cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Wtorek, 16.04.2024

Jak pierzyna, łacina i dziecina zgotowali hańbę plugawiecką

Marcin Słoma, 17.10.2020

Spotkanie Chmielnickiego z Tuhaj Bejem, obraz Juliusza Kossaka

Była to jedna z niewątpliwie najbardziej hańbiących klęsk w całej historii Polski, a na pewno najgłośniejsza klęska Rzeczypospolitej w okresie powstania Chmielnickiego. Chodzi oczywiście o bitwę pod Piławcami, która rozegrała się w końcu września 1648 roku. Do dzisiaj zachowało się powiedzenie z tamtych lat nazywające ją „hańbą plugawiecką”. Jakie były przyczyny tej fatalnej w rezultacie dla państwa polsko-litewskiego batalii?

Koniec złotego pokoju

Sytuację na Ukrainie w latach 1638-47 historycy często określają mianem „złotego pokoju”. W tym czasie nie dochodziło do żadnych powstań kozackich, a dalekie, puste krańce Rzeczypospolitej przechodziły okres ożywionej kolonizacji. To wtedy powstawały wielkie majątki tzw. „królewiąt”. „Królewiętami” byli najczęściej spolonizowani potomkowie ruskich bojarów (jak najsłynniejszym z nich - Jeremi Wiśniowiecki) lub polscy magnaci, pragnący zbić fortunę na spławie uprawianego na tej żyznej ziemi zboża.

Jeremi Wiśniowiecki

Około 1646 roku król Władysław IV zaczął snuć ambitne plany wojny z Turcją. Liczył, że na pokonanie Porty Osmańską, która w tym czasie pochłonięta była walkami z Wenecją o Kretę. Głównym celem wyprawy polskiego monarchy miało być podbicie Chanatu Krymskiego. Ten stosunkowo niewielki turecki wasal, usytuowany na południowy-wschód od ziem podległych Królestwu Polskiemu oddzielał je od Morza Czarnego. Chanat swoją egzystencję opierał na prowadzeniu najazdów na pograniczne tereny, skutecznie uniemożliwiając wykorzystanie potencjału gospodarczego całej Ukrainy. Teraz miało się to zmienić. Król skonsultował swoje plany ze starszyzną kozacką – zaprawieni w bojach mieszkańcy Zaporoża mieli być istotnym atutem w walce z Tatarami. W skierowanych do nich listach Władysław IV obiecywał Kozakom pomoc finansową na zakup broni oraz nadanie nowych przywilejów.

Jednym z uczestników tych obrad był Bohdan Chmielnicki, który wykradłszy owe papiery uciekł na Zaporoże. Sam ścigany przez prawo ze względu na zatarg z Danielem Czaplińskim podburzał Kozaków. Plany wojny tureckiej ostatecznie upadły ze względu na brak poparcia Sejmu, lecz Chmielnicki nie rezygnował ze swoich zamierzeń. Zdawał sobie sprawę, że aby jego bunt miał jakiekolwiek szanse na sukces, to będzie potrzebować wsparcia kawalerii. Kozacy stanowili znakomitą piechotę, ale to nie wystarczało, by powstrzymać siłę jazdy polskiej. Dlatego Chmielnicki udał się do wodza tatarskiego – Tuhaj Beja i ujawnił mu zamierzenia Władysława IV. Chan poparł powstańców, co wkrótce okazać się miało bardzo istotne, również pod Piławcami.

„Pierzyna”, „łacina” i „dziecina”

Pierwsze strzały padły w styczniu 1648 roku. Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki zareagował bardzo sprawnie i szybko przemieścił się z wojskiem na Ukrainę. Jednak jego błędna taktyka – polegająca na podziale własnych wojsk na trzy części - okazała się zgubna. Jedna z grup składająca się bowiem wyłącznie z samych Kozaków rejestrowych przeszła na stronę powstańców. W maju 1648 roku zadali oni klęskę siłom hetmana pod Zółtymi Wodami i Korsuniem. Zarówno hetman wielki koronny Mikołaj Potocki, jak i hetman polny koronny dostali się do niewoli. W ten sposób Korona została pozbawiona armii oraz najważniejszych dowódców.

Śmierć Stefana Potockeigo nad Żółtymi Wodami, obraz Juliusz Kossak

Na domiar złego właśnie w tym momencie zmarł król Władysław IV. Władzę jako interrex przejął sędziwy prymas Maciej Łubieński, który wyznaczył konwokację na 16 lipca 1648 r. Faktyczną władzę w tym czasie sprawował jednak kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński. To on apelował do szlachty o zaciągnięcie tzw. wojsk powiatowych, w celu obrony kraju. Dodatkowo udało się powołać trzech regimentarzy, którzy mieli dowodzić nowym wojskiem koronnym. Byli to: Dominik Zasławski, Mikołaj Ostroróg oraz Aleksander Koniecpolski. Do historii przeszli oni jako (w tej samej kolejności) „pierzyna, łacina i dziecina”. Autorstwo przypisuje się Bohdanowi Chmielnickiemu. „Pierzyna” odnosiła się do zamiłowania do wszelkich wygód Zasławskiego. „Łacina” dotyczyła zamiłowań oratorskich Ostroroga. „Dziecina” zaś do młodego wieku Koniecpolskiego oraz jego braku autorytetu wśród szlachty.

Podział głównego dowództwa sił Korony na trzy osoby zdecydowanie osłabił ich potencjał militarny, tym bardziej, że regimentarze nie posiadali odpowiedniego doświadczenia w dowodzeniu. Decyzja ta była tym bardziej zaskakująca, że można było przekazać dowództwo hetmanom litewskim, którzy zapewne w zdecydowanie sprawniejszy sposób mogliby walczyć z powstańcami. Sytuację pogarszał również fakt, że część „królewiąt” z Ukrainy, zaciągających jednostki na własny koszt była skłócona z regimentarzami bądź im nie ufała. Przykładem może być Jeremi Wiśniowiecki, który miał osobiste zatargi z Ostrorogiem i Koniecpolskim.

Niezdecydowanie i spory, które pojawiały się od samego początku przesądziły o niekorzystnej lokalizacji bitwy. Miejscem docelowym dla wojsk polskich miały być Gliniany na Rusi Czerwonej, gdzie dotarli Zasławski i Ostroróg. Tymczasem Jeremi Wiśniowiecki swój obóz rozbił nieopodal Zbaraża, pod Czołchańskim Kamieniem, gdzie przybył też Koniecpolski. Większość pozostałych chorągwi nie spieszyła się, a jeśli już, to wybierano obóz Wiśniowieckiego. Chmielnicki wykorzystał ten brak zdecydowania rozstawiając swoje oddziały w dogodnym miejscu pod Piławcami nad brzegiem rzeki Piławka. Pagórkowaty teren otaczający obóz nie pozwalał wykorzystać atutów jazdy polskiej. Gdy 20 września na drugi brzeg rzeki przybyły wszystkie oddziały regimentarzy rozbito aż sześć obozowisk, co ograniczyło znacznie koordynacje wspólnych działań militarnych.

Dominik Zasławski

Liczbę wojsk polskich które stawiły się pod Piławcami ocenia się na ok. 30 tysięcy. 10 tys. stanowiły wspomniane wcześniej wojska powiatowe, reszta składała się z prywatnych armii magnatów, piechoty wybranieckiej oraz gwardii królewskiej. Nie było to zatem, jak wskazywali dawni historycy, albo jak można wyczytać z kart Sienkiewicza pospolite ruszenie nieprzedstawiające wielkiej wartości militarnej. Do tego armia koronna była wspierana przez dosyć silną artylerię, liczącą do stu dział. Przeciw nim stanęli powstańcy, których liczba jest trudna do oszacowania i waha się pomiędzy 30 tys. a nawet 110 tys. Należy pamiętać, że w odróżnieniu od wojsk polskich kozackie chorągwie składały się jednak głównie ze zbuntowanego chłopstwa, którego wartość bojowa była nikła. Starcia prywatnych oddziałów z tym motłochem wykazywały, że jednostki te nie mogły się równać w boju z żołnierzami zawodowymi. Oczywiście, z Chmielnickim szła również piechota zaporoska, która była jedną z najlepszych i najskuteczniejszych formacji w całej Rzeczpospolitej, jednak nie stanowiła ona większej części kozackiej armii. Co więcej, wojska Chmielnickiego były w owym czasie pozbawione wsparcia tatarskiego. Nie miały zatem jak skutecznie odpierać ataków nie tylko husarii, ale nawet lżejszych formacji kawaleryjskich.

Bitwa bez bitwy

Wydaje się zatem, że nadchodząca bitwa dawała spore nadzieje na korzystne rozstrzygnięcie dla obozu polskiego. Jednakże brak dyscypliny i wzajemnego zaufania zadecydował o tragicznym rozwoju wypadków. Pierwsze wyrazy samowoli i niesubordynacji dały się odczuć już pierwszego dnia bitwy, kiedy to 20 września wojewoda kijowski zaatakował groblę, stanowącą jedyną dostępną drogę na drugi brzeg Pilawki. Dominik Zasławski postawiony wobec faktu dokonanego postanowił wspomóc atak dzięki czemu silnie broniona przeprawa została zdobyta. Udało się nawet zbudować szaniec który miał stanowić przyczółek do dalszych działań. Pomimo więc niesubordynacji ze strony podwładnych udało się osiągnąć pierwszy sukces.

Następnego dnia dowództwo nad oddziałami miał przejąć Wiśniowiecki, jednak wojsko odmówiło walki. 22 września minął głównie na mniejszych potyczkach i wyrównanych starciach. Regimentarze nie chcieli podjąć zdecydowanych działań ofensywnych, obawiając się, że ewentualna klęska równałaby się zniszczeniem ostatniej już armii, jaką dysponowała Polska.

Wieczorem tego dnia po polskim obozie zaczęła krążyć plotka, że do Kozaków dołączyli Tatarzy. Powiadano również, że regimentarze uciekli i pozostawili swoje oddziały na pastwę kozacko-tatarskich wojsk. Wybuchła panika. Żołnierze zaczęli uciekać pozostawiwszy za sobą prawie cały ekwipunek – broń, szaty, wozy z wszelkimi dobrami, armaty i zbroje. Nie wiadomo dokładnie, czy dowódcy pierwsi opuścili obóz, gdyż po wszystkim zaczęły się wzajemne oskarżenia. Gdy następnego dnia Kozacy zastali opuszczony polski obóz zapewne nie mogli się otrząść z wrażenia. Oto prawie całkowicie bez żadnych strat udało im się „rozbić” kolejną polską armię, a w ich ręce dostały się dobra, które pozwalały na dalsze prowadzenie powstania.

Unikatowy kubek z wizerunkiem księcia Jeremiego Wiśniowieckiego
do kupienia tylko w Sklepie Wokulskiego.

Brak zaufania wobec własnego dowództwa, niesubordynacja zadecydowały o tak katastrofalnym dla Rzeczpospolitej wyniku bitwy. Jedna, wyolbrzymiona plotka (do Kozaków zapewne rzeczywiście dotarły oddziały tatarskie, ale nie przekraczały one liczby trzech tysięcy żołnierzy) sprawiła, że kraj pogrążył się w chaosie i w dodatku bez armii mogącej pokonać powstańców.

Bitwa była zatem tragiczną klęską. Wynik jest tym bardziej haniebny, że siły wystawione przez Rzeczpospolitą dawały realną nadzieję na odniesienie zwycięstwa. Trudno jednoznacznie wskazać kto ponosi odpowiedzialność za tę porażkę. Na taki rezultat złożyło się na pewno kilka czynników: powołanie aż trzech – równych względem siebie dowódców nie rokowało od samego początku na sprawne prowadzenie jakichkolwiek działań; strategia obrana przez regimentarzy, która nie przewidywała zdecydowanego ataku i nie pozwalała wykorzystać szansy, jaką było szybkie pokonanie oddziałów kozackich, niemających jeszcze wsparcia ze strony Tatarów. Do tego należy dodać: brak dyscypliny w wojsku, samowolę „królewiąt” i na koniec wybuchu paniki w obozie polskim, który zniweczył jakiekolwiek szanse na odniesienie zwycięstwa. Powstanie Chmielnickiego miało się ciągnąć przez kolejne lata i dalej rujnować kraj.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA