cookies

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujące z nami podmioty. W przeglądarce można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego portalu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Jeżeli nie zgadzasz się na używanie cookies możesz również opuścić naszą stronę. Więcej informacji w naszej polityce prywatności.

Piątek, 19.04.2024

Polski Pétain. Marszałek Edward Rydz-Śmigły nie ucieka w 1939 r.

Łukasz Gajda, 10.10.2017

Marszałek Edward Rydz-Śmigły

Marszałek Edward Rydz-Śmigły jest postacią co najmniej kontrowersyjną. To jego obwinia się głównie za klęskę września 1939 r. Stał się też symbolem ucieczki władz RP w tym trudnym dla nas momencie dziejowym. Gdyby jednak został w kraju, to co by się stało?

Noc z 17 na 18 września 1939 r. kładzie się chyba największym cieniem na biografii marszałka Rydza-Śmigłego. W obliczu sowieckiego najazdu, dla zachowania swojej ciągłości, przebywające na tzw. przedmościu rumuńskim polskie władze państwowe postanowiły wówczas ewakuować się do Rumunii, a przez nią następnie do Francji. O ile jednak ten krok można było jeszcze zrozumieć w stosunku do rządu czy prezydenta, to już opuszczenie walczącej ojczyzny przez Naczelnego Wodza może szokować.

I rzeczywiście wtedy szokowało. Wiadomość o tym, że Edward Rydz-Śmigły opuścił kraj przyjęto najpierw z niedowierzaniem. Zachowały się relacje o grożeniu posłańcom sądem polowy za rozpropagowywanie nieprawdziwych informacji. Potem, gdy okazało się, że jest to prawda, morale wielu żołnierzy ogromnie spadło. Nazwisko marszałka powszechnie lżono, a niektórzy nie widzieli już kompletnie sensu dalszej walki. Postawa Naczelnego Wodza była o tyle boleśniejsza, że przedwojenna propaganda wykreowała go na męża opatrznościowego. Przed wybuchem konfliktu Polacy często nucili:

Nikt nam nie zrobi nic

Nikt nam nie weźmie nic

Bo z nam jest Śmigły

Nasz Śmigły-Rydz.

Prezydent Ignacy Mościcki i marszałek Edward Rydz-Śmigły. 17 września 1939 r. obydwaj opuścili Polskę, choć wyjazd tego ostatniego był słabo uzasadniony.

Jeszcze w momencie opuszczania przez marszałka terytorium Polski na moście w Kutach drogę zatarasował mu płk. Bociański. By powstrzymać Naczelnego Wodza przed ucieczką próbował on na jego oczach popełnić samobójstwo. Ochrona Rydza-Śmigłego ledwo powstrzymała nieszczęśnika, a marszałek dodatkowo go zrugał.

Naczelny Wódz wyjeżdżał z Polski jako jeden z ostatnich dygnitarzy. Cały czas się wahał, czy opuszczać kraj, czy zostać z wojskiem. Chciał się nawet przebijać do oddziałów walczących. W odróżnieniu od rządu i prezydenta nie miał on prawa do nieskrępowanej podróży przez terytorium neutralnej Rumunii. Musiał liczyć się zatem z tym, że czeka go internowanie. Pewnie dlatego co chwilę zmieniał zdanie. W pamięci miał być może to, co sam mówił swego czasu o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim, który w trakcie wojny polsko-rosyjskiej w 1792 r. wobec zbliżającej się klęski przystąpił do konfederacji targowickiej. Na pytanie, co nieszczęsny monarcha powinien wtedy uczynić, Śmigły bez namysłu odpowiedział:

Mógł stanąć na czele wojska i zginąć!

Będący w podobnej sytuacji marszałek sam nie skorzystał ze swoich rad. Uległ presji grupy sanacyjnych dygnitarzy i porzucił walczących żołnierzy. Profesor Paweł Wieczorkiewicz sugerował wiele lat później, że Naczelny Wódz mógł w nieco teatralny sposób opuszczać kraj na piechotę i ostrzeliwać zbliżających się Sowietów. Piękne, ale czy to zmieniłoby o nim osąd?

Podstawową kwestią wydaje się to, jak w ogóle doszło do tego, że Naczelny Wódz zamiast gdzieś w oblężonej Warszawie znalazł się na odciętym przez wrogów przedmościu rumuńskim? Tam miała się znajdować ostatnia reduta polskiego oporu. Górzysty obszar przy granicy z Rumunią dobrze się nadawał do długiej obrony i słusznie, że to tam schroniły się władze Rzeczpospolitej. Ale czy to było miejsce dla Naczelnego Wodza? Pytanie to wydaje się tym bardziej zasadne, jeżeli weźmie się pod uwagę, że marszałek ewakuował się ze stolicy już 7 września.

Więcej na temat życia i dokonań Edwarda Rydza-Śmigłego
można znaleźć w książce Tajemnice marszałka Śmigłego-Rydza

Później on sam uważał opuszczenie walczącej ojczyzny za coś haniebnego i jesienią 1941 r. wrócił do okupowanego kraju. Zdaniem prof. Pawła Wieczorkiewicza i Dariusza Baliszewskiego, przyjechał aby doprowadzić do jakiejś formy kompromisu polsko-niemieckiego. Cała sprawa jest dość tajemnicza i nie do końca rozstrzygnięta. Oficjalnie marszałek zmarł na atak serca 2 grudnia 1941 r. Wielu widziało w tym jednak zabójstwo dokonane przez przeciwników jego i jego pomysłów.

Dla naszej opowieści ważny jest jednakże wątek polsko-niemieckiej kolaboracji. III Rzesza jeszcze na początku wojny zamierzała pozostawić jakąś kadłubową Polskę. Hitlerowi zależało również na oficjalnej kapitulacji Rzeczpospolitej. Tego zresztą obawiały się polskie władze. Sądzono, że jeżeli ktoś z wyższych dygnitarzy: prezydent, premier czy Naczelny Wódz znajdzie się w niewoli, to zostanie zmuszony do podpisania aktu kapitulacji, a to mogło osłabić naszą pozycję wobec sojuszników. Czy aby na pewno?

Załóżmy zatem, że marszałek Edward Rydz-Śmigły zachował się tak jak wcześniej deklarował. Nie opuszcza Warszawy, zostaje z wojskiem i do końca dowodzi z atakowanej stolicy polskimi siłami. Czasem wskutek fatalnej łączności jest to już rola czysto symboliczna, ale i gest Naczelnego Wodza miał jedynie moralne i propagandowe znaczenie. Od klęski nic by nas nie uchroniło. Jedynie lepiej by to wszystko wyglądało.

Dlatego, jak w rzeczywistości, 28 września pada Warszawa. Marszałek Edward Rydz-Śmigły trafia do niewoli. Tam zaczyna się kuszenie. Sowieci już trzy dni wcześniej jasno dali do zrozumienia, że nie życzą sobie żadnej, nawet zależnej Polski. W historii rzeczywistej Niemcy przeciw temu nie oponowali. Zaważyła na tym postawa Hitlera, który miał wtedy już jak najgorsze zdanie o Polakach, także ze względu na to, że nikt ważny przed nim nie skapitulował. Gdyby zatem Rydz-Śmigły znalazł się w niemieckich rękach, sytuacja mogłaby być inna. Wierząc ustaleniom Baliszewskiego i Wieczorkiewicza marszałek rozumiał, że pójście na współpracę z Niemcami może Polsce pomóc.

Przyjmijmy, że po zakończeniu bitwy pod Kockiem 6 października 1939 r. Edward Rydz-Śmigły za obietnicę stanięcia na czele nowej Polski podpisuję oficjalny akt kapitulacji. Rząd na wychodźstwie uznaje ten dokument za nielegalny, marszałka za zdrajcę i całkowicie odcina się od niego. Powstaje coś w rodzaju polskiego Państwa Vichy. Być może do 1941 r. ze względu na Stalina bardziej by ono przypominało protektorat Czech i Moraw, ale okupacja byłaby w takiej nowej Polsce bez porównania lżejsza niż w rzeczywistości. Co więcej, po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej Niemcy zapewne sięgnęliby po polskiego rekruta i polskie Vichy miałoby własne siły zbrojne. Mogłoby też liczyć na powiększenie swego, okrojonego wcześniej na zachodzie terytorium o ziemie wyzwolone spod władzy ZSRR.

Gen. Bogislav von Studnitz i marsz. Edward Rydz-Śmigły w Warszawie 11 listopada 1938 r. Czy gdyby Naczelny Wódz nie uciekł we Wrześniu to takie obrazki byłyby częstsze?

Sytuacja międzynarodowa Polski też zmieniłaby się na lepsze. Z jednej strony mamy bowiem Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie walczące z Niemcami, z drugiej polską armię Rydza idącą na Moskwę. Przy zwycięstwie każdej z tych opcji Rzeczpospolita by przetrwała. Ponadto siły zbrojne Rydza byłyby też cennym atutem dla zachodnich aliantów, jeżeli doszłoby do odwrócenia sojuszu.

Tutaj jednak w tej pięknej wizji pojawiają się problemy. Nie ma pewności, czy Polska byłaby w stanie na czas zmienić front. Wielce prawdopodobnym jest, że tak. Udało się to bowiem większość sojuszników III Rzeszy. Wyjątek stanowią Węgry, które próbowały, lecz Niemcy udaremnili te próby. Warto jednak mieć na uwadze, że wówczas społeczeństwo węgierskie było przeciwne jakiejkolwiek zmianie sojuszników. Węgrzy w większości popierali Hitlera i z radością powitali Wehrmacht na swoim terytorium. Czy w Polsce byłoby podobnie? Raczej nie. Niemcy zagarnęliby przecież część Polski, co na pewno nie spowodowałoby, że darzono by ich sympatią. Poza tym, w odróżnieniu od Węgrów, nasz sojusz poprzedzałałby wojna z 1939 r.

Inną kwestią jest, jak daleko w kolaboracji posunąłby się Rydz-Śmigły. Czy polskie państwo pod jego rządami brałoby udział w eksterminacji Żydów? Szczątkowa Polska powstała po akcie kapitulacji Naczelnego Wodza byłaby państwem zależnym, gdzie jakaś forma co najmniej dyskryminacji ludności żydowskiej niewątpliwie by nastąpiła. Nie ulega jednak wątpliwości, że osób pochodzenia żydowskiego zginęłoby mniej niż w czasie nieskrępowanej władzy III Rzeszy na dawny terytorium II RP, jak to niestety miało miejsce w rzeczywistości. Najlepszym tego dowodem jest to, że we wszystkich państwach kolaborujących z Hitlerem w czasie wojny zginęło mniej Żydów niż w okupowanej Polsce.

Problemem byłoby jednak co innego. Polski aparat państwowy mógłby się włączyć w Holokaust. Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć, czy kolaborująca Polska postępowałaby podobnie jak Francja Vichy, której olbrzymie struktury uczestniczyły w tym haniebnym procederze. Niemniej nawet w wypadku skromniejszego zaangażowania, pojawiające się gdzieniegdzie obecnie zupełnie bezpodstawne zarzuty o współodpowiedzialności naszego kraju za Shoah miałby wówczas większe uzasadnienie.

Z kolei koniec wojny dla Polski nie oznaczałby prawdopodobnie następnej niewoli. Zakładając, że marszałkowi Rydzowi-Śmigłemu udałoby się w porę odwrócić sojusze, to zainstalowanie tu komunistycznej władzy okazałoby się niemożliwe. Polska w znacznej mierze wyzwoliłaby się bowiem sama przy pomocy rodzimej, dobrze uzbrojonej (przez Niemców) armii. Oczywiście, jakieś koncesje terytorialne na rzecz ZSRR by nastąpiły, ale rekompensata w postaci ziem poniemieckich na zachodzie i północy byłaby równie możliwa jak w rzeczywistości. A ze względu na to, że całą wojnę działał rząd na uchodźstwie i walczyła podległa mu armia nie można byłoby zepchnąć też nas do roli sojuszników Hitlera.

Tym samym, gdyby Edward Rydz-Śmigły został w walczącym kraju, potem skapitulował przed Niemcami i budował kadłubową Polskę, to paradoksalnie wyszlibyśmy z wojny jako zwycięskie państwo. Ujma kolaboracji jest jednak nie do zmazania i prawdopodobnie sam marszałek byłby dzisiaj uznawany nadal za postać kontrowersyjną. Miałby jednakże o wielu więcej zagorzałych stronników.

Więcej o kluczowych momentach z życia marszałka Śmigłego-Rydza można przeczytać w książce Sławomira Kopera i Tymoteusza Pawłowskiego Tajemnice marszłka Śmigłego-Rydza





Udostępnij ten artykuł

,

Polecane artykuły
pokaż wszystkie artykuły
Reklama
Wszelkie prawa zastrzeżone. © 2017 Kurier Historyczny. Projekt i wykonanie:logo firmy MEETMEDIA