Wielu Polaków dostrzega w obecnej walce Katalończyków o niepodległość podobieństwo do dawnych polskich doświadczeń wolnościowych. Budzi to tym samym naturalną sympatię wobec aspiracji tego regionu. Niestety, analogie między sytuacją Polski z czasów zaborów a dzisiejszą w Katalonii są tak naprawdę znikome.
Katalończyk znaczy Polak
W Hiszpanii bardzo często określa się Katalończyków jako „Polaków”. To w założeniach dość ironiczne miano bardzo spodobało się mieszkańcom tego regionu i dziś nazwa „Polska” czy „Polacy” pojawia się w różnych przedsięwzięciach związanych z Katalonią, a przybysze z kraju nad Wisłą są tu z tego powodu pozytywnie postrzegani. Część Katalończyków twierdzi, że przyczyną nadania im „polskiego” przydomku jest to, że Polacy również długo walczyli o swoją niepodległość. Przed II wojną światową mówiono nawet, że tym, czym dla Polaków była Rosja, tym dla Katalończyków jest Hiszpania.
Ten tok myślenia wydaje się słuszny. Ulega jemu zresztą także wielu mieszkańców naszego kraju. Ich zdaniem Katalończycy walczą dziś o wolność podobnie jak niegdyś Polacy pod zaborami, dlatego przynajmniej nieoficjalnie powinniśmy z nimi sympatyzować. W rzeczywistości są to jednak pozory. Samo dążenie do niezależności nie jest wystarczającym powodem, aby budować analogie między losem Polski i Katalonii.

Katalonia cieszyła się niegdyś niepodległością, lecz był to okres stosunkowo krótki i odległy. Na początku IX w. na tym obszarze pojawiło się będące pod wpływami frankijskimi Hrabstwo Barcelony. Wiek zajęło Katalończykom wyzwolenie się spod tych zależności i stworzenie samodzielnego państwa, które utrwaliło w nich poczucie odrębności. Szczególne piętno pozostawił po sobie okres unii personalnej z Aragonią, zawartej w 1137 r. To dzięki niej w latach 1164-1410 władcy obydwu krajów panowali również w Walencji, na Majorce, Sardynii, Sycylii, Korsyce i krótko nawet w części Grecji.
Okres złotego wieku skończył się w XV stuleciu. Katalonię nie dość, że zdziesiątkowała epidemia czarnej śmierci to dodatkowo dochodziło do wybuchów lokalnych konfliktów zbrojnych, na czele z wojną domową z lat 1462-1472.
Na skutek małżeństwa Ferdynanda II Aragońskiego i Izabeli Kastylijskiej, Katalonia stała się częścią zjednoczonej Hiszpanii. Początkowo Barcelona utrzymywała swoją odrębność, jednak stopniowo Madryt ograniczał te swobody. Doprowadzało to do wybuchu kolejnych buntów. Najpoważniejsze wystąpienia miały miejsce w latach 1640-1652. Ich rezultatem było utrzymanie autonomii Katalonii w ramach Hiszpanii. Jednakże już po ponad 60 latach została ona i tak zlikwidowana przez Filipa IV
Sprawa niepodległości czy względnej niezależności regionu w ramach Hiszpanii wracała później niczym bumerang. W II poł. XIX w., gdy przez Europę przetaczała się fala przebudzenia narodowego, Katalończycy ponownie zaczęli domagać się swoich praw. Katalońską republikę, zupełnie niezależną bądź związaną z Hiszpanią, proklamowano kolejno w 1873, 1931 i 1934. Apogeum antagonizmów między Madrytem a Barceloną nastąpiło w trakcie wojny domowej w latach 1936-1939. W tym czasie to właśnie stolica Katalonii była największym bastionem Republiki. Po zwycięstwie gen. Franco zlikwidowano specjalny status tego obszaru, a wszelkie przejawy dążenia do chociażby względnej autonomii były brutalnie tłumione.
Nielegalna walka o niepodległość
Może się wydawać, że dążenie do wolności uciemiężonego narodu powinno być nam bliskie, a podobieństwo losu polskiego i katalońskiego jest uderzające. Cała sprawa Katalonii komplikuje się jednak na gruncie prawa międzynarodowego. Tutaj bowiem zarówno szanuje się integralność terytorialną państw oraz prawo ludów do samostanowienia. Brzmi to dziwnie, gdyż realizacja tego drugiego może pociągnąć za sobą secesję, a w konsekwencji naruszenie owej integralności. Dlatego też nie każdy przypadek dążenia do prawa do samostanowienia musi doprowadzić do powstania nowego organizmu państwowego.

Doktryna prawa międzynarodowego przyznaję to prawo „ludom” kolonizowanym lub znajdującym się pod obcą okupacją. W pozostałych przypadkach ewentualnie możliwe jest uznanie podmiotu powstałego w wyniku secesji, będącej odpowiedzią na sytuację danej mniejszości narodowej, która jest prześladowana, ciemiężona i nie ma szans na realizację swoich praw w ramach państwa, w którym przyszło jej żyć. Współczesnym tego przykładem jest m.in. Erytrea czy Sudan Południowy. Dopuszczalne jest również, gdy w państwach wielonarodowych dochodzi do oderwania się jego części zgodnie z przewidzianą prawem wewnętrznym procedurą. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w czasie rozpadu ZSRR.
Trudno uznać zatem, aby którykolwiek z tych przypadków miał miejsce w odniesieniu do Katalonii. Referendum niepodległościowe przeprowadzono w sposób niezgody z hiszpańskim prawem. Katalonia nie jest też hiszpańską kolonią czy obszarem okupowanym. O ile jeszcze za czasów dyktatury gen. Franco można by było się zastanawiać, czy życie w Hiszpanii uniemożliwia Katalończykom realizację ich podstawowych praw, to od czasu przyjęcia w 1978 r. nowej konstytucji, czyli od kiedy ten region uzyskał autonomię, takie rozważania są bezpodstawne. Nie może tu być mowy o jakimkolwiek prześladowaniu. Obecna radykalizacja części Katalończyków wynika ze zniesienia przez hiszpański Trybunał Konstytucyjny w 2010 r. szerszego specjalnego statusu regionu z 2006 r. Lecz nie zlikwidowano wówczas w ogóle autonomii. Po prostu wróciła ona do stanu pierwotnego.

Warto też podkreślić, że wielu Katalończyków nie podziela pragnień separatystów. Dążenia tego narodu do samostanowienia zazwyczaj bowiem skupiały się na osiągnięciu większej niezależności, ale w ramach Hiszpanii. Obydwa narody łączy wielowiekowy związek, o wiele dłuższy niż okres samodzielności Katalonii. Barcelona w ostatnich dekadach była beneficjentem sporych profitów z racji bycia częścią Hiszpanii, a bogactwo tego regionu, wynikające po części ze znacznego uprzemysłowienia, nastąpiło również za czasów dominacji hiszpańskiej.
Katalonia to nie Polska
W kwestii braku legalności działań katalońskich separatystów, naruszania przez nich ustalonego ładu europejskiego i integralności terytorialnej można podnieść oczywiście argument, że podobne głosy były słyszane także w XIX w. w stosunku do polskich dążeń niepodległościowych. Ponadto mieliśmy też przypadki, kiedy ziemie polskie pod zaborami cieszyły się całkiem sporą niezależnością (np. Królestwo Polskie czy Galicja), a jednak Polacy nadal walczyli o wolność.
To niestety znów tylko pozorne podobieństwa do sytuacji Katalończyków. Katalonia stała się częścią Hiszpanii na podstawie zgodnych z ówczesnym prawem międzynarodowym układów politycznych. Z Polską było inaczej. Prusy, Austria i Rosja anektując nasze terytorium wielokrotnie złamały obowiązujące także wówczas normy prawa międzynarodowego, a chodzi tu m.in. o swobodę w zawieraniu umów międzypaństwowych. Cesja ziem polskich była jawny pogwałceniem ówczesnych zasad. Sejmy rozbiorowe obradowały pod lufami karabinów, a posłów, dyplomatów i króla szantażowano. Mocarstwa zaborcze chciały zachować pozory legalności, co nie oznacza, że je zachowano.
O tym, że rozbiory Rzeczpospolitej były bezprawiem mówili już prawnicy z epoki. Polacy zatem mieli pełne prawo do wyrażania niezgody na to otwarte naruszenie obowiązujących zasad. Stąd też mówimy, że w 1918 r. doszło do restytucji (odrodzenia) państwowości polskiej, a nie powstania nowego państwa. A właśnie tego ostatniego chce część Katalończyków.
W sprawie niepodległości katalońskiej można podnosić także argumenty czysto pragmatyczne, dotyczące rozbijania jedności Europy, wzrostu tendencji separatystycznych w innych krajach, a przez to niepokojów na kontynencie. Dlatego nie tylko z tych względów Katalonii zdecydowanie bliżej jest do Krymu niż do Polski.