cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 19.04.2024

Jak nam (nie) pomogli sojusznicy w 1939 r.

Krystian Skąpski, 17.10.2017

Żołnierze Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego i francuskiego lotniczego personelu naziemnego przy ziemiance na froncie "dziwnej wojny", 28 września 1939 r.

W powszechnej świadomości, we wrześniu 1939 r., Francja i Wielka Brytania mimo wypowiedzenia wojny nie kiwnęły nawet przysłowiowym palcem, by pomóc walczącej Polsce. Szczególnie wymowne są pierwsze sekwencje filmu „Hubal”, gdzie widzimy tragedię wojny na polskich ziemiach w kontraście do beztroskiego życia, jakie wiodło wtedy społeczeństwo Paryża oraz Londynu. Czy w istocie nasi sojusznicy nie zrobili nic, żeby nam pomóc?

Miłe złego początki

Niemcy zdecydowanie obawiali się wojny na dwa fronty. Wizytujący front w Polsce Adolf Hitler cały czas liczył się z tym, że swoim specjalnym pociągiem „Amerika” będzie musiał wyruszyć na zachód, na kolejny front. I wiele wskazywało, że tak właśnie się stanie. 3 września 1939 r. cała Polska z olbrzymią radością przyjęła wiadomość o wypowiedzeniu wojny III Rzeszy przez Wielką Brytanię oraz Francję. W Warszawie przed brytyjską ambasadą na Nowym Świecie zebrał się wiwatujący kilkutysięczny tłum. Po południu podobne sceny odbywały się przed placówką francuską. Zgodnie z ustaleniami Francja miała natychmiast wysłać swoje lotnictwo do walki i stopniowo też podejmować ograniczone działania ofensywne. Polscy sztabowcy przewidywali, że do 15 dnia od początku mobilizacji, na Niemcy uderzy około 35-40 dywizji francuskich.

Demonstracja radości na ulicach Warszawy po wypowiedzeniu wojny Niemcom przez Wielką Brytanię, 3 września 1939 r.

Początek był nawet obiecujący. Już 4 września, 29 brytyjskich samolotów bombowych zaatakowało trzy niemieckie bazy nad Morzem Północnym. Następnego dnia atak powtórzono i... na tym zakończono. Straty okazały się większe niż uprzednio zakładano. Tylko podczas pierwszego nalotu utracono 10 maszyn, a szkody zadane Niemcom okazały się znikome. 

Nieco inaczej przedstawia się sytuacja z Francją. Mimo iż doniesienia wywiadu o stanie morale we francuskiej armii bardzo uspokajały dowództwo niemieckie, to już 7 września wojska francuskie siłami 3. i 4. Armii przekroczyły granicę z Niemcami i ruszyły na pozycje wroga, w kierunku Saarbrucken. Front przełamano na długości 32 km, wchodząc na obszar do 8 km.

Do poważnych starć z Niemcami finalnie nie doszło. Przeciwnik wolał się wycofać i postawić wymowne tabliczki: „Nie będziemy strzelać pierwsi”, „My nie prowadzimy wojny”, „Nie dopuścimy do rozlewu krwi”. Do drobnych potyczek doszło jedynie 10-12 września przy zajmowaniu wsi Apach i miasta Brenschelbach. Francuzi stracili wówczas ok. 10 żołnierzy.

Francuskie ofiary 1939 r.

W trakcie całej ofensywy na zachodzie Niemiec, Francja straciła łącznie ok. 2 tys. rannych, chorych i zabitych. Warto jednak nadmienić, iż te straty nie były w znacznej mierze efektem walk. Obszar, na który wkroczyli Francuzi był wprawdzie pozbawiony poważnych wrogich jednostek, jednakże Niemcy stworzyli tam pola minowe, których to właśnie ofiarą stali się francuscy piechurzy.

Francuscy żołnierze podczas patrolu na południe od Saarbrucken w trakcie działań w Zagłębiu Saary, wrzesień 1939 r.

Działania zbrojne w dniach 9-13 września prowadziły nad Niemcami również francuskie siły powietrzne. Poza rozrzucaniem słynnych ulotek propagandowych, francuscy lotnicy rzeczywiście starli się z wrogiem. Szacuje się, iż w tym okresie ogółem stracono 28 samolotów (9 myśliwskich, 19 rozpoznawczych) oraz 27 zabitych, 22 rannych, 28 zaginionych lotników. Te straty znacząco zniechęciły do podejmowania podobnych akcji.

W skierowanej do Polaków propagandzie francuskiej ofensywa w Zagłębiu Saary prezentowała się bardzo dobrze. Głównodowodzący wojsk francuskich gen. Maurice Gamelin mógł dzięki temu przekazać do marszałka Rydza-Śmigłego informację, że ponad połowa dywizji na froncie północno-wschodnim weszła do akcji. Na temat tego, że praktycznie nie walczyli, nikt już nie wspominał.

Można było zrobić więcej?

12 września 1939 r. we francuskiej miejscowości Abbeville spotkali się przedstawiciele Najwyższej Rady Wojennej Wielkiej Brytanii oraz Francji. W obradach uczestniczyli m.in. premierzy obydwu państw Neville Chamberlain i Edouard Daladier. Podjęto wówczas decyzję o rezygnacji z podejmowania dalszych działań na froncie zachodnim i brytyjskich nalotów na Niemcy.

Francuski żołnierz czytający plakat niemieckiej Ligii Kolonialnej w Lauterbach w Zagłębiu Saary, wrzesień 1939 r.

21 września gen. Gamelin wydał rozkaz o wycofaniu francuskich sił z terytorium Niemiec za Linię Maginota. Nie wszyscy oficerowie francuscy popierali tę decyzję. Gen. Henri Giraud widział w obecności wojsk francuskich w Zagłębiu Saary możliwość zadania dużych strat III Rzeszy. O tym, że była to słuszna koncepcja, świadczy chociażby opinia niemieckiego gen. Siegfrieda Westphala, który alarmował wówczas, że z powodu szczupłości sił niemieckich na tym obszarze Francja może szybko osiągnąć Ren i zagrozić Zagłębiu Ruhry. Głównodowodzący francuscy nie podzielali jednak tego poglądu. Do 17 października wycofali oni z tego obszaru wszystkich swoich żołnierzy.

W tym samym czasie dowodzący niemieckiej 1. Armii gen. Erwin von Witzleben przeprowadził ofensywę, która nie tylko doprowadziła do odzyskania kontroli nad okręgiem Saary, ale też spowodowała okupację niewielkiej części (kilka kilometrów kwadratowych) terytorium francuskiego. Francuzi z tą sytuacją nie robili nic, aż do rozpoczęcia niemieckiej inwazji w maju 1940 r.

Pomoc Francji i Wielkiej Brytanii dla walczącej w 1939 r. Polski należy uznać za wysoce poniżej zdolności i oczekiwań. Słabe siły niemieckie na zachodzie kraju nie mogłyby powstrzymać  prawdziwej ofensywy sił francuskich i brytyjskich, a nawet nieco bardziej zdecydowane działania, takie jakie sugerowali niektórzy francuscy generałowie, mogły znacząco odciążyć Polaków i być może skłonić Stalina do wstrzymania swojej agresji na Polskę.

Po latach wielu przyznawało, że zaprzepaszczono tym samym szansę na zniszczenie III Rzeszy. Francuski marszałek Alphonse Juin pisał w swoich pamiętnikach: „Można było wejść jak w masło w pozycje niemieckie, można było rozstrzygnąć wojnę w 1939 roku”. Z kolei gen. Alfred Jodl, były szef niemieckiego sztabu generalnego, podczas procesu norymberskiego 1946 r. stwierdził: „..jeżeli nie przegraliśmy już w 1939 roku, to tylko dlatego, że w czasie kampanii polskiej mniej więcej 110 francuskich i brytyjskich dywizji zachowało się kompletnie biernie, mając za przeciwnika jedynie 23 niemieckie dywizje" .

Niewykorzystane okazje często się mszczą. Niestety, w czasie II wojny światowej boleśnie przekonała się o tym Europa.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA