NRD i Polską. Gomułka nie okazał się tak antyniemiecki jak by się mogło wydawać i postanowił wykorzystać nadarzającą okazję.

Wybijanie słupa granicznego na Odrze przez polskich żołnierzy, 1945 r.

Jeszcze zanim Brandt został kanclerzem, 18 lipca 1969 roku Gomułka podczas uroczystości wręczenia państwowych odznaczeń powiedział:

Czy takie stosunki, jakie są między Polakami a całym narodem niemieckim, pozostaną nadal takie same, czy też należy dążyć do ich zmiany? Trzeba sobie zawsze zdawać sprawę z jednego, nic w miejscu nie stoi, wszystko się rozwija. Uważamy, że nadszedł okres historyczny, kiedy trzeba próbować, nie przesądzając sprawy, pewne rzeczy zmieniać w stosunku do tego, co było dawniej.

Gomułka musiał jednak uważać. Samodzielne próby uregulowania relacji z Bonn mogły nie podobać się w Moskwie, a także w NRD. Symptomatyczne było, że nagle media wschodnioniemieckie zaczęły mówić nie o granicy polsko-niemieckiej, a polsko-enerdowskiej, co miało podważać sens dogadywania się Warszawy z RFN.

Niemiecki plakat wyborczy partii CDU z 1947 r. kwestionujący
granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej

Na początku 1970 roku przybył do Polski wysłannik kanclerza Brandta, Berthold Beitz. Oficjancie przyjechał tu na polowanie, a nieoficjalnie zaproponować zawarcie wspólnego układu. Emisariusz przekazał także list kanclerza, w którym można było przeczytać:

Polska, ze swoim zrozumieniem dla historii, ma wyczucie tego, co to oznacza, jeśli komuś prezentuje się rachunki hitlerowskich przestępstw, podczas gdy ta osoba sama należała do przeciwników Hitlera. Ale to nie oznacza, iż zamierzam uciec od czegoś, co dotyczy historii mojego narodu i co tak zgubnie obciążyło stosunki polsko-niemieckie.

Negocjacje musiały toczyć się potajemnie. Polska obawiała się reakcji Moskwy, a Brandt reakcji swoich wyborców. Ku uciesze Warszawy w sierpniu 1970 roku Kreml sam zdecydował się zawrzeć układ z RFN, co pozwalało już Polsce na swobodne dokonanie podobnego ruchu. Z kolei dla kanclerza Niemiec traktat z PRL był ważniejszy niż kolejne wybory. Brandt uważał, że bez niego nie można mówić o trwałym pokoju w Europie.

Pożegnalny sukces

Ostateczny kształt traktatu osiągnięto po niemal roku negocjacji. 7 grudnia 1970 roku w sali kolumnowej Urzędu Rady Ministrów premier Józef Cyrankiewicz i kanclerz Willy Brandt podpisali Układ między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków. Już na samym początku tego dokumentu zaznaczono, że strony teraz i w przyszłości uznają swoje granice i zobowiązują się wzajemnie do bezwzględnego poszanowania swojej integralności terytorialnej.

Trudno przecenić znaczenie tego układu. Jego pozytywne skutki objawiły się zwłaszcza po 1989 roku. Gwarancja granicy wyrażona w 1970 roku okazała się trwała po zjednoczeniu Niemiec, a to powodowało, że gwarancje sowieckie wcale nie są Polsce do niczego potrzebne.

Samej wizycie Brandta towarzyszyła szczególna oprawa, którą dotychczas mogli się cieszyć przywódcy zaprzyjaźnionych państw bloku wschodniego. Do historii przeszedł gest kanclerza Niemiec, podczas składania kwiatów przed pomnikiem Bohaterów Getta. Willy Brandt ukląkł wtedy przed monumentem, co odczytano jako wyrażenie skruchy za niemieckie zbrodnie podczas II wojny światowej. Niewątpliwie też ten gest, jak i podpisany traktat wdatnie pomógł Brandtowi w zdobyciu Pokojowej Nagrody Nobla w roku następnym, jak i tytułu Człowieka Roku 1970 magazynu Time.

Po zawarciu układu Władysław Gomułka również miał powody do radości. Choć umowa oficjalnie była negocjowana przez rząd, to on jako faktycznie pierwsza osoba w państwie decydował o jej kształcie. Jak podaje Piotr Lipiński w swojej biografii Władysława Gomułki, towarzysz Wiesław liczył także na podpisanie w niedalekiej przyszłości porozumień gospodarczych z RFN, które zapewniłyby finansową kroplówkę dla słabnącej polskiej gospodarki. Jeszcze kilka lat wcześniej byłoby to kompletną abstrakcją. Teraz, gdy najważniejszy cel polityki zagranicznej ekipy Gomułki został osiągnięty, wydawało się to całkiem realne. Towarzysz Wiesław mógł sądzić, że wszystko zmierza ku dobremu, ale jeszcze w tym samym miesiącu wiatr historii odsunął go od władzy. Masakra robotników na Wybrzeżu była politycznym końcem Władysława Gomułki.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA