18 lutego 1846 roku rozpoczęła się rzeź. Przez kilka następnych tygodni galicyjscy chłopi napadali na majątki ziemskie, mordowali szlachtę, urzędników dworskich i ich rodziny. W tamtym nieszczęsnym czasie zginąć miało nawet 3000 osób, a zniszczono blisko 500 dworów i pałaców. Wokół tych zimowych krwawych wydarzeń, które historia zapamiętała jako rabacja lub rzeź galicyjska, narosło wiele mitów. Do dziś niektórzy uważają, że był to wyraz brutalnego, ale uzasadnionego chłopskiego sprzeciwu wobec ucisku, pańszczyźnie i szlacheckiej dominacji. Ta teza, odziedziczona w spadku po epoce PRL, choć nadal popularna, to w świetle dostępnych faktów trudna jest do obrony.
„Polaki” kontra „cysorscy”
O tym, że dola chłopska w owym czasie nie była godna pozazdroszczenia nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Pańszczyzna, kary cielesne za najmniejsze przewinienia, brak środków do życia, nędza to była codzienność wielu chłopskich rodzin w Galicji. Na tym tle wybuch antyszlacheckiej rebelii wydaje się czymś naturalnym. Ale jeżeli spojrzymy na to wszystko szerzej, to ten obraz nam się burzy. Przez setki lat krzywda polskiego chłopa nie była mniejsza, a jakoś do żadnej takiej rzezi nigdy nie doszło. Po rozbiorach los włościan wręcz się polepszył. Pańszczyzna w zaborze austriackim została zredukowana do trzech dni w tygodniu. Dano również możliwość odwoływania się w sporach z dworem do władz. Jednak poczucie opieki ze strony domu cesarskiego, wzmocnionego przez odbycie obowiązkowej służby wojskowej (mimo że początkowo była to większa udręka niż pańszczyzna) budowało wśród chłopów postawę lojalistyczną, a to w naturalny sposób potęgowało przepaść między dworem a wsią. Dwór to była ostoja polskości, przynajmniej w wymiarze tradycji i deklaracji. Wieś natomiast to byli „cysorscy”, wierni poddani miłościwie panującego, którzy za Polaków się nie uważali.
Ten stan rzeczy w oczywisty sposób nie był korzystny ani dla panów (chociaż nie zawsze oni sami to dostrzegali), ani dla sprawy polskiej. Szykujące kolejne narodowe powstanie Towarzystwo Demokratyczne postawiło sobie za cel przeciągnięcie włościan do polskości. Zachętą do tego miało być zniesienie pańszczyzny. Tyle, że Austriacy nie byli kretynami i doskonale wiedzieli, że tą kartą mogą też wiele ugrać, a i inne mają nie najgorsze.

W 1845 roku władze austriackie objęły „cichą opieką” wszystkie większe dwory w Galicji. Za tą decyzją stała obawa przed wybuchem powstania. Kontrola odbywała się za pośrednictwem donosicieli, którymi byli oczywiście chłopi. Dwór Boguszów w Siedliskach obserwował przyszły przywódca rabacji w cyrkule tarnowskim, w którym doszło do największych rzezi – Jakub Szela. Uchodził on za człowieka starosty tarnowskiego Józefa Breinla, ale jego współpraca z władzami nie wynikała wyłącznie z szacunku do cesarza czy chęci otrzymania jakiś korzyści materialnych. Szela pochodził ze średniozamożnej rodziny kmieciej i postrzegano go jako charyzmatycznego przywódcę swojej rodzinnej wsi Smarzowa. Taką opinie wyrobił sobie przewodnicząc chłopskim deputacjom w sporach z rodziną Boguszów, których szczerze nienawidził za liczne zatargi.
W styczniu 1846 roku na zwołanej przez Breinla naradzie sołtysów i wójtów chłopi otrzymali polecenie zorganizowania wart w każdej wsi, które miały pilnować dziedziców. Gdy do starosty dotarła wreszcie wiadomość, że powstańcy zamierzają przeprowadzić atak na Tarnów, starosta wezwał do siebie Jakuba Szelę i rzekł mu rzekomo takie oto słowa:
Ty jesteś człowiekiem, na którego rząd rachuje. Daje ci pełnomocnictwo zrobienia w swojej okolicy wszystkiego, co ci się podobać będzie. Zważ tylko, czym jesteś! Arcyksiążę jest pierwszy, a ty drugi w Galicji.
I to jest ten kluczowy moment. Szela otrzymuje wolną rękę od władz. Może robić wszystko, co mu się wyśni: mordować, kraść, plądrować, gwałcić – i nie spotka go za to żadna kara. Można zatem bezkarnie naruszyć istniejący porządek feudalny, zemścić się za lata upokorzeń. W dodatku, Breinl przekazał także, że cesarz przymierza się do zniesienia pańszczyzny, ale panowie chcą wzniecić powstanie, którego celem jest udaremnienie tego szczytnego zamysłu. Trzeba było zatem im w tym przeszkodzić. Mając takie argumenty w garści Szela nie miał żadnego problemu w znalezieniu chętnych do realizacji swoich planów i naśladowców w innych częściach prowincji.
Krwawe zapusty
Późnym popołudniem 20 lutego 1846 roku chłopi wtargnęli do dworu Boguszów w Siedliskach. Miała wtedy tam trwać zabawa ostatkowa. Jak pisał jeden z pamiętnikarzy:
Gdy ta dzika tłuszcza nagle wpadła do sali tańców uzbrojona w kosy, pałki i okropne narzędzia męczeństwa, w cepy, całe oniemiało towarzystwo, a wiele dam wpadło w omdlenie.
Szela podniósł swoją prawicę i groźnym głosem następujące do towarzystwa przemówił słowa: „Wasza godzina już wybiła, panowie, wszyscy śmierć poniesiecie”.
Potem chłopi rozbiegli się po pokojach w poszukiwaniu swoich ofiar. Sędziwego, 86-letniego Stanisława Bogusza ściągnięto ze strychu. Jego głowę cięto zrabowanym pałaszem na tyle nieprecyzyjnie, że szlachcic męczył się długie godziny zanim skonał. Jego syna Tytusa przekuto widłami, a wnuka Włodzimierza obito na śmierć cepami. Tego dnia zamordowano w dworze również sędziego Kalitę oraz ekonoma Stradomskiego wraz z siostrzeńcem. Księdza w ostatniej chwili postanowiono oszczędzić, bo zdano sobie sprawę, że ktoś musi msze odprawiać. Trupy położono następnie na śniegu przed domem, by móc napawać się swoim triumfem.

Do takich scen doszło jeszcze w blisko 500 miejscowościach Galicji, przy czym mordy przybierały najbardziej możliwie okrutny charakter: odcinano głowy, rozpruwano brzuchy, odrąbywano kończyny, ćwiartowano. Dla chłopów napady były nie tylko okazją do tego by dać upust swoim sadystyczną żądzom, ale również dawały możliwość na wzbogacenie się. I chodzi tu nie tylko o dobra zrabowane ze dworu, lecz także zapłatę od Austriaków za przyprowadzenie zabitego lub schwytanego powstańca. 25 lutego pod Gdowem chłopi wspomogli żołnierzy austriackich w rozbiciu oddziałów powstańców krakowskich. Po bitwie włościanie w większość z nich wymordowali. Za każdego trupa płacono 11 złotych reńskich.
Gdy Wiedeń osiągnął swój cel i powstanie, które miało objąć całą Galicję, a ostatecznie skończyło się głównie na Krakowie w końcu upadło, to zdecydowano się rabację uciszyć. Wojsko szybko przywróciło stary porządek. Chłopi znów musieli, jak dawniej, odrabiać pańszczyznę, a wsią, która jako jedna z pierwszych wróciła do tego obowiązku była… Smarzowa, w której to sam Jakub Szela z polecenia starosty do tego namawiał. Przywódcy rabacji jednak nie dane było mieszkać nadal w rodzinnej miejscowości. Wysiedlono go na Bukowinę, gdzie otrzymał w nagrodę 32-morgowe gospodarstwo.
Gdy pozwala się mordować…
Cóż, Austriacy wypuścili zwierza i gdy zrobił, co miał zrobić, to go szybko schowali. Nie był to zatem żaden samoczynny bunt chłopski, lecz zaborcza prowokacja. Chłopom wmówiło się, że powstańcy chcą przeszkodzić w zniesieniu pańszczyzny, a ponadto można było zarobić i zemścić się za bardziej lub mniej prawdziwe urazy, i to wystarczyło.
Ktoś może jednak powiedzieć, że do takiej rzezi by nie doszło, gdyby nie ucisk szlachty nad chłopami. Tylko, że wbrew pozorom, to nie miało większego znaczenia. Krzywda chłopska w tamtym czasie nie ulega wątpliwości i to ona potęgowała złość napadających, ale gdyby jej nie było, to śmiem twierdzić, że to do rzezi i tak by doszło. W trakcie rabacji atakowano przecież dwory nawet tzw. dobrych panów. W zachowanych pamiętnikach z tych wydarzeń często wspomina się o chłopach, którzy próbują ratować właścicieli ziemskich. Do symptomatycznej sytuacji doszło w Lipnicy Dolnej, której mieszkańcy bronili przed atakiem chłopskiej bandy dworu powszechnie szanowanego przez okoliczną ludność Kazimierza Bzowskiego. Nie uchroniło to jednak od śmierci jego syna Włodzimierza i rządcę Zarębę, a sam dwór został w końcu zrabowany i spalony.
Niestety, tak to już jest, że jeżeli dostajemy gwarancję na bezkarne dokonywanie wszelkich zbrodni, to w każdej grupie społecznej znajdą się zainteresowani taką ofertą. Wystarczy spojrzeć chociażby na dzieje rewolucji francuskiej, rewolucji bolszewickiej czy rzezi wołyńskiej. I gdy już przychodzi takie przyzwolenie, to nie ma znaczenia, czy ktoś idzie napaść na czyjś dom, bo chce zabrać z niego srebrną cukiernicę, odegrać za swoją krzywdę czy zemścić się za odrzucone zaloty. Wszelka podbudowa ideologiczna ma tu drugorzędne znaczenie, a główna odpowiedzialność spada przede wszystkim na tych, którzy napuścili tych ludzi, stworzyli warunki do robienia takich rzeczy, czyli w tym wypadku Austriaków.

W kontekście tych krwawych wydarzeń warto też spojrzeć na miejsce, gdzie Towarzystwu Demokratycznemu udało się wciągnąć chłopów do powstania. Górale z Chochołowa 21 lutego 1846 roku przystąpili do rozbrajania okolicznych posterunków austriackich. Ich zryw stłumili jednak nie tylko przybyli tu wkrótce żołnierze, lecz także chłopi z Czarnego Dunajca. Nie liczyła się tu żadna góralska solidarność. Ważniejsze było pozwolenie władzy do napaści na sąsiada.
Na nasze szczęście po jakimś czasie chłopi zorientowali się, że byli jedynie instrumentem w rękach zaborcy, a powstała po 1867 roku autonomia galicyjska wzmocniła pozycję szlachty kosztem dotychczas niezależnej od nich administracji austriackiej. Tym samym awans społeczny chłopa z Galicji musiał biec przez zaadaptowanie nie tylko postawy lojalistycznej, lecz także kultury elit, czyli kultury polskiej. Rabacja w tej sytuacji nie mogła się stać częścią chłopskiej tożsamości. Dlatego powstałe pod koniec XIX wieku Stronnictwo Ludowe odwoływało się przede wszystkim do tradycji kościuszkowskiej. Wstrząs, jaki wywołała rzeź spowodował, że wśród szlachty doszło też pewnej autorefleksji nad swoją postawą wobec włościan.
W „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego ukazuje się Upiór. Jest to Jakub Szela, który oznajmia, że był dla panów wcześniej katem, a teraz jest swatem. I coś w tym jest. Podskórny strach, że „chłopska potęga” zamiast walczyć o Polskę, może się znów obrócić przeciw panom zmuszała przynajmniej część z nich do bratania się z włościanami. Sama rabacja pozostała jednak zadrą, którą dla dobra wspólnego obydwie strony postanowiły zapomnieć. Dlatego także w „Weselu” padają znamienne słowa Pana Młodego:
Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piłą rżnęli…Myśmy wszystko zapomnieli.