cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Czwartek, 28.03.2024

Afera rotmistrza Czackiego, czyli skandal w przedwojennej Krynicy

Jakub Wojas, 30.04.2019

Deptak w Krynicy Zdrój przed II wojną światową

Przed wojną bycie oficerem, a w szczególności oficerem kawalerii, wiązało się z prestiżem, szacunkiem społeczeństwa i powodzeniem u płci przeciwnej. Osiągnięcie tego statusu było okupione długą i trudną drogą, przetartą, jeśli nie na polach bitew, to przynajmniej w garnizonach i na poligonach. Znajdowali się jednak też tacy, którzy próbowali wejść na skrót do tej elity.

Od nieszczęśliwego kaleki do wojennego bohatera

Można śmiało stwierdzić, że oficer Wojska Polskiego był w II RP człowiekiem zaufania społecznego. Nienaganne maniery, elegancja, no i ta fantazja imponowały wszystkim wokół. Oficerom zatem sporo można było wybaczyć, a niekiedy oni sami korzystali z uprzejmości i zaciągali długi zabezpieczone wyłącznie ich honorem.

W pełni świadomy tego Bogumił Czechak z Uścieczka w powiecie zaleszczyckim zapragnął też tak żyć. Niestety, w jego życiu przydarzył się nieszczęśliwy wypadek - stracił lewą rękę. Zdarzenie miało wprawdzie na wpółmilitarny charakter, ponieważ doszło do niego podczas nieostrożnej zabawy z granatem w okresie gimnazjalnej młodości, niemniej nieszczęśnik mógł zapomnieć o karierze wojskowej. Po ukończeniu gimnazjum w Kołomyji studiował kilka lat filozofię we Lwowie. Raczej mu to nie szło albo materialnie nie dawał sobie rady, gdyż poza pracą korepetytora dokonywał również drobnych kradzieży.

Grupa oficerów 22. Pułku Ułanów Podkarpackich, 1932 r.

Punktem zwrotnym w jego życiu okazało się nabycie w 1930 roku munduru rotmistrza 22. Pułku Ułanów Podkarpackich. Po jego nałożeniu Czechak zamienił się w rotmistrza Czackiego – wielokrotnie odznaczonego i nagradzanego weterana wojny polsko-bolszewickiej, na której stracił rękę. W drukarni w Miechowie wyrobił sobie książeczkę legitymacyjną. W Krakowie u rysownika Horowitza na ulicy Grodzkiej powstała sfabrykowana pieczęć 22. Pułku. Potem wystarczyło tylko kilka sfałszowanych podpisów i już można było uchodzić za oficera polskiej kawalerii.

Gwiazda salonów

Fałszywy rotmistrz bardzo prędko wkradł się w łaski senatora Popiela ze Siborzyc. Dzięki jego protekcji zyskał posadę guwernera u hrabiego Adama Stadnickiego z Nawojowej. Bohater-inwalida wojenny zbudzał szacunek połączony litością, dlatego Czechak vel Czacki szybko zyskiwał angaże do udzielania lekcji także w innych domach. Pewnego razu sam postanowił wyjść losowi naprzeciw i odpowiedział na ogłoszenie szukającej guwernera Wandy Pakubrotto, właścicielki willa „Adela” w Krynicy. Rzekomy kawalerzysta z rekomendacjami od hrabiego i senatora szybko dostał tę posadę i przeniósł się do górskiego kurortu.

Czechak czuł się w nowej roli wyśmienicie. Swoje opowieści wojenne ubarwiał w niesamowity sposób. Z dumą chwalił się szeregiem odznaczeń, m.in. Virtuti Militari i trzykrotnym Krzyżem Walecznych. W swoich historiach nasz bohater popłynął tak daleko, że być może sam uwierzył, że jest kawalerzystą. Czuł się bowiem w obowiązku podkreślać swój honor i wykazywać się ułańską fantazją. Jedną z jego metod podrywu było pokazywanie pięknym paniom zdjęć... z własnego pogrzebu, który sam zainscenizował jeszcze podczas pobytu u Stadnickich. Rotmistrz Czacki leży w trumnie, obok warta honorowa złożona z przebranych za ułanów parobków hrabiego – taki kawaleryjski dowcip. Co ciekawe, to działało. Jeszcze niedawno kaleki korepetytor, teraz jako oficer kawalerii cieszył się niemałym powodzeniem. O jego romansach plotkowała cała Krynica, a niejedna dama z towarzystwa chciała przeżyć „chwilę uniesienia” z bohaterem.

Koniec szczęścia

To bajeczne życie skończyło się, jak to zwykle w takich historiach bywa, przez głupi przypadek. Pewnego dnia 1932 roku pułkownik Stanisław Rostworowski zetknął się na krakowskiej ulicy z rzekomym rotmistrzem Bogumiłem Czackim. Ten oddał naturalnie honory starszemu stopniem, ale pułkownika zastanowiły barwy spotkanego oficera. Tak się bowiem składało, że pułkownik Rostworowski był dowódcą 22. Pułku Ułanów i jak dotąd nie miał przyjemności spotkać rotmistrza Czackiego. Czechaka cała ta sytuacja jednak specjalnie nie zestresowana. Po dwóch latach swojej „wojskowej kariery” miał już przygotowane wytłumaczenie na taką okoliczność. Wyjaśnił zatem swojemu dowódcy, że dopiero co przeniesiono go z 1. Pułku Ułanów Krechowieckich do Dowództwa Okręgu w Krakowie i jedynie pod względem ewidencyjnym przydzielono go do 22. Pułku Ułanów. Dlatego też nie zameldował się jeszcze u swego formalnego zwierzchnika.

Niby to tłumaczenie miało sens, lecz Rostworowskiego coś tknęło i postanowił tę informację zweryfikować. Zatelefonował do Ministerstwa Spraw Wojskowych i rychło okazało się, że ani w 1. Pułku, ani 22. Pułku rotmistrza Czackiego nikt nie zna. Po wszystkich garnizonach rozesłano zatem polecenie zatrzymania fałszywego oficera.

Pijalnia Jana w Krynicy, 1929 r.

Tymczasem Czechak nie zdający sobie sprawy z narastającego zagrożenia bawił się w najlepsze w Krynicy, kontentując uroki życia ułana-bohatera. Na swoje nieszczęście pewnego razu minął na krynickim deptaku rotmistrza Józefa Możdrzenia – adiutanta komendy miasta Lwów. Prawdziwy oficer od razu zwrócił uwagę, że gwiazda krynickiej socjety w złej kolejności nosi odznaczenia. Możdrzeń wprost zapytał Czechaka o legitymację służbową. Oburzony fałszywy kawalerzysta odparł, że jako inwalida jej nie posiada. Dla adiutanta to wyjaśnienie wystarczyło, by utwierdzić się w przekonaniu, że ma do czynienia z oszustem.

Rotmistrz Możdrzeń zadzwonił do garnizonu w Nowym Sączu, skąd przysłano kapitana Wójcika z 1. Pułku Strzelców Podhalańskich z żandarmami, którzy mieli aresztować Czechaka. Jeszcze tego samego dnia do willi Adela, gdzie mieszkał oszust zawitali żołnierze. Rotmistrz Czacki wyszedł stamtąd już jako Bogumił C. W jego mieszkaniu znaleziono dwa komplety mundurów wojskowych, w tym jeden galowy; 19 podrobionych legitymacji służbowych, pozwolenia na broń (rzekomy oficer miał nawet własny magazyn broni myśliwskiej) i kilka fałszywych pieczątek.

Bogumił C. został oddany w ręce policji. Stanął przed sądem okręgowym w Nowym Sączu. Swoje dwa lata boskiego życia przypłacił kilkuletnią odsiadką.





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA