17 czerwca br. premierzy Macedonii i Grecji, Zoran Zaev i Alexis Tsipras, podpisali porozumienie dotyczące nazwy tego pierwszego państwa. Wielu ma nadzieję, że w ten sposób zakończy się wieloletni spór, w który miesza się polityka z historią. Czy tak będzie? Wątpię.
Macedonia to nie Macedonia
Gdy w 1991 r. na mapie pojawiła się Republika Macedonii, to natychmiastowo rząd w Atenach oprotestował jej nazwę i posługiwał się najczęściej w stosunku do tego państwa akronimem FYROM od angielskiego: Former Yugoslav Republic of Macedonia. Sprawa stała się już poważna, gdy Grecja z powodu używania przez Skopje drażniącej nazwy swego kraju zablokowała możliwość euroatlantyckiej integracji Macedonii.

Powodów takiego postępowania Greków jest kilka. Przede wszystkim region Macedonia nie jest tożsamy z krajem o tej nazwie. Region jest podzielony między pięcioma państwami i jego spora część, tzw. Macedonia Egejska, znajduje się na terytorium greckim. Lecz przynależność tego obszaru do Grecji jest stosunkowo świeżej daty, gdyż liczy niewiele więcej niż 100 lat. Ponadto była ona wówczas zamieszkała przez ludność słowiańską, a Grecy przybyli tu dopiero z czasem. Fakt zatem, że sąsiedzkie państwo nazywa siebie „Macedonią” może sugerować, że ma ono ambicje na rozszerzenie swego władztwa nad całym regionem, a biorąc pod uwagę mankamenty greckiej zwierzchności nad ich Macedonią uznano, że lepiej dmuchać na zimne.
Słowiański Aleksander Wielki
Obok jednak potencjalnych roszczeń terytorialnych znacznie ważniejsze w sporze wokół nazwy bałkańskiego państwa były kwestie tożsamościowe. Grecy uznają się za spadkobierców Hellady i w tym mniemaniu są utwierdzani przez niemal cały świat. Tę spójną koncepcję zaburza jednakże istnienie właśnie państwa o nazwie „Macedonia”. No bo skąd niby miał pochodzić Aleksander Macedoński jak nie z Macedonii?
Przyznam się szczerze, że pacholęciem będąc sam koncypowałem w podobny sposób. W rzeczywistości mieszkańcy dzisiejszej Republiki Macedonii mają pewnie więcej wspólnego z naszym Mieszkiem I niż Aleksandrem Wielkim. Nie przeszkadzało to jednak wielu miejscowym czynnikom rozpocząć proces budowy tożsamości słowiańskich Macedończyków wokół antycznych tradycji związanych z Aleksandrem Macedońskim.

W 2010 r. zainicjonowano projekt Skopje 2014. Zakładał on budowę w macedońskiej stolicy ok. 20 budowli w stylu antycznym. Pochłonęło to olbrzymie pieniądze, a wyszło…co najmniej dyskusyjnie. Wielu zarzuca projektowi kiczowatość. Największe kontrowersje wzbudził jednak pomnik „Wojownika na koniu” na Placu Makedonia. Oczywiście, wszyscy wiedzą, że 22-metrowy monument przedstawia Aleksandra Wielkiego, ale zdecydowano się na neutralną nazwę, by nie drażnić Greków. Jednak „Wojownik” i tak ich drażnił. Grecy zarzucali ówczesnym władzom w Skopje pisanie historii na nowo. Tym bardziej, że wokół projektu jak grzyby po deszczu pojawiły się teorie łączące współczesnych Macedończyków z tymi z czasów starożytnych. I już właściwie tylko krok wystarczył, by nie tylko Macedończycy uwierzyli w swoje współplemieństwo z Aleksandrem Wielkim, ale również świat. Skopje 2014 stało się turystycznym hitem Macedonii, tłumnie odwiedzanym głównie przez turystów z Włoch i Turcji. A gdyby tak jeszcze machnąć jakiś film o słowiańsko-macedońskim Aleksandrze Macedońskim?
Północna Macedonia wyrzeknie się Aleksandra?
Cały ten misterny plan wylądował jednak bardzo daleko wraz z upadkiem poprzedniego rządu. Obecny, jak zapowiadał, „wywrócił dotychczasową politykę do góry nogami”. Premier Zaev publicznie kpi i z Skopje 2014, i teorii na temat antycznego dziedzictwa jego kraju. To też znalazło swoje odzwierciedlenie w porozumieniu z Atenami. Nową nazwą Republiki Macedonii ma być Macedonia Północna i jest to odwołanie jedynie do geografii. Skopje zadeklarowało, że nie będzie wysuwać żadnych roszczeń terytorialnych w stosunku do Grecji oraz uznaje, że Aleksander Macedoński to część greckiego dziedzictwa.
Porozumienie wzbudziło kontrowersje. W Skopje wybuchły zamieszki, a w Atenach Alexis Tsipras jedynie trzema głosami utrzymał wotum zaufania dla swojego rządu. Jednak w tym sporze to Grecy mogą się czuć całkowitymi zwycięzcami. Co prawda twardogłowi, którzy nie dopuszczali możliwości istnienia jakiegokolwiek państwa z nazwą Macedonia mogą być zawiedzeni, lecz zgodnie z tym porozumieniem największy dotychczas rywal do hellenistycznego dziedzictwa został wyeliminowany. Tylko czy to się utrzyma?

Nie tak dawno Bułgaria wypowiedziała się w macedońsko-greckim sporze nieoczekiwanie stwierdzając, że spuścizna po Aleksandrze Wielkim powinna przynależeć do wszystkich państw regionu Macedonii (czyli Bułgarii także). Niby kolejna bzdura, ale jakby tak się zastanowić... Bo o ile u osób zorientowanych współcześni Macedończycy stylizujący się na tych antycznych wzbudzają śmiech, to Grekom przyznawane jest prawo do wspomnianego często bez zastrzeżeń Aleksandra Wielkiego. Tymczasem wśród naukowców nie ma pewności, że mieszkańcy Macedonii Aleksandra byli Hellenami. Równie dobrze mogły to być przybyłe z zewnątrz plemiona, które się zhellenizowały. Jeśli tak było to dziedzictwo antycznej Macedonii można by było łatwiej rozszerzyć w myśl bułgarskiej propozycji.
Dla Aten bycie państwem o bogatej starożytnej historii stanowi ważny czynnik podbudowujący narodowe ego. I tą spuścizną Grecja w żadnym wypadku nie chce się dzielić z innymi. Ma to też swoje znaczenie polityczne. Warto sobie przypomnieć chociażby niedawne zamieszanie wokół kryzysu greckiego, gdzie pojawiały się głosy: „Jak można tak traktować kolebkę demokracji?”. Gdyby roszczenia do tej „kolebki” wysunęły inne państwa, to siła tych argumentów byłaby dużo mniejsza.
Niby sytuacja z Macedończykami jest o tyle klarowniejsza, gdyż Aleksander na pewno Słowianinem nie był, ale coraz popularniejsza jest wersja odwrotna, że to Macedończycy są zeslawizowanymi potomkami starożytnych Macedończyków. I tak historię możemy sobie naginać na wszystkie strony. W Polsce też ma to swoje odbicie w robiących furorę teoriach o Wielkiej Lechii. Wprawdzie jest to głupota do kwadratu, ale manipulacja faktami jest tutaj coraz sprawniejsza.
Kiedyś byłem na wykładzie dotyczącym historii Troi. Wśród licznych teorii na temat tego jak to z tą Iliadą i samym Homerem było, konkluzja na końcu była jedna: tak naprawdę to nie wiadomo. A skoro nie wiadomo, to wszystko jest możliwe. Dlatego nie wierzę w trwałość porozumienia „północnomacedońskiego”. Wcześniej czy później w Skopje pojawi się polityk, który zauważy, że na graniu na resentymentach po Aleksandrze Wielkim można zajechać daleko, więc słowiański Macedończyk zapewne znów odnajdzie w sobie antycznych przodków.