cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 29.03.2024

Czy Stanisław Wyspiański jest twórcą serialu „O mnie się nie martw”, a Stefan Żeromski napisał scenariusz do „W rytmie serca”? O dwóch serialowych hitach z innej perspektywy

Jakub Wojas, 25.03.2018

Związek z Igi i Marcina z serialu "O mnie się nie martw" jest pretekstem do skonfrontowania ze sobą dwóch światów. Powyżej fragment czołówki serialu "O mnie się nie martw"

Od niedawna możemy oglądać nowe odcinki dwóch popularnych polskich seriali: „O mnie się nie martw” i „W rytmie serca”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że obydwie produkcje bazują na pochodzących aż z XIX w. obserwacjach na temat roli pewnej grupy w polskim społeczeństwie.

Opowieść o inteligencie i dziewczynie z ludu

Zarówno emitowane na antenie TVP 2 „O mnie się martw”, jak i polsatowskie „W rytmie serca” to produkcje oryginalnie polskie, a nie sprowadzony z zagranicy format. Jest to informacja o tyle ważna, że scenarzyści obydwu seriali, zapewne nieświadomie, skorzystali z pewnych charakterystyczny jedynie dla Polski schematów, które bardzo wiele mówią o naszym społeczeństwie.

Pierwszy sezon „O mnie się nie martw” pojawił się na naszych ekranach w 2014 r. i od tego czasu jest jednym z hitów Telewizji Publicznej. Główną osią fabuły wydaje się tutaj być znana na całym świecie opowieść o kopciuszku. Iga Małecka, sprzątaczka, wychowująca samotnie dwójkę dzieci spotyka przystojnego prawnika Marcina Kaszubę. Dzieli ich praktycznie wszystko – status materialny, podejście do życia, sytuacja rodzinna, krąg znajomych. Z czasem miłość jednak zwycięża i Iga wraz z Marcinem tworzą szczęśliwą rodzinę.

 

Wykorzystany w „O mnie się nie martw” schemat z „Kopciuszka" jest przedstawiony jednak inaczej niż w podobnych produkcjach na świecie. O ile rzeczywiście kopciuszkiem jest biedna dziewczyna, to księciem wcale nie jest jak w latynoskich telenowelach bogacz, prezes wielkiej firm czy dziedzic imperium finansowego, lecz adwokat, który może co najwyżej odpowiadać pod względem majątkowym definicji wyższej klasy średniej. Nie jest to wcale przypadek. Marcin Kaszuba oraz jego rodzice i koledzy z kancelarii uosabiają ludzi z wyższych sfer, ale nie chodzi tu wcale o ich pieniądze, ale raczej o obycie, ogólną wiedzę o świecie, poziom kultury. Są niczym innym, jak odzwierciedleniem pojęcia inteligencji.

Mam tu oczywiście na myśli nie zdolność człowieka do pojmowania wiedzy, a grupę społeczną, która narodziła się na ziemiach polskich w XIX w. Inteligencja, która w znacznej mierze pod względem pochodzenia, a przede wszystkim przejętej obyczajowości wywodziła się ze szlachty, w przeciągu wieku narzuciła całemu społeczeństwu własne schematy myślenia na temat spraw narodowych oraz społecznych. Za inteligenta uznaje się osobę, która żyje z pracy własnego umysłu (czyli nie jest pracownikiem fizycznym), a ponadto ma coś co określa się „szerokimi horyzontami” – nie zamyka się w obrębie własnej dziedziny, lecz potrafi wypowiedzieć się niemal na każdy ważki temat „z sensem”. Rzecz jasna, nie znaczy to, że fizyk musi znać się na kodeksie cywilnym, jednak już jako inteligent powinien orientować na czym polega przeprowadzana reforma sądownictwa. Ważnym wyróżnikiem inteligencji jest bowiem chęć oddziaływania na życie społeczno-polityczne w kraju. Nie należy tego mylić z zaangażowaniem partyjnym. Wręcz przeciwnie. Inteligent ma misję – działa na rzecz ogółu w znacznej mierze bezinteresownie – może to się przejawiać zarówno w uczestnictwie w społecznych protestach, jak i w działalności w organizacji charytatywnej.

W „O mnie się nie martw” mogliśmy właśnie obserwować budzenie się wśród prawników kancelarii „Kaszuba i Zarzycki” poczucia „misji”. Tym czynnikiem, który to powoduje jest wrażliwa na krzywdę ludzką Iga. To dzięki niej nastawiony głównie na karierę Marcin zaczyna udzielać darmowych porad prawnych, z większą wrażliwością podchodzi do spraw swoich klientów czy bezinteresownie pomaga mieszkańcom kamienicy na Żelaznej i ich znajomym.

Taka przemiana pod wpływem miłości i budzenie się „misji” nie jest niczym nowym. Wykorzystywała ten motyw m.in. Eliza Orzeszkowa („Nad Niemnem”) czy Henryk Sienkiewicz („Rodzina Połanieckich”). W „O mnie się nie martw” ważny jest również inny wątek zaczerpnięty z polskiej literatury. Inteligencja, która pod względem roli społecznej zastępuje dziś szlachtę, jest przez to uosobieniem „panów” i często w powszechnej świadomości ma status „tych lepszych”. Dlatego też to inteligenci w polskich serialach zajmują zazwyczaj miejsce „księcia z bajki”, którym akurat w „O mnie się nie martw” jest adwokat Marcin Kaszuba.

Takie zabiegi mają także swoje socjologiczne uzasadnienie. Zauważmy, że najbardziej upragnionymi zawodami są od wielu lat lekarze, prawnicy czy inżynierowie, z kolei najbardziej poważani profesorowie. W tym ostatnim zestawieniu próżno szukać prezesów spółek czy koncernów, którzy w Polsce zazwyczaj kojarzą się z „aferzystami”.

Inteligenci w „O mnie się nie martw” występują w roli ludzi z innego, lepszego świata, którzy zderzają się z obcym im kulturowo „ludem”. Z jednej strony mamy np. Krzyśka (byłego męża Igi), jego kompanów czy macochę; z drugiej: Marcina, jego kolegów i rodziców. Na każdym kroku widać dysonans między tymi dwoma światami. Krzysiek słucha disco polo, ma czasami problemy, aby poprawnie się wysłowić, choć nie brakuje mu sprytu i hartu ducha. Natomiast Marcin czy jego rodzice są dystyngowani, spokojni, mówiący poprawną polszczyzną, lecz często nie potrafią wyrwać się ze społecznych konwenansów.

 

To samo zderzenie ludu i inteligentów zawarł w dramacie „Wesele” Stanisław Wyspiański. Tu również związek inteligenta i prostej dziewczyny staje się pretekstem do bratania się „panów i chamów”. O ile jednak w „Weselu” ukazana jest sztuczność tego zjawiska, to w „O mnie się nie martw” inteligenci nie pokazują swojej wyższości, lecz autentycznie zbliżają się do nieznanego sobie świata. Z kolei ci, którzy mimo wszystko wyszydzają nowe znajomości mecenasa Kaszuby są piętnowani (Marcin niejednokrotnie staje w obronie Krzyśka, gdy ktoś z niego się naśmiewał).

Warto jednak dodać, że to „bratanie” nie jest już aż tak trudne jak na przełomie XIX i XX w. Obydwa światy bowiem stykają się ze sobą na co dzień, żyjąc w jednej kamienicy. Przykładem tego jest np. pani Irenka – sąsiadka głównych bohaterów, która niewątpliwe przynależy do inteligencji i w kamienicy przy Żelaznej pełni od dawna rolę autorytetu.

Ostatnim inteligenckim wątkiem w „O mnie się nie martw” jest przedstawienie pewnej otwartości tej grupy. Wejście bowiem do sfery „panów” wydaje się stosunkowo proste – wystarczy zdobyć wykształcenie, posiadać pewien stopień oczytania czy wiedzy o świecie. Najlepszym tego przykładem jest Iga, która zaczynała jako sprzątaczka, a następnie studiuje resocjalizację, przechodzi szkolenie w USA, a w końcu prowadzi własną poradnię w kancelarii Kaszuby i Zarzyckiego. Również Sylwia, siostra Krzyśka, która wywodzi się z nieinteligenckiej rodziny po ukończeniu studiów prawniczych i dostaniu się na aplikację przechodzi już do innego świata.

Tutaj znowu można przywołać szereg przykładów awansu człowieka z ludu do grupy inteligentów. Jeżeli chodzi o produkcje telewizyjne, to na podobnym schemacie zasadzała się fabuła znakomitego serialu „Daleko od szosy”, w którym mieszkający na wsi Leszek pod wpływem pochodzącej z inteligenckiego domu pięknej studentki Anny stara się nadrobić swoje braki w wykształceniu i przez kilka odcinków obserwujemy nie tylko zmagania głównego bohatera w drodze do tego celu, ale również jego stopniową przemianę z prostego chłopaka w kulturalnego i obytego człowieka.

Judym w Kazimierzu Dolnym

Zupełnie inny inteligencki wątek porusza z kolei serial „W rytmie serca”. Głównym bohaterem tej produkcji Polsatu jest Adam Żmuda – dobrze zapowiadający się warszawski chirurg, który wskutek pewnego epizodu musi porzucić karierę w stolicy. Początkowo wybiera się na misję w ramach organizacji „Lekarze bez granic”, lecz zbieg okoliczności sprawia, że trafia do Kazimierza Dolnego, skąd pochodził jego ojciec i dawna dziewczyna. Mimo że po pewnym czasie doktor Żmuda może wrócić do Warszawy, to postanawia zostać na prowincji.

 

Abstrahując już wątków rodzinno-miłosno-kryminalnych tego serialu, to główny bohater w Kazimierzu Dolnym przede wszystkim „judymuje”. Doktor Żmuda niczym doktor Judym z powieści Stefana Żeromskiego woli przychodnię w małym miasteczku niż karierę w wielkomiejskim szpitalu. Co jest ważne, jak na prawdziwego inteligenta przystało nie ogranicza się tylko do mechanicznego badania pacjentów (tutaj dla kontrastu często pokazywane jest postępowanie doktora Roberta Kowalczyka – ordynatora w pobliskim szpitalu). Żmuda martwi się o ich los, próbuje dociec prawdziwej przyczyny ich problemów.

W ten charakterystyczny dla tej grupy społecznej sposób postępuje również doktor Zych, występujący często w roli lokalnego autorytetu i moralizatora. To on np. staje w obronie właściciela knajpy z kebabami, który niesłusznie został oskarżony o wywołanie rzekomej epidemii. To on również potrafi przemówić do rozumu niewiernemu mężowi. Od ostatnich odcinków do tej dwójki dołączył ksiądz, który troska się nad losem „swoich owieczek”.

W ten sposób „W rymie serca” mamy zarysowaną całą stereotypową małomiasteczkową inteligencję, która podobnie jak ta ogólnokrajowa narzuca czy stara się kreować schematy myślenia na dane tematy i czuje odpowiedzialność za całą społeczność, a nie tylko o czubek własnego nosa. Stefan Żeromski z postawy doktora Zycha i doktora Żmudy byłby z pewnością zadowolony.

Te wszystkie ukazane powyżej nawiązania występują właściwie tylko w polskich produkcjach. Jest to naturalna konsekwencja naszej historii i zbiorowych wyobrażeń narzuconych nam przez literaturę, tworzoną od II poł. XIX w. niemal wyłącznie przez inteligentów. Większość ludzi najpewniej nie zdaje sobie sprawy z tych niuansów i zaadaptowanych na potrzeby serialu schematów wytworzonych ponad sto lat temu. Mimowolnie jednak je akceptujemy i z chęcią obserwujemy ich powtórzenia w nowych uwspółcześnionych wersjach. Jak mówił bowiem inżynier Mamoń z „Rejsu” (nomen omen też inteligent): „lubimy melodię, które już raz słyszeliśmy”.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA