cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Sobota, 20.04.2024

Dlaczego Piotr Jaroszewicz musiał zginąć?

Łukasz Gajda, 15.03.2018

Premier Piotr Jaroszewicz (Verhoeff, Bert / Anefo/Wikimedia Commons)

Po ponad 25 latach od morderstwa małżeństwa Jaroszewiczów do tej zbrodni przyznało się dwóch niedawno zatrzymanych członków grupy tzw. karateków – włamywaczy, którzy w połowie lat 90. rabowali domy bogatych ludzi. Tyle tylko, że w willi byłego premiera PRL złodzieje nie pokusili się o wiele cennych rzeczy – biżuteria, numizmaty, dzieła sztuki pozostały nietknięte. Ciągle zatem otwarte pozostaje pytanie, dlaczego Piotr Jaroszewicz musiał zginać?

Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w willi w Aninie dokonano brutalnego zabójstwa byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji. Sprawcy przez wiele godzin znęcali się nad swoimi ofiarami. Dopiero nad ranem udusili Piotra Jaroszewicza paskiem zadzierzgniętym wokół ciupagi, natomiast jego żonę zastrzeli z sztucera jej męża.

Alicja Solska-Jaroszewicz (Wikimedia Commons)

Policja od samego początku w całej sprawie popełniła mnóstwo błędów. Od razu przyjęto motyw rabunkowy, choć niewiele na to wskazywało. Zginęło lub zostało zatartych sporo dowodów. Dopiero rok temu dziennikarz Tomasz Sekielski natrafił na odciski palców zebrane z miejsca zbrodni, które do tej pory uważano za zaginione.

Początkowo o dokonanie zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów podejrzewano: Krzysztofa R. (ps. Faszysta), Wacława K. (ps. Niuniek), Jana K. (ps. Krzaczek) i Jana S. (ps. Sztywny). Obciążały ich zeznania syna ofiary, Andrzeja, który rozpoznał u jednego z nich nóż fiński zamordowanego. Piotr Jaroszewicz miał go otrzymać od premiera Finlandii. Ponadto konkubina Krzysztofa R., zeznała, że on i Wacław K. planowali napad na willę Jaroszewiczów. Proces domniemanych sprawców trwał od 1994 do 2000 r. i skończył się ich całkowitym uniewinnieniem. W jego trakcie okazało się, że nie ma pewności, że znaleziony nóż rzeczywiście należał do zabitego.

Osobom śledzącym tę sprawę bardziej od motywu rabunkowego pasował jednak motyw polityczny. Były premier przez wiele lat Polski Ludowej był osobą bardzo wpływową i mającą dostęp do najróżniejszych informacji. Charakter zbrodni (wielogodzinne tortury) wskazywał, że mordercy chcieli wydobyć od Piotra Jaroszewicza jakieś informacje. To by też tłumaczyło fakt, że nie zainteresowali się rabowaniem cennych rzeczy z willi.

Te okoliczności doprowadziły do wysunięcia kilku hipotez na temat przyczyn tej zbrodni:

Hipoteza nr 1: „Matrioszki”

W 1994 r. dziennikarz Bohdan Roliński w swojej książce „Za co ich zabili?” sugeruje, że Piotr Jaroszewicz dzięki gen. Karolowi Świerczewskiemu (a ten dzięki Gieorgijowi Żukowowi) poznał jedną z najściślejszych tajemnic Polski Ludowej. Dziennikarz twierdzi, że były premier w prywatnej rozmowie powiedział mu, że szereg czołowych polityków PRL (w tym m.in. Bolesław Bierut, Wojciech Jaruzelski czy Czesław Kiszczak) było tak naprawdę tzw. matrioszkami, czyli agentami sowieckich służb, będącymi jednocześnie sobowtórami swoich odpowiedników, którzy zostali usunięci.

Józef Stalin i jego agent, domniemana matrioszka Bolesław Bierut na plakacie propagandowym

Choć wydaje się to być karkołomna teza, to nie jest ona pozbawiona pewnych podstaw. Już w latach 40. pojawiały się relacje o „podwójnej obecności” Bolesława Bieruta. Lecz zastanawiającej jest, dlaczego zdecydowano się zabić Piotra Jaroszewicza dopiero w 1992 r., kiedy większość domniemanych „matrioszek” albo nie żyła, albo nie odgrywała już żadnej znaczącej roli?

Hipoteza nr 2: Wiem i zaraz powiem

Bardziej bliższa prawdy wydaje się hipoteza o tajemniczym archiwum byłego premiera, w którym przechowywał „haki” na całą wierchuszkę PRL. Jaroszewicz miał czuć się upokorzony tym, jak jego dawni towarzysze potraktowali go w czasie stanu wojennego. Były szef rządu został bowiem internowany niczym działacz opozycji, a w dodatku wcześniej odsunięto go na boczny tor. Przez kolejne lata rozgoryczony polityk zbierał kompromitujące materiały na Jaruzelskiego, Kiszczaka i ich stronników. I właśnie na początku lat 90. chciał je opublikować.

Według Leszka Szymowskiego z tygodnika „Agora” materiały te mogły zakłócić przeprowadzaną transformacją ustrojową. Dlatego łączono tę sprawę z zabiciem przez „nieznanych sprawców” księdza Stefana Niedzielaka w 1989 r., który niby też „za dużo wiedział”. Niektórzy wskazują, że zlecenie na te działania szło aż z Moskwy. Inni widzą tu zbieżność z tajemniczymi zgonami na początku lat 90. osób, które „weszły w posiadanie wiedzy, której nie powinni posiadać”. Chodzi tu m.in. o Michała Falzmanna, który ujawnił aferę FOZZ i jego zwierzchnika, szefa NIK Waleriana Pańko. Piotr Jaroszewicz zatem musiał dowiedzieć się czegoś co zagrażało poważnie czyimś interesom. Pytanie tylko, co to było?

Hipoteza 3: Tajemnice III Rzeszy

W 2007 r. Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji wydało sensacyjny raport dotyczący śmierci Piotra Jaroszewicza i jego małżonki. Zdaniem policjantów cała sprawa miała związek z wydarzeniami, jakie rozegrały się w czerwcu 1945 r. w pałacu w Radomierzycach pod Zgorzelcem. Pod koniec II wojny światowej Niemcy zaczęli tam zwozić swoje materiały wywiadowcze, głównie z Francji, Belgii i Holandii. Była wśród nich bogata dokumentacja tajnych współpracowników Gestapo. Jednymi z pierwszych, którzy ją zobaczyli po wyparciu Niemców byli właśnie Piotr Jaroszewicz i Jerzy Fonkiewicz (późniejszy generał). Jako tłumacz pomagał im wówczas dwudziestolatek Tadeusz Steć. Podczas tej wizyty żołnierze mieli wziąć sobie co ciekawsze materiały, obciążające wielu polityków z różnych krajów. Tym co naprowadziło śledczych na ten wątek była śmierć tych trzech panów w podobnych okolicznościach w latach 90 (Steć w 1993, Fonkiewicz w 1997 r.). Wszyscy byli przed śmiercią torturowani i niewiele wskazywało na motyw rabunkowy.

Pałac w Radomierzycach ( Arkadiusz Kucharski (Arski)/Wikimedia Commons)

Problematyczna wydaje się tutaj rola Tadeusza Stecia. W czasie wizyty w Radomierzycach był on tylko szeregowcem, prawdopodobnie ze znikomą wiedzą na temat wywiadu III Rzeszy. Poza tym, komu mogłoby zależeć, aby w latach 90. mordować osoby mające wiedzę na temat wydarzeń z czasów II wojny światowej? W grę mógłby wchodzić jedynie jakiś wybitny autorytet, któremu informacje tych trzech panów mogły zagrażać. Tyle tylko, skąd ten „autorytet” miałby wiedzieć, że trzech Polaków, w tym jeden przewodnik PTTK, którym był Steć, stanowi dla niego zagrożenie?

Hipoteza 4.: Śmierć zdrajców

Jaroszewicz (bo on również był generałem) i Fonkiewicz to nie jedyni generałowie, którzy stracili życie w latach 90. 7 marca 1998 r. został zamordowany Leon Dubicki. Sprawcą zbrodni okazała się Wiesława E., partnerka życiowa generała. Historia jest o tyle ciekawa, że generał zginął w Berlinie, w którym przebywał od momentu, gdy w 1981 r. poprosił w RFN o azyl polityczny. Później rozpoczął on współpracę z wywiadem amerykańskim i właśnie z tego powodu jego śmierć wiązano z zemstą sowieckich/rosyjskich służb specjalnych, na tych którzy zdradzają ich tajemnice. Przykłady likwidowania takich osób zdarzają się również dziś, by wspomnieć chociażby niedawną próbę otrucia Siergieja Skripala i jego córki.

Podobnie miało być zatem z Jaroszewiczem i Fonkiewiczem, którzy mieli przekazać zachodnim służbom wiele tajemnic swoich niedawnych sojuszników. Tym samym ich długotrwałe tortury nie były metodą na wydobycie informacji, a rodzajem kary. Dotąd jednak nie ma znaleziono żadnych dowodów wskazujących na współpracę obydwu generałów z wywiadem któregokolwiek z państw NATO.

                    

Pytań związanych z zabójstwem premiera Jaroszewicza jest jeszcze wiele. Według rodziny zamordowanych, były szef rządu miał być tuż przed śmiercią podsłuchiwany przez służby specjalne. Dziwi również łatwość, z jaką sprawcy dostali się do wilii w Aninie i liczne zaniedbania policji na początku śledztwa. Miejmy nadzieję, że już niedługo przynajmniej część z tych kwestii zostanie wyjaśniona.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA