„Mocno i pewnie chodząca po polskiej ziemi/ Umiłuj lud sprawiedliwy, co Polskę zbudził. A tam, kochanie, gdzie mieszkał Włodzimierz Lenin/ Złóż kwiatek. To był przyjaciel tych prostych ludzi” – pisał w wierszu „Do córki w Zakopanem” Julian Tuwim. W 1970 roku pojawili się jednak tacy, którzy w podhalańskim Poroninie zamiast kwiatka chcieli podłożyć pod pomnikiem wodza rewolucji bombę.
Tablica w przepaść
W 1970 roku w całym bloku państw socjalistycznych hucznie obchodzono stulecie urodzin Włodzimierza Ilicza Lenina. Szczęśliwie dla władz PRL się złożyło, że przywódca ZSRR w 1913 roku odwiedził polskie Tatry – mieszkał w Poroninie i chodził po górach. Oczywiście w Polsce Ludowej został godnie upamiętniony własnym muzeum, pomnikiem i tablicą na szczycie Rysów, ale tę strącili w geście protestu na wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji członkowie „Ruchu”.
Dziś „Ruch” jest jedną z mniej znanych organizacji opozycyjnych. Bardziej pamiętani są jego członkowie – Stefan Niesiołowski czy Andrzej Czuma. Grupa powstała w 1965 roku w środowisku studenckim. Sama nazwa była dziełem przypadku, gdyż członkowie „Ruchu” nie chcieli nadawać mu zbyt sformalizowanej, organizacyjnej formy, dlatego mówili o „naszym ruchu”. To dopiero Służba Bezpieczeństwa przyjęła, że to oficjalna nazwa tej (pseudo)organizacji. Cel działaczy był jednak ambitny – obalenie systemu komunistycznego, uniezależnienie od Sowietów, wycofanie Armii Radzieckiej z Polski, wprowadzenie demokratycznego państwa prawa i gospodarki rynkowej. Metody realizacji tego były dosyć powściągliwe – wydawanie podziemnej prasy, czasem akcje w stylu małego sabotażu na czele z malowaniem antykomunistycznych haseł na pomnikach i murach.
Stopniowo jednak „Ruch” się rozkręcał. Pierwszą spektakularną operacją było wspomniane zrzucenie pod koniec sierpnia 1969 roku tablicy poświęconej Włodzimierzowi Leninowi na Rysach. Dokonali tego Benedykt Czuma i Stefan Niesiołowski, który wpadł na ten pomysł. Panowie dotarli na szczyt około godziny 18., kiedy nie było już tam żadnego turysty. Wieczorem szybko pogorszyła się pogoda. Zaczął padać deszcz, a następnie deszcz ze śniegiem. Rozmontowaną tablicę opozycjoniści znieśli do Kaczej Doliny, z której zrzucili ją w przepaść. Tak wspominał ten moment Stefan Niesiołowski w rozmowie z Piotrem Lekszyckim:
Zapadał już zmierzch, dodatkowo widoczność ograniczała mgła. Doszliśmy na brzeg skalnej półki. Sam moment zepchnięcia tablicy był trochę zabawny. Puściliśmy ją w dół – i nic, cisza. Zastanawialiśmy się, co mogło się stać (…) Przez kilka sekund nic nie słyszeliśmy. Nagle huk! Wydawał się tak potworny, że chyba było słychać w Krakowie! To oczywiste złudzenie, ale poczuliśmy lekki przestrach(…)
Wysadzić Lenina
Akcja zrzucenia tablicy, choć zrealizowana przez członków „Ruchu”, nie była konsultowana w szerszym gronie. Inaczej było z kolejną operacją, której pomysłodawcą również miał być Stefan Niesiołowski. W „Ruchu” narastało przekonanie, by jakoś zepsuć obchody urodzin wodza rewolucji. Jak mówił w czasie swego procesu Andrzej Czuma:
W pierwszej połowie 1970 roku grupa rządząca rozpętała kosztem olbrzymich nakładów materialnych kampanię kultu wobec osoby Lenina. Społeczeństwu, które znajduje się w straszliwych warunkach materialnych na skutek nieudolności grupy rządzącej, wciska się na siłę kult Lenina, którego to kultu społeczeństwo nie podziela. W ten sposób w świadomości i emocjach społecznych zaczyna się utrwalać powiązanie między wyzyskiem, poczuciem krzywdy i kneblowaniem, jakie spotyka społeczeństwo z ręki grupy rządzącej, a rozdmuchiwanym kultem leninowskim.

Niesiołowski podzielił się w rozmowie z Piotrem Leszyckim
w książce Niesiołowski
Andrzej i Benedykt Czumowie oraz Emil Morgiewicz byli jednak przeciwni tak radykalnemu pomysłowi jak zniszczenie pomnika wodza rewolucji w Poroninie. Obawiali się, że „Ruch” przekształca się w organizację terrorystyczną, a nie takie były przecież założenia. Zostali oni jednakże przegłosowani w kwietniu 1970 roku. W tym samym czasie próbowano przeprowadzić inną paraterorrystyczną akcję pod kryptonimem „Skunks”. Polegała ona na rozprowadzaniu w sklepach PKO w Łodzi płynu o nieprzyjemnym zapachu. Pomysł ten zarzucono na rzecz wysadzenia poronińskiego monumentu. Ale tu doszło do komplikacji. Okazało się, że doktor Jan Kapuściński z Politechniki Łódzkiej, który miał skonstruować ładunek wybuchowy nie był w stanie przygotować go na czerwiec, kiedy miały odbyć się w Poroninie centralne uroczystości urodzin bolszewika.
Zdecydowano zatem o podpaleniu muzeum. Członkowie „Ruchu” jako turyści tuż przed zamknięciem muzeum mieli w nim zostawić materiały wybuchowe, które eksplodowałyby po 40-60 minutach, gdy już nikogo miało tam nie być. Akcję zaplanowano na 21 czerwca. W maju przeprowadzono rozpoznanie obiektu i próby przygotowanych ładunków na jednym z łódzkich cmentarzy. Problem stanowiło wynajęcie samochodów na ten dzień. W tej sprawie Andrzej Czuma skontaktował się ze Stanisławem Daszutą – jak się później okazało tajnym współpracownikiem SB.
Aresztowania „terrorystów”
Władza dosyć szybko zaczęła orientować w tym co się szykuje. Prócz raportu Daszuty, od 1969 roku inwigilowany był Andrzej Czuma, w którego mieszkaniu zamontowano podsłuch. To z tego źródła dowiedziano się dokładnie o co chodzi. Służba Bezpieczeństwa od co najmniej kilku miesięcy osaczało środowisko „Ruchu”, a wiadomość o planie zniszczenia muzeum w Poroninie tylko przyśpieszyła decyzję o aresztowaniach. Pierwsze przeprowadzono 20 czerwca. Do aresztu trafili m.in. Andrzej i Benedykt Czumowie oraz Marek i Stefan Niesiołowski. W sumie zatrzymano 24 opozycjonistów, w tym także oficera Armii Krajowej i cichociemnego Mariana Gołębiewskiego.
W czasie przesłuchań większość odmawiała składania zeznań, poza Stefanem Niesiołowskim, który potwierdzał znane SB informacje, ale nie podawał nowych, co i tak nie było esbecji potrzebne, gdyż z każdym dniem znajdowano coraz więcej obciążających materiałów, a Niesiołowskiemu to i tak nie pomogło, gdyż wraz z Andrzejem Czumą dostali najwyższe wyroki 7 lat pozbawienia wolności. Pozostali przywódcy „Ruchu” musieli spędzić więzieniu, odpowiednio: Benedykt Czuma – 6 lat, Marian Gołębiewski i Bolesław Stolarz - 4,5 roku, Emil Morgiewicz – 4 lata, Marek Niesiołowski i Wiesław Kęcika - 3,5 roku.
To że do zniszczenia muzeum czy pomnika nie doszło, a organizatorzy tej akcji uznali później, że sam jej pomysł był błędem, nie przeszkodził członkom „Ruchu” zyskać sporą popularność, co z drugiej strony stało się przekleństwem tej opozycyjnej formacji, która nigdy nie brała sobie cel działań zbrojnych. Polski sentyment do orężnej walki o niepodległości stworzył jednak dosyć dobrze do dziś utrzymujący się mit. Jak twierdził Stefan Niesiołowski, obecnie często tytułuje się go nawet tym, który „wysadził pomnik Lenina”.
Artykuł powstał m.in. w oparciu o książkę Piotra Leszyckiego Niesiołowski