cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Środa, 24.04.2024

Czy polskie powstania narodowowyzwoleńcze miały jakikolwiek sens?

Antoni Bzowski, 22.01.2021

Bitwa - obraz z cyklu "Polonia" Artura Grottgera

Przy każdej rocznicy wielkiego polskiego powstania obok rytualnego oddania czci powstańcom pojawiają się wątpliwości, czy ich walka miała jakikolwiek sens. Zwłaszcza, gdy na pierwszy rzut oka widać, że szanse na wygraną były niewielkie, a koszty zrywu ogromne.

Czy było warto?

Krytycy powstań najczęściej wskazują, że należało po prostu siedzieć cicho, przystosować się, w miarę możliwości rozszerzać sferę wolności w zamian za lojalną postawę wobec zaborców. Najsilniej ten dylemat między insurekcją a lojalizmem był widoczny tuż przed wybuchem powstania listopadowego. Królestwo Kongresowe może ideałem nie było, ale jak powiadają klasycy, inna Polska wtedy nie istniała. I co po nim zostało po przegranym powstaniu? Armia rozwiązana, restrykcje, zniesienie praw obywatelski i stopniowe upodabnianie tego tworu do rosyjskich guberni.

Prawdziwy dramat rozpoczął się jednak po klęsce powstania styczniowego. To wtedy tak naprawdę zaczęła rusyfikacja. Do tego zsyłki i konfiskaty dóbr. Kraj Przywiślański niewiele już przypominał dawną Kongresówkę, lecz był po prostu zwykłą rosyjską prowincją. Krytycy powstań dodaliby zaraz, że na szali w 1863 roku były projekty margrabiego Wielopolskiego, który swoją porosyjską polityką mógł doprowadzić do przywrócenia autonomii.

Patrol powstańczy. Obraz Maksymiliana Gierymskiego

Do tego należałoby jeszcze dodać wątpliwości związane ze słusznością konfederacji barskiej czy powstania kościuszkowskiego, których bezpośrednią konsekwencją były odpowiednio I i III rozbiór. Tutaj oburzenie powinno być tym większe, że ciągle jeszcze istniała Rzeczypospolita. Niekończące spory przynosi się też ocena powstania warszawskiego. Ponad 200 tys. ofiar, zrujnowane miasto musi zmuszać do zadania pytania, czy było warto?

Powstania konieczne i niekonieczne

By odpowiedzieć na tytułowe pytanie musimy oddzielić od siebie te powstania, które wybuchnąć musiały od tych, których można było uniknąć. Sęk w tym, że jest to bardzo trudne. Dość powiedzieć, że główna linia obrony obrońców decyzji o wybuchu powstania warszawskiego opiera się właśnie na tym, że sytuacja była tak napięta, że młodzi akowcy i tak by nie wytrzymali, i poszliby do walki. Mam co do tego poważne wątpliwości. Armia Krajowa była mimo wszystko wojskiem, które opierało się na rozkazie i bez zgody dowództwa żołnierze w znakomitej większości nic by nie zrobili. Można jeszcze rozważyć, czy realna była groźba represji za niestawiennictwo mężczyzn do ogłoszonych przymusowych robót przy umocnieniach. Wprawdzie niewiele zapowiadało, że Niemcy cokolwiek w tej sprawie zrobią, ale nawet jeżeli założymy, że wodzowie mieli słuszność w sprawie wybuchu walk, to dlaczego go nie zakończyli, gdy mieli pewność, że nie mają szans na zwycięstwo? To że jest to możliwe udowodnił przebieg powstania na Pradze, które bez większych konsekwencji zakończyło się po kilku dniach.

Zobacz także:

Co mogło się stać, gdyby powstanie warszawskie zakończyło się po dwóch tygodniach

Prościej jest zakwalifikować powstania, jakie miały miejsce pod zaborami. Wybuch powstania listopadowego był szokiem, a to że w ogóle noc listopadowa przekształciła się w powstanie jest w znacznej mierze winą wielkiego księcia Konstantego, który nie wiedzieć czemu nie chciał spacyfikować buntowników. Z drugiej strony, powstanie listopadowe to zryw, który miał największe szanse na zwycięstwo. Faktycznie to była wojna dwóch armii i gdyby polscy wodzowie wykazali więcej determinacji to grzech niewłaściwego momentu zostałby darowany. A tak trzeba się spierać, czy istniała konieczność chwycenia za broń. Podchorążym w sprzysiężeniu groziło aresztowanie i to jest w sumie jakiś osobisty powód, aby się ratować. Tylko czy w obliczu tego jak wiele jest do stracenia naprawdę warto wszczynać bunt, który może doprowadzić do likwidacji tej jedynej Polski jaka jest?

Noc listopadowa. Obraz Wojciecha Kossaka

Z pozoru podobnie, ale zupełnie inaczej było przy powstaniu styczniowym. Krytycy tego zrywy przeciwstawiają powstańców „realiście” margrabiemu Aleksandrowi Wielopolskiemu. W rzeczywistości swój naprawdę realny program realizował z wrażliwością drwala. Jego działania nie tyle nie pomagały spacyfikować nastroje powstańcze, co je po prostu podsycały. Jednocześnie gdyby nie te nastroje powstańcze, to Petersburg nigdy by nie postawił na Wielopolskiego. I gdyby margrabia naprawdę byłby takim realistą, to starałby się przekonać do swoich działań rodaków. On natomiast robił wszystko, by zdobyć tytuł najbardziej znienawidzonego Polaka. Kropką nad i było zarządzenie branki do carskiego wojska. Wielopolski zrobił to celowo. Wiedział, że młodzi chłopcy mając do wyboru albo walkę za ojczyznę, albo 25 lat służby na bezkresnych obszarach Rosji, z której wielce możliwe nigdy nie wrócą, to wybiorą walkę. Liczył jednak na to, że spacyfikuje powstanie w tydzień. I tu się przeliczył.

Tak, powstanie styczniowe było tym przykładem powstania, którego nie można było uniknąć. Jedyne co to można mieć za złe, że w Kongresówce od 1861 roku wzbierały nastroje powstańcze. Z drugiej strony, gdyby nie one to prawdopodobnie nie byłoby szansy na rozszerzenie autonomii. A to że do tego nie doszło obciąża konto margrabiego Wielopolskiego, który swoją nieumiejętną polityką doprowadził do sytuacji, że zryw naprawdę był nieunikniony.

Łatwiej jest już krytykować powstania z czasów I RP.  Konfederacja barska można jeszcze potraktować jako bolesną lekcję, z której należało wyciągnąć wnioski, ale już insurekcji kościuszkowskiej nic nie usprawiedliwia. Obrońcy tego zrywu podnoszą, że do III rozbioru i tak, by doszło. Tyle tylko w marcu 1794 roku nie zachodziła sytuacja, która by na to wskazywała. Rosyjski ambasador Igelstron zarządził redukcję wojska polskiego i litewskiego o połowę, co było bezpośrednią przyczyną bunt, niemniej armia koronna i litewska nadal istniały. A było przecież wiadomo, że powstanie przeciwko trzem zaborcom jest z góry skazane na porażkę.

Kościuszko upadający z koniem w bitwie pod Maciejowicami. Obraz Jana Bogumiła Plerscha 

Bić się czy nie bić?

Odpowiedzią na dylemat, jaki w tytule swojej książki postawił swego czasu Tomasz Łubieński, bić się czy nie bić - jest: bić się, ale z głową. Kluczowe jest wybranie najlepszego momentu. Nieprzypadkowo te nasze zwycięskie powstania miały miejsce w momencie osłabienia zaborców. Sukces powstania wielopolskiego nie byłby możliwy, gdyby nie to, że Niemcy były pogrążone w rewolucji i przegrały Wielką Wojnę. II i III powstanie śląskie nie zakończyłyby się zwycięstwem, gdyby wojska niemieckie nadal stacjonowały na objętym plebiscytem Górnym Śląsku. Inną szansę na zwycięstwo daje wsparcie silnego sojusznika. Powstańcy wielkopolscy i śląscy mogli liczyć na wsparcie Francji. Z kolei powstańcy wielkopolscy  z 1806 roku jedynie poprzedzili wkroczenie Francuzów do Wielkopolski, a powstańcy sejneńscy z 1919 roku uzyskali odsiecz od regularnego Wojska Polskiego.

Nie należy też negować samego sensu walki zbrojnej za ojczyznę. Skoro już do powstań doszło, szkoda wprawdzie, że przegranych, to jednak nie da się im odmówić pewnej wartości. Powstania pokazywały, że jeszcze Polska nie zginęła; że zbrodnia rozbiorów nie została rozliczona. Gdy w pewnych momentach pojawiała się koniunktura międzynarodowa, to o sprawie polskiej cały czas pamiętano. Podobnie powstańcza walk była czynnikiem ożywiającym polskość. Zdawać by się mogło, że represje popowstaniowe powinny doprowadzić do wynarodowienia Polaków, tymczasem to właśnie wtedy wielu cudzoziemców dobrowolnie się polonizowało.

Dla osób, którym bliska jest idea imperium trojga narodów
kubek z herbem z Orłem, Pogonią i Archaniołem do kupienia
tylko w Sklepie Wokulskiego.

I nie mam wcale pewności, czy kładąc z jednej strony na szali całkowity brak powstań z tym naszym całym dorobkiem powstańczym z drugiej strony, to czy przewaga tego pierwszego wyboru jest tak oczywista. Naturalnie, dobrze by było, żeby do pewnych wydarzeń historycznych nigdy nie doszło, ale czy wykasowanie całego naszego dorobku powstańczego naprawdę jest takie dobre? Owszem, w powstaniach zginęło wielu wspaniałych ludzi, ale czasami alternatywą było dla nich nie spokojne i wygodne życie, lecz w najlepszym razie nędzna wegetacja pod zaborczym butem. Nie oszukujmy się śmierć z bronią w ręku za ojczyznę, wolność, ideały ma zawsze większą wartość niż dobrowolne pójście na stracenie. Najlepiej to ilustruje kazus powstania w warszawskim getcie. Tu nie chodziło o zwycięstwo, co o godne odejście z tego świata.

Czy zatem polskie powstania miały sens? Absolutnie tak! Ich powody były bowiem słuszne. Po prostu było o co się bić. Gorzej, że większość z nich wybuchło w niewłaściwym, a czasem wręcz fatalnym momencie, często były też źle prowadzone i źle przygotowane. Bo jak już się bić, to z głową. 





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA