cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Czwartek, 18.04.2024

Czy Polacy mordowali sowieckich jeńców?

Jakub Wojas, 16.08.2020

Jeńcy bolszewiccy wzięci do niewoli po bitwie warszawskiej, 1920 r.

Rosja bardzo często, gdy przypomina się jej brak rozliczenia zbrodni katyńskiej, wypomina Polsce tragiczny los jeńców sowieckich, podczas wojny polsko-bolszewickiej. W polskich obozach jenieckich miało wtedy zginąć ok. 20 tys. czerwonoarmistów. Tylko czy była to zbrodnia równa Katyniowi?

Ta okrutna wojna z bolszewikami

Wojna polsko-bolszewicka była bardzo okrutnym konfliktem. Zbrodni dokonywali nie tylko bolszewicy, ale też żądni odwetu Polacy. Mordowanie poddających się Sowietów było częste. Przede wszystkim nie brano do niewoli komisarzy politycznych. Wrażenia robią zebrane dla rosyjskiego Czerwonego Krzyża relacje tych, którzy uciekli od Polaków. Tak wspominał swoje przeżycia z niewoli niejaki towarzysz Camcijew:

Dowódca pułku zebrał wszystkich mieszkańców wioski i kazał pluć i bić prowadzonych przez wieś jeńców. Trwało to około pół godziny. Po ustaleniu tożsamości, a okazało się, że są to żołnierze 4. husarskiego pułku Armii Czerwonej, nieszczęśnicy zostali rozebrani do naga i w ruch poszły nahajki. Później ustawiono ich w rowie i rozstrzelano tak, że mieli oderwane niektóre części ciała. (...) Krzyk: komisarz, komisarz (..) Przyprowadzili dobrze ubranego Żyda o nazwisku Churgin i choć nieszczęśnik zaklinał się, że nigdzie nie służył, nic to nie dało. Rozebrali go do naga, rozstrzelali i porzucili, twierdząc, że Żyd jest niegodzien, by leżeć w polskiej ziemi.

Kolumna sowieckich jeńców zmierzająca do obozu w Rembertowie (foto: Jan Zimowski)

Nie można wykluczyć, że było to trochę koloryzowane, niemniej we wspominaniach polskich żołnierzy również przewijają się opisy egzekucji jeńców i stosowanych wobec nich tortur. Zdarzało się, że pojmanych np. rozbierano do naga i bito nahajkami z drutu kolczastego. Jednak z drugiej strony, trudno się temu dziwić, gdy czyta się chociażby taki raport 32. Pułku Piechoty z 8 czerwca 1920 roku. Oto co zobaczyli polscy żołnierze pod wsiami Zamosze i Zawidno:

Po odparciu wroga i przywróceniu starych pozycji znaleziono [jeńców polskich] z rozprutymi brzuchami, powyrywanymi wnętrznościami, porąbanymi czaszkami, pokłutymi pachwinami, poprzestrzeliwanych kulami dum-dum. (...) Mózg porąbany leżał obok trupa.

Umieralnie

Ale to wszystko nie oznacza, że jeńców w ogóle nie brano. Już w 1919 roku ponownie uruchomiono dawne, funkcjonujące w czasie Wielkiej Wojny obozy w Strzałkowie, Dąbiu, Pikulicach i Wadowicach. Warunki były tam na tyle złe, że Sejm Ustawodawczy powołał specjalną komisję, by zbadać, jaka tam jest sytuacja. W raporcie z jej prac wskazano na brak odwszalni, łaźni, pralni, mydła, brud w pomieszczeniach, brak odzieży i bielizny na wymianę, brak opału, a także panujący wśród jeńców głód i tyfus. Winą za to obarczono władze wojskowe.

General Zdzisław Hordyński-Juchnowicz, lekarz wojskowy i szef departamentu sanitarnego MSW, relacjonując swoją wizytę na stacji rozdzielczej w Białymstoku, tak pisał w grudniu 1919 r do naczelnego lekarza Wojska Polskiego:

Ośmielam zwrócić się do pana generała z opisem tego strasznego obrazu, który staje przed oczami każdego, kto przybywa do obozu. W obozie panuje niemożliwy do opisania brud i niechlujstwo. Przed drzwiami baraków kupy ludzkich odchodów, które są rozdeptywane i roznoszone po całym obozie przez tysiące stóp. Chorzy są tak osłabieni, że nie są w stanie dojść do latryn, te zaś są w takim stanie, że nie sposób zbliżyć się do siedzeń, bo podłoga pokryta jest grubą warstwą ludzkiego kału. Baraki są przepełnione, wśród zdrowych pełno jest chorych. Według mnie na tych 1400 jeńców w ogóle nie ma zdrowych. Okryci łachmanami tulą się do siebie, próbując ogrzać się nawzajem. Dławi smród, bijący od chorych na dezynterię i zakażonych gangreną, opuchniętych z głodu nóg. Dwóch szczególnie ciężko chorych leżało we własnym kale sączącym się przez poszarpane portki. Nie mieli już sił, by przesunąć się w suche miejsce. Jakiż to straszliwy obraz.

Jeńcy sowieccy wzięci po bitwie pod Radzyminem

W tym czasie w obozach jenieckich było raptem 10 tys. sowieckich jeńców. W październiku 1920 roku liczba ta wzrosła niemal 10-krotnie. Pojmanych czerwonoarmistów upychano w dotychczasowych obozach, w nowo utworzonym w Tucholi oraz twierdzach Modlin i Brześć. W takich warunkach trudno było oczekiwać poprawy sytuacji.

W obozach bardzo szybko wybuchły epidemie tyfusu, czerwonki, cholery i grypy. To właśnie one pochłonęły najwięcej ofiar. Z powodu chorób zmarło 16-18 tys. jeńców rosyjskich: - 8 tys. w Strzałkowie, 2 tys. w Tucholi i 6-8 tys. pozostałych miejscach. Niby takie zarazy w ówczesnym czasie nie były niczym nadzwyczajnym, ale w obozach jenieckich zbierały one szczególnie wielkie żniwo. Na 1400 jeńców nie było żadnej osoby zdrowej. I znów trudno się dziwić, jeżeli przeczyta się kolejny raport gen. Hordyńskiego:

Jeńcy umieszczeni są w budynkach nie do mieszkania. Brak zupełnie sprzętów, urządzeń do spania, jeńcy śpią na podłodze, bez materacy i kocy, okna bez szyb, w ścianach dziury (...), ranni leżeli bez opatrunków po 2 tygodnie, a w ranach zalęgły się robaki, w tych warunkach jeńcy szybko umierają. Jeśli wziąć pod uwagę panującą tu śmiertelność, to w ciągu 5-6 miesięcy wszyscy w tym obozie muszą umrzeć.

Tak skandaliczne warunki tłumaczono najczęściej brakiem pieniędzy. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej brakowało butów dla żołnierzy na froncie, więc trudno było się spodziewać, że lepiej będzie się działo wziętym do niewoli. Niewątpliwie jednak wielu nie żałowało czerwonoarmistów. Jeńcy podczas kilkudniowych transportów do obozów nie otrzymywali żadnego pożywienia. W czasie jednego z takich przejazdów z Kowla do Puław, na 700 jeńców zmarło z wycieńczenia aż 473, a pozostali, jak pisał gen. Godlewski do gen. Kazimierza Sosnkowskiego:

Większość była tak zagłodzona, że nie była w stanie samodzielnie wysiąść z wagonów. 15 osób zmarło już pierwszego dnia w Puławach.

Obóz w Tucholi w czasie I wojny światowej

Niejednokrotnie w sprawie znęcania się nad jeńcami wszczynano śledztwa. Jedno z takich postępowań prowadzono m.in. przeciwko zastępcy komendanta obozu w Strzałkowie, a w późniejszych latach wybitnemu historykowi Władysławowi Pobóg-Malinowskiemu. Byli jeńcy Strzałkowa w zbiorowym liście do sądu tak pisali na jego temat:

Chodził po obozie w towarzystwie kaprali uzbrojonych w bicze uplecione z drutu kolczastego. Temu, kto mu się nie spodobał, kazał kłaść się do rowu, a kaprale bili tyle, ile im kazano. Tych, którzy prosili o litość, zabijał strzałem z rewolweru. Zdarzało się też Malinowskiemu bez przyczyny strzelać do więźniów z wież strażniczych. Grupa z por. Malinowskim na czele wchodziła na wieżyczki strzeleckie i stamtąd strzelała do bezbronnych ludzi. (...) wszystkie opisane zezwierzęcenia my, podpisani, możemy potwierdzić pod przysięgą w sądzie. Niech dosięgnie zasłużona kara człowieka-zwierzę, winnego śmierci ludzi bezbronnych, chorych, głodnych, zmarzniętych i gołych.

Ostatecznie jednak porucznika Malinowskiego uwolniono od zarzutów. Sądy nie bardzo mogły sobie poradzić z problemem znęcenia się nad jeńcami wojennymi. Polskę nie wiązały jeszcze wtedy żadne umowy międzynarodowe w tej sprawie. Wskazanie prawa zwyczajowego w tej sprawie przerastało z kolei kompetencje większości sędziów. Podobnie w prawie wewnętrznym nie było na ten temat stosownych regulacji.

Równowaga win?

Większość, znajdujących się w polskiej niewoli po wojnie polsko-bolszewickiej Rosjan na podstawie podpisanego 18 marca 1921 roku traktatu pokojowego w Rydze już jesienią trafiło do Rosji Sowieckiej. Z Rzeczypospolitej wyjechało wtedy ponad 65 tys. jeńców. Sowieci odesłali z kolei do ojczyzny ponad 26 tys. wziętych do niewoli polskich żołnierzy, choć szacowano, że trafiło do niej ponad 50 tys. Polaków. Co się stało z pozostałymi? Z powodu fatalnych warunków w obozach ginęli przez głód i epidemie. Jak wspominał Stanisław Bohdanowicz, sowiecki jeniec i żołnierz 5. Dywizji Syberyjskiej, jeden z bolszewików dosadnie mu powiedział, co ich czeka w niewoli:

Po co was mamy rozstrzeliwać? Tam sami pozdychacie.

Przez długi czas sprawa jeńców z wojny polsko-bolszewickiej nie była podnoszona w relacjach polsko-rosyjskich. Sytuacja się zmieniła po przyznaniu się przez Rosję do zbrodni katyńskiej. Za prezydentury Władimira Putina media i politycy rosyjscy zaczęli równoważyć śmierć sowieckich jeńców z zabiciem polskich jeńców w 1940 roku. Choć liczba ofiar w obydwu przypadkach jest podobna, to miara win nierówna. Czerwonoarmistów nie rozstrzelano, lecz umarli na wskutek zaniedbań i poniekąd też ze złej woli poszczególnych osób. W analogicznych, a być może nawet jeszcze w gorszych warunkach przebywali polscy jeńcy w Rosji Sowieckiej. Z kolei egzekucje pojmanych czerwonoarmistów na froncie były reakcją na podobne traktowanie pojmanych Polaków po stronie bolszewickiej. Polskie państwo natomiast nie zaplanowało i nie przeprowadziło masowej eksterminacji pojmanych żołnierzy jak to uczynił ZSRR w 1940 roku.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA