Mimo tysięcy kilometrów, jakie dzieliły Polskę i Japonię, to w dwudziestoleciu międzywojennym obydwa państwa podjęły szeroko zakrojoną współpracę. Jednak nieoczekiwanie dla wszystkich zakończyła się ona... wojną.
Misja japońskiego pułkownika
W czasie wojny polsko-bolszewickiej Polskę wspierało dosyć liczne grono obcokrajowców. Prócz żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej czy misji francuskiej, na froncie walki z Sowietami znalazł się również… żołnierz japoński. Był to pułkownik Yamawaki Masataka, specjalny emisariusz Kraju Kwitnącej Wiśni, który miał za zadanie obserwować działania Armii Czerwonej na europejskim teatrze zmagań. Japonia w tym czasie walczyła z bolszewikami na Dalekim Wschodzie i to co się działo w Polsce miało dla nich spore znaczenie.
Pułkownik Masataka jednak nie ograniczał swojej aktywności do śledzenia ruchów wojsk na mapie. Gdy bolszewicy zbliżali się do Warszawy rzekomo osobiście poprowadził szarżę kawalerii. Odznaczył się również w czasie walk pod Radzyminem, za co został udekorowany orderem Virtuti Militari. Japoński oficer wyrobił sobie przy okazji doskonałą opinię o Polsce i Polakach. Tutejsze społeczeństwo w wielu aspektach przypominało mu Japończyków. Pułkownik był też pod olbrzymim wrażeniem osiągnięć polskiego wywiadu, w szczególności w kwestii złamania sowieckich szyfrów i to do tego stopnia, że szefa grupy kryptoanalityków, kapitana Jana Kowalewskiego zaprosił do Tokio, aby przeprowadził kurs dekryptażu dla swoich japońskich odpowiedników.

Pomimo zachwytów Polską pułkownika Masataki, który notabene został później attaché wojskowym w Warszawie, Japonia początkowo dosyć ostrożnie patrzyła na współpracę z II RP. Obawiano się, że podzieli ona los wielu państw, które powstały na gruzach imperium carów i szybko zostały zdławione przez bolszewików. Po pokonaniu Armii Czerwonej sądzono z kolei, że Rzeczypospolita i tak jest jeszcze ciągle zbyt słabym partnerem do prowadzenia z nią jakiejś rozbudowanej kooperacji. W 1921 r. w Warszawie otwarto wprawdzie japońskie poselstwo, lecz wzajemne relacje między obydwoma państwami nie były jakość szczególnie intensywne.
Kwitnąca współpraca
Zmiany nastąpił dopiero po dojściu do władzy Józefa Piłsudskiego w 1926 r. Nie bez znaczenia były tutaj osobiste doświadczenia i fascynacje Marszałka. Po wybuchu wojny japońsko-rosyjskiej w 1904 r. wybrał się on do Tokio i próbował przekonywać tamtejsze władze do wsparcia antycarskiej konspiracji w Królestwie Polskim. Z planów tych co prawda nic nie wyszło, niemniej Komendant ciągle żywo interesował się starciem Rosji z Krajem Wschodzącego Słońca. Uważał, że zwycięstwo Tokio pozwoliło skruszyć gmach imperium carów, a to z kolei umożliwiło później Polsce odzyskać niepodległość.
Już w 1925 r. Marszałek sugerował swojemu współpracownikowi Wacławowi Jędrzejewiczowi, który uzyskał w tym czasie nominację na attaché wojskowego w Japonii, aby odznaczyć krzyżami Virtuti Militari weteranów wojny rosyjsko-japońskiej. Ostatecznie do tej ceremonii doszło 28 marca 1928 r. w hotelu Imperial w Tokio. Polskim odznaczeniem udekorowano wówczas aż 51 japońskich kombatantów, a w uroczystości wziął udział sam premier Cesarstwa Tanaka Giichi.
W czasach sanacji obydwa państwa zaczęło coraz więcej łączyć. Polska wtedy uruchamiała machinę propagandy mocarstwowej, w której Rzeczpospolita urastała do rangi jednego z pierwszych państw Europy. W Japonii państwowy imperializm istniał już od dawna, dlatego Warszawa chętnie korzystały z tamtejszych wzorców. Tokio potraktowało to jako gest uznania ze strony dalekiego partnera i zaproponowało w odpowiedzi nawet sfinansowanie edukacji polskiej młodzieży w duchu imperialnym.

Decydujące znaczenie dla wzajemnych kontaktów miały jednak kwestie geopolityczne. Zarówno dla Polski, jak i Japonii za główne zagrożenie nadal uchodził ZSRR. II RP rozwijała wtedy program prometejski, który nawiązywał zresztą do przedstawionego przez Piłsudskiego w Japonii planu rozbicia Rosji po szwach narodowościowych. Rzeczpospolita popierała zatem najróżniejsze grupy narodowowyzwoleńcze na obszarze Związku Sowieckiego. W końcu do programu zechcieli przyłączyć się Japończycy. O ile jednak Polska skupiała się bardziej na ruchach na Kaukazie, to Tokio projektowało nowe państwa w Jakucji, Mongolii czy nawet „Syberyjskie Stany Zjednoczone”.
Z tego też względu pomiędzy Polską i Japonią kwitła wówczas współpraca wywiadowcza. Polegała ona nie tylko na wymianie informacji na temat ZSRR, ale też odbywano wzajemne szkolenia i kursy. Japończycy, od czasu pamiętnej wizyty kapitana Kowalewskiego, szczególnie cenili polskich krytopologów, dlatego regularnie wysłali nad Wisłę swoich specjalistów w tej dziedzinie, by mogli się oni choć trochę podszkolić u polskich mistrzów.
Wyrazem tego, jaką wagę Polska przywiązuje do stosunków z Japonią było podniesienie w 1937 r. naszej placówki dyplomatycznej w Tokio do rangi ambasady. Jej pierwszym szefem został Tadeusz Romer. W japońskiej stolicy powołano wówczas również Polskie Biuro Prasowe na Dalekim Wschodzie.
Jednoosobowa wojna
Japonia jako członek paktu antykominternowskiego intensywnie zabiegała, aby Warszawa dołączyła do tego sojuszu. Tokio liczyło, że przyjedzie im razem ruszyć na Sowietów, dzięki czemu Polska mogłaby wówczas wrócić do idei federacyjnej. Wprost padały sugestie, aby po rozbiciu ZSRR ziemie ukraińskie przyznać właśnie Rzeczpospolitej. Dlatego też dyplomacja japońska z niepokojem obserwowała pogarszające się stosunki na linii Warszawa-Berlin. Japończyków szczególnie rozwścieczyło zawarcie paktu Ribbentrop-Mołotow. Nie dość, że Niemcy nie poinformowali o nim swoich japońskich partnerów, to w dodatku ta umowa niszczyła wszystkie przygotowywane od dawna plany.
Wojna Polski z Niemcami nie wpłynęła jednak negatywnie na relacje polsko-japońskie. Do 1941 r. działała w Tokio polska ambasada. Dzięki jej wysiłkom udało się pomóc, przy niemałym udziale dyplomacji japońskiej, m.in. polskim uchodźcom, którzy przez Litwę i Władywostok dostali się do Japonii. Cały czas rozwijała się również współpraca wywiadowcza. Polscy i japońscy pracownicy służb specjalnych wspierali się i wymieniali regularnie informacje na temat sytuacji w ZSRR.
Formalnie wszystko się zmieniło cztery dni po ataku Japonii na Pearl Harbor, 11 grudnia 1941 r., kiedy Polska wypowiedziała wojnę Japonii. Tej zaskakującej noty dyplomatycznej nie przyjął japoński premier Hideki Tojo, trafnie komentując całą sprawę:
Wyzwania Polaków nie przyjmujemy. Polacy, bijąc się o swoją wolność, wypowiedzieli nam wojnę pod presją Wielkiej Brytanii.

Była to absolutna prawda. Pomimo oficjalnego rozpoczęcia wojny, Polska nie podjęła żadnych działań zbrojnych przeciwko Japonii. Prawdopodobnie jedynym polskim żołnierzem, który walczył z Japończykami był pilot Witold Urbanowicz. Od września do grudnia 1943 r. służył on jako gość w amerykańskich dywizjonach, walczących na froncie chińskim, w tym słynnej grupie Latające Tygrysy. Polak zasłużył się w trakcie bitwy pod Change, kiedy eskortował bombowce i samoloty transportowe. 11 grudnia 1943 r. Urbanowicz zestrzelił dwie japońskie maszyny.
Japonia była jedynym państwem, któremu Polska wypowiedziała wojnę od stuleci. Z tego tytułu zostały zerwane także wzajemne stosunki dyplomatyczne. Na ich ponowne nawiązanie trzeba było czekać aż do 1951 r., ale była to już zupełnie inna Polska i inna Japonia.