Polskie Siły Zbrojne w czasie II wojny światowej były jedną z głównych sił koalicji antyhitlerowskiej. Za naszą odrębność na froncie zachodnim Brytyjczycy wystawili nam sowity rachunek w postaci 68 083 723 funtów w zamian za kredytowanie utrzymania polskich oddziałów w trakcie wojny. Jednak jeżeli odrzucimy kwestie formalne, to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że polscy żołnierze zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie byli jedynie polskojęzyczną częścią armii sojuszniczych.
Niezależność na papierze
W końcówce lipca 1944 r., gdy w Warszawie decydowało się, czy już niedługo ma wybuchnąć powstanie generałowie Tadeusz Pełczyński, Leopold Okulicki i Antoni Chruściel, którzy najsilniej optowali za rozpoczęciem walk w mieście przekonywali dowódcę Armii Krajowej gen. Tadeusza Komorowskiego, że w razie czego nie zostaną sami – Polska ma przecież własne siły zbrojne na Zachodzie, które przybędą jej z odsieczą. Kubeł zimnej wody na ten argument wylał przybyły z Londynu Jan Nowak-Jeziorański. Emisariusz stwierdził otwarcie: Polska ma wojsko, ale nim nie dowodzi.
Komentarze
Skomentuj artykuł