cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 19.04.2024

Jak nie ludobójstwo, to co? Rzeź wołyńska według Ukrainy

Jakub Wojas, 11.07.2018

Polacy zamordowani przez UPA w Lipikach na Wołyniu, 26 marca 1943 r.

Kwestia zbrodni, jakiej dokonano w latach 1943-1945 na obszarze Wołynia i Galicji Wschodniej wciąż rozpala emocje zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Zdaniem strony polskiej, w tym czasie oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii przeprowadziły masową, zaplanowaną eksterminację ludności polskiej. Zbrodnia ta, która pochłonęła życie ok. 100 tys. ludzi wypełnia zatem znamiona ludobójstwa. A jak to wygląda z perspektywy znacznej części ukraińskich historyków?

Druga wojna polsko-ukraińska

Zdaniem szefa ukraińskiego IPN Wołodymyra Wiatrowycza, w latach 1942-1947 miał miejsce konflikt zbrojny między Polską a Ukrainą będący kontynuacją konfliktu między II Rzeczpospolitą a Zachodnioukraińską Republiką Ludową z lat 1918-1919. Konflikt ten, jak przyznaje Wiatrowycz, miał charakter szczególny bowiem brały w nim udział oddziały partyzanckie, wspomagane przez ludność miejscową. W takich oto warunkach wojennych miało dojść do haniebnych zbrodni, bo na wojnie jak to na wojnie. Ukraiński historyk przyznaje jednakże, że to strona polska ucierpiała w tym konflikcie zdecydowanie bardziej.

Dla polskich historyków kwestia konfliktu między Polską a Ukrainą jest sprawą otwartą, a raczej irrelewantną z perspektywy kwalifikacji zbrodni wołyńsko-galicyjskiej. Wiatrowycz w swojej książce odrzuca ludobójstwo zastępując je często terminem wojna. Tymczasem jedno drugiego nie neguje. Do ludobójstwa często dochodziło w czasie konfliktów zbrojnych, tym bardziej, że chodzi tu o masową, zaplanowaną eksterminację ludności cywilnej. Taki czyn dokonany przez wojskowych stanowi w warunkach wojennych zarówno zbrodnię wojenną, jak i zbrodnię ludobójstwa. Choć należy też zaznaczyć, że sam termin ludobójstwo pojawił się w prawie międzynarodowym dopiero po II wojnie światowej. W myśl zasady, że prawo nie może działać wstecz możemy dziś co najwyżej ocenić, czy według obecnych kryteriów dana zbrodnia nosi znamiona ludobójstwa, czy nie. Nie można jednak z tego tytułu wyciągać żadnych konsekwencji prawnych.

To Polacy zaczęli

W ukraińskiej historiografii dość rozpowszechniony jest pogląd, że pierwszych zbrodni dokonali Polacy, a konkretnie polskie podziemie na ukraińskiej ludności cywilnej na Chełmszczyźnie w 1942 r.. Przywoływane jest tutaj sprawozdanie Hrubieszowskiego Ukraińskiego Komitetu Pomocowego, który mówił, że w tych rejonach dokonano 258 zabójstw Ukraińców. Te zabójstwa miały sprowokować mordy na ludności polskiej na Wołyniu.

Rodzina Rudnickich zamordowana przez UPA we wsi Chobułtowa, powiat Włodzimierz.

Polscy historycy konsekwentnie odpierają ten zarzut wskazując, że przywoływane dokumenty pochodzą z okresu późniejszego, a podawana liczba dotyczy momentu po dokonaniu rzezi na Wołyniu, gdy miał miejsce tzw. polski odwet, a w wypadku Lubelszczyzny „akcje wyprzedzające”. Nie ma tym samym żadnych dowodów na to, że pierwszych mordów dokonali Polacy.

To nie było zaplanowane

Zdaniem większości ukraińskich historyków mordy na polskiej ludności cywilnej nie były zaplanowane, lecz miały charakter spontanicznych wystąpień ludności i niesubordynowanych, poszczególnych oddziałów UPA. Przy tym Wołodymyr Wiatrowycz odpiera zarzut strony polskiej, że 11 lipca 1943 r. dokonano jednoczesnego ataku banderowców na blisko 100 polskich wsi na Wołyniu. Szef ukraińskiego IPN stwierdza, że nie ma żadnych dokumentów, które potwierdzałyby, że tego dnia napadnięto na taką liczbę miejscowości.

Znawca XX-wiecznych stosunków polsko-ukraińskich Grzegorz Motyka w 2013 r. na łamach Nowej Europy Wschodniej odpowiedział w dosyć ciekawy sposób na ten argument:

W swoich książkach podaję nazwy co najmniej kilkudziesięciu miejscowości wymordowanych tego dnia (w pracy Siemaszków Wiatrowycz zapewne znajdzie przy odrobinie wysiłku pełen wykaz dziewięćdziesięciu dziewięciu napadniętych tego dnia osiedli). Wystarczy tylko udowodnić, że tych konkretnych wiosek nikt nigdy nie wymordował. Kto wie, może te osiedla dalej istnieją? A uznawane przez nas za zabite i często wymieniane z nazwiska osoby spokojnie, nieniepokojone przez nikogo tam sobie żyją?(…) Przepraszam, ale brak w dokumentach OUN i UPA szerokiej i pełnej informacji o napadach tego dnia nie jest dla mnie wystarczającym dowodem na to, że dziesiątki świadków cudem ocalałych z rzezi uległo zbiorowemu złudzeniu.

To była wojna chłopska

Według Wiatrowycza i jego kolegów wydarzenia, określane na Ukrainie często mianem tragedii wołyńskiej, miały przede wszystkim charakter wystąpień ludności cywilnej, która samodzielnie i samoczynnie się organizując napadała na polskie wsie. Był to ich zdaniem rodzaj odwetu za doznane upokorzenia za czasów II RP, połączony z chęcią grabieży. To ma tłumaczyć prymitywne metody zabijania z wykorzystaniem narzędzi rolniczych czy siekier. Sama zbrodnia na Wołyniu ma się tym samym wpisywać w sztafetę wystąpień ludności ukraińskiej przeciwko „polskim panom”. Jako dowód wskazuje się odnotowanie w raportach sowieckiej partyzantki ataków grup określanych jako „siekiernicy”, którzy mieli być po prostu napadającym na Polaków chłopami wyposażonymi w siekiery.

Rodzina Karpiaków, na której UPA dokonała mordu w Lataczu w powiecie zaleszczyckim 14 grudnia 1943 r.

Zdaniem polskich historyków ludność miejscowa w żadnym przypadku sama z siebie nie atakowała Polaków. Ich napaści na polskie miejscowości odbywały się przy obecności banderowców, po ich wcześniejszej agitacji lub nierzadko przymuszeniu do udziału w rzezi. Użycie w mordach narzędzi rolniczych miało z kolei trzy przyczyny. UPA zależało na stworzeniu wrażenia, że napaście są spontanicznymi wystąpieniami ludności miejscowej, co miało w przyszłości ściągnąć z nacjonalistów ukraińskich ewentualną odpowiedzialność. Po drugie, bezbronna ludność cywilna była łatwym celem, na który nie warto było marnować amunicji. No i w końcu po trzecie, miała to być tak barbarzyńska zbrodnia, żeby Polacy nigdy więcej nie chcieli tutaj wracać. Natomiast wspomniani „siekiernicy” nawet w samych dokumentach sowieckich są kwalifikowani jako podgrupa ukraińskich nacjonalistów.

Nie ma dowodów, że to UPA

Historycy z Ukrainy wskazują często, że nie tylko nie ma dowodów, że UPA wydało rozkaz do rozpoczęcia mordów, ale również że te zbrodnie dokonywali oni. Udział banderowców w rzeziach jest w tym wypadku przejawem niesubordynacji poszczególnych oddziałów. Ponadto wymordowania części wiosek mieli dokonać bulbowcy – oddziały pod wodzą Tarasa Borowcia „Bulby”, a to by przeczyło tezie o zaplanowanym charakterze mordów i odpowiedzialności za nie UPA.

Dokumentów potwierdzających wydanie rozkazu wymordowania Polaków nie ma (podobnie jak nie ma rozkazu Hitlera o wymordowaniu Żydów). Jest natomiast szereg przesłanek wskazujących, że taki rozkaz rzeczywiście był. Plany dokonywania masowych rzezi pojawiały się wśród ukraińskich nacjonalistów już przed wojną. Według tego schematu w 1942 r. Centralny Prowid Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów nakazał wypędzić wszystkich Polaków pod groźbą śmierci i przy założeniu zabicia wszystkich tych, którzy zostali. Plan ten rozpoczęto realizować od lutego 1943 na Wołyniu, co niedługo później tamtejsze dowództwo UPA przekształciło w planową eksterminację. Na przełomie 1943 i 1944 r. ten sam schemat zaobserwowano w Galicji Wschodniej. We wszystkich udokumentowanych zbrodniach na Polakach w ramach tej akcji uczestniczyły formacje UPA. Z kolei mordy te oficjalnie potępił Taras „Bulba” Borowieć.

Powyższa interpretacja części ukraińskich historyków jest niestety obecnie dominująca nad Dnieprem. Jednocześnie Ukraina wciąż blokuje możliwość dokonania ekshumacji polskich ofiar na Wołyniu, co mogłoby rozwiać wątpliwości w wielu kwestiach. Warto jednak zaznaczyć, że pojawiają się również głosy bardziej zbliżone do stanowiska strony polskiej i być może kiedyś będą one przeważać w debacie na temat wspólnej przeszłości u naszych sąsiadów.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA